Till We Are – Przedświąteczny czar

Kochani! 
W końcu Mikołajowi udało się ogarnąć prezent na blogeła!
Zaszalał w tym roku, więc darujmy mu, że się spóźnił, mm? :D Wyszło mu też coś naprawdę hm… infantylnego, ale i uroczego i przyznaję, że teraz nieco łaskawiej patrzę na bohatera, któremu poświęcony jest ten bonus. W każdym razie życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję (i ochotę) jeszcze kiedyś ponownie do niego (a może już do nich?) zajrzeć.
Przy okazji życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku! 
Miłego czytanka!


Dochodziła dwudziesta pierwsza, gdy taksówka zatrzymała się przed marmurowymi schodami, prowadzącymi do wejścia restauracji. To, przyozdobione białymi, świątecznymi lampkami, prezentowało się nad wyraz uroczyście i elegancko, i jeszcze bardziej niż zazwyczaj kusiło Henriego.
Ubiegły miesiąc w rodzinnej Francji spędził na pomocy rodzicom w ich antykwariacie i dopiero gdy nadeszły Święta, a oni wyjechali na ten czas do rodziny w Holandii, sam mógł wrócić do swojego czarującego Denver. Czytaj dalej

Till We Are – Bon i bony

Aby wczuć się bardziej w odważnego Theo polecam wejść w podany link  –> omhai <– i włączyć piosenkę w momencie, gdy w tekście pojawi się [***]


Po kilkunastu minutach jazdy przez centrum miasteczka, Theo w końcu wyjechał na ostatnią prostą drogę, która prowadziła na obrzeża Greenley.  Tegoroczne, upalne lato, pomimo tego, że dopiero się rozpoczynało, dawało w kość mieszkańcom, a jemu i Colinowi dostarczało wielu pacjentów do kliniki. Czasami aż dziw brał jak bardzo niektórzy ludzie są lekkomyślni, jeżeli chodzi o swoich pupili, szczególnie, gdy panuje taki skwar.
Ostatnie dnie były strasznie pracowite i Theo wracał o wiele później do domu niż obiecywał to kochankowi. Ten oczywiście nie zapominał się na niego o to złościć, ale stało się to już ich rutyną, więc obaj zarówno tę złość jak i to ciągłe zostawanie po godzinach traktowali z przymrużeniem oka.
Ten dzień był jednak wyjątkowy i Theo już wszystko dokładnie zaplanował. Mając nadzieję, że nic tych planów mu nie zepsuje. Od kilku dni już przypominał Colinowi, że dzisiaj wychodzi wcześniej, w końcu nic nie mogło być aż tak ważne jak urodziny jego faceta. Czytaj dalej

Till We Are – Bezsenność w Seattle

Po kolejnym zerknięciu w stronę tablicy, na której wyświetlano rozkład przylotów samolotów, Keith pokręcił głową zrezygnowany. Kiedy spojrzał na zegarek skrzywił się jedynie mocniej i przetarł oczy palcami, zdając sobie sprawę, że mija już kolejna godzina, o którą przełożono przylot samolotu, na który czekał już od  bez mała trzech godzin.
Zakręcił w dłoni trzymaną tabliczką i kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na czarnym napisie „PANICZ LINWOOD”, odetchnął głęboko. W sumie o tej porze to mu ta tabliczka nawet nie będzie potrzebna. I tak był niemal jedyną osobą oczekującą na samolot z Miami.
Z perspektywy czasu dochodził do wniosku, że głupi byli przenosząc się do Seattle. Przecież z Miami byłoby bliżej. I Ethanowi i jemu do siebie. Cholera, przynajmniej tak byliby blisko, pomyślał nieco gorzko i odchylił się na oparcie krzesełka. Czasami w  takich chwilach myślał sobie, że przecież nie musieli się wynosić z Denver. Czytaj dalej

