Till We Are Vol. 2 Ch.04

Keith wyszedł spod prysznica i wytarł się szybko. Kiedy wrócił do sypialni, Ethan zebrał już się z podłogi i leżał na łóżku, oparty o jego wezgłowie. W ustach, jak zazwyczaj po seksie, trzymał tlącego się powoli papierosa. Nieokryty niczym, wyglądał jak zwykle perwersyjnie i dumnie. Spojrzenie, które mu posłał było również chłodne i nieco kpiące, czyli takie, jak zawsze. Bardzo dla niego charakterystyczne.
– Co tak podziwiasz? – prychnął w końcu chłopak, wypuszczając powoli dym z płuc.
Szczupła, wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się powoli, w rytmie uspokojonego oddechu, a błękitne spojrzenie przesunęło się powoli wzdłuż  ciała rzeźbiarza.
Keith nagi podszedł do łóżka i położył się przy chłopaku.
– Mówisz tak, jakby ci to faktycznie przeszkadzało. – zaśmiał się krótko, zakładając ręce pod kark.
Znał Ethana bardzo dobrze. Wiedział, że często zachowuje się jak prawdziwy panicz, zwłaszcza przy nim. Jakby kilkanaście minut wcześniej nie błagał go, ze łzami w oczach, by w końcu rozluźnił zaciśniętą na jego penisie pięść i pozwolił mu skończyć. A może właśnie dlatego tak się zachowywał? Bo wstyd mu było za te błagania?
Ale Ethan i wstyd? To zupełnie niemożliwe.
Mężczyzna po chwili obrócił się i pogładził Ethana po udzie szorstką dłonią.
– Może zostaniesz na noc? – zapytał po chwili wątpliwości.
Już dawno zauważył, jak bardzo przywiązał się do chłopaka. Chociaż spotykali się tylko na seks, on zaczynał oczekiwać tych chwil po wszystkim, gdy Ethan uspokajał się, gdy rozleniwiony, cała swoją postacią  zmuszał go do zajmowania się nim, gładzenia i pieszczenia jego ciała. Oczywiście uwielbiał sam seks. Łzy chłopaka, głośne jęki, drżące ciało, bardzo go podniecały, ale te krótkie chwile po, były również kuszące i miłe. Keith lubił widzieć jak dzięki niemu, zazwyczaj wściekły i zirytowany chłopak rozluźnia się i staje się taki władczy i ironiczny. Jakby zdawało mu się, że to on jest panem, jakby myślał, że jemu wszystko  wolno.
Chociaż może faktycznie tak było?
Poza łóżkiem, Keith nigdy nie był zbyt despotyczny ani agresywny. Wręcz przeciwnie.  Zawsze zbyt szybko ulegał, za bardzo przejmował problemami innych ludzi. Zdarzało mu się denerwować, czy krzyczeć, ale tylko wtedy, gdy coś naprawdę go zabolało.
Uniósł się i pogładził uda chłopaka. Ethan zacisnął je  na masującej go ręce i uśmiechnął się krzywo.
– Musi ci wystarczyć to, co zrobiliśmy do tej pory. – powiedział, wydmuchując dym wprost w twarz mężczyzny – Muszę wracać, jutro z rana wyjeżdżam.
Keith wychylił się i przyssał do szyi chłopaka.
– To jak wrócisz,  przyjdź od razu… – zamruczał, skubiąc powili zębami szyję chłopaka.
– Taki z ciebie seksoholik? – zachichotał student – Może wytrzymasz te kilka dni…?
Rzeźbiarz przycisnął chłopaka bardziej do pościeli, na której leżeli.
– Kilka znaczy ile? – zapytał niskim głosem.
– Sam nie wiem…
– A dokąd jedziesz? – zapytał Keith, zbliżając twarz do ust Ethana.
– Do… do Colorado Springs.
Blondyn skubnął zębami dolną wargę chłopaka.
– Na zupełną odnowę… – zironizował Ethan, odwracając się i zagaszając niedopałek  w popielniczce stojącej na blacie nocnego stolika.
Keith powiódł wzrokiem za jego dłonią i zaraz wpił się mocno w jego usta. Szatyn jak zwykle smakował papierosami. Zaraz też, drocząc się z nim wysunął się z spod polegującego na nim ciała i wstał w poszukiwaniu ubrań.
