Till We Are Vol. 2 Ch.05

Starając się być jak najbardziej skrytym w cieniu, Keith zmierzał w kierunku rezydencji Linwoodów. Czasami narzekał na swoją ciężką fizyczna pracę i to, że nie miał kasy by w pełni zmodernizować warsztat i kupić automatyczne podnośniki i wyciągi, ale teraz wiedział, że to, że czasami musiał nieźle się wysilić przy przeciągnięciu płyt za pomocą własnoręcznie skonstruowanego wciągnika, bardziej mu się opłaciło. Samo wspięcie się na wysoki mur, nawet po kratce od roślinności, kosztowało go trochę wysiłku, bo mur był niemal gładki i wysoki prawie na cztery metry. W dodatku to, że wcześniej napalił się papierosów, też źle  na niego wpłynęło, bo stale jego płuca ciągał kaszel, który musiał w  sobie dusić.
Po kilku minutach skradania się pod murem rozejrzał się uważnie. Tak właściwe, nawet nie miał pojęcia, w której części rezydencji znajduje się pokój Ethana, ani w jaki magiczny sposób miałby się do niego dostać. Czuł się niemal jak jakiś rycerz, próbujący zdobyć twierdzę swojej damy w opałach. Z drugiej strony bawiło go to, że zawsze gdy bywał na terenie tej posiadłości musiał mieć jakieś filmowe skojarzenia. W ogóle odkąd poznał studenta, jego życie nagle przybrało bardzo sensacyjny charakter i nie mógł narzekać na rutynę.
Kiedy zrównał się z posiadłością, ponownie rozejrzał się uważnie. Wszystko jak na razie szło po jego myśli, ale zaczynał się denerwować, gdy teraz od zamku, dzieliło go kilkadziesiąt metrów czystego, pustego trawnika.  W pewnym momencie pomyślał, że powinien wrócić się na tył rezydencji i zakraść  pomiędzy żywopłotem i drzewkami. Było ciemno i pomimo tego, że krzewy o tej porze roku dopiero budziły się do życia, to raczej nie mógłby zostać zauważony. Wiedział też, że nie ma czasu na rozmyślanie, bo nawet jeżeli łudził się, że ochroniarz zasnął, to i tak mógł w każdej chwili się obudzić, a teraz jak za złość Keith na każdym kroku dostrzegał małe kamery, które zdawały się obserwować każdy, najmniejszy jego ruch. Wolał nawet nie zgadywać co z nim się stanie, jak go złapią. A był pewien, że ta lafirynda, Catherine, nie daruje mu wtargnięcia do jej gniazda. Podniósł spojrzenie w nadziei, że Ethan pokaże się w którymś z okien na piętrze. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby wyszedł na przeklęty balkon, przed którym stał Keith. To byłby wspaniały traf i wtedy wszystko poszłoby już z górki. Oczywiście zakładając, że chłopak chciałby z nim rozmawiać i sam nie zawołałby ochrony.
Jednak w oknach, przysłoniętych ciężkimi zasłonami było niemal ciemno i nawet jeżeli rzeźbiarzowi wydawało się, że widzi w nich nikłe światełko, to nie mógł być pewien, czy nie jest to tylko złudzenie. Przesunął wzrok na dół, gdzie przez okna mógł zaobserwować jak kucharka zmywa ostatnie garnki powolnymi, zmęczonymi ruchami.
Keith denerwując się na siebie, że nie wie jaki jest rozkład pomieszczeń w  takich snobistycznych rezydencjach sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. Nie miał pojęcia, czy w ogóle możliwe jest, by pokój chłopaka znajdował się nad kuchnią. Może to zaburzało jakieś nowobogackie feng shui, albo uwłaczało godności panicza, by  nad nią mieszkał?
Rzeźbiarz zerknął do wnętrza paczki i z trwogą zauważył, że zostało mu sześć papierosów. Zaklął pod nosem wściekły na swoją słabą wolę. Przecież miał już nie palić. Zrezygnowany, wepchnął zapalniczkę do kartonika i schował wszystko do kieszeni.
– No, no, no… Romeo… – usłyszał nagle z boku i poderwał szybko spojrzenie do góry – Chyba mnie pan nie docenił, panie Hayward. – zaśmiał się strażnik i zapalił trzymaną w rękach latarkę.
Ostre światło zmusiło mężczyznę do zaciśnięcia powiek i już po chwili został brutalnie popchnięty na mur pod którym stał.
Seria przekleństw przemknęła przez jego głowę, gdy ochroniarz zamykał mu na nadgarstkach kajdanki.
– Już zawiadomiłem policję, zaraz powinni przyjechać. – zaśmiał mu się do ucha mężczyzna, zgrywając uspokajający ton.
– To nie idziemy to tej… Do pani domu? – prychnął zuchwale Keith i dał się pociągnąć w kierunku głównego wjazdu na posesję.
– Nie ma potrzeby, później złożę jej raport. – odparł zadowolony z siebie strażnik i spokojnym krokiem prowadził go przez trawnik – Oj panie Hayward i po co panu to było? Zachciało się panu odgrywać rolę Hunta? – zaśmiał się szarpiąc nim nieco, by udowodnić mu władzę jaką nad nim posiadał. – Przyznaję, że to jak się pan skradał i wspinał po murze, zrobiło na mnie duże wrażenie. – kpił nadał – I gdyby mieli nakręcić kolejną część Mission Impossible, nich pan pójdzie na casting, naprawdę… – zaśmiał się beztrosko mężczyzna.
Keith zdusił w sobie serię przekleństw. W chwili, gdy dochodzili do fontanny przed wejściem do rezydencji, na podwórze zajechał radiowóz migając niebiesko-czerwonymi światłami.
– No Romeo,  tu się kończy twoja przygoda. – zaśmiał się strażnik, po czym przywitał się z policjantami.
Jeden z nich przeszukał go brutalnie i zabierając dokumenty, zaczął spisywać jego dane. Keith starał się zdusić w sobie wszystkie komentarze, jakie cisnęły mu się na usta.