Till We Are – Kolejna szansa

Wsłuchując się w dźwięki dochodzące zza drzwi, Aaron uśmiechnął się skromnie i otarł wierzchem dłoni czoło.
– Hej, Szefie – usłyszał za sobą głos swojej pomocnicy i obejrzał się na nią krótko. – To będzie już wszystko – dodała i podeszła do niego.
Mężczyzna skinął głową i przesunął wzrokiem po kuchni.
– Świetnie. Trzeba tu nieco posprzątać – rzucił jeszcze, lecz widząc spojrzenie pomocnicy uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami. – Okej, okej. Nic już nie mówię – dodał cicho i oparł się tyłem o blat szafki.
– Przecież jest czysto. Było by dziwnie, gdyby u szefa podczas pracy panował jakikolwiek nieporządek – zaśmiała się Mia, a on opuścił ręce po sobie. – Gary wstawiłam do zmywarek, więc jutro będą już mogli sobie wyjąć czyściutkie i błyszczące, jakby zupełnie nikt z nich nie korzystał – zaznaczyła i szturchnęła go łokciem. – To co, zostawiłeś coś dla nas? – Zaśmiała się jeszcze, a on z lekkim uśmiechem podszedł do lodówki i wyjął z niej mały okrągły serniczek z owocami, zalanymi wiśniową galaretką. Czytaj dalej

Till We Are – Randka

Po wejściu do pokoju lekarzy, Danny od razu podszedł do swojego biurka i odłożył na nie podkładkę z kartami pacjentów, których odwiedził jeszcze przed zejściem z bloku. Z lekkim uśmiechem na ustach odpiął je i odłożył na bok, by przy wyjściu nie zapomnieć oddać ich Janette siedzącej przy recepcji.
Kiedy w końcu objął wzrokiem swoje biurko, na którym od kilku już miesięcy panował wręcz idealny porządek, poklepał się po kieszonce, w której znajdowały się długopisy, a upewniając się, że wszystko ma na swoim miejscu zgarnął karty i ruszył ku drzwiom.
– O, Danny… jeszcze tutaj? – zaśmiał się George, na którego wpadł w drzwiach.
Dan zrobił minę i pokręcił głową.
– Już spadam – rzucił i przepuścił kolegę w drzwiach.
Mężczyzna skinął głową i poklepał go po ramieniu.
– No ja myślę, to było by dziwne, gdybyś został po godzinach – powiedział spokojnym wyważonym tonem, choć Danny wiedział, że lekarz nieco się z niego naśmiewa. Czytaj dalej

Till We Are – Wesołych Świąt, Mikołaju!

Danny odetchnął tylko ciężko zamykając za sobą drzwi od pokoju pielęgniarek. Mimo nagabywań nie miał ochoty spędzić tam całego dyżuru, bo prawdopodobnie nie zniósłby ciągłego trajkotu kobiet.
Masując się po karku ruszył cichym korytarzem w kierunku pokoju lekarzy, gdzie noc zamierzał spędzić na dumaniu lub czytaniu medycznych pism. Nawet zaległe raporty już mu się skończyły! Zawsze miał z nimi problemy, bo o ile uwielbiał przeprowadzać operacje i na sali mógłby spędzić wiele godzin, o tyle wypełnianie papierków traktował jak zło konieczne i dopiero na kilka dni przed koniecznością zdania ich, zmuszał się by je uzupełnić. I tak tuż przed świętami musiał już się z nich rozliczyć by od nowego roku zacząć gromadzić kolejne teczki w swojej szufladzie.
Idąc spokojnym krokiem przez korytarz wyciągnął z kieszeni komórkę i odblokował ją. Uśmiechnął się lekko na widok rozpromienionej uśmiechem twarzy kochanka na wyświetlaczu i zaraz wybrał jego numer. Czytaj dalej

Till We Are – Już nigdy nie spojrzę jej w oczy…

Gdy tylko Theo przestąpił próg mieszkania, rozebrał się i skierował do salonu.
Podczas drogi powrotnej myślał cały czas o Ethanie i o tym co im powiedział o swoim życiu i swojej rodzinie. Theo doskonale pamiętał, jak dawniej wiele razy uważał, że jest gorszy od niego – bo nie ma pieniędzy, wpływowej rodziny ani szkoły. Myślał też, że Ethan żyje sobie jak w bajce, że na przykład on powinien być z Anthonym, bo jest dużo lepszy od chłopaka z ulicy, jakim on sam był.
Jednak po dzisiejszej rozmowie przekonał się, że tak właściwie nic nie wiedział o Ethanie, że ocenił go dawniej zbyt pochopnie. Sam doskonale wiedział, że nie jest tak łatwo opierać się wzorcom jakie wynosi się z domu, że to rodzice kształtują charaktery swoich dzieci. Czytaj dalej