Till We Are Vol. 2 Ch.02

Theo wiedział, że Thomas jest surowy, ale   właściwie tylko o te skrzypce się do niego wtedy przyczepił, a to było dwa lata temu. Odkąd przestał grać, doskonale dogadywał się z ojczymem, prawie tak, jak kiedyś z ojcem. Nawet jeżeli miał do matki jakiś żal, to nie myślał o tym. Thomas okazał się być świetnym kumplem, a odkąd Theo skończył piętnaście lat, pozawalał mu nawet jeździć autem.
Mieszkali w niewielkim domku, w południowym Hampton i wszytko zdawało się układać nadzwyczaj dobrze.
Czasami nawet myślał, że lepiej się stało, że odeszli od ojca. Nie musiał wiecznie słuchać ich kłótni, bać się, że któreś z nich odejdzie bez słowa. Czasami, gdy się kłócili on płakał schowany pod kołdrą, błagając  w myślach, by skończyli. Później nachodziły go czarne myśli, że jedno z nich może się zabić, że wyjdzie i nie wróci. Kłócili się ciągle, głównie o brak kasy. Ojciec coraz częściej pił i krytykował matkę, wyrzucał jej jak kiedyś mówiła mu, że nawet i bez pieniędzy, ona go będzie kochała. Sue z kolei oskarżała go o to, że zmarnował jej życie. Często, zmywając naczynia i przełykając łzy, mamrotała do siebie, że nie to jej obiecywał, że zaprzepaściła swoje życie, że nie ma w nim nic. To bardzo bolało Theo, bo czuł się, jakby sam był błędem jej życia, czymś co uwiązywało ją przy mężu.
Pamiętał jak raz, gdy ojciec wrócił podpity z pracy późno w  nocy, wszedł do ich sypialni i od progu zaczął narzekać na matkę. Theo słyszał wszystko doskonale. Mieszkali w małej kamieniczce, w dwupokojowym mieszkanku i jego pokój przylegał do sypialni rodziców.
– Jesteś straszna… – usłyszał podpity głos ojca – Okropna.
– Przestań…! – zawołała, płaczliwym głosem matka.
– Pocałuj mmmnie w dupę! – warknął ojciec.
Theo nakrył się bardziej kołdrą i zaczął pochlipywać. Nienawidził tego. Starał się nie myśleć. Nie wiedział, czy więcej miał żalu do ojca, czy do matki, ale teraz, gdy słyszał szloch Sue, chciał wstać i poprosić ją, by spała z nim. By nie musiała słuchać narzekań męża. Nim odważył się to zrobić, usłyszał trzask zamykanych drzwi. Już po kilku minutach światło w jego pokoju zapaliło się i we drzwiach stanął ojciec.
– Theo…! – zawołał – Theo, wstawaj! Mama powiedziała, że odchodzi. – powiedział płaczliwie, gdy chłopak wysunął się spod kołdry.
– To co jej znowu nagadałeś?! – krzyknął Theo, wyskakując z łóżka.
– Nic… przysięgam! Ja nie wiem, gdzie ona poszła… znajdź ją.
– To JA mam jej szukać? – warknął chłopak, jednak zaczął szybko naciągać na siebie ubranie.
– Ja… ja musze sprawdzić na jutro klasówki… – powiedział ojciec.
– Co?! – Theo naprawdę nie wierzył w to, co słyszał.
– Myślisz, że jest mi łatwo?! – usłyszał pełen wyrzutu głos.
–  A ty myślisz, że mi jest łatwo? – krzyknął jeszcze nastolatek i wyleciał z pokoju.
Był wściekły na ojca, a jednocześnie tak bardzo się bał o matkę.
Gdy wyszedł z kamienicy, nie miał zielonego pojęcia, gdzie powinien iść.  W którą stronę mogła pójść matka?
W końcu ruszył na południe Hampton, gdzie mieszkała matka Sue.
Całą drogę po policzkach płynęły mu łzy. Raz się  śmiał, raz płakał. Modlił się, by wróciła, by żyła.  Z drugiej strony cieszył się, że nie ma rodzeństwa, bo sam ledwie znosił ich kłótnie. Co dopiero gdyby miał młodszego brata? Nie życzył nikomu takiego piekła i nie wiedział, czym sam na to zasłużył.
Nie znalazł jej.
Był pod domem babki, jednak nie odważył się zapukać. Ciemne okna, wskazywały na to, że już śpi. Zresztą Theo był niemal pewien, że niewiele wie o problemach w ich domu. Gdy po kilku godzinach włóczenia się po mieście wrócił zziębnięty do kamienicy zastał ich w kuchni,
– Proszę, powiedz mu, czemu cię szukał, no dalej! – wrzasnął ojciec, gdy tylko zauważył syna.
Sue odwróciła wzrok od chłopaka i zaciągnęła się papierosem.
– Co, brak ci teraz odwagi?! No, gdzie twój honor!? – kpił z niej mąż – Gdzie twój honor, Sue?!