Ethan zgaszony i wyciszony leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Jego sypialnia w domu rodzinnym, zawsze sprawiała , że czuł się apatycznie i nijak. Nie lubił w niej przebywać, bo czuł się w niej jak w jakimś drogim europejskim hotelu. Nie mógł jej urządzić po swojemu i nawet jeżeli były w niej jakieś bibeloty, które świadczyły, że ta sypialnia należała kiedyś do nastolatka, to były skrupulatnie dobrane przez architekta wnętrz.
Uspokoił się po tej kłótni z Keithem i teraz tak właściwie uważał, że trochę przesadził. Zrobił z siebie małoletniego, zazdrosnego głupka. Zawsze podkreślał, że to tylko seks, a dzisiaj zrobił mu scenę  zazdrości o zdjęcia Jane. Czuł się z tym bardzo żałośnie, ale niestety nie cofnie czasu. Teraz w sumie było mu już coraz bardziej obojętne czy poddadzą go terapii, czy nie. Nie miał już siły myśleć. Na uczelni, w domu, w swoim mieszkaniu. Przez ostatnie dwa dni cały czas o tym myślał. Teraz doszła go jeszcze świadomość, że Anthony naprawdę ma go gdzieś. Po tym, jak wyrzucił go ze swojego mieszkania, na pewno zaczął się rozczulać nad tym swoim chłopakiem. Z jednej strony był za to wściekły na niego, a  z drugiej tak bardzo było mu przykro, że się pokłócili. Pierwszy raz. Przez Theo.
W pewnej chwili Ethan dostrzegł na ciemnym suficie odbijające się kolorowe światła. Zaintrygowany uniósł się z wielkiego łózka, na którym leżał i podszedł do okna, wychodzącego na podwórze. Zaniemówił na widok policjanta przeszukującego nikogo innego jak Keitha, który z zaciśniętymi zębami poddawał się ich zabiegom. Nagle jeden z policjantów roześmiał się i wepchnął mężczyznę do samochodu.
Serce chłopaka zaczęło bić mocno i szybko. Gdy radiowóz odjechał, ochroniarz Jim skierował się do wejścia do rezydencji, a Ethan odsunął się od okna.
Nie miał pojęcia co się stało. Co Keith tutaj robił? Zakradł się? Ale po co?
Student oddychając płytko ruszył ku wyjściu z sypialni. Już po chwili pędem ruszył korytarzem ku schodom, a u ich szczytu zatrzymał go głos Jima i matki, rozmawiających w hallu.
– Chciał widzieć się  z paniczem. – referował Jim – Oczywiście odprawiłem go, ale zakradł się od północnej strony ogrodzenia. I oczywiście widziałem to i natychmiast zadzwoniłem po policję.
– Bardzo dobrze. – pochwalił go sucho kobieta – Świetnie się spisałeś. Będziesz świadkiem na rozprawie. Miał przy sobie jakąś broń? – zapytała.
– Broń? Nie… – zaśmiał się mężczyzna.
Ethan zszedł niżej i zauważył nieco rozczarowany wyraz twarzy kobiety.
– Myślisz, że da się to jakoś załatwić? – zapytała Catherine.
– Co pani ma na myśli? – dopytał mężczyzna.
– Jim….
Puls Ethana przyśpieszył. Nie wierzył swoim uszom. Zbiegł szybko ze schodów i stanął przed matką.
– Mamo… co się dzieje? – zapytał licząc na wyjaśnienia.
Catherine zmarszczyła wyregulowane brwi w grymasie zastanowienia.
– Chyba musimy poważnie porozmawiać, Ethanie… – powiedziała w końcu srogo.
– Też tak myślę… – odparł chłopak oddychając ciężko – Co tu robił Keith?
– Pan Hayward wtargnął na naszą posiadłość. Chciał się z tobą widzieć.
– Więc dlaczego go nie wpuściłeś? – Ethan zwrócił się do ochroniarza.
Mężczyzna posłał krótkie spojrzenie pani domu i po sekundzie przybrał pewny siebie wyraz twarzy.
– Pani Linwood zabroniła bym wpuszczał tego mężczyznę na teren rezydencji.
Ethan odwrócił się ponownie ku matce.
– To prawda? Dlaczego to zrobiłaś?
– A dlaczego nie? Ethanie… jeszcze przedwczoraj zapewniałeś mnie i ojca, że nie masz nic wspólnego z  tym mężczyzną…