– Są na korytarzu. – przypomniał mu rzeźbiarz i uśmiechnął się krzywo na wspomnienie tego, jak je niedawno z niego zrywał.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i sprężystym krokiem ruszył we wskazanym kierunku.
Chyba tego potrzebował po tamtej wizycie u Anthonego. Zwykłego, ostrego seksu i tego obezwładniającego jego zmysły bólu. Czy po tej całej terapii nadal będzie tego chciał? Ale w końcu założenie było takie, że… W sumie sam nie wiedział. Lubił seks, lubił jak Keith go bił, wyzywał od dziwek, jak go traktował. Ale czy chciał z tego rezygnować? Czy może po prostu powinien zapłacić lekarzom, posłużyć się nazwiskiem by pobyć w tej klinice na własnych warunkach, a później wrócić do…? Właśnie, do czego miał wracać?
Kiedy się ubrał, ponownie zaszedł do sypialni. Nie była zbyt wielka, a już na pewno nie  odpowiadała standardom, do jakich przywykł. Nadal znajdowało się w niej wiele kobiecych bibelotów, należących do zmarłej żony mężczyzny, a kilka jej zdjęć stało w ramkach na niewielkiej komodzie.
Keith rozłożony na łóżku, był całkiem dobrym widokiem. Ethan pamiętał jak na początku, wszystko mu w nim przeszkadzało, jego twarz, niemal mlecznobiałe włosy, które zawsze spięte w kucyk, wysuwały mu się na czoło, jego brązowe oczy. Wszystko co tak bardzo różniło go do Anthonego. Z czasem przywykł chyba do tego mężczyzny, w łóżku był idealny, a przecież tylko o łóżko im chodziło. O nic więcej.
Właściwie często łapał się na tym, że myślał o tym, jak uwielbia jego dużego penisa, jakby żywcem wyjętego z jakiegoś gorącego pornosa. Szorstkie dłonie, wyrobione podczas pracy, drapały jego delikatną skórę, ale to też było dobre. Bolesne i dobre. I to, że Keith nie wnikał w jego sprawy, po prostu rżnął go jak najmocniej, a później pieścił i całował, czyli traktował go tak, jak powinien. Tak, jak Ethan tego chciał.
Chłopak podszedł do łóżka i wpełzł na nie na kolanach, wsuwając się między silne uda mężczyzny. Przesunął po nich szczupłymi palcami i posłał rzeźbiarzowi perwersyjne spojrzenie.
Keith podniósł się nieco, by oprzeć bardziej o wezgłowie łóżka i położył zaraz dłoń na głowie chłopaka.
Ten liznął go powoli po udzie i otarł się policzkiem o penisa blondyna.
– Może ostatni raz….? – zaśmiał się do swoich myśli i instynktownie napiął aż uda i pośladki.
– Ostatni…? – prychnął nisko Keith i wypiął biodra by wcisnąć krocze bardziej w twarz nadstawiającego mu się chłopaka – Wrócisz to…
– To…?
– To zobaczysz…  W ogóle kupiłem ostatnio coś dla ciebie… – zaśmiał się rzeźbiarz i odepchnął chłopaka – A skoro już wyjeżdżasz, to całkiem dobrze się składa… – dodał podchodząc do komody i wysuwając pierwszą z szuflad.
Ethan z zainteresowaniem śledził ruchy mężczyzny. Kiedy  blondyn do niego wrócił, rzucił na łóżko przed nim małą klateczkę, z czarnego metalu, zakończoną pierścieniem. Ethan spojrzał na leżący przed nim pas cnoty i podniósł zimne spojrzenie na mężczyznę.
– Chyba żartujesz… – syknął przez zęby.
Rzeźbiarz uśmiechnął się lekko i podszedł do łóżka.
– Ani trochę. – mruknął nisko i ujął chłopaka pod brodę, po czym pochylił się by pocałować go mocno w  usta.
Ethan odsunął się szybko i wstał z łóżka.
– Nie założę tego…! – warknął, zakładając ręce na piersi.
– Założysz… – odparł spokojnie blondyn i wziął do rąk zimną konstrukcję.
