Till We Are Vol. 2 Ch.19

Chłopak ścisnął jeszcze mocniej rękę Anthonego, gdy ujrzał Sue. Jasne włosy związane miała w luźny kucyk i zaraz sięgnęła do nich dłońmi, jakby chciała je poprawić. Kiedy stanęli przy stoliku, uśmiechnęła się do nich nerwowo i oparła zaciśnięte ręce o blat stołu. Odetchnęła ciężko, wpatrując się jakby wystraszonymi oczyma w Theo i w końcu z jej oczu popłynęły wielkie łzy.
– Przepraszam… – zadrżała zaraz, zasłaniając się ręką i odwracając spojrzenie.
Theo zerknął na Anthonego i odetchnął ciężko. Po chwili dopiero puścił jego rękę i podszedł do kobiety.
– Nie płacz… – szepnął, sam czując, jak po policzkach płyną mu łzy.
Po chwili namysłu ujął ją za rękę i powoli przytulił.
Sue objęła go drżącymi rękoma i wtuliła twarz w jego tors.
– Ciii… – Theo pogłaskał ją po głowie i odetchnął po raz setny, mając nadzieję, że jego dygoczące ciało w  końcu się uspokoi. – Nie płacz już, mamo. – szepnął i pociągnął nosem.
– Theo… – jęknęła kobieta, przyciskając go mocno do siebie.
Dopiero po kilku minutach kobieta uspokoiła się nieco i chłopak odsunął ją od siebie na kilkanaście centymetrów.
– Pięknie wyglądasz. – uśmiechnął się do niej delikatnie, pamiętając jak kiedyś zawsze jej to powtarzał.
Bo zawsze była piękna, najpiękniejsza. Nawet teraz, gdy strasznie wychudzona i zapłakana, ocierała szarą ręką oczy.
–  A ty strasznie wyrosłeś. – zaśmiała się, przez łzy patrząc w jego oczy.
Po chwili zacisnęła wargi i przytuliła się ponownie do niego.
Theo zaśmiał się pod nosem i odetchnął. Bał się, że gdy ją zobaczy będzie zły, że zacznie jej wyrzucać wszystkie złe chwile, zacznie ją oskarżać. Ale jak mógł to zrobić? Była taka krucha, taka smutna. Nagle poczuł nie żal, nie wściekłość, a ulgę. Ulgę, że w końcu ją zobaczył, że żyła, że nadal była taka sama. I że gdy patrzyła na niego, to nadal tymi wielkimi, pełnymi miłości oczyma.
– Mamo… – zaