Till We Are Vol. 1 Ch.05

Drzwi uchyliły się z cichym skrzypieniem, rzucając blady prostokąt światła do wnętrza małego pokoiku. Anthony aż oniemiał na widok zwalistego, spoconego faceta, który trzymając kurczowo włosy Theo posuwał go mocno w usta.
Sam chłopak wydawał się być nieobecny. Klęczał półnagi z opuszczonymi bezwładnie rękoma i szeroko otwartymi oczyma. Ślina ciekła mu po brodzie, a ciało odruchowo szarpane kaszlem, dygotało przeraźliwie.
– Co jest kurwa!? – krzyknął Anthony niewiele myśląc.
Gruby facet odwrócił do niego spoconą twarz.
– Wyperdalaj! – warknął, po czym jęknął nie przerywając ruchania.
Blondyn podszedł szybko do niego i odepchnął stanowczo od chłopaka.
– To ty stąd wypieprzasz, chyba że chcesz inaczej rozmawiać. – odparował patrząc na niego z niesmakiem.
Kiedy zerknął na Theo, zobaczył jak półprzytomnie osuwa się po podłogę. Pchnięty impulsem wymierzył grubasowi mocny cios w szczękę. Ten złapał się za nią jęcząc z bólu.
– Jeżeli nie chcesz, żebym ukręcił ci tego małego chujka zjeżdżaj w tej chwili! – pogroził mu Anthony i chcąc jak najszybciej się go pozbyć złapał go za przepoconą koszulkę i pchnął w stronę drzwi.
Mężczyzna wycharczał kilka przekleństw i wypadł z pokoju jedną ręką zakrywając penisa, druga trzymając za twarz.
Anthony zatrzasnął ręką drzwi i rzucił się ku półleżącemu na ziemi chłopakowi.
– Theo! Theo…! – potrząsnął nim po czym ujął jego twarz w dłonie i otarł rękawem ze śliny. – Ja pierdolę…! Theo! Słyszysz mnie…?!
Chłopak nie reagował.
Anthony spanikowany ułożył go na metalowym łóżku, zaraz jednak tego żałując, gdyż doleciał go smród wieki chyba nie zmienianej pościeli. Przesunął ręką po jego czole, odgarniając splątane włosy. Przyjrzał się chłopakowi w świetle latarni stojącej za oknem.
Theo wyglądał jak wrak. Gorzej niż wtedy, gdy widzieli się ostatnio. Był niemal zielony na twarzy, oczy miał zapuchnięte i mokre, a ciało posiniaczone.
W momencie gdy  Anthony wyciągał telefon, by zadzwonić na pogotowie, z ulgą dostrzegł jak mruga powiekami i łapie głębszy oddech. Poruszył się niespokojnie na łóżku. Jego ciało ciągle drżało.
Kiedy zobaczył nad sobą Anthonego tysiące myśli przebiegło mu przez głowę, jednak głównie był to wstyd, że mężczyzna zastał go w takiej sytuacji.
– Theo, spokojnie… – usłyszał obok i poczuł rękę zaciskającą się na jego dłoni. – Wywaliłem go stąd.
Chłopak odetchnął w duchu.
Widział go. Anthony, facet, któremu wszystko się udaje, który wszystko ma, widział jak obciąga Prestonowi. Theo znał dobrze jego sytuację z opowiadań Dorothy. Wiedział, że jego orientacja została w pełni zaakceptowana. W dodatku był tutaj, w tej śmierdzącej kamienicy i patrzył tak na niego, tym pełnym współczucia i troski spojrzeniem…
Theo usiadł na łóżku i zmarszczył brwi.
– Co ty tutaj robisz? – zapytał ostro, odtrącając dłoń mężczyzny.
Nie rozumiał jak to możliwe, że właśnie Anthonemu potrafi coś odpyskować, a innym już nie. Przecież to nie względem niego powinien być opryskliwy i wulgarny.
Anthony zaskoczony jego zachowaniem spojrzał mu w oczy przenikliwie.
– Raczej co TY robisz tutaj?! Kim był ten facet? – zapytał wbijając  w niego stanowcze spojrzenie.
– A co ciebie to interesuje?! – odszczeknął chłopak wstając i siadając na parapecie
Skulił się i zacisnął mocno powieki. Co miał mu powiedzieć? Że Preston go szantażuje? Że on, Theo robi to wszystko dla bezpieczeństwa Dorothy? Kto normalny uwierzyłby w coś takiego? Że ta zwalista, śmierdząca góra mięsa mogłaby cokolwiek zrobić Dorothy czy jej rodzinie?
On sam w to nie wierzył.
Anthony również wstał i zacisnął mocno szczękę.
– Jak to kurwa, co? – niemal krzyknął wyprowadzony z równowagi – Znikasz chory z mojego mieszkania, a po miesiącu widzę cię jak wchodzisz to tej śmierdzącej rudery… Idę za tobą bo się martwię do cholery i co? Widzę ciebie z tym… tym facetem!! Chyba należy mi się kilka słów wyjaśnień?! – zawołał żywo gestykulując ręką.
Theo wstał zamaszyście pchnął blondyna lekko w klatkę piersiową.
– Chcesz wyjaśnień? – zapytał – Dobrze. Ten facet to właściciel kamienicy. – syknął mu w twarz – A ja mu kurwa, obciągam i daję dupy, bo lubię jak mnie przyciska swoim zapoconym cielskiem, tak, że tracę oddech i nie pamiętam kim jestem. Uwielbiam jak spuszcza mi się głęboko w dupie, jak mnie gryzie, że nie mogę nawet później trącić własnego ciała. Uwielbiam te siniaki i smak jego śmierdzącego chuja, który rżnie mnie w gardło tak mocno, że niemal się duszę. Rozumiesz? – zapytał czerpiąc jakąś nieokreśloną satysfakcję z widoku oniemiałego mężczyzny. – Kocham stan rozjechania w jakim jestem już od prawie dwóch miesięcy!  Jak spuszcza mi się na twarz nazywając swoją dziwką. – kontynuował – Podnieca mnie to jak nade mną charczy i wzdycha, jakby miał zaraz paść martwy, bo jest mu tak, kurwa, dobrze!! Co tak się patrzysz?!  Dziwisz się? Jestem pedałem i mam to na co zasłużyłem! – zaśmiał się nieco histerycznie.