– Nie! Co to w ogóle za pomysł!?
Keith podszedł do niego i uśmiechnął się pewnie. Nie rozumiał trochę oburzenia chłopaka, ale przywykł już do jego stale zmieniających się nastrojów.
– Zapewniam, że po kilku dniach  bez seksu i masturbacji, jak wrócisz… – zaczął.
– Nie obchodzi mnie to…! Za kogo w ogóle mnie masz? Za jakąś puszczalska kurwę? – zawołał chłopak, zaraz czerwieniejąc na policzkach na widok znaczącego spojrzenia mężczyzny. – Jadę na pieprzoną terapię reparatywną, a nie na jakąś orgię w zasranym Colorado Springs! – wyrzucił w końcu z siebie student.
– Terapię? – powtórzył Keith jak echo i zaraz zacisnął  palce  na trzymanym przedmiocie.
– Tak! Terapię!
Mężczyzną odrzucił pas na bok i złapał Ethana za rękę.
– Nigdzie nie pojedziesz!  – zadecydował, ściskając go mocno – Ja już wiem, co się dzieje na takich terapiach! – warknął i popchnął chłopaka na łózko. – Tylko ciebie skrzywdzą.
Ethan zdenerwował się jeszcze bardziej. Najpierw ten Theo, a teraz Keith! Wszyscy byli tacy mądrzy i chcieli za niego decydować, co miał robić, jaki miał być.  A on miał już tego dość. Dość wymagań, których i tak nigdy nie spełnia, dosyć ciągłych kazań i tych idiotycznych wskazówek co do jego życia.
– Skąd możesz to wiedzieć? – prychnął, unosząc się z łóżka i rozmasowując nadgarstek.
– Jane… – zaczął rzeźbiarz.
– O tak! Jane to, Jane tamto…! – zaśmiał się histerycznie – Wiesz co? Dosyć już mam ciebie i tej pieprzonej Jane!  I tego pojebanego muzeum ! – krzyknął wskazując ręką wokół – Ona nie żyje do cholery!  A ja jestem Ethanem, a nie twoją pieprzoną, zmarłą żoną!
– Uspokój się. – syknął Keith, chociaż sam już ledwie panował nad emocjami – Dobrze wiem, że to ta twoja matka wpadła na ten pomysł…
– Ta moja matka, jest moją matką i na pewno…!
– Na pewno wie lepiej czego potrzebujesz? Na  pewno chce dla ciebie dobrze? – zakpił blondyn – Przejrzyj na oczy Ethan! Ona po prostu chce cię zmienić, bo nie pasujesz do jej obrazka!
Ethan przystąpił o krok i popchnął mocno mężczyznę w pierś. Na nic się to jednak zdało, Keith tylko zachwiał się lekko lecz nadal stał przed nim nagi i emanujący siłą.
– Nie waż się tak o niej mówić! – krzyknął Ethan, chociaż w głębi serca wiedział, że to prawda.
Keith zacisnął szczękę i odetchnął głębiej.
– Tak bardzo nie odpowiada ci twoja orientacja? – zapytał na pozór spokojnie, chociaż poczuł się dziwnie, kiedy na myśl mu przyszło, że facet przez którego on sam odkrył swoją biseksualność, zamierza nagle stać się hetero.
– Nie, nie przeszkadza! – odparł butnie chłopak.
Chciał już wyjść. Nie rozumiał dlaczego teraz Keith zaczyna wtrącać się w jego sprawy. Przecież miał  swoją Jane, te głupie wspomnienia o niej.
– Więc po co tam jedziesz? – kontynuował rzeźbiarz – Bo ona tego chce? Naprawdę myślisz, że jak pójdziesz na terapię to  się wyleczysz, a relacje między wami się zmienią? – dodał, starając się stłumić sarkazm, którym przesiąkła cała jego wypowiedź.
Ethan zacisnął pięści.
– Tak, bo ona tego chce! – krzyknął – Zadowolony? – rzucił nim ruszył ku wyjściu z sypialni.
Keith też zdenerwowany ruszył za chłopakiem. Nie wiedział jak mógłby zmusić go do zrezygnowania z wyjazdu. Miał już wyrobione zdanie o matce chłopaka i o samym Ethanie również. Od zawsze uważał, że student nie jest szczęśliwy, że stale kogoś gra. Wydawało mu się jednak, że poznał jego prawdziwą stronę. Wtedy podczas ich pierwszego spotkania, kiedy chłopak zapłakany wysiadł z auta i później w mieszkaniu opowiadał mu o Anthonym. Wtedy wydawał się być szczery i po prostu nieszczęśliwie zakochany.
