Till We Are Vol. 2 Ch.19

Chłopak ścisnął jeszcze mocniej rękę Anthonego, gdy ujrzał Sue. Jasne włosy związane miała w luźny kucyk i zaraz sięgnęła do nich dłońmi, jakby chciała je poprawić. Kiedy stanęli przy stoliku, uśmiechnęła się do nich nerwowo i oparła zaciśnięte ręce o blat stołu. Odetchnęła ciężko, wpatrując się jakby wystraszonymi oczyma w Theo i w końcu z jej oczu popłynęły wielkie łzy.
– Przepraszam… – zadrżała zaraz, zasłaniając się ręką i odwracając spojrzenie.
Theo zerknął na Anthonego i odetchnął ciężko. Po chwili dopiero puścił jego rękę i podszedł do kobiety.
– Nie płacz… – szepnął, sam czując, jak po policzkach płyną mu łzy.
Po chwili namysłu ujął ją za rękę i powoli przytulił.
Sue objęła go drżącymi rękoma i wtuliła twarz w jego tors.
– Ciii… – Theo pogłaskał ją po głowie i odetchnął po raz setny, mając nadzieję, że jego dygoczące ciało w  końcu się uspokoi. – Nie płacz już, mamo. – szepnął i pociągnął nosem.
– Theo… – jęknęła kobieta, przyciskając go mocno do siebie. Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.18

Przez kilka minut w toalecie, Theo ochłonął nieco. Wiedział, że przesadził, że to nie jest do końca wina Anthonego. Blondyn był przystojny i zwracał na siebie uwagę, a niektórzy, jak na przykład ta kelnerka, są już tacy, że nawet najmniejszą konwersację traktują jak preludium do gorącego, namiętnego romansu. Ale patrzenie na to nie było zbyt przyjemne. Niby fajne, że Anthony jest taki wspaniały, taki przyjazny i przystojny, ale czy w tamtej chwili jego kochanek nie powinien być tylko dla niego?
Poza tym Theo czuł się tak okropnie, że bez znaczenia było to, czy byłaby to kobieta, czy mężczyzna, każde z nich na pewno było lepsze od niego. Jaką miał pewność, że nie zostanie sam, że Anthony go kiedyś nie zostawi? Niby czuł całym sobą jego miłość i ona dodawała mu dużo pewności siebie, jak na przykład przy okazji wizyty u ojca, ale jedyne co Theo wiedział na pewno, to to, że wszytko kiedyś przemija. I on bał się, że nawet jeżeli obaj się teraz kochają, to prędzej czy później to się skończy. A co on zrobi bez architekta? Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.17

Gilbert Myers odetchnął kilkakrotnie, wpatrując się w niedowierzaniu w postać stojącą przed sobą.
To był ON, Theo.
Po tylu latach, po tym wszystkim stał w jego drzwiach. Tak właściwie, w swoich drzwiach, w końcu to nadal był jego rodzinny dom.
Mężczyzna oparł się mocno o drzwi, przyglądając się jego twarzy. Był tak inny. Nie zostało w nim nic z tamtego dzieciaka, którego uczył gry na gitarze, nic z radosnego Theo, którego pamiętał. Nawet gdy Sue wyprowadziła się od niego i spotykał czasami syna, Theo był zupełnie inny. Nie taki przestraszony. Teraz na jego twarzy widział wszystko jak na dłoni – niepewność, strach, smutek. I to wszystko przez niego. Przez to, że rozwiódł się z Sue, że pozwolił im odejść. Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.16

– Nie poradziłbym sobie bez ciebie. – przyznał Theo siadając na szerokim łóżku, okrytym zieloną narzutą.
Zerknął w stronę architekta, który stał na środku pokoju przy jasnobrązowym stoliku do kawy i pochylał się nad walizką. Pokój, który wynajęli nie był zbyt duży, lecz urządzony całkiem ładnie i przytulnie. Stonowane barwy i jasne meble ładnie ze sobą współgrały. Theo rozejrzał się po ścianach, oklejonych jasną tapetą w żółty wzorek i odetchnął drżąco.
To wszystko było takie dziwne. Nigdy wcześniej nie mieszkał w tym hotelu, który jednak wydawał mu się dziwnie znajomy. Tak, jak każda mijana wcześniej ulica, jak lotnisko, na którym przecież nigdy nie był.
Anthony odsunął się od rozpakowywanej walizki i podszedł do niego. Ukucnął przy jego kolanach i położył na nich duże dłonie.
– Przestań się wygłupiać… Od czegoś w końcu jestem. – uśmiechnął się wychylając i całując go w  usta.
Theo oddał pocałunek i oparł się czołem o czoło mężczyzny. Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.15