Czuł się jak śmieć, którym w zasadzie był. Jakby postradał zmysły przez to wszystko.  Obecność Anthonego tylko go w tym utwierdzała. Mężczyzna był jego przeciwieństwem, miał wszystko, czego Theo nigdy nie zdobędzie.
– Zbieraj swoje rzeczy i wychodzimy. – usłyszał stanowcze polecenie.
Spojrzał zaskoczony na mężczyznę.
– Nigdzie z tobą nie idę! – warknął od razu.
– Idziesz, kurwa, i bez dyskusji! – blondyn  sięgnął po szmaciany plecak chłopka.
Rozejrzał się po pokoju i zgarnął do niego kilka książek leżących na stoliku.
– Zostaw to! – Theo próbował wyszarpać mu swoje rzeczy, jednak na nic to się zdało.
Anthony złapał go za ramię i świadomy, że sprawia tym chłopakowi ból zacisnął mocno rękę.
– Od dzisiaj mieszkasz ze mną! – powiedział patrząc mu stanowczo w oczy. – Pakuj się natychmiast!
Puścił szarpiącego się chłopaka i spojrzał na niego wyczekująco.
Tak bardzo było mu go żal, że znalazł się w takiej sytuacji. Te sarkastyczne deklaracje tylko utwierdziły go w nagłej decyzji, że powinien go stąd zabrać. Miał możliwość mu pomóc i zrobi to, bez względu na to czy chłopak tego chce czy nie. Nawet jeżeli ich znajomość zaczęła się raczej niefortunnie, Theo był młodym chłopakiem, który zasługiwał na jakiś nowy, lepszy start. To jak teraz się zachowywał…
Widać było, że gra, wyrzuca z siebie wulgarne słowa, by jakoś odreagować. W końcu niemożliwe było, by chłopak, który z taką serdecznością odnosił się do jego małej siostrzenicy i o którym jego siostra miała tak dobre zdanie był zepsutym, puszczającym się gówniarzem.
W każdym bądź razie chyba w to wolał wierzyć Anthony.
– A co kurwa chcesz w zamian? – krzyknął chłopak – Co za różnica czy będę tu się kurwił czy u ciebie?!
Anthony odetchnął nieco zirytowany.
– Co za różnica? – zapytał chłodnym, opanowanym głosem. – Wolisz dawać temu grubasowi i mieszkać w tym burdelu, czy mi i mieszkać ze mną? Ubieraj się.
Wiedział, że to chwyt poniżej pasa, ale skoro Theo tak  stawiał sprawę.
– Skurwiel…! – syknął chłopak.
Anthony prychnął kpiąco zarzucając jego plecak na ramię. Złapawszy chłopaka za ramię pociągnął do drzwi.
– Zostaw…! – Theo wyrwał się resztką siły i sięgnął po gitarę pod łóżko.
U Anthonego byłoby mu niewątpliwie lepiej. A skoro i tak już zaczął takie życie…
Ze łzami w oczach założył na siebie koszulkę, kurtkę i szalik, po czym ruszył sam drzwi.
Kiedy schodzili do drzwi  nagle stanął przed nimi Preston. Z zapuchniętym policzkiem nabiegającym krwią wyglądał jeszcze szkaradniej niż zwykle.
– Andy, wisisz mi trzysta dolców. – powiedział wyniośle, jakby przed chwilą nie został wywalony przez blondyna ze sterczącym chujem z pokoju.
Theo zmrużył powieki i zacisnął pieści.
– Co? Kurwa, pieprzyłeś mnie przez ostatnie dwa miesiące i jeszcze mam ci za to płacić?! – krzyknął.
I tak był już wystarczająco poniżony. Nie chciał takich rozmów w obecność Anthonego. I to chyba właśnie obecność architekta dodawała mu tyle kurażu.
– Jak sobie chcesz. Idę z tym na policję. – odparł Preston, zaskoczony tym, że Andy mu odpyskował.
Zawsze przecież był potulny jak baranek i pozawalał robić ze sobą to, na co tylko Preston miał ochotę.
– W dupie to mam! – warknął brunet – Idź sobie! Też cię kurwa, zaskarżę!
– Spokojnie Theo. – powiedział Anthony sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza – Zapłacę temu skurwielowi.
– Ani mi się waż… – syknął chłopak.
Anthony zmroził go spojrzeniem.
– Nie będziesz mi mówił co mam robić. – powiedział stanowczo wypisując czek i podając go Prestonowi. – Jak jeszcze raz zbliżysz się do Theo, przysięgam, że pożegnasz się z tym burdelem. – pogroził mu jeszcze.
Mężczyzna uśmiechnął się żółtymi zębami i pomachał kartką.
– Andy ma fajną dupę. – zaśmiał się wrednie zerkając na chłopaka. – Powinieneś być zadowolony.
Theo poczerwieniał ze wstydu i rzucił Anthonemu krótkie spojrzenie.
Blondyn jednak mierzył wzrokiem Prestona i zmełł w ustach komentarz cisnący mu się na usta.
– Na szczęście moje zadowolenie to już nie twój problem, dostałeś kasę, więc odpieprz się od niego. – rzucił krótko.
Theo posłał blondynowi złe spojrzenie. Nie potrzebował jego zasranych pieniędzy! Teraz czuł się jakby naprawdę został przez niego kupiony.
Mężczyzna spojrzał na niego przelotnie.
– Do samochodu. – rzucił wychodząc z budynku.
Chłopak wyszedł za nim posłusznie i po chwili wsiadł do lśniącego samochodu architekta.

Po kilku minutach jazdy, Anthony zmarszczył brwi i zacisnął pięści na kierownicy.
– Jak.. to się stało? – zapytał siląc się na spokój.
Przecież na pewno istniało jakieś logiczne wytłumaczenie.
Theo osunął się w fotelu i odwrócił spojrzenie na ulicę.
– Nie twoja sprawa… – burknął tylko, doprowadzając tym samym blondyna do furii.
– Nie moja sprawa, do cholery!? – wydarł się na chłopaka, starając się skupić jednak na drodze. – Kto jeszcze nie tak dawno temu wmawiał mi, że to MOJE pedalskie towarzystwo źle działa na Dorothy, hm? A ty? Kim jesteś?! – zawołał, uderzając pięścią w kierownicę i zjeżdżając aż nieco z prawego pasa ruchu.
– Niczego od ciebie nie chcę! – warknął chłopak – Możesz mnie tu wysadzić. – dodał unosząc się na fotelu.
Anthony zmarszczył tylko brwi jadąc dalej.
– Zmuszał cię do seksu, w zamian za mieszkanie, tak? – zapytał wzburzony.
– Nie.
– To może chcesz mi wmówić, że robiłeś to z własnej woli, co? – zakpił – Jakoś nie wyglądałeś na szczęśliwego, gdy cię… – urwał, widząc kątem oka jak chłopak czerwienieje na buzi. – Zrozum, chcę ci pomóc. – dodał spuszczając nieco z tonu.
– Skąd myśl, że potrzebuję pomocy? – dodał chłopak cicho i obojętnie – Zatrzymaj się. – powiedział kładąc palce na klamce.
– Theo, powinieneś iść na policję. Niepotrzebnie mu płaciłem.. – westchnął Anthony – Znam dobrego adwokata, facet pójdzie siedzieć jeżeli tylko…
Theo wypuścił głośno powietrze z płuc.
– Nie pójdę na żadną policję. – przerwał mu szybko chłopak.
– Te blizny na plecach, to też on? – zapytał architekt – Pojedziemy zrobić obdukcję.
– Nigdzie nie jedziemy! – krzyknął chłopak – Nie rozumiesz?! Jak nie, to wysadź mnie tu i jedź w swoją stronę, a ja pójdę w swoją!
– W którą? – zapytał ironicznie blondyn – Może do niego, co?
– Nawet jeżeli, to nie powinno cię to obchodzić! – warknął Theo, a mężczyzna zniecierpliwiony zatrzymał się przy chodniku.
– Proszę bardzo, wysiadaj. – rzucił, licząc na to, że chłopak jednak zostanie.
Przecież na pewno nie chciał wracać do tego burdelu.
Theo spojrzał zaskoczony na architekta, po czym wyskoczył z auta i szybko otworzył tylne drzwi by wyjąć gitarę.
– Czekaj… – rzucił Anthony oglądając się przez ramię.
Brunet nie  patrząc nawet na mężczyznę zamknął drzwi i z zawziętą miną zarzucił plecak i futerał na ramiona, po czym ruszył przed siebie.
Anthony spojrzał za chłopakiem i warknął do siebie zdenerwowany. Po co tak się uwziął z tą pomocą, skoro ten gówniarz nie chce jej ani docenić, ani nawet przyjąć?
Zastanawiając się jak przekonać Theo, by jednak został podjechał za nim kilka metrów i otworzył szybę.
– Ej, Theo, nie wygłupiaj się… – zawołał do chłopaka – Wsiadaj no..
Chłopak ani myślał by to zrobić. Przecież wcale nie potrzebował jego pomocy. Tyle lat sam sobie radził i teraz też poradzi. A w dodatku nie był pewien czy Preston nie spełni wcześniejszych gróźb względem małej. Niby dostał pieniądze, ale to przecież jego chciał, nie pieniędzy. Może powinien ostrzec Anthonego…?
Albo wrócić do kamienicy.
Theo zatrzymał się nagle, chcąc zastanowić się czy wracać czy nie.
Anthony wykorzystując ten moment wysiadł szybko z auta i podbiegł do chłopaka.
– Przepraszam, zrobimy jak zechcesz… – zaczął, łapiąc chłopaka za ramiona.
Theo odsunął się gwałtownie marszcząc nos.
– Nigdzie z tobą nie jadę. – powiedział chłodno – Pilnuj Dorothy. – rzucił jeszcze i wyminął mężczyznę.
Anthony spojrzał za chłopakiem po czym ponownie do niego podszedł, łapiąc go za rękę, którą brunet od razu wyrwał z uścisku.
– Okay, okay, spokojnie. – Anthony uniósł ręce w pokojowym geście – Właśnie, Dorothy, ona na ciebie czeka. – powiedział mając nadzieję, że to jakoś podziała na chłopaka.
– Błagam cię… – westchnął chłopak nie spuszczając z blondyna czujnego spojrzenia – Powiesz jej, że musiałem wyjechać i tyle. Doskonale wiesz, że nie łączy nas nic szczególnego.
Anthony zmarszczył brwi.
– Sam mówiłeś, że jest dla ciebie jak siostra… – zasugerował.
– Oczywiście.. – rzucił ironicznie –  Prędzej czy później zapomni. Nic się nie stanie jak zniknę.
Anthony wyprostował się i spojrzał na chłopaka poważnie.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytał, patrząc na chłopaka przenikliwie.
Theo pokiwał głową, poprawiając plecak na ramieniu.
– W ogóle dzięki. Za dzisiaj. – rzucił z bladym uśmiechem chcąc się pożegnać  już z mężczyzną.
Nagle przypominał sobie, że wisi i między nimi jeszcze sprawa kasy.
Architekt zmarszczył brwi.
– Byłoby ci u  mnie naprawdę dobrze. – rzucił – Chyba możesz tyle dla nas zrobić, hm? – zapytał, mając nadzieję, że przez kilka dni chłopak się do niego przekona.
Poza tym wyglądał okropnie, powinien trochę wypocząć, a na ulicy, albo w parku tak się raczej nie stanie.
Theo zastanowił się przez chwilę.
– Okay. – westchnął zrezygnowany.
To przecież tylko kilka dni, nic innego jak w kamienicy, a później po prostu odejdzie.
Anthony uśmiechnął się z ulgą i odebrał od bruneta futerał z gitarą, po czym podszedł do samochodu i otworzył mu drzwi. Później włożył jeszcze na tył gitarę i usiadł za kierownicą.
W milczeniu przebyli pozostałą drogę do mieszkania  mężczyzny.
Theo siedząc obok blondyna w jego  luksusowym aucie, czuł się poniżony jak nigdy. Chociaż jak się nad tym głębiej zastanowił całe jego życie było jedną wielką kpiną i poniżeniem.
W milczeniu szedł za nim przez podziemny parking wpatrując się w ziemię. W windzie też nie odezwał się ani słowem
Miał być jego dziwką, tak?
Zrezygnowany i zmęczony,  wszedł za nim do znanego już mu mieszkania, po czym oparł zniszczoną gitarę o ścianę.
– Rozbieraj się . – rzucił my Anthony, samemu zdejmując płaszcz  – Czego się napijesz? – zapytał wchodząc do kuchni.
Theo zacisnął szczękę i zaczął zdejmować z siebie ubranie.  Jeżeli tego chciał to w porządku. Musiał przyznać, że wolał być pieprzony przez blondyna niż przez tego chuja Prestona. Chociaż gdy widział Anthonego przed sobą budził się w nim jakiś bunt. Chciał go prowokować, szokować, wyprowadzić z równowagi, żeby przestał patrzeć na niego z góry. Chciał doprowadzić mężczyznę do szału, żeby wywalił go ze swojego życia i więcej w nie nie wciągał.
Kiedy był już nagi stanął wyprostowany przy drzwiach.
– Theo? – zawołał Anthony i ruszył do przedpokoju.
Już się wystraszył, że chłopak zwiał mu znowu, ale gdy zobaczył go nagiego stojącego przy drzwiach, aż zaniemówił. Przesunął wzrokiem po jego szczupłym ciele, wypuszczając z cichym świstem powietrze z płuc.
– Co? Na co czekasz? – usłyszał jego drżący, pełen wyrzutu głos. – Nie pasuje ci moje posiniaczone ciało?! To mnie wywal! Mówiłem… – westchnął starając się uspokoić.
Architekt bez wahania podszedł do chłopaka i otoczył jego szyję ramionami. Przysunął policzek do jego policzka i odetchnął głęboko.
– Spokojnie, Theo… – powiedział czując jak chłopak dygocze – Oddychaj głęboko. –  dodał ciszej, samemu robiąc głęboki wdech, by narzucić to chłopakowi.
Powinien chyba dostać medal za wytrwałość, pomyślał, czując pod palcami delikatną skórę chłopaka. To już drugi raz jak stoi przed nim nago. Brawo, Anthony…
– Nie potrzebuję twojej litości… – burknął Theo stojąc jak kłoda – Bierz co twoje i się odpieprz…
– Moje? – zapytał szeptem Anthony. – Nie jesteś mój… – niestety, pomyślał, przyciskając go mocniej do siebie – W każdej chwili możesz odejść. Ale dopóki nie masz dokąd, zostań tutaj… – kontynuował Anthony – Mam wolną sypialnię, to duże mieszkanie.. Pomogę ci z tego wyjść, a kiedy będziesz chciał po prostu odejdziesz…
– Za nic? – prychnął chłopak czując przyjemne ciepło bijące od ciała mężczyzny.
Anthony odetchnął i przesunął dłońmi po plecach bruneta. Blizny nie mogły powstać niedawno, więc jeżeli to nie ten facet z kamienicy… Nawet wolał nie myśleć od jakiego czasu chłopak żyje w ten sposób..
– Jeżeli chcesz możemy ustalić cenę, która nie byłaby tobą… – dodał cicho.
Theo  westchnął cicho i skinął głową, nadal sparaliżowany dotykiem mężczyzny.
– Ubierz się teraz i idź do kuchni. – dodał Anthony z trudem odrywając się od ciała chłopaka i ruszył do łazienki.
Kiedy już był w pomieszczeniu, odkręcił zimną wodę i przemył nią twarz. Zapach i nagość chłopaka pobudziły go, jednak oparł się diabelskim podszeptom by wykorzystać okazję i go po prostu przelecieć albo samemu się oddać. Nagle powróciły do niego wszystkie perwersyjne myśli jakie miał na jego temat. Nie rozumiał czemu ten chłopak tak na niego działa.
Przeklął cicho opierając ramiona o umywalkę. Widział już, że wspólne mieszkanie będzie dla niego niemałym wyzwaniem.
Przetarł twarz ręcznikiem i wrócił do kuchni.
Theo siedział ubrany przy stole, i gdy usłyszał wchodzącego mężczyznę, wbił w niego wzrok.
– Kakao? – rzucił Anthony pytająco.
Chłopak pokiwał głową na co mężczyzna zabrał się za przygotowywanie napoju.
– Zabrałeś wszystkie swoje rzeczy? – zapytał podłączając mleko by się zagotowało.
– Tak. – padła krótka odpowiedź.
–  Jutro, jak wrócę z pracy, pojedziemy na zakupy, skoro tak. – powiedział nasypując kakao do kubków.
– Nie musisz…
– Masz rację. Nie muszę. – potwierdził Anthony zalewając kubki. – Wrócę o czwartej. – dodał stawiając jeden przed chłopakiem, a sam usiadł naprzeciwko. – Pracujesz? – zapytał, patrząc na niego uważnie.
– Tak. – oparł chłopak nie patrząc na niego. – W schronisku dla bezdomnych kundli.
Anthony zmierzył go spojrzeniem.
– Nie lubisz tej pracy? – zapytał.
– Lubię.
– Pij, bo wystygnie. – rzucił Anthony.
Chłopak natychmiast wziął łyk gorącego kakao i aż westchnął czując rozlewające się w jego wnętrzu ciepło.
Po chwili ciszy, w której kontemplował swój zielony kubek, usłyszał kolejne pytanie.
– Święta planujesz spędzić z rodziną?
Theo zadrżał i zasłonił się kubkiem.
– Nie. – odparł po chwili, stłumionym szeptem.
– Mają problem z tym, że jesteś gejem, tak? – spytał Anthony jakby ze zrozumieniem w głosie.
Spodziewał się tego.
– Nie. – powtórzył chłopak, czując, że ma coraz mniejszą ochotę na rozmowę. – Nie udawaj, że wiesz cokolwiek. – mruknął pod nosem.
Anthony zmarszczył się nieco i zacisnął palce na kubku.
– Może gdybyś mi coś powiedział, nie musiałbym tak zgadywać.
– Nie mam żadnej rodziny. – powiedział w końcu brunet.
Anthony spojrzał na twarz chłopaka. Zdawał się być kompletnie obojętny i jakby pusty. W ułamku sekundy podjął decyzję.
– Okay, więc pojedziesz ze mną. – rzucił po czym przeciągnął się na krześle – Jesteś głodny? – zapytał
Wiedząc, że chłopak jest zupełnie sam i tym bardziej chciał mu jakoś pomóc.
– Dokąd? – zapytał jednak Theo.
– To moich rodziców, na święta.
– To nie jest dobry pomysł. – odparł chłopak rzucając mu niepewne spojrzenie.
– Dlaczego nie? – zapytał wstając i przechodząc  obok chłopaka by zacząć przygotowywać jedzenie, pogładził go przelotnie po głowie.
Theo skulił się pod dotykiem, i spojrzał za mężczyzną.
– Co niby miałbym tam robić? – zapytał.
– Świętować na przykład. – zaśmiał się Anthony wyciągając z szafki pieczywo. – Mogą być kanapki? – zapytał odwracając się do chłopaka.
Theo skinął głową w milczeniu.
Anthony był naprawdę dziwny.
– Masz jeszcze dwa tygodnie na przemyślenie. – odpowiedział Anthony, wiedząc jednak, że nawet siłą, ale weźmie go ze sobą. – Będzie wesoło zobaczysz. – zapewnił go wyjmując z dużej lodówki wędlinę i warzywa.
Po kilku minutach postawił na środku stołu talerz z kanapkami.
– Częstuj się. – rzucił do chłopaka nalewając jeszcze do szklanek soku i gdy postawił je na stole usiadł naprzeciwko chłopaka, samemu zaczynając jeść.
Theo wziął jedną kanapkę i zaczął ją jeść powoli. Po kilku minutach Anthony odchrząknął i spojrzał bystrzej na chłopaka.
– Myślę, że mimo wszystko powinniśmy iść do lekarza. – powiedział opanowanym głosem.