– Żartujesz? Nie będziesz mi wybierała znajomych! – warknął chłopak nim zdążył pomyśleć.
– Ethan! Jak się do mnie odnosisz…?! – zapytała Catherine, głosem, który sprawił, że chłopak skulił się w sobie.
Zacisnął wargi i cofnął się o krok.
– Chcesz złożyć na niego doniesienie? – zapytał tylko, nie ważąc się podnieść na nią spojrzenia.
– Tak, w końcu wtargnął na naszą posesję.
– Przyszedł do mnie…
– Ale ja nie życzę sobie byś się z nim spotykał.
Ethan zacisnął mocno pięści i poczuł jak ze złości pieką go oczy.
– Dlaczego nie? – zapytał przez zaciśnięte zęby.
– Bo to nie jest człowiek z naszego świata.
– Naszego świata? – zakpił Ethan –  A co ty o nim wiesz? Skąd wiesz jakim jest człowiekiem?
Catherine zamilkła na chwilę i wpatrując się w syna układała kolejną intrygę.
Ethan za to analizował w głowie wszystko, co dzisiaj usłyszał. Zaczynał bać się o Keitha. Wiedział, że matka bez problemu może go w coś wrobić, na przykład w napad z bronią w ręku. Jim,  jak i pozostała część służby, łatwo da się przekupić do składania zeznań przeciw rzeźbiarzowi.
Poczuł się obrzydliwie. Taki był właśnie jego świat – pełen zakłamania, krętactw i intryg. On nie chciał być jego częścią, tego był pewien.
– Nie rób tego… mamo… – powiedział cicho.
– Dlaczego miałabym tego nie robić? – zapytała wyniośle kobieta.
– Bo… bo Keith… jest moim przyjacielem.
– Przyjacielem? – powtórzyła Catherine – Proszę cię Ethan, on nie jest twoim przyjacielem. Tacy ludzie jak Hayward nie mają żadnych zasad. Jemu zależy tylko na twoim nazwisku. Nie wiadomo, co mógłby ci zrobić. Skończyłam. Wracaj do swojego pokoju i odpocznij przed jutrzejszą podróżą.
Chłopak poczuł nagły skok adrenaliny. Wiedział, że to kłamstwo. Keith nie był taki jak oni, ani jak on sam, Ethan. Był szczerym i uczciwym facetem, i na pewno nie mógłby chcieć go wykorzystać. Zresztą po co miałby to robić? Dla pieniędzy? Przecież ostatnio radził sobie coraz lepiej, miał sporo zamówień, bo był świetnym rzemieślnikiem, a nie dlatego, że sypiał z Ethanem Linwoodem. Zresztą, gdyby ludzie się o tym dowiedzieli, prawdopodobnie to by mu bardziej zaszkodziło, niż pomogło.
– Nigdy… cię o nic nie prosiłem… – zaczął nagle mówić ściszonym głosem – Zawsze robiłem wszystko by zadowolić ciebie i ojca. Lekcje pianina, zamiast piłki na boisku, kontrabasu, zamiast gitary elektrycznej… Okay. Nie narzekałem na nic. Chodziłem na wszystkie, sztywne przyjęcia do dzieciaków ze szkoły, na głupie korepetycje, kursy… Przyjaźniłem się  – powiedział ironicznie – z nadętymi gówniarzami tak, jak chciałaś. Nigdy nie mogłem mieć zwyczajnych kolegów, zwyczajnych odruchów, jak normalny dzieciak w moim wieku. Studia na finansach? Stypendia? Pieprzony klub golfowy? Szkółka jeździecka? Oczywiście! – krzyknął, czerwieniejąc na twarzy – Wszystko robiłem dla was! A ty? Chcesz mnie wysłać na terapię reparatywną? Zabraniasz mi żyć normalnie, mieć normalnych znajomych, bo uroiłaś sobie jakąś wizję pieprzonej, idealnej rodzinki?!
Catherine pokraśniała na policzkach i odetchnęła płycej.
– Ethanie Maximusie Linwoodzie, idź do swojego pokoju i przygotuj się do wyjazdu. – powiedziała głosem, jakim zwykła go karcić – Skończyłam rozmowę. Nie mam czasu na twoje fanaberie!
Ethan zdenerwował się jeszcze bardziej i posłał kobiecie wściekłe spojrzenie.