– Nie, niezadowolony! – warknął za nim Keith – Zabraniam ci tam jechać! – złapał go jeszcze za ramię, nim ten zdążył wziąć z wieszaka przy drzwiach swoją kurtkę.
Ethan roześmiał się mu w twarz.
– Ty mi zabraniasz? – zakpił –  A kim ty jesteś by móc mi czegokolwiek zabronić?! – dodał wyrywając mu się.
Mężczyzna zazgrzytał zębami.
– Nie pozwolę ci tak łatwo zniszczyć siebie i tego co nas łącz…
– Co nas łączy? – prychnął chłopak – Seks. Tylko seks. Co niby więcej mogłoby nas połączyć? Spójrz na siebie. Nadal żyjesz Jane. Nawet nie wyrzuciłeś jej kosmetyków z łazienki, a mnie traktujesz jak jej zastępstwo do ruchania. – ciągnął chłopak pewnym głosem, starając się zdusić w sobie nieprzyjemne uczucie.
Znowu był tym gorszym. Ba! Tym razem nie przegrał już nawet z zapchlonym chłopakiem z ulicy, ale ze zmarłą przed dwoma laty kobietą. Był żałosny.
Keith spojrzał  w  mroku w oczy szatyna.
– Nigdy cię nie traktowałem jako jej zastępstwo.
– Nie? Przecież taka była właśnie umowa! Ja miałem być nią, ty… – zająkał się Ethan, czując w sobie ogromny żal.
– Anthonym. – dokończył dobitnie rzeźbiarz – Miałem być Anthonym. I co, nagle nie spełniam twoich wymagań? Brakuje mi apartamentu w centrum miasta  i burżujskiej toyoty? – zapytał pustym tonem mężczyzna.
Chłopak spojrzał zaskoczony na Keitha. Nie zauważył nawet, że ta rozmowa przyjęła taki obrót. Teraz wyszło na to, że to on był tym złym, że jest głupim smarkaczem lecącym na kasę? To absurdalne.
– Gdyby on poprosił żebyś został… zostałbyś od razu, prawda? – zapytał jeszcze rzeźbiarz.
Ethan uniósł wyżej głowę.
– Oczywiście. Dla niego bym został.
– Więc zostań. – dodał spokojniej Keith. Całe ciało miał napięte i chociaż nie to chciał osiągnąć, starał się za wszelką cenę zatrzymać chłopaka.
Ethan jednak ponownie zaśmiał się rozgoryczony.
– Jemu to chyba obojętne. – powiedział – Ma tego swojego… Theo. – wypluł imię chłopaka jak zwykle z pogardą.
– To zostań dla mnie. – spróbował jeszcze raz Keith.
Czy Ethan naprawdę był tak zaślepiony architektem, że nigdy nawet nie wziął pod uwagę tego, że ich mogłoby połączyć coś więcej niż seks? Czy tylko on był taki staromodny i naiwny?
– Dla ciebie? A co z Jane? Twoją ukochana, jedyną Jane? Przecież nadal ją kochasz. – odparł chłopak, czując rosnące w nim napięcie.
Czuł, że gdyby tylko usłyszał te dwa słowa, zostałby. Naprawdę. Zatrzymałby się w swoim gniewie i zastanowił nad nimi. Sam nie wiedział już czego chce. Może nie Anthonego, ale tego by ktokolwiek inny go pokochał? By dla kogoś był najważniejszy, najcenniejszy. I chociaż sam nigdy nie był fair w stosunku do żadnego z facetów, których brał na seks, to chciał by któryś z nich o niego zawalczył.
Keith odsunął się od chłopaka.
– Kocham. – przyznał zgodnie z prawdą i już po chwili usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi i odgłos uruchamianego silnika.
Był na siebie zły.