Przecież chłopak mieszkał w okropnych warunkach, a  w dodatku mógł zarazić się czymś od tego faceta.
– Nic mi przecież nie jest… – odparł chłopak.
– I właśnie by to potwierdzić pojedziemy jutro na badania. – dodał – Nie będzie problemu, jeżeli opuścisz jeden dzień w pracy?
Theo pokręcił przecząco głową.  Sama Margaret radziła mu by wziął kilka dni wolnego.
– Ten facet z kamienicy… tylko z nim sypiałeś? – zapytał po chwili architekt.
Theo spojrzał na niego zaskoczony i zaczął czerwienieć na twarzy, po czym pokiwał głową twierdząco.
– Nie zabezpieczaliście się. – bardziej stwierdził niż zapytał blondyn – Kiedy ostatnio robiłeś badania? – zapytał rzeczowo, widząc po chłopaku, że chce już skończyć.
– Nie badałem się. – odparł chłopak nie patrząc na Anthonego.
Świetnie, był małą zawszoną dziwką, a przynajmniej był przekonany, że tak myśli o nim  Anthony.
– Okay. Jutro zrobimy wszystkie badania i będziemy wiedzieć. – usłyszał.
Blondyn wstał i odstawił szklankę do zlewu.
– Jak skończysz jeść idź się wykąpać, a ja przygotuję ci pokój. – dodał wychodząc z kuchni – A, i weź jakieś ciuchy z suszarki, a te wrzuć do pralki. – rzucił po czym ruszył do drugiej sypialni, którą zwykle zajmowała Dorothy, gdy spała u niego.
W zasadzie było ty tylko kilka jej pluszaków i pidżamka w jednej z szuflad komody. Anthony przeniósł jej rzeczy do siebie, zauważając, że chłopak jest już w łazience. Wniósł do pokoju  plecak i gitarę chłopaka po czym przeszedł do własnej sypialni i wyciągnął telefon wybierając  numer Georga.
– Cześć, stary, jesteś na dyżurze? – zapytał – Przeszkadzam
– Cześć Anthony. – przywitał się mężczyzna po drugiej stronie – Jestem na dyżurze, ale nic się nie dzieje. Coś się stało?
Architekt usiadł na łóżku i przetarł twarz dłonią.
Powiedzieć ojcu Dorothy w jakim stanie znalazł dzisiaj Theo..
– Wiesz, ja znalazłem dzisiaj Theo…
– To świetnie. – zawołał mężczyzna – Może przywieziesz go jutro do nas na obiad? Mała się ucieszy. Ale w ogóle to gdzie się podziewał…?
– No właśnie… – Anthony zaśmiał się nerwowo – W tym jest problem, że chyba nie powinien na razie spotykać się z Dorothy.  Chciałem zapisać go na badania tam do was i na pobranie krwi…
– Czekaj. Ale co się stało? – dopytał lekarz. – Czemu nie?
– Powinien najpierw doprowadzić się do porządku. – stwierdził krótko blondyn.
Nie wiedział czy powinien mówić wszystko Georgowi.
– Anthony przestań kręcić i mów co się stało. – ponaglił go mężczyzna.
Anthony wstał z łóżka i podszedł do drzwi nasłuchując. Theo nadal był w łazience, przymknął więc drzwi i podszedł do okna.
– Wpadł w małe kłopoty… – zaczął – I dobrze byłoby gdyby się przebadał.
– Jakie kłopoty?
– Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale okazuje się, że właściciel jego mieszkania… hm. Zmuszał go do seksu i znęcał się nad nim. – powiedział w końcu cicho.
Po drugiej stronie zapadło milczenie.
– Żartujesz, prawda?
– Nie… nie wypytuj mnie, bo sam nic nie wiem, ale zabrałem go teraz do siebie, więc powinno być już lepiej. – powiedział szybko Anthony – Załatwisz te wizyty? Najlepiej chyba na jutro.
– Jasne, jasne.. załatwię… – westchnął George – A może powinien do nas przyjść? Chociażby na obiad..?
– Nie wiem czy zechce. Wygląda naprawdę okropnie. Ale zapytam go, może po niedzieli?
– W porządku. A byliście na policji?
– Nie… Gdy zacząłem go do tego namawiać chciał w ogóle zwiać… Ja nie wiem George…
– Najważniejsze, żeby na niego nie naciskać. – powiedział szybko lekarz – Umówię go na jutro, później wyślę ci smsem numery pokoi i nazwiska lekarzy, okay?
Anthony odetchnął głęboko.
– Dziękuję ci… Wiesz i chyba lepiej żebyś nie mówił Amber. – dodał jeszcze blondyn – Chyba sam powinien zdecydować, czy chce wam o tym mówić…
– Rozumiem. – odpowiedział George – To ja pozałatwiam te wizyty.
– Okay. To czekam na wiadomość. Dzięki. – Anthony rozłączył się i wyszedł z pokoju.
Theo zastał w  salonie.
Chłopak ubrany w podkoszulek i szorty architekta półleżał na kanapie z głowa opartą o podłokietnik.  Długie wilgotne włosy zwisały za kanapę. Anthony wrócił się do łazienki po ręcznik i podszedł do chłopaka.
– Usiądź.. – przykazał chłopakowi z zamiarem dokładniejszego wytarcia mu włosów.
Theo spojrzał na niego wielkimi oczyma i wykonał polecenie. Widząc co chce zrobić Anthony, odsunął się szybko.
– Sam to zrobię. – powiedział odbierając mężczyźnie ręcznik i wycierając powoli włosy
– Jutro jedziemy do szpitala. – powiedział blondyn siadając w fotelu obok – Dobrze byłoby gdybyś przygotował jakieś dokumenty.. Jutro z rana mam ważne spotkanie, wrócę w porze lunchu i cię zabiorę.
– Okay… – rzucił na wydechu chłopak. – A ty… hm. – zaczął.
Blondyn spojrzał na chłopaka pytająco.
– Bo wiesz… wiszę ci kasę, którą dałeś dzisiaj Prestonowi.. – powiedział cicho, czując jak przyśpiesza mu tętno, a na policzki wpływa rumieniec – Co chcesz za to…? – zapytał zerkając na niego ukosem. – W zasadzie… tak jakby mnie… kupiłeś? – dodał zupełnie już czerwony.
Anthony zmarszczył brwi.
– O czym ty mówisz? – zapytał zdumiony.
Kupił go? Za trzysta dolców?
Blondyn przesunął wzrokiem po szczupłym ciele i przystojnej twarzy chłopaka.
Skoro go kupił…
– Oddasz mi jak będziesz mógł. – odparł szybko, ucinając tym samym głupie myśli napływające mu do głowy – Przygotowałem ci pokój. – dodał by zmienić temat.
Theo odetchnął w duchu i uniósł się z kanapy.
– To pójdę się położyć. – rzucił ruszając w kierunku wyjścia z salonu.
– W porządku. Na razie. – odparł mężczyzna, podpierając głowę na dłoni.
Było jeszcze dosyć wcześnie, ale chłopak musiał być już wykończony.
Anthony uniósł się i przeszedł do małego gabinetu, znajdującego się zaraz przy salonie. Powinien zrobić coś do projektu, musiał niestety być na porannym zebraniu.
Wyciągnął telefon i odebrał wiadomość od Georga.
Miał głęboką nadzieję, że chłopak jest jednak zdrowy…
Kupił go, też coś…