Theo spojrzał na nich pustym wzrokiem i zamknął się w łazience, by wziąć rozgrzewającą kąpiel, przy akompaniamencie kolejnej kłótni.
– Czego ty ode mnie chcesz?! – krzyknęła Sue.
– Nigdzie nie pójdziesz!
– Czego chcesz…? – usłyszał szloch.
I naprawdę starał się być na niego obojętny.
Dopiero później, gdy minęły dwa tygodnie, dowiedział się, że matka miała romans z jakimś facetem z drogówki. Zaczął się rozwód. Przepychanki między rodzicami o to, kto powinien się nim zająć. Zabawne, że nie pragnęła tego ani matka, ani ojciec. I to go tak bardzo bolało. Mógłby im wybaczyć te wszystkie kłótnie, łzy i nieprzespane noce, ale kiedy okazało się, że jest dla nich naprawdę tylko przeszkodą poczuł się zraniony jak nigdy. Był tylko śmieciem. Wielką przeszkodą na ich drodze i największym błędem ich życia.
Nie pamiętał już lat, gdy ojciec uczył go gry na instrumentach. Gdy ich rodzina była jeszcze normalna i szczęśliwa. Bo kiedyś na pewno tak było. Kiedyś ojciec zabierał go na spacery do parku, albo do szkolnej, małej filharmonii, gdzie grywali jego uczniowie. Matka gotowała obiady i piekła ciasteczka cynamonowe, których zapach roznosił się po całej kamienicy. Ale to była przeszłość, która podczas rozwodu, wydawała się być tylko dawnym snem.

Kiedy sąd przyznał go matce, Theo bał się nowego życia z Thomasem. Mężczyzna nie był przesadnie umięśniony, ani wysoki. Tylko oczy miał straszne, tak głęboko osadzone, że przyprawiało to chłopaka o dreszcze niepokoju. Dwa lata po rozwodzie, razem z matką zamieszkali na drugim końcu miasta, u Thomasa. Dopiero po kilku tygodniach, Theo przekonał się do nowego faceta matki. Thomas interesował się nim, pytał go co robił, gdzie chodził, z kim się spotykał. Mówił mu, że teraz to on jest jego ojcem, i że tak ma się do niego zwracać. I Theo był mu posłuszny.
Nową szkolę, jak i poprzednią, traktował jako zło konieczne. Zawsze dobrze się uczył, jednak nie lubił tłumów ani hałasu, jaki w niej panował. Nie starał się z nikim zaprzyjaźnić, ani dopasować  do żadnej z grup. Do czasu, gdy pewnego dnia na stołówce zaczepił go Paul.
Kiedy pewnego dnia dosiadł się do niego na stołówce, serce zaczęło mu aż bić mocniej. Nie wiedział jak ma się zachować, a słowa grzęzły mu w gardle.
– Hej! Jestem Paul. – przedstawił się blondyn, siadając okrakiem na ławce i wyciągając do niego rękę.
– Ja Theo… – brunet uścisnął jego dłoń i wrócił do jedzenia.
– Wiesz… może… poszlibyśmy później zapalić? – zapytał Paul, spokojnym, lekkim tonem – Palisz w ogóle?
– Nie. – uciął Theo i zaczął się zbierać.
Nigdy nie widział bardziej delikatnej istoty w swoim życiu, a Paula zauważył już wcześniej. Sam może nie był zbyt muskularny, jednak ON, był dużo bardziej kruchy. Wielkie błękitne oczy, bystrze obserwowały wszystko spod przydługiej blond grzywki, a lekki uśmiech rozjaśniał smukłą, jasną twarz. Pomimo swojej niepozornej postury, chłopak był bardzo pewny siebie, i wyglądał jakby za nic miał to, co wokół niego się dzieje. Jego lekki sposób bycia podobał się Theo, ale  sam brunet nigdy nie myślał, by do niego zagadać.  Przez przypadek, dowiedział się, że chłopak chodzi na papierosy za salę gimnastyczną, gdzie ogrodzone kamiennym murkiem stały kontenery na śmieci. Z czasem, szukanie go wzrokiem na stołówce czy korytarzu stało się jego ulubionym zajęciem. Po prostu lubił na niego patrzeć. I nie myślał, nawet o tym, że można to nazwać zauroczeniem. Paul zawsze ubierał się tak inaczej niż inni, zwracał swoją uwagę, nie tylko Theo. Blondyn chodził w poszarpanych spodniach i ciężkich, militarnych butach, które wyglądały jeszcze bardziej okazale na jego szczupłych nogach. Na sprane koszulki z wyzywającymi nadrukami, też zawsze narzucał postrzępiony dżinsowy bezrękawnik. Na jego jasnej szyi, zaczepiona była obróżka z długimi kolcami. Theo nawet nie wiedział o czym mogliby rozmawiać.