Kochał Jane. To prawda. Ale ona nie żyła. Czy Ethan nie mógł tego zrozumieć? Często gdy u niego bywał, kpił sobie ze wszystkich rzeczy należących do kobiety, czasami sam śmiał się, że odgrywa jej rolę. I chyba Keith był głupi, że mu tego nie zabronił. Chyba powinien to zrobić. Chociaż nie bolało go to szczególnie, to chyba przez to właśnie Ethan nabawił się tego chorego przeświadczenia, że  dla niego jest tylko zastępstwem za zmarłą żonę.
W ogóle, kiedy teraz o tym myślał, zaczynał żałować, że dał się wciągnąć  w ten układ. Powinien od początku postawić sprawę jasno.
Ale co miał wtedy powiedzieć chłopakowi?
Pamiętał, tamten wieczór u chłopaka, pod drzwiami. Pamiętał jak zawsze był zazdrosny o architekta, jak na początku, Ethan czasami zupełnie nieświadomie jęczał imię tamtego mężczyzny. Ale chociaż sam widział w chłopaku tyle podobieństw do Jane, nigdy nic chciał żadnych chorych zastępstw. Po co się na to wszystko zgadzał? Dlaczego teraz nie powiedział mu, że go kocha? Miał świadomość, że byłoby to trochę na wyrost, ale może tego właśnie potrzebował szatyn?
Powoli, Keith ruszył schodami na górę. Był naprawdę na siebie zły. Kiedy zaszedł do sypialni, spojrzał na nią krytycznym wzrokiem, To prawda, cała aż ociekała wspomnieniami o kobiecie, zresztą jak i pozostałe pomieszczenia w niewielkim domku.
Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na czerwonej pościeli, wyciągając z nocnej szafki nieotwartą paczkę papierosów. Ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu krytycznym spojrzeniem. Ethan maił rację, ale z drugiej strony, przecież chłopak miał podobne upodobania, do Jane. Książki, czerwień… Tylko te zdjęcia kobiety. Pudełeczka z biżuterią, jej perfumy stojące na komodzie…
Keith powoli rozwinął folię i otworzył paczkę. Z rozmysłem wyciągnął jednego papierosa i po kilku minutach zapalił go. Z głośnym westchnieniem ulgi wciągnął w płuca porcję dymu.
Może naprawdę powinien w końcu coś zrobić ze swoim życiem? I przede wszystkim nie mógł się poddać. Nie mógł pozwolić  by Ethan pojechał na terapię.
Szybko dokończył papierosa i ubrał się w pierwsze z brzegu ciuchy. Było jeszcze wcześnie. Zdąży uporządkować najważniejsze rzeczy nim uda się do Ethana.
Szybko wyszedł na korytarz i uchylił klapę w suficie by wyciągnąć schodki prowadzące na strych. Zdjął z niego kilka kartonów i ruszył do sypialni. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do szafy. Jak zwykle, gdy ją otworzył, uderzył go zapach perfum kobiety, którymi przesiąknięte były jej kolorowe sukienki, zawieszone w równym rządku z jednej strony szafy. Jedna po drugiej zdejmował je z wieszaków i składał do kartonu. Kiedy zaczynał sobie przypominać sytuacje, w  jakich je nosiła, podszedł szybko do łóżka i odpalił kolejnego papierosa.
– Nie bądź zaborcza Jane, przecież sama mi to radziłaś… – mruknął pod nosem.
Z samej sypialni wyniósł trzy spore kartony z rzeczami należącymi do kobiety. Szybko przeszedł do łazienki i zgarnął jeszcze starą zaschniętą szczoteczkę do zębów, której używała i kilka tubek z kosmetykami. Wszystko upchnął do jednego z kartonów i zaczął wciągać je na górę. Kiedy skończył i zszedł ponownie na korytarz i rozejrzał się po nim. Na ścianach wisiało kilka zdjęć ze świąt, gdy byli u rodziny kobiety. Po chwili namysłu je również zdjął i wsunął na strych. Kiedy później rozejrzał się po wąskim korytarzyku nie mógł pozbyć się wrażenia, że nagle stał się pusty i przytłaczający. Ale Bóg mu świadkiem, że zawisną na tych ścianach zdjęcia Ethana. Nie pozwoli tak łatwo wyrzucić siebie z jego życia. Był zdeterminowany i pewny siebie.
Odetchnął po raz ostatni i ruszył na dół, zgarnął kluczyki od samochodu i wybiegł na zewnątrz.
Kilka godzin minęło, miał nadziejże, że Ethan się uspokoił, że porozmawiają na spokojnie, że przekona go, by został. Już po drodze wybrał kilka razy numer chłopaka, lecz za każdym razem włączała się poczta głosowa.
Po półgodzinnej jeździe przez nocne miasto, zatrzymał się w końcu przed rezydencją Linwoodów. Zamknięta, ponura brama zdawała się być nie do przebicia, a wielka budowla jasno oświetlona reflektorami, spokojna.
Już po chwili przy jego samochodzie zjawił się ochroniarz.
–  Proszę odjechać, stoi pan w bramie. – powiedział sucho mężczyzna.
– To chyba logiczne, skoro chcę wjechać do środka, prawda? – fuknął na niego Keith.
– Był pan umówiony? – zapytał strażnik.
– Nie, nie byłem. Chciałbym złożyć wizytę Ethanowi… paniczowi Ethanowi. – poprawił się zaraz.
Mężczyzna w uniformie, oparł się bardziej o dach samochodu.
– Panicza nie ma w domu.
– Jak może go nie być, skoro przed budynkiem stoi jego samochód?
– A był pan umówiony? – zapytał ponownie.
– Nie, ale możesz chyba ruszyć tyłek, zadzwonić do tej starej jędzy i powiedzieć, że Keith Hayward prosi o audiencję! – krzyknął w końcu rzeźbiarz.
– Po co te nerwy? Proszę odjechać, inaczej zadzwonię po policję. – mówił spokojnym głosem strażnik, co jeszcze bardziej irytowało blondyna.
Keith roześmiał się pod nosem i odetchnął ciężko.
– Może nie wiesz, ale pani Linwood buduje sobie grobowiec. Piękny, grobowiec za bajońską sumę i ja jestem rzeźbiarzem, i wiozę jej plany tego przeklętego grobowca i już jestem spóźniony. A jak na pewno wiesz, bo musisz wiedzieć jeżeli tu pracujesz, czas tej kobiety to pieniądz. Więc poinformuj ją łaskawie, że przyjechał rzeźbiarz z planami.
Strażnik uśmiechnął się krzywo.
– Dobrze wiem, że rzeźbiarzem pani Linwood jest pan Watson. – odparł i postukał w dach samochodu – Niech pan już jedzie.
Keith zmarszczył się nieprzyjemnie i przymknął oczy w zastanowieniu.
– Może niech pan w ogóle zadzwoni do niej i zapyta, czy chciałaby się ze mną widzieć?
– Wiem, że nie. Pana nazwisko mam wpisane na czarną listę, panie Hayward.
Keith spojrzał na niego zaskoczony. Był na czarnej liście? Przecież to śmieszne! Przetarł twarz dłonią i zdał sobie sprawę z obrączki, która nadal tkwi na jego palcu.
– Okej, okej… już jadę. – westchnął wpadając na inny pomysł, jak sforsować mury twierdzy, w której tkwił Ethan. – Dobranoc panu. – powiedział przymilnie i wycofał się z podjazdu.
Kiedy odjechał kilkadziesiąt metrów, zatrzymał się pod inną z posesji i wysiadł z auta. Powoli, okrężną droga ruszył ku rezydencji Linwoodów.
Nigdy by nie przypuszczał, że na stare lata będzie robił takie rzeczy i śmiał się w duchu z komizmu całej tej sytuacji.
Było jeszcze przed północą, powłóczył się więc  po okolicy, mając nadzieję, że strażnik nie jest zbyt nadgorliwym kolesiem i zaraz zaśnie. W tym czasie przeszedł pod odległą, zarośniętą  zeschniętym bluszczem ścianę ogrodzenia na tyle posesji. Uważnie obserwował, czy nie ma gdzieś na niej kamer, lecz w mroku i tak nic nie widział, pośród gęstych pnączy. Po chwili podszedł bliżej muru i usiadł pod nim, chowając się w zaroślach.
Wypalił kilka papierosów nim, nadal śmiejąc się z tej sytuacji,  zaczął wspinać się po murze.