16 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.05

  1. Witam,
    może uda się nakłonić na pójście na policję i zgłoszenie tego, no właśnie czemu Theo Anthoniego prowokuje, a przy Petersonie zachowuje się jak lalaka?
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

    1. Hej!
      Komentarze pod tak starym opkiem są mega. xD
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nieco rozjaśnią i że całe opowiadania Cię nie zawiedzie. C:
      Dziękuję, pozdrawiam serdecznie!

  2. Och, no! Fajne to było.
    Dopiero co przeczytałam wszystkie rozdziały tutaj dodane, a już nie mogę doczekać się następnych. Bardzo wciągające i miło się czyta.
    Theo jest… Uroczy. Nawet jeśli Preston go pieprzył (wciąż nie mogę wyrzucić z głowy tego obrazu. Dla mnie to chyba było za wiele), jest chudy, posiniaczony i ma blizny, to ma w sobie taki swoisty urok. Ogólnie mam słabość do postaci z „mroczną przeszłością” i urazami psychicznymi, więc jego polubiłam od razu. Anthony też jest spoko. Mam nadzieję, że pomoże Theo się jakoś pozbierać i wyciągnie z niego jakieś informacje odnośnie jego dotychczasowego życia, bo już mnie ciekawość zżera. Stawiam, że blizny i uraz do dotykania przez facetów jest przez ojca xD Na razie, to takie gdybanie, ale od stawiania tez jeszcze nikomu się nic nie stało. A nóż trafię?
    Szczerze, to teraz czekam ze zniecierpliwieniem na święta. Na pewno będzie ciekawie :)

    A! I wstawienie notek regularnie, a na dodatek tak często, to był bardzo dobry pomysł. Gdyby nie to, nie zaczynałabym tego opowiadania i zanosi się na to, że bym wiele straciła, tak więc fajnie, fajnie. Cieszę się :D
    Weny!