– Zaczekaj…! – Paul również się uniósł i założył nerwowo grzywkę za ucho, ukazując rządek małych kuleczek, którymi było przebite – Zaczekaj… no… a może chcesz pójść na koncert?  Nie wiem czy słyszałeś, ale w  barze niedaleko stacji, gra jutro fajna kapela…
– Nie, nie słyszałem. – odparł niedostępnie brunet.
Nigdy nie dogadywał się dobrze z rówieśnikami. Zawsze wydawało mu się, że jest zbyt poważny i nawet jeżeli udało mu się znaleźć jakiegoś przyjaciela, z czasem zaczynał mieć go dosyć. Nie zawsze miał siłę, by udawać, że się świetnie bawi, że denne żarty go śmieszą, kiedy myślami bywał w domu. Zawsze, całą powrotną drogę zastanawiał się, czy czeka go tam kolejna kłótnia, w którą bez wątpienia zostanie wmieszany, gdy tylko przestąpi próg.
Ale przecież teraz żyli inaczej, z Thomasem. I było im naprawdę dobrze.
– To może przejdziemy się zobaczyć? – zapytał jeszcze raz Paul.
– W porządku. – zgodził się w końcu Theo.
Nic nie stało na przeszkodzie, by mógł zacząć nowe życie.
– Dam ci swój numer, to napiszesz mi później gdzie dokładnie jest ten klub i o której się spotykamy, okay? – powiedział.
Paul rozemocjonowany wyciągnął telefon i wstukał numer. Nie mógł się powstrzymać i przy imieniu chłopaka dopisał serduszko. Nie dał rady już wyciągnąć Theo na papierosa, ale i tak wiele osiągnął. Żałował, że wcześniej do niego nie zagadał. Może już wcześniej by się   zakumplowali? A może nawet teraz byliby kimś więcej niż tylko przyjaciółmi?
Co prawda Theo, którego imię poznał już dużo wcześniej, bo każdy nowy uczeń w  South Hampton High zawsze wzbudzał niemałą sensację, wydawał się być bardzo niedostępny  i tajemniczy.  Nie trzymał się z nikim, nie udzielał w żadnej z grup. Ubierał się raczej w ciemne ciuchy, ale nie takie, by można go było dopisać do jakiejkolwiek subkultury. Był jak kot – miał swój świat i własne ścieżki, które intrygowały Paula. To mu się podobało i za cel obrał złamanie jego barier. W dodatku był taki słodki. Jego wąskie oczy o intensywnie szmaragdowej barwie, hipnotyzowały, jednak uwagę na niego zwrócił przez jego włosy. Długie, lśniące, zawsze splecione w gruby warkocz. Za kolejny cel obrał rozplecenie ich i dotykanie, i mógł się założyć o wszystkie skarby świata, że na pewno były miękkie i pachnące. Wiedział, że zwraca na siebie spojrzenia, ale kiedy zauważył, że Theo też czasami przesuwa po nim spojrzeniem, aż urósł o kilka cali. I w końcu postanowił do niego zagadać.
Nie wiedział jeszcze czy brunet też był gejem, ale wierzył w siebie i swój urok. Chciał spróbować.  W końcu nic się nie stanie. Najwyżej dostanie kosza.
Przez cały wieczór telefon zdawał się wibrować w jego spodniach. Chciał już napisać, nawet coś głupiego, na przykład zwykłe: ‘Hej, co słychać? ;)’ Może zaczęliby pisać i przepisaliby całą noc? A może powinien do niego zadzwonić, żeby usłyszeć jego miły, niski głos? Wtedy na stołówce, aż przeszły go ciarki, gdy Theo się odezwał. Hormony w nim buzowały, gdy widział tego chłopaka.
W końcu napisał mu krótkiego smsa z informacją o koncercie. Powstrzymał się przed dopisaniem jakiejś buźki, czy czegokolwiek innego, nie chciał wyjść na jakiegoś dzieciaka, albo nachalnego głupka, chociaż niewątpliwie nim był, pomyślał, wpatrując się w telefon  i czekając aż Theo odpisze. W ogóle jego imię: Theo, Theodore, jak prezydent, zaśmiał się do siebie podniecony. To imię brzmiało mu w głowie bardzo dobrze. Po chwili zaczął się wygłupiać i wyciągnął kartkę, oczywiście wcześniej położył telefon w zasięgu wzroku, i zaczął dopisywać nazwisko Theo do swojego imienia. Paul Myers, brzmiało świetnie. Albo Theodore Parkins. Kiedy w końcu telefon zadrżał oznajmiając nadejście wiadomości, serce aż podeszło mu do gardła. Spoconą ręką złapał za aparat i z zawodem odebrał jedną z reklam operatora. Po chwili jednak przyszedł kolejny sms. Z podnieceniem na miarę poprzedniego, otworzył wiadomość. To nic, że było w niej napisane krótkie: ‘k, o 8’. Rzucił się na łóżko i wpatrywał się mały wyświetlacz telefonu. Był taki szczęśliwy!