– Według ciebie moje problemy to fanaberie? To co JA czuję, to dla ciebie fanaberie, tak? – krzyknął – Nie pojadę na żadną terapię i zapewniam cię, że jeżeli pozwiesz Keitha i zechcesz go wrobić w cokolwiek, to ja z przyjemnością będę zeznawał i powiem o twojej rozmowie z Jimem. – zagroził chłopak, kiwając ręką w kierunku stojącego z boku strażnika.
Catherine przymknęła powieki i zrobiła zniecierpliwioną minę.
– Jim… proszę… odprowadź mojego syna do sypialni i upewnij się, że w niej zostanie. – zwróciła się do mężczyzny.
– Nigdzie nie idę! – krzyknął chłopak lecz Jim szybko złapał jego ramię w kleszczowym uścisku.
– Jim, zajrzyj później do mojego gabinetu. – dodała jeszcze kobieta, po czym obciągnęła ciemną garsonkę i ruszyła w kierunku drugich schodów prowadzących na piętro.
Strażnik pociągnął Ethana w górę schodów. Chłopak pomimo usilnych prób, nie zdołał mu się wyrwać, bo jak się okazało, pomimo tego, że Jim był szczupłej postury, był też bardzo silny i sprawny.
Kiedy byli już na górze, wepchnął chłopaka do jego sypialni i wyciągnął z drzwi klucz, po czym przesadził go do dziurki po drugiej stronie.
– Tylko bez wygłupów. – powiedział suchym tonem.
Ethan w niemym szoku spojrzał na jego szeroką, pogodną twarz. Nie wierzył co się dzieje wokół niego. Niby zawsze żył w tym świecie, ale do tej pory nie był jeszcze w centrum żadnej z intryg.
– Nie pozwalaj sobie. – warknął, podchodząc do drzwi – Masz mnie natychmiast wypuścić. – rozkazał mu zimnym tonem.
– Niech panicz wybaczy. – mężczyzna skinął mu teatralnie głową i zniknął za drzwiami.
Chłopak podbiegł do nich natychmiast i  chociaż słyszał, dźwięk przekręcania klucza, szarpnął kilka razy za metalową klamkę, by utwierdzić się w przekonaniu, że są zamknięte. Odwrócił się i w panice rozejrzał po pokoju.
Nie wierzył, że matka go tu uwięziła. Keith maił rację, była podłą, despotyczną egoistką. Nie słuchała nawet tego, co dzisiaj do niej mówił. Nie wzruszała jej jego bezradność, ani złość. Był dla niej tylko gadżetem, pionkiem w jej towarzyskich grach. Powinien już dawno dojść do tego wniosku, w końcu nie był głupi.
Szybko przeszukał kieszenie spodni i wyciągnął z nich kluczyki do auta, po czym wybiegł na balkon.
Nie pozwoli się zamknąć w ośrodku ani zniszczyć swojego życia. Powinien przestać się nad sobą użalać i żebrać o względy rodziców. Nie potrzebował ich. Nikogo nie potrzebował. Był dorosłym mężczyzną, mógł sam podejmować decyzje, a aprobata rodziców nie była mu do niczego potrzebna. Chciał żyć po swojemu i być w końcu szczęśliwym człowiekiem, a nie rozgoryczonym młodym staruszkiem. Było go na to stać, był tego pewien.
Ethan wychylił się przez barierkę i odetchnął ciężko. Było nieco wysoko, ale nie miał czasu na strach. Otwarta brama, której nie zamknął Jim napawała go optymizmem. Szybko zerwał jedną z zasłon i przywiązał ją do jednej ze szczebelek balustrady. Nie chciał tracić czasu na myślenie. Przeszedł przez barierkę i zaczął się powoli opuszczać po ścianie. Nie patrzył w dół, bo od zawsze miał lęk wysokości, a teraz i tak aż kręciło mu się w głowie od nadmiaru emocji.
Po kilku dłużących się chwilach i ciężkich oddechach, usłyszał odgłos rozdzieranego materiału. Z głuchym jękiem upadł na plecy i przez chwilę wpatrywał się tępym wzrokiem w niebo nad sobą. Na szczęście był już  w połowie drogi nad dół, ale upadek z takiej wysokości wypompował z niego powietrze. Ignorując nieprzyjemny ból brzucha i nie oglądając się za siebie, podbiegł do samochodu i szybko do niego wskoczył. Ruszył ze zrywem, jakby otwarta brama miała się zamknąć za kilka sekund. A on nie pozwoli się już zamknąć. Tego też był pewien.