    1. Tess! Witaj na blogu!
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają Ci się tak samo, lub nawet bardziej niż te, które są już na stronie.
      Och, Anthony to taki złoty człowiek. Podejrzewam, że nie mógłby zostawić chłopaka na pastwę losu. No, ale czy uda mu się pomóc chłopakowi, powinnaś już sama sprawdzić. xD
      Tez uwielbiam takie charaktery, z przeszłością. Co do Twojej tezy: ani nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Przeszłość Theo niełatwo pozwoli mu o sobie zapomnieć. Niestety, obawiam się, że będzie w opowiadaniu jeszcze parę takich brudnych scen jak ta z Prestonem i mam nadzieję, że Cię nie odstraszą, a opisy tych bardziej radosnych momentów jakoś je wynagrodzą. c:

      och! Jeszcze raz muszę bardzo podziękować coke, bo to ona mi doradziła. Na początku miało być nieco inaczej.
      Cieszę się, że dałaś mi znać co myślisz o opowiadaniu. Motywacja level up.
      Dziękuję! <3

  3. I kolejny rozdział… i podoba mi się przygarnianie przygarnianie chłopaka jak zwierzątko. Ah te słabości :) Tak samo jak kupowanie g sobie. Za marne 300 dolców. I muszę przyznać, że trochę żałuje, że nie było większego szarpania się z Prestonem. Łatwo im poszło, a Anthony szybko wyciągnął czek. No ale, zapewne dlatego że chciał już stamtąd iść. Nie dziwie się, skoro Theo mu się słaniał.
    I ciekawi mnie ile czasu minie nim się dobierze do chudego tyłeczka Theo. Już ma a niego ochotę. Ale chwali się, że pomyślał o badaniach. Tym bardziej jak Theo przyłapał na byciu sex-lalką tego właściciela mieszkania. I ten chwyt poniżej pasa, że lepiej aby był dziwką Anthonego niż tego grubasa. uuuuu… wredne. Preston jest chujem, ale dziwczenie nie jest raczej fajne nieważne jak nie wygląda jebiący XD Ale to tam moje takie rozkminy.
    W ogóle też popraw sobie „Ten zapał się za nią jęcząc z bólu” . Nie skopiowałam innych niestety.
    A i bym zapomniała. Anthony to odważny facet, że planuje zabrać obcego chłopaka do rodzinny. Ciekawe cz coś go złego już w życiu spotkało. Było by zabawnie jakby Theo go okradł XD jestem zła kobietą, ale fajnie jest. Nich się opiekuje swoim nowym zwierzaczkiem ;)
    I po jednym zdaniu, cicho będę czekać aż Anthony da dupy XD
    Powodzenia w pisaniu ;) Weny

    1. Też to lubię i dlatego o tym piszę. C:
      Och, trochę czasu jeszcze minie, a ja mam wrażenie, że to i tak będzie za szybko. Jak one szybko dorastają~~~xD
      Mmm… właściwie część rodziny już wcześniej znała Theo, o czym jest mowa na przykład w pierwszym rozdziale podczas wizyty obu mężczyzn w szpitalu. Theo nie jest więc tak do końca obcy. : )
      Dzięki bardzo i wzajemnie!

  4. E-e-e, tylko nie zabijaj chłopaków xD Nie bierz przykładu z tych potworków Shivuni i Katki, bo się obrazimy xD
    Wiesz co mi się tu najbardziej podoba? Wyobrażam sobie to wszystko i łezki w oczach się kręcą, naprawdę.Jestem ciekawa co będzie dalej. Święta z rodziną… Oh, lubię takie sytuacje. Ciekawe jak będzie to wyglądać, o ile wypali. Rodzinka Anthoniego jest bardzo w porządku według tego co tu przeczytałam i może być miło. Theo zobaczy co to znaczy ciepło rodzinne, bo coś czuję, że nie ma o tym pojęcia. Coś było chyba o jego ojczymie. Już snuję sobie najbardziej prawdopodobną historię, chociaż nadal mam nadzieję, że mnie/nas zaskoczysz. Lubię być zaskakiwana :P
    Ethan jest uroczy i domyślam się, że skoro jego portret jest w Galerii, to będzie o nim więcej. Moja wyobraźnia już połączyła go z tym barmanem heh. Lubię takie kontrasty, młody, słodki chłopak i umięśniony, starszy od niego mężczyzna. Nie przesadzając z tą różnicą wieku oczywiście.
    Chociaż w moim opowiadaniu różnica wieku to około… 176 lat… uh.
    Ciekawe co dalej z tym skurwielem Prestonem… Bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że to koniec i już się tu nie pojawi. I obyśmy jak najszybciej dowiedzieli się czegoś o Theo.
    Masz trochę literówek i Beta to dobry pomysł. Sama muszę jakąś znaleźć… Bo co chwila czytając od początku swój pierwszy rozdział widzę nowe błędy, które wcześniej pominęłam.
    A, i jest tu chyba taka opcja, że możesz ustalić, że rozdział doda się sam np o 24. Dzięki temu nie trzeba się bać o to, że na przykład gdzieś wyjedziemy w ten dzień czy z netem będziemy mieli problem :P

    1. Tak… Theo raczej nie jest z tego dobrego domu i nie wie jak zachowuje się normalna rodzina.
      Czasami mam ochotę go zabić, bo mnie niekiedy denerwuje, ale chyba ostatecznie nie mogłabym tego zrobić. To moje pierwsze ‚dziecko’ w końcu. C:
      Też mam nadzieję, że jednak was zaskoczę pomimo tego, że przeszłość chłopaka podsuwa raczej banalną historię. Oczywiście o ile można to tak określić. Ale chyba nie można.
      Tak Ethan… Wbrew pozorom, czasami jestem rozdarta, czy bardziej przywiązałam się do Theo czy Ethana. Każdy ma w sobie coś co mnie do nich ciągnie, a z Ethanem to ogólnie trudna sprawa. Ale przekonasz się za kilka rozdziałów.
      I też kręcą mnie takie różnice w wieku. Oczywiście nie napisałabym chyba opowiadania z na przykład sześćdziesięcioletnim dziadkiem i dwudziestoletnim kolesiem (ale niby czemu nie~~~? c:), ale taka różnica, żeby było widać odmienność wychowania, zachowania~~~
      Rany, co komentarz to nowy pomysł na opko…

      No wiesz, domyślam się, że Twoi bohaterowie żyją tak dłuuuugo, więc raczej nie będzie to tak makabryczne, ta różnica 176 latek. C: Mam nadzieje, ze się przekonam niedługo.