Po koncercie wszystko zaczęło zmierzać w lepszym kierunku. Paul był pod niegasnącym wrażeniem Theo i zawsze wyciągał go na spotkania. To z nim Theo zapalił pierwszego papierosa, z nim włóczył się po zajęciach, a  czasami nawet wagarował. Blondyn nigdy nie naciskał na niego specjalnie, ale potrafił go zmanipulować. Jednak nawet jeżeli wyrwał chłopaka na jakieś spotkanie siłą, nie zmuszał go na nich do rozmowy, po prostu łazili razem w milczeniu.
– Spotkamy się jutro? – zapytał Paul, gdy włóczyli się po  ruinach opuszczonej fabryki za miastem. – Moi starzy lecą na weekend do chorej babki w Waszyngtonie. Będziemy mogli obejrzeć coś albo… coś… – zaśmiał się, rzucając kamieniem przed siebie.
– Jutro nie mogę. – uśmiechnął się chłopak i kopnął gruz leżący pod nogą – Jutro przyjeżdża mój ojciec. – wytłumaczył.
– Ojciec…? – dopytał blondyn – Przecież mieszka z wami…
– Thomas jest moim ojczymem, tak naprawdę. – wytłumaczył nastolatek – Moi starsi rozwiedli się dwa lata temu, jeszcze zanim się tu przeprowadziłem. Thomas dostał przeniesienie na komendę do tej części miasta, dlatego tu jestem.
– Rozumiem… Pewnie kłócili się o ciebie? – zaśmiał się ciepło Paul.
– Kłócili, ale raczej o to, które z nich będzie musiało się mną zajmować. – prychnął lekceważąco Theo – Dlatego nie mam pojęcia po cholerę on tu przyjeżdża.
Paul zatrzymał się zaskoczony. Współczuł chłopakowi. Sam nie lubił jak jego rodzice się kłócili i nie wspominał tego zbyt dobrze.
– Są głupi. – dodał Theo – Po co w ogóle się ze sobą wiązali? Jak tak na nich patrzę…a raczej, jak patrzyłem, uświadomiłem sobie, że bez sensu jest z kimś być tak na zawsze. Skoro i tak później byle głupota może wszystko rozpieprzyć.
Blondyn zagryzł wargę.
– Nie ze wszystkimi tak jest… chyba. – powiedział powoli – A co się stało, że między nimi się rozpadło?
– Kasa… – syknął brunet – Później doszli do wniosku, że wolą płacić na mnie alimenty niż mnie utrzymywać, dopóki skończę szkołę… więc… Oto jestem. – Theo rozłożył ręce i zaśmiał się śmiechem pełnym goryczy.
– Są faktycznie głupi… przecież ty jesteś świetny. – podsumował, wpatrując się w Theo z lekkim uśmiechem.
Brunet widząc to spojrzenie, roześmiał się głośno, by ukryć zmieszanie.
– O tak, jasne… – zaśmiał się – Pewnie dlatego, żadne z nich mnie nie chciało. – odwrócił się, by zasłonić ból jaki niewątpliwie pojawił się w jego oczach.
Odszedł powoli kilka kroków i spuścił głowę. Dawno z nikim nie dogadywał się tak dobrze, jak z Paulem. Nawet jeżeli na początku wydawał się być nieco arogancki, to zyskiwał przy bliższym poznaniu. I to bardzo dużo. Z czasem Theo nie umiał sobie wyobrazić dnia, bez tego ich łażenia po mieście. Tak, jak kiedyś unikał ludzi, którzy na siłę chcieli się z nim trzymać, tak teraz nie mógł doczekać się kolejnego spotkania z Paulem.
– Jesteś naprawdę świetny. – usłyszał zza pleców i poczuł chude ręce obejmujące go w ramionach.
Zaśmiał się  i odwrócił do chłopaka poklepując go po szczupłych plecach.
Paul uśmiechnął się delikatnie i wbił spojrzenie w zielone oczy.
– Dzięki. – odparł ponownie speszony  wbitym w niego wzrokiem.
Kiedy zechciał się odsunąć, uświadomił sobie, że palce Paula zaciskają się mocno na jego ramionach. Spojrzał na niego zaskoczony.
– Paul…?
Blondyn był od niego niższy o kilka cali, więc wspiął się na palce i wychylił do jego twarzy. Musnął jego usta drżącymi wargami i odetchnął ciężko. Kiedy się odsunął z satysfakcją dostrzegł na twarzy Theo rumieńce. Ten lekki dotyk sprawił, że jego ciało oszalało. Serce łomotało w  piersi jak dzwon, po plecach przebiegł silny dreszcz, a dłonie, nadal zaciskane na bluzie bruneta, zaczęły się pocić. Zawisł w oczekiwaniu i przełknął ciężej ślinę.
Theo odsunął się od niego i dotknął opuszkami palców warg. Po chwili zmarszczył nos, jak zwykle gdy coś mu się nie podobało.
– Zwariowałeś? – rzucił rozgniewany – Paul, nawet twoje głupie żartu powinny mieć jakieś granice! – dodał, czerwieniejąc na policzkach i ruszając w powrotnym kierunku.