– Bardzo cię przepraszam, że musiałaś tłuc się po nocy… – westchnął Keith, gdy odebrał swoje rzeczy w recepcji.
– Nie ma problemu, Keith. – zbyła go Gina – Nadal jesteśmy rodziną. – posłała mu pokrzepiający uśmiech.
Keith objął ją ramieniem i ruszyli razem wąskim, pustym korytarzem komendy.
– Dzięki.
– Powiedz mi tylko w co się wplątałeś, hm? – zapytała dziewczyna, gdy szli w kierunku drzwi.
Keith odetchnął głęboko.
Gina była młodszą siostrą Jane i jako jedna z nielicznych osób utrzymywała z nim kontakt. Była bardzo podobna do zmarłej żony rzeźbiarza, jednak jej sylwetka była nieco pełniejsza. Zawsze też to Gina była rozsądniejsza i poważniejsza od zmarłej siostry.
– Wiesz… naprawdę nie miałem do kogo zadzwonić. – powiedział Keith, rozmasowując kark.
Nie siedział długo w areszcie, ale i tak czuł się strasznie brudny i zmęczony po całym dzisiejszym dniu.
– No już, już… – zaśmiała się Gina, zakładając kasztanowe loki na bok i posyłając mężczyźnie ciepłe, zielone spojrzenie.
– Kasę chyba oddam ci jutro, co?  – zapytał, na co dziewczyna pokiwała szybko głową – Jesteś wielka.
Gina roześmiała się głośno.
– Nie ma sprawy. Postawisz mi kiedyś lunch.
– Na pewno. – zapewnił ją mężczyzna.
– To odwiozę cię do domu, a po drodze opowiesz mi co się dokładnie stało, okay? – zapytała Gina.
Keith uśmiechnął się lekko. Był wdzięczny dziewczynie za pomoc, jednak cały czas myślał o tym, co się działo teraz z Ethanem. Czy w ogóle wiedział, że Keith chciał się z nim zobaczyć?
Wyjął z kieszeni telefon, by sprawdzić, czy chłopak nie dzwonił. Z lekkim rozczarowaniem zauważył bark jakiegokolwiek sygnału ze strony Ethana.
– W porządku? – zapytała Gina widząc jego minę.
Keith podniósł na nią spojrzenie.
– Tak… wybacz, muszę tylko gdzieś zadzwonić. – powiedział przepuszczając ją w drzwiach.
Gdy wyszli na ulicę, ruszyli w stronę parkingu, a Keith wybrał numer chłopaka.
– Keith! – usłyszał nim w słuchawce rozbrzmiał pierwszy sygnał.
Ethan podszedł szybko do mężczyzny i zatrzymał się przed nim, wbijając  w niego stanowcze spojrzenie.
– Nic ci nie jest? – zapytał chłopak, na co blondyn złapał go za ramię i przyciągnął do siebie.
– Nie… bez przesady. – zaśmiał się, czując przypływ sił. Objął mocno Ethana i uśmiechnął się szeroko.
Nie spodziewał się, że Ethan mógłby tu być. W końcu zawsze pozował na takiego zimnego i obojętnego.
Dopiero po chwili zreflektował się i przypomniał sobie o obecności Giny. Odsunął się od chłopaka i uśmiechnął lekko do dziewczyny.
– Gina, to Ethan… – przedstawił chłopaka – Ethan, to Gina. – dodał, a widząc jego zaskoczone spojrzenie, dodał – Gina jest siostrą Jane.
– Miło mi… – wydusił z siebie student.
Dziewczyna była bardzo podobna do kobiety ze zdjęć, jakie miał w domu Keith. Dla Ethana niemal identyczna.
– Mnie również. – odparła Gina.
– Hm… może zróbmy tak. Ty Gino, wracaj do domu. Już i tak mam wyrzuty sumienia, że musiałaś mnie ponownie ratować z opresji. – powiedział Keith – Ethan mnie odwiezie. – postanowił, posyłając chłopakowi stanowcze spojrzenie.
Gina przygryzła wargę.
– Dla mnie to żaden problem. Mogę cię odwieźć. Zresztą nie uciekniesz, musisz mi powiedzieć co się stało. – powiedziała ciepłym tonem,  zerkając co chwilę na Ethana.
– Opowiem ci przy obiecanym lunchu. – powiedział rzeźbiarz i pochylił się, by ucałować ją  w policzek – Teraz  musimy już jechać. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. – dodał jeszcze nim odsunął się od niej. – Zadzwonię jutro w sprawie pieniędzy za kaucję. – powiedział podchodząc do samochodu dziewczyny i otwierając przed nią drzwi.