      Co do Prestona, nic nie zdradzam. xD Co do historii Theo, jeszcze trzeba trochę poczekać, ale będzie niebawem kilka wzmianek o jego rodzinie. c:

      Oj, bety to wymarły gatunek chyba. Żadna mnie nie lubi i nie chce betować. xD A tak serio, nikogo przecież nie zmuszę. Muszę sama sobie radzić. C: Ale Tobie życzę byś jakąś znalazła. Sama wiem po sobie, nawet jak czytam po raz dziesiąty rozdział (a na pewno po tyle razu już je czytałam) to i tak wszystkiego nie znajdziesz (pewnie tym bardziej nie znajdziesz, bo się nauczysz już ich na pamięć xD). Niestety.

      Tak, już przestawiłam sobie zegar i w ogóle wszystko, więc zaraz zaplanuję rozdział na jutrzejsze południe i mam nadzieje, ze się ukaże. C:

  5. Coraz bardziej, mimo wszystkich błędów, które ciągle powtarzasz, i które mnie drażnią- lubię twój styl i to opowiadanie.
    Aż mnie tchnęło do kontynuowania mojego, ale ja tak zawsze mam jak zaczynam czytać jakieś dobre opowiadanie xD

    Ahh, kocham znęcanie się nad bohaterami. Bo przecież… To takie fantastyczne jak oni tak cierpią, to akie urooocze, ah, ah, ah, myślę, że powinnam sie leczyć o-o
    Tak ogólnie, jak takiego Theo można sobie kupić za 300 dolców to w sumie… będzie ciężko, ale jak trochę zaoszczędzę, to chyba sobie zafunduję. Jeszcze jak wycenisz mu partnera to będzie czad, bo sam to mi zupełnie niepotrzebny. Nie polubiłby mnie

    Tak, mam dziś dobry humor i jestem zmęczona, wiec w ogóle nie będę się niczego czepiać, ale zacytuję tylko jedno zdanie, które, jakoś tak, zapadło mi w pamięć: ” Gdy jednak Anthony trącił jego głowy odsunął się szybko.” – pomijając, że coś mi się zdaje, że w tym zdaniu coś jest nie tak z przecinkami (a w zasadzie ich nie ma – tak, ja właśnie w ten sposób się nie czepiam) tooo THEO MA WIĘCEJ NIŻ JEDNĄ GŁOWĘ. Czad. Nie spodziewałabym się :P

    1. Cieszę się, że coraz bardziej je lubisz. C:

      Ale wątpię by udało Ci się odkupić Theo od Anthonego. Skoro już trafił na taką okazję, raczej go nie odda. Tak myślę.
      A ja chłopaków nie sprzedam. Zabiję, a nie oddam. xD

      Błąd zaraz poprawię. Do czepliwości się przyzwyczajam. Spokojnie.
      Dzięki!

  6. Hej! Bardzo spodobało mi się, jak rozwija się znajomość twoich bohaterów. Zwykle w tego typu twórczości autor szybko przeskakuje od „zakochał się od pierwszego wejrzenia …wziął go do siebie/ uratował i żyli długo i szczęśliwie…” – słodko i cukierkowo. Rozwój znajomości, wzajemne relacje, okoliczności spotkań i ogólnie motywy działania postaci są dość wiarygodne, co nieczęsto się zdarza – jednym słowem można przypisać im jakąś dawkę prawdopodobieństwa. Drobne błędy to nic wielkiego, najważniejsza jest jakość opowiadania bo nic tego nie zastąpi – nawet najlepsza beta. Pisz dalej i nie zniechęcaj się zbyt szybko ilością komentarzy, bo wielu ludzi nie lubi pisać komentarzy choć czyta. Szczerze Ci powiem, że uważam wstawianie tekstu co trzy dnia za bardzo częste… Pozdrowienia

    1. mati! Witaj na blogu i dziękuję bardzo za komentarz. C:
      Do żyli długo i szczęśliwie (a przynajmniej do złudnego wrażenia, że tak będzie, mwahahaha!) jest jeszcze kilka rozdziałów, kilkanaście stron rozterek bohaterów i jedno wielkie bum! Ale to już sama się przekonasz, jeżeli wytrwasz w czytaniu xD
      Błędy mnie trochę dobijają, ale Twój komentarz podniósł mnie na duchu. Sama nie jestem ich w stanie wszystkich wyłapać od razu, ale jeżeli nadganiam fabułą i stylem pisania, nie jest tak źle. ^^
      Na razie mogę sobie pozwolić na wstawianie tekstu częściej, bo napisałam już sporo rozdziałów TWA, które tylko czekają na publikację.
      A ilością komentarzy jestem bardzo, bardzo mile zaskoczona. Nie spodziewałam się ich aż tylu! xD

  7. Więcej, więcej, więcej~! :)

    Robi się na prawdę interesująco i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
    Kilka literówek mi mignęło, ale ja akurat jestem z tych ludzi, którym to nie przeszkadza i dramy nie robią xD

    1. Całe szczęście, że aż tak bardzo nie przeszkadzają. Pomimo moich starań w sprawdzaniu, zawsze jakieś błędy mi umykają.
      Następny rozdział już piętnastego w południe. C: Zmieniłam zegar na wordpressie i mam nadzieję, ze tym razem obejdzie się bez wpadek, bo od rana szykuje mi się praca. C:

  8. Hej, dzisiaj natrafiłam na Twoją stronę i zdążyłam już przeczytać dotychczasowe części opowiadania i powiem, że mnie wciągnęło ;) Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny :) Tak na marginesie pisze się ” w każdym razie”, a nie ” w każdym bądź razie”. Pozdrawiam :)

    1. Dziękuję i cieszę się, że mogę Cie powitać na moim blogu. C:
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały także będą wciągające. C:

      Ohohoho~~~ nie miałam pojęcia, że to błąd. Dzięki, postaram się już tak nie mówić/pisać. Człowiek uczy się całe życie, tym bardziej, gdy ma wokół ludzi dobrej woli, którzy zwrócą mu uwagę. Dziękiś~! c:

Dodaj odpowiedź do Inga Anuluj pisanie odpowiedzi