Jake  nie czując żadnego oporu ze strony lekarza, popchnął go do tyłu na stojącą między kanapą, a drzwiami szafkę zawaloną segregatorami.
Nie chciał, by Danny zaczął się wahać, by znowu mu się opierał. Przecież jego reakcje, reakcje jego ciała dobitnie świadczyły o tym, że go pragnie.  Poza tym on sam czuł podobnie. Od pierwszego ich spotkania, pierwszej rozmowy.
Całując jego szyję, zamknął do końca drzwi i przekręcił zamontowany pod klamką kluczyk.
– Teraz nikt nam nie przeszkodzi… – szepnął w jego szyję i po chwili zaczął dobierać się do jego rozporka.
Wiedział, że w każdej chwili ktoś może wezwać Danny’ego na oddział i nie mogą pozwolić sobie na długi, gorący seks, jakiego chciał.  Jednak czując, jak z  każdą chwilą lekarz  drży bardziej i tylko resztkami silnej woli powstrzymuje się przed objęciem go i wcałowaniem w  jego usta, nie chciał dać tej szansie odejść. Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.14

 – Ślicznie wyglądasz. – rzucił Keith i z miłym uśmiechem na ustach i ujął pod rękę Ginę, która wyszła po niego przed galerię.
– Dziękuję… – szepnęła kobieta, uśmiechając się delikatnie i rumieniąc lekko na policzkach. – Ale nie musisz mi się podlizywać za tę wejściówkę. – zaśmiała się zaraz i poprowadziła go do środka.
Prawda był taka, że szalenie zależało jej na tym, by się mu spodobać  i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Mężczyzna ujął ją pod ramię i pewnie poprowadził do wnętrza sali,  gdzie przy akompaniamencie lekkiej melodii, goście przechadzali się oglądając wystawę.
– Spóźniłem się na otwarcie… dużo mnie ominęło? – zapytał, pochylając się, a ona aż odetchnęła bardziej zapachem jego wody po goleniu.
Sama sobie się dziwiła,  że aż tak na niego reaguje.  Podkochiwała się w nim od zawsze, ale zawsze też skrzętnie to w  sobie ukrywała.  Kiedy jednak Keith wyznał jej, że zaczął się z kimś spotkać, to jakby złamało ten mur jakim była Jane. Czytaj dalej

Till We Are Vol. 2 Ch.13

Przez kilka dni, nie odzywali się do siebie. I chociaż Danny’ego aż skręcało by napisać, lub zadzwonić do Aarona, tym razem postanowił poczekać, aż to on zrobi pierwszy krok. Bo czy to wszystko nie było jego winą? Czy to nie on powinien zadzwonić i przeprosić? Chociażby za to jak ostatnio rzucił słuchawką nim zdążyli się pożegnać? To niby nic wielkiego, ale bardzo zdenerwowało lekarza. Poczuł się potraktowany tak przedmiotowo, jak nigdy wcześniej. Zresztą i tak później, zajęty pracą starał się zignorować powoli pojawiającą się tęsknotę za kochankiem. Bo przecież było im całkiem dobrze ze sobą, prawda? Gdy byli sami, Aaron był bardzo kochany, troskliwy i może nie mówił zbyt wiele i nie migdalili się na kanapie zbyt czule. W każdym razie nie tak, jak chciałby tego Danny.  Zresztą i tak nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. W końcu obaj pracowali, mieszkali oddzielnie. Ale może dlatego Dan miał wrażenie, że tak słabo się jeszcze znają? Dlatego czuł się czasami jak chłopak do towarzystwa, bo  gdy się spotykali, zazwyczaj kończyli w łóżku? Ale wtedy mu to nie przeszkadzało, bo lubił seks, jak każdy. Dopiero później, gdy już ostygał z emocji, wracał do siebie i kładł się do łóżka, by odpocząć przed dyżurem. Czytaj dalej