Gina zaśmiała się i skinęła głową do Ethana, po czym ponownie odwróciła się do szwagra.
– Okay. To do zobaczenia. – uśmiechnęła się przygryzając wargę i cmokając mężczyznę w policzek.
Kiedy odjechała, Keith odwrócił się w stronę chłopaka.
– Nie odbierałeś ode mnie telefonów. – powiedział podchodząc do niego – Martwiłem się. Zawsze masz odbierać. – dodał, po czym ponownie przytulił do siebie chłopaka.
– Przepraszam… – Ethan zadrżał i wtulił mocno w  jego ramiona. – Miałeś rację… we wszystkim.  – powiedział po kilku chwilach – Teraz już chyba nie mam czego tam szukać. – westchnął próbując wmówić sobie, że wcale go to nie boli.
Rzeźbiarz pogłaskał go uspokajająco po plecach.
– Wszystko jakoś się ułoży. – zapewnił go stanowczym tonem.
Był tego pewien. Cieszył się, że Ethan przyjechał właśnie tutaj, do niego. Przecież mógł wrócić do swojej kawalerki, czy pojechać chociażby do Anthonego i jemu zwierzyć się ze swoich problemów.
– Pojedziemy do mnie. – powiedział blondyn – Wszystko mi opowiesz i coś wymyślimy.
Ethan pokiwał głową i  po kilku minutach oderwał się od Keitha, by ruszyć w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu.
Kiedy jechali przez pogrążone w nocy miasto, Ethan tłumił w sobie żal jaki czuł. Zawsze tak bardzo zależało mu na tym, by zadowolić rodziców, a oni? Żałował, że tak się stało, ale nie zamierzał już się przed nimi korzyć. Tak go zresztą sami wychowali, by nigdy nikogo o nic nie prosił, by był dumnym człowiekiem i nie żebrał o czyjąś łaskę.
Jadąc, co chwilę zerkał na Keitha. Mężczyzna był zmęczony i siedział z przymkniętymi oczyma.
Naprawdę dla niego wdarł się na mur i zakradł pod rezydencję? Spędził kilka godzin w areszcie i naraził się na intrygi jego matki? Zawsze zresztą sprzeciwiał się jej, ostrzegał go przed nią, i wychodziło na to, że zna ją lepiej niż sam Ethan.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał cicho, odwracając spojrzenie i wbijając je w ulicę przed sobą.
Serce biło mu szybciej, gdy oczekiwał na odpowiedź. W zasadzie nikt nigdy nie interesował się nim tak bardzo, jak rzeźbiarz.
– Naprawdę myślałeś, że pozwolę, żebyś jechał na tę terapię? – zapytał niskim głosem mężczyzna, wbijając w chłopaka przenikliwe spojrzenie.
Ethan przełknął ciężko ślinę.
– Dlaczego nie? – szepnął na pozór lekko, lecz Keith i tak zauważył, jak mocno zaciska dłonie na kierownicy.
Oblizał wargi i położył dłoń na kolanie chłopaka.
– Bo nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. Nawet twojej matce. – odparł stanowczo.
Dreszcze przeszyły ciało Ethana. Uwielbiał stanowczość mężczyzny i jego duże, silne ręce.
– I naprawdę wdrapałeś się na mur? – zapytał, by rozluźnić nieco intymną atmosferę, która zapadła w ciasnym wnętrzu auta.
Keith roześmiał się cicho.
– Tak… Nie wiedziałem tylko, gdzie jest twój pokój.
Student uśmiechnął się lekko.
– Moja sypialnia jest od południowej strony. – wyjaśnił – Z tego co słyszałem zakradłeś się północy, czyli od kuchni. A nad kuchnią znajduje się gabinet matki. – dodał, wracając myślami do kobiety.
Keith westchnął  głośno.
– To następnym razem będę pamiętał. – powiedział, masując udo chłopaka przez materiał spodni.
Kiedy dojechali na miejsce, obaj wysiedli i ruszyli do domu Keitha.