11 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.04

  1. Witam,
    niech będą razem, mam nadzieję, że wyperswaduje mu to, niech wyjaśni, ze to go zniszczy…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Do tej pory tylko czytałam kolejne rozdziały i nie udzielałam się, ale teraz muszę! Jesteś genialna, a to opowiadanie jest najlepsze, z tych wszystkich, które przeczytałam, a było ich kilkadziesiąt, jak nie więcej. Podoba mi się Twój styl, to, że dużo miejsca poświęcasz na emocje i wszystko jest takie naturalne. Z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały, a teraz… ten tydzień to będzie męka. Taka jestem ciekawa czy Ethan pojedzie na tą terapię czy nie. Modlę się, żeby Ci nie przyszło przypadkiem do głowy dać rozdział o Anthony’m i Theo, bo nie zniosę dwóch tygodni w oczekiwaniu na Ethan’a i Keith’a. Uwielbiam tą parę, a ich problemy są takie rzeczywiste. Strata żony przez Keith’a czy nieszczęśliwa miłość Ethan’a. Przy nich Anthony i Theo wymiękają. Denerwuje mnie ten cały Theo i ta ich wielka miłość. Utożsamiam się z problemami Ethan’a i uwielbiam tą postać. Mam nadzieję, że odkocha się w tym marnym architekcie i będzie szczęśliwy z Keith’em, który jest równie zajebisty jak on. No nic, będę czytała ten rozdział codziennie, aż w końcu doczekam się nowego. Weny życzę i pozdrawiam :)

    1. Witaj , Sandro~!
      To miłe~~ Ja będę czytała ten Twój komentarz, aż doczekam się następnego~! xD „Najlepsze~~~” ^///^ Jak to dobrze brzmi:najlepsze~~~C:
      A mogę Cię uspokoić, następny rozdział o Ethanie i Keithcie. I tak ten rozdział przerwałam w takim momencie, że~~~ No. xD
      Szczerze, jak piszę, to te emocje same mi się wkradają,a jak ich nie ma… to wtedy rozdział wydaje mi się taki płaski, krótki i o niczym… xD
      Och, to uczucie, kiedy para, w którą włożyło się najwięcej serca jest hejtowana przez czytelników – niezapomniane. xD No a tak serio, to tez mi się wydaje, że u Anthonego i Theo robi się zbyt cukierkowo. Trzeba to zmienić. xD
      Czasami aż się boję, że jak kiedyś Ethan i Keith będą już ze sobą to oni będą taką słodką parką i w ogóle… Postaram się nie zatracić ich charakterów~! Obiecuję.

      Rany~~~Przepraszam~! Odsyłam Cię do zakładek: „Ćmy i Anioły”, gdzie znajduje się moje inne miniaturowe opowiadanie i ‚LINKI’, gdzie znajdziesz odnośniki do innych świetnych blogów i opowiadań, i mam nadzieję, że ten tydzień zleci szybko i będziesz zadowolona z kolejnego rozdziału~!

      Pozdrawiam i dziękuję za ten coming out C:
      Inga

    1. Kto wie, może już niedługo~~~
      Tutaj już dziewczyny przewidują scenę balkonową, więc co może być lepszym zakończeniem takiej sceny niż gorący, wyuzdany seks na balkonie~~~~
      Heh… tak się sobie śmieję.

      Również pozdrawiam c:

  3. Jeeeeeeej~~ Ethan! Niech Keith go zatrzyma i nie pozwoli mu jechać. Przez ciebie zaczynam się zastanawiać, czy mojemu Philipowi nie załatwić takiego pasa XD Nie wiem czemu, ale ostatnia scena skojarzyła mi się z „Romeo i Julią” XD Keith wyrzucił na strych wszystkie rzeczy osobiste Jane. Zapomniał o obrączce, ale to mogę mu wybaczyć, jeśli ma zamiar pozbyć się jej z palca. Widać, że mu zależy… Tylko czemu do cholery nie powiedział mu, że go kocha?! teraz czekam na scenę balkonową XD i na wyznanie Keitha. Bo musi mu powiedzieć, że go kocha. Wtedy na pewno zostanie i oleje tą cholerną terapię. Tylko nie wiem, jak ja ten tydzień tydzień wytrzymam…