Paul podbiegł za nim i złapał za ramię.
– To nie jest żart… Theo, zaczekaj! – zawołał – Ty naprawdę mi się podobasz…!
Chłopak zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
– Co ty pieprzysz? Jestem facetem. – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.
– I co z tego? – zapytał butnie Paul.
– Co z tego?! Ty też. Obaj nimi jesteśmy.
Blondyn przewrócił oczyma i oparł dłonie na ramionach Theo.
– To było nieprzyjemne? Albo to, że teraz cię dotykam? – zapytał – Przeszkadza ci to?
Nastolatek zastanowił się chwilę. W zasadzie to nie było takie złe. Po prostu go zaskoczyło. Lubił Paula, więc jego dotyk na pewno nie był odpychający.
– Nie, ale… jesteśmy facetami… Paul…
– A w czym to przeszkadza? – dopytał chłopak.
Theo zastanawiał się intensywnie, jednak nic sensownego nie przyszło mu do głowy.
– Nie wiem… To nienaturalne…? – westchnął w końcu.
Chłopak naprzeciw  niego zaśmiał się cicho.
– Nienaturalne? Theo… Tak bardzo mi się podobasz… chcę  z tobą być. – powiedział z  błyszczącymi oczyma. – Nikt wcześniej tak bardzo mi się nie podobał, jak ty.
– Byłeś z innymi… facetami? – zapytał brunet, nadal niedowierzając.
Paul pokiwał głową.
– Nie wyobrażam sobie tego… – jęknął Theo i odsunął od chłopaka. – Muszę już wracać. – powiedział zgaszony i ruszył szybko przed siebie.
Blondyn dogonił go po chwili i stanął przed nim.
– Nie bądź zły… myślałem, że też mnie… lubisz… – powiedział, zerkając w jego oczy.
– Lubię, ale… nie w ten sposób. – odparł od razu Theo.
– A myślałeś o mnie w ogóle w ten sposób?
– No nie…
– To pomyśl… zastanów się, okay? – postanowił za niego blondynek – Mogę cię pocałować? – zapytał, a  Theo cofnął się momentalnie – Okay, okay… – zaśmiał się Paul i ruszył razem z chłopakiem w stronę miasta.

Gdy tylko Theo wrócił do domu, dopadł do komputera. Nie wiedział czego szukał, a jego palce samy wstukiwały słowa na klawiaturze.  Kiedy wszedł w grafikę, aż otworzył szerzej oczy na widok dwóch splecionych ciałami mężczyzn. Nie całowali się, ale napięcie między ich oczyma, było bardzo wyczuwalne.  Z każdym kolejnym zdjęciem, wciągał się bardziej i po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że to wcale go nie odrzuca. Później wszedł na jakieś forum, gdzie pełno było nieprzychylnych komentarzy na temat homoseksualistów i zaczynał myśleć, że to obrzydliwe. Zwłaszcza, gdy przeczytał jakiś komentarz o taplaniu się w gównie. Kiedy zamierzał wyjść z forum, trafił na inny, bardziej pozytywny komentarz dotyczący tolerancji i tego, że nikt nikomu nie powinien włazić do łóżka i że seks analny uprawia praktyczne każdy. Zaczął zastanawiać się co on właściwie o tym myśli.
W zasadzie nigdy nie był z żadną dziewczyną. Nie myślał o tym, zbyt zajęty domem i szkołami: zwykłą i muzyczną, do której zapisał go ojciec. I przez ostatnie dwa lata, odkąd mieszkali z Thomasem, też nie zwracał uwagi na  dziewczyny.
Wtedy wkurzył się na Paula chyba bardziej dla zasady. To, że go pocałował, a właściwie dotknął ustami jego ust, nie wywołało w nim nieprzyjemnych odczuć.
W końcu, podekscytowany wszedł na stronę z filmami porno. Nie wiedział, czy bardziej podnieca się, tym, że robi coś nowego i nieznanego, czy tym, że z monitora aż biły po oczach nagie ciała umięśnionych mężczyzn i ich twarde, sterczące penisy. Zerknął szybko na drzwi i po chwili włączył jeden z filmików, podłączając wcześniej słuchawki i wkładając tylko jedną z nich do ucha, by w razie czego móc usłyszeć, jak rodzice wracają z pracy.