– To jednak zostaniesz na noc? – zapytał rzeźbiarz, odwieszając ich płaszcze w przedpokoju i popychając chłopaka w kierunku salonu.
– Tak. – potwierdził chłopak.
I tak nie miał gdzie wrócić. Ciekaw był też czy już zauważyli jego nieobecność. Ale nie łudził się zbytnio, że nie.
Kiedy weszli do salonu, blondyn zapalił lampę stojącą  przy kanapie na jego środku. W pomieszczeniu znajdowało się dużo przedmiotów w różnych stylach, co nadawało mu jednak swojskiego i ciepłego charakteru.
Mężczyzna usiadł na kanapie i położył nogi na stojący przed nią szklany stolik do kawy. Zaraz też przyciągnął do siebie chłopaka i objął go ramieniem.
– To co się stało w domu, po tym, jak mnie wywieźli? – zapytał przymykając oczy.
Czuł się trochę jak staruszek, bo naprawdę powieki same mu opadały i najchętniej rozpaliłby w kominku i spędził przed nim noc. Oczywiście z Ethanem.
Chłopak spiął się i odetchnął ciężko.
– Pokłóciłem się z matką. Jim zamknął mnie w pokoju, więc uciekłem i zacząłem cię szukać. – streścił, nie chcąc wgłębiać się w emocje, jakie mu wtedy towarzyszyły.
– Jak to, zamknął cię w pokoju? – zapytał mężczyzna otwierając szerzej oczy.
– Matka mu kazała, więc mnie zamknął. Na klucz. Normalnie. – powiedział i poczuł, jak Keith gładzi go uspokajająco po ramieniu.
– Jak uciekłeś? – zapytał blondyn.
– Przez balkon. Jim zostawił otwartą bramę, więc spokojnie mogłem wyjechać. – powiedział sucho – Wiesz… miałeś co do niej rację. Zależy jej tylko  na wizerunku… – szepnął – Żałuję, że cię wcześniej nie posłuchałem.
– To nic… Ważne, żebyś teraz się nie załamywał. Nie ulegał jej za bardzo, jeżeli będzie chciała cię do czegoś zmusić. – poradził mu Keith – Na pewno nie odpuści łatwo.
– Masz rację… – westchnął chłopak.
Przez chwilę obaj milczeli, zajęci swoimi myślami. Keith domyślał się, że chłopak czuje się teraz okropnie, w końcu na pewno zależało mu na rodzinie, jak każdemu.
– Boję się, że cię w coś wplącze… – powiedział Ethan – Słyszałem jak rozmawiała z Jimem. Nie chcę, żeby przeze mnie… coś ci się stało.
– Nic mi nie będzie. – odparł pewnie blondyn i przesunął rękę na szyję chłopaka – Jakoś sobie z nią poradzę.
Chłopak przełknął ślinę. Miał wrażenie, że Keith bagatelizuje wszystko. Że nie docenia jego matki, która była zdolna naprawdę do wszystkiego. Szczególnie, gdy na coś się uweźmie. Albo na kogoś. Wiedział też, że nawet jemu nie pozwoli odejść tak po prostu i cały czas nasłuchiwał, czy przypadkiem ktoś nie zatrzymuje się przed domem. Bez problemu mogła zdobyć adres rzeźbiarza, nasłać na nich kogoś.
Jednak kiedy Keith odchylił jego głowę i pocałował mocno w usta, przestał myśleć o czymkolwiek. Stanowczy język blondyna wdarł się do jego ust i zaczął penetrować je z zaangażowaniem i wielką wprawą. Chłopak sapnął i obrócił się przodem do mężczyzny, podpierając się ręką o jego udo, wychylił się bardziej po pocałunku.
Po kilku minutach tej pieszczoty, oderwali od siebie usta i Ethan oparł się czołem o czoło mężczyzny. Keith ujął jego twarz w dłonie i uśmiechnął się krzywo.
– Wszystko będzie w porządku. – zapewnił go ciepłym głosem i pocałował soczyście w usta.
Ethan uchylił powieki i zmiękł pod wpływem jego ciepłego, brązowego spojrzenia. Co chwilę łapał się na myśli, że jeżeli komuś miałby wierzyć, to tylko jemu.
Pochylił się i zagryzł mocno zęby na wardze mężczyzny. Chciał się z nim kochać, czuł, że tego właśnie potrzebuje po dzisiejszym, ciężkim dniu.