    „Chłopak podszedł go łóżka i wpełzł na nie na kolanach, wsuwając się między silne uda mężczyzny.”- „do” i podwójna spacja po „między” ci się wkradła.
    „- Chyba żartujesz… – syknął prze zęby.”- „przez”
    „Teraz wyszło na to, że to on był tym zły, że jest głupim smarkaczem lecącym na kasę?”- „złym”
    „Czy Ethan naprawdę był tak zaślepiony architektem, że nigdy nawet nie wziął po uwagę tego, że ich mogłoby połączyć cos więcej niż seks?”- „pod” i „coś”.
    „Chociaż nie bolało go to szczególnie, to chyba przez to właśnie Ethan nabawił się tego chorego przeświadczenia, że dla niego jest tylko zastępstwem za zmarła żonę.”- „zmarłą”
    „Jak zwykle, gdy ją otworzył, uderzył go zapach perfum kobiety, którymi przesiąknięte były jej kolorowe sukienki, zawieszone w równym rządziku z jednej strony szafy. „- a nie „rządku”? Nie ma chyba czegoś takiego jak „rządzik”?
    „Spalił kilka papierosów nim, nadal śmiejąc się z tej sytuacji, zaczął wspinać się po murze.”- „zapalił” albo „wypalił”, ale „spalił”?

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    1. Oj! Philowi przydałaby się taka klatka! C: W ogóle jestem straszna, już dwa rozdziały u Ciebie na mnie czekają i mnie wręcz kuszą, a tu… ech… No nic, mam nadzieję, że niedługi się za nie zabiorę, Z tego co wyczytałam w komentarzach jest PETER. C:

      Och…. scena balkonowa… C: Ciekawe czy do niej dojdzie, już to sobie wyobrażam xDD
      Miłość wsi w powietrzu,a le ciekawe czy ostatecznie Keith wyzna uczucie Ethanowi. Może tak naprawdę, niedostępność (pfff~~~) Ethana i to, że był dla chłopakiem zastępstwem za Anthonego po prostu uderzyła w jego ego i tylko dlatego chce zdobyć studenta? Kto wie~~~
      Rany… czuję się okropna~~ Dx
      Mam nadzieję, ze będzie warto czekać na ten piąty rozdział! C:

      Dziękuję! I za literówki ponownie I również weny! :3

  4. Czemu rozdział wydawał się taki krótki?! Na prawdę jest krótszy, czy tak mi to zleciało?
    Całe szczęście Keith coś robi. Oby go powstrzymał, oby coś z tego wyszło. Bez dramatów pewnie się nie obejdzie, no ale… Niech Ethan przejrzy na czy. I niech ta suka, jego matka, dostanie nauczkę. Jakąkolwiek cholera.
    Zabawne jest to, jaki jest Ethan podczas seksu, po seksie, przy Anthonym, przy rodzicach, a jaki jest gdy jest sam. Widać, że ciągle udaje. Mam nadzieję, że przed rzeźbiarzem trochę się otworzy. Ba! Nie trochę, bardzo. Ale stopniowo oczywiście.
    Wyczekuję nowego rozdziału.

    1. Nie, naprawdę jest nieco krótszy.
      Kochana, czym byłoby moje opowiadanie bez dramatu? C:
      Tak, tez mam nadzieję, że uda mi się utrzeć nosa matce Ethana~~~
      Och Ethan spędza mi sen z powiek. Czasami jednak uważam (pomimo jego nagłych wybuchów i wahań nastrojów), że jest najbardziej realistyczną postacią jaką stworzyłam. W sumie nie spotkałam jeszcze nikogo, kto zawsze byłby stały przy różnych osobach. A Ethan i jego osobowość dają dużo pola manewru. C:

      A ja wyczekuję nowego rozdziału u Ciebie. c:
      Dzięki!

  5. No, w końcu Keith zachowuje się tak, jak oczekiwałam!
    On mi się kojarzy z takim kochaaanym misiem. Na pewno byłoby Ethanowi z nim dobrze <3
    Ten tydzień będę czekała w zniecierpliwieniu na nowy rozdział.

    1. O rany~~~ Przepraszam, za te zawirowania!
      No Keith na pewno nie pozwoli tak łatwo zamieść się pod dywan.

      Fajnie widzieć ponownie Twój komentarz, Felis. C:

Dodaj komentarz