Już od pierwszej sceny, gdy zobaczył namiętnie całujących się mężczyzn, zrobiło mu się goręcej. Z każdą minutą, gdy się rozbierali i dotykali, było mu duszniej, a krew zaczęła się kumulować, gdzieś w podbrzuszu. Wsłuchany w ich jęki i pomruki, nagle zdał sobie sprawę z tego, że jedną z dłoni trzyma na swoim kroczu i pociera się przez materiał. Ale musiał to robić. Instynkt sam podpowiadał mu, że powinien właśnie tak się dotykać. Już po chwili wstał i podszedł do drzwi, domykając je i opierając o nie plecami. Powoli rozpiął spodnie i wsunął dłoń w  bieliznę. Kiedy wyjął na wierzch twardego penisa, z zafascynowaniem i dreszczem podniecenia, przesunął po nim ręką. Przed oczyma ciągle miał obrazy z obejrzanych niedawno filmików,  co jeszcze bardziej go nakręcało. Odetchnął ciężko i zaczął się masturbować, wpatrując się we własną dłoń poruszająca się na członku, poczuł aż, jak pot wstępuje mu na skronie. Nie potrzebował dużo czasu  i już po kilku chwilach zagryzł mocno zęby za wardze, i wypchnął biodra mocno do przodu. Doszedł z przeciągłym jękiem, jednak zupełnie nie poznał swojego głosu. Był schrypnięty i zupełnie inny, jakby należał do kogoś innego, żyjącego wewnątrz niego. Uniósł do oczu rękę, na której widniało kilka plamek, białawej spermy. Roztarł ją miedzy palcami i powąchał.
Kiedy uspokoił oddech i podciągnął ubranie, przeszedł do komputera i wyłączył go.
Nie mógł zaprzeczyć, to co przed chwilą zrobił było bardzo przyjemne. Nie wiedział, czy to normalne, że dopiero w wieku piętnastu lat zaczyna się interesować seksem, ale wszystko co się z nim wiązało, zaczęło mu się wydawać takie pociągające. Z jednej strony wiedział, że było to tak bardzo niewłaściwe, i że grzeczni chłopcy tego raczej nie robią, zwłaszcza z innymi chłopcami, ale z drugiej, tej, która wydawała mu się dużo bardziej nęcąca, chciał to robić. Po prostu. Nowe doznania, które niosła ze sobą masturbacja, były tak bardzo przyjemne i w zasadzie naturalne, więc nie widział powodów dlaczego miałby sobie jej odmawiać.
Kiedy po weekendzie spotkał się z Paulem na papierosie, zdał sobie sprawę, że myśli o nim tak zupełnie inaczej niż do tej pory. Z zachwytem obserwował jego gesty, uśmiech, to jak zaciąga się fajkami.
– Co się tak patrzysz…? – zaśmiał się w końcu blondyn.
Podobało mu się to, jak Theo teraz na niego zerkał, ale wolał, by to on teraz zrobił pierwszy krok.  Dał mu jasno do zrozumienia, że jest gejem, i że chłopak mu się podoba, i przecież Theo miał się zastanowić.
– Nic… – speszył się brunet i wydmuchując dym z ust, przeniósł na niego wzrok – Wiesz… dużo o tym myślałem. Wiesz… – wyznał z bijącym sercem.
Paul poczuł skok ciśnienia.
– I…? – dopytał, zbliżając się do chłopaka.
Przy śmietnikach byli zupełnie sami, więc nie krępował się, że ktoś mógłby ich zobaczyć. To było zupełnie ich miejsce, bo pozostali palili za parkingiem, w krzakach.
– Może chciałbyś spróbować…? – zapytał blondyn, stając blisko Theo i przesuwając dłonią po jego ramieniu.
Już po chwili popchnął go na ścianę sali gimnastycznej, do której przylegały śmietniki i przysunął jeszcze bliżej.
Theo poczuł wzrost adrenaliny, która znalazła sobie ujście między jego udami.
Paul musnął wargami jego policzek i wtulił się w jego ciało.
– Możemy pójść do mnie, moich rodziców nie ma… – westchnął, przesuwając rękoma po plecach bruneta.
Theo odetchnął.
– Wiedzą, że jesteś gejem? – zapytał.
– Nie… – odparł Paul – Znaczy tylko matka… Mój ojciec jest bardzo… przywiązany do tradycyjnych wartości. – zaśmiał się w jego szyję – Ale ty swoim mógłbyś. Mówiłeś, że teraz jest dobrze.
Theo przełknął ciężej ślinę. Paul miał rację, było dobrze. Thomas był fajnym i ciepłym facetem, matka, jak to matka, raczej go zaakceptuje. Miał przynajmniej takie wrażenie.
– Poczekaj… – westchnął, czując jak blondyn coraz śmielej i łapczywiej masuje jego ciało.
Zadrżał i jęknął głośniej, gdy chłopak ścisnął jego krocze. Automatycznie wypiął w jego stronę biodra.
– Na co mam czekać…? – zapytał cicho Paul – Nie opieraj się tak… Theo… – dodał miękko.
– To… trochę szybko. – jęknął chłopak, czując usta wbijające się w jego szyję i całujące go zachłannie.
Może przesadzał, ale on dopiero kilka dni temu zaczął w ogóle myśleć o seksie. Dla niego to było szybko. I chociaż przez te ostanie dni, myślał o tym niemal non stop, to wstydził się, tym bardziej robić to przy śmietnikach, za szkołą. Co jeżeli ktoś ich zobaczy?
– Pójdziemy do mnie? – ponowił pytanie Paul.