9 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.05

  1. Witam,
    ech został nakryty, Ethan przekonał się co do poczynań matki, jaka jest naprawdę, przeczuwam, że wplącze w coś Keitha…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Nijeeeee, to zakończenie było takie perfidne, a tu trzeba tydzień czekać na dalszy rozwój wydarzeń @A@. Testujesz moją cierpliwość… XD. Na szczęście dzisiaj jeszcze można przyczaić się na bonusik, to tragedii chyba ze mną nie będzie 8D.
    Rozdział czytało się o wiele za szybko i mam taki niedosyyyyt (ale o tym już w sumie było xD). Nie będę oryginalna, kiedy napiszę, że matka Ethana działa na mnie jak płachta na byka xux’. Za to sam Ethan to taka totalna słodycz. Rozczuliła mnie ucieczka balkonem *u* <3. I jeszcze potem jego zachowanie prze komisariatem *krew z nosa* @A@ <3.

    1. Junie~! *hug*
      No mam nadzieję, że brak… tzn to perfidne zakończenie, wynagrodzi Ci ten mój bonus…
      Ha! No i nie Keith się wspinał po balkonie, tylko Ethan z niego złaził… ale psikusa zrobiłam, m? C:
      Mam nadzieję, że mi student nie zmięknie~~~Dx

  3. To było dużo lepsze niż scena balkonowa :) Chociaż porównanie do Romea padło. Mi się właśnie z nim skojarzył, jak się tak po murze wdrapywał. Chociaż balkon odegrał ważną rolę w tym rozdziale XD Rozdział trzymał w napięciu, a wredna suka śmiąca zwać się matką Ethana wkurzyła mnie jak zwykle. Jak wychodzili z tego komisariatu, to tylko czekałam, aż pojawi się Ethan. Uwielbiam ich i chcę ich w następnym rozdziale XD Ciekawa jestem, kiedy Ethan zauważy brak zdjęć zmarłej żony Keitha i jej ubrań, no i oczywiście jego reakcji na to.
    Nie lubię Tego Jima. Wkurza mnie ten facet nie mniej, niż Catherine. Oboje są siebie warci.
    No i najważniejsze, a prawie bym zapomniała o tym napisać. Ethan postawił się matce!!! Brawa dla tego chłopaka. W końcu przejrzał na oczy.
    Z (nie)cierpliwością czekam na kolejny rozdział XD

    „Powinien przestać się nad sobą użalać i łgać o względy rodziców.”- „łgać” to znaczy „kłamać”, a to chyba tu nie pasuje. Nie powinno być „zabiegać” albo coś w tym stylu?.
    „Otwarta brama, której nie zamknął Jim napawał go optymizmem.”- „napawała”.
    „Ignorując nieprzyjemny ból brzucha i nie oglądając się za siebie, podbiegł go samochodu i szybko do niego wskoczył.”- „do” nie „go”.
    „Zresztą nie uciekniesz, musisz mi powiedzieć co się stało. – powiedziała ciepły tonem, zerkając co chwilę na Ethana.”- „ciepłym”.
    „Zawsze z resztą sprzeciwiał się jej, ostrzegał go przed nią, i wychodziło na to, że zna ją lepiej niż sam Ethan.”- „zresztą”.
    „Zależy jej tylko wizerunku… – szepnął – Żałuję, że cię wcześniej nie posłuchałem.”- brakuje „na” przed „wizerunku”.

    Pozdrawiam i życzę weny.

    1. No ja wiem, ze Keith to taki rycerz i w ogóle, ale nie przesadzajmy. Catherine nie zatrudniłaby u siebie jakiegoś nieudacznika, a z kolei Keith nie ma żadnych nadnaturalnych mocy. C:
      No Ethan to nie Theo, raczej nie pogrąży się na wieki w ‚otchłani rozpaczy’, poza tym to syn Catherine, czego innego można się po nim spodziewać? Musi być dumny.

      łaaa… dziękuję! *hug*
      Wkurza mnie to, że tak często zamiast d wstawiam g~~~Dx/
      Dziękuję z a te błędy, jesteś kochana. C:

  4. Genialny rozdział! Właśnie na coś takiego liczyłam. Cieszę się niezmiernie, że nie było sceny na balkonie, wyznań miłości i seksu na koniec. Wszystko dawkowane jest powoli i to mi się podoba. Wyszło tak naturalnie. Może Ethan dzięki tym wydarzeniom uświadomi sobie, że to Keith’a kocha, nie Anthony’ego. Trzymam za tą parę kciuki i modlę się, żeby kolejny rozdział był również o nich :D

    Pozdrawiam :)

    1. Dziękuję, Sandro~! C: I fajnie Cię znowu czytać.
      NO scena na balkonie byłaby,,, okropna, xD No czy tak szybko mu przejdzie Anthony, zobaczymy, w końcu od dłuższego czasu już się w nim kocha. Mmmm…
      A ja się czasami boję, ze w moim opowiadaniu jest za mało tego seksu~~~^^’

  5. Pierwsza! xD
    Nie wiem, czy te rozdziały są coraz krótsze, czy tylko mi się tak wydaje?
    Oni muszą być razem. Tak do siebie pasują. I widać, że Keith naprawdę kocha Ethana <3

    1. mmm… nie no, rozdziały zazwyczaj pisze na około siedem do ośmiu stron w Wordzie. Ten ma siedem i pół. Może przez to, ze dużo tu dialogów tak szybko zleciał…? a może nie… C:
      No, na pewno Keithowi bardzo, bardzo na chłopaku zależy. No i uzupełniają się idealnie. C:

Dodaj komentarz