Brunet przymknął oczy, by się  zastanowić, jednak ręce i usta Paula skutecznie mu to uniemożliwiały.
– Nie… nie dzisiaj. – wykręcił się – Innym razem. – westchnął, a Paul odsunął się od niego z zawodem wypisanym na twarzy.
– No okay… – westchnął i szybko cmoknął go w usta – Ale wisisz mi za to jeden numerek. – zaśmiał się,
Theo spłonił się cały i pokręcił z lekkim rozbawieniem głową.

Przez  kolejne dni, zaczynał się coraz bardziej nakręcać. Ukradkowe, sugestywne spojrzenia, czy gesty, które rzucali do siebie z Paulem na korytarzu, bardzo go podniecały. Gdy jadali razem na stołówce, blondyn dotykał go niby niechcący, lub poklepywał i chociaż niewątpliwie robił to wcześniej, teraz te gesty nabierały zupełnie innego wymiaru. Cały czas też namawiał Theo, by powiedział swoim rodzicom o tym, że jest gejem. I chociaż Theo nie był do końca pewien swojej nowo odkrytej orientacji, to zaczynał ulegać Paulowi, jak zwykle. Coraz częściej wyobrażał sobie przebieg tej rozmowy i nie dopuszczał do siebie myśli, że coś mogłoby pójść źle.
Jeszcze częściej jednak wyobrażał sobie jak robią to z Paulem i masturbował się do scenariuszy, jakie powstawały w jego głowie. Po spotkaniach z blondynem, zazwyczaj pierwszym co robił była szybka sesja  na łózko, nim dom był jeszcze pusty.
Wyobrażał sobie, jak przesuwa dłońmi po jego delikatnym ciele, a chłopak drżącymi ustami wzdycha cicho. Paul unosi go, na co on oplata ciasno udami jego biodra i gorącym językiem pieści jego szyję. Kiedy w końcu opierają się o biurko w jego pokoju, ponownie łączą języki w namiętnym pocałunku. Blondyn całuje jego szyję schodząc coraz niżej i niżej. Łapie między wargi jego sutki, a rękoma przesuwa po gorących udach w kierunku penisa.
Theo aż poruszył niespokojnie biodrami zdając sobie sprawę z ręki, która niekontrolowanie znalazła się na wewnętrznej stronie uda. Zabrał ją stamtąd szybko i uniósł na łokciach. Czasami miał wrażenie, że staje się uzależniony od tego. Jednak wyobrażenie ust Paula, wykrzywionych w grymasie podniecenia nie chciało zniknąć sprzed jego oczu.
Momentalnie podniósł się do klęczek by wyswobodzić ręce z rękawów kurtki. Szybko podciągał koszulkę i masował się jedną ręką po klatce piersiowej, palcami drugiej przesuwając po udzie.
Drugą dłoń zdecydowanie zacisnął na kroczu czując ciarki wspinające się po kręgosłupie. Nie czekając dłużej rozpiął spodnie i wyjął na wierzch sztywnego penisa. Przesunął po nim ręką czując, że robi mu się bardzo gorąco. Wiedział, że ma już wypieki na policzkach, gdy drażnił go palcami doprowadzając do silniejszego wzwodu. Zacisnął rękę na kutasie i zaczął mocno się masturbować. Już po chwili westchnął czując jak jego zmysły odpływają. Opadł twarzą na ramię leżące na kołdrze, oddychając chrapliwie. Poruszał biodrami nabijając się na rękę. Oddychał ciężko przez nos zaciskając mocno zęby, jednak i tak co chwilę wydobywał się zza nich głuchy jęk.
Wyobrażał sobie jak zmysłowe usta Paula muskają wnętrze jego ud. Włosy delikatnie pieszczą jego skórę, a szczupłe, drżące palce wspinają się po jego bokach. Chłopak opada na jego kolana i faluje biodrami przyciskając penisa do jego krocza. Po chwili chwyta oba w dłonie i pieści mocno, wpijając się w jego usta.
Theo podrzucił biodrami i wyciągnął rękę by poślinić nieco kciuk. Kiedy to zrobił, potarł nim żołądź wilgotnego już penisa i jęknął głośniej. Gdy usłyszał swój schrypnięty głos, postanowił nie czekać dłużej. Przyspieszył ruchy ręki, palce lewej dłoni zacisnął mocno na włosach.
Po kilkunastu sekundach zgarbił się mocniej i wystrzelił. Targany spazmatycznymi oddechami przesuwał uspokajająco ręką po członku. Kiedy dobiegł go specyficzny zapach spermy, uniósł do ust i oblizał palce z westchnieniem ulgi.
Lubił to. Bardzo to lubił. Był tak bardzo podniecony i zafascynowany tym wszystkim.
I z dnia na dzień, chociaż miał opory przed uprawianiem prawdziwego seksu z Paulem, jego fantazje stawały się coraz śmielsze. A chęć wyznania rodzicom swojej tajemnicy, coraz silniejsza.
Poza tym nie chciał tego ukrywać. Nie wiedział czemu, ale po wszystkim pomyślał, że chyba naoglądał się za dużo seriali idealizujących rzeczywistość, za dużo siedział w internecie, czytając te głupie fora. Jednak wtedy, gdy wpadł wieczorem do mieszkania i zastał rodziców na kanapie przed telewizorem, nie myślał o tym. Był chyba zbyt rozemocjonowany swoim odkryciem i postanowieniem. Że im powie, że nie będzie się ukrywał. W końcu nie jest tchórzem, chciał z wypiętą piersią być tym, kim okazał się być.
Sue siedziała na zielonej kanapie wtulona w silne ramię męża. Theo aż uśmiechnął się na ten widok. Sam Thomas wyglądał na zadowolonego.
– Cześć! – rzucił, wpadając do salonu i stając tak, że zasłaniał obraz telewizora stojącego na ciemno-brązowym kredensie.
– Cześć młody! – zawołał Thomas z uśmiechem – Co tam?
Theo uśmiechnął się i odgarnął włosy opadające mu na oczy.
– Muszę wam coś powiedzieć. – wyznał, przełykając ciężko ślinę.
Mimo wszystko stresował się nieco.
Sue poprawiła się na kanapie i spojrzała wyczekująco na chłopca.
Theo spojrzał na nią krótko. Była bardzo piękną kobietą. Miała długie, jasne włosy i  szczupłą sylwetkę. Zawsze ego mu rosło jak szedł z nią przez miasto i widział, jak oglądają się za nią faceci.
Theo skupił jednak wzrok na twarzy ojczyma i odetchnął głęboko.
– Jestem… – zaczął – Jestem gejem. – powiedział, czując jak serce wali mu w piersi.
Thomas zaśmiał się krótko i przyciągnął do siebie bardziej kobietę.
– Gejem…? – zapytał spokojnie marszcząc brwi.
Theo spojrzał zaskoczony na niego i przełknął ślinę.
Pokiwał twierdząco głową.

5 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.02

  1. Witam,
    wspomnienia, taki słodki niedoświadczony Theo, bardzo polubiłam Paula, kłótnie nie miłe i jeszcze to, że się kłócą kto bierze Theo smutne.. i coś przeczuwam że dalsze wspomnienia nie będą miłe po tym wyznaniu…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Jeeej ^-^ To było takie słodkie, urocze i w ogóle… No, może poza tą sytuacją z kłótnią starszych Theo i rozwodem. Polubiłam Paula, a młody… tzn. piętnastoletni Theo był taki słodko nieświadomy. Domyślam się, że w następnym rozdziale będzie kontynuacja wspomnień i… coś mi mówi, że nie będą już takie urocze i słitaśne.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    A teraz parę literówek:
    „Za kolejny cel obrał rozpleciecie ich i dotykanie (…)”- a nie „rozplecenie” albo „rozplątanie”?
    „To, że co pocałował, a właściwie dotknął ustami jego ust, nie wywołało w nim nieprzyjemnych odczuć”- „go”
    „Doszedł z przeciągłym jękiem, jednak zupełnie nie poznał swojego głosy.”- „głosu”
    „Nowe doznania, które niosła ze sobą masturbacja, były tak bardzo przyjemne i w zasadzie naturalne, więc nie wiedział powodów dlaczego miałby sobie jej odmawiać.”- „widział”
    „– Może chciałbyś spróbować…? – zapytał blondyn, stając blisko Theo i przesuwając dłonią po jego ramieniu”- kropki na końcu brakuje.
    „Wiedział, że ma już wypieki na policzkach, gdy drażnił do palcami doprowadzając do silniejszego wzwodu.”- „drażnił go”
    „Miała długie, jasne włosy i szczupłą sylwetka.”- „sylwetkę” i podwójna spacja ci się po „i” wkradła.

    Pozdrawiam i weny życzę :)

  3. Jakoś mi się to krótkie wydawało… ^-^;
    Paul w pierwszym odczuciu skojarzył mi się z takim chłopcem z książki „Czarne, czerwone, śmierć”. Nie pamiętam jego imienia, ale miał twarz aniołka i był nazistą xD
    A Theo w ogóle gratuluję odwagi, że się przyznał. To jest naprawdę super-trudne.
    I tylko trochę mi szkoda, że nie mogę mieć mojej głupiej, naiwnej nadziei, że wszystko będzie dobrze i rodzice go zaakceptują.

    1. Szczerze, jak pisałam Paula to miałam przed oczyma takiego małego nazi blondynka. xD
      No ale… to tylko skojarzenia.
      Krótkie~~~ uwierz to i tak wersja rozszerzona. Poza tym to miały być tylko wspomnienia Theo, Nie całe jego wcześniejsze zycie, z którego można by napisać w sumie oddzielny sezon TWA C:

      Tak, jak był młody, był odważniejszy, niestety do czasu…

Dodaj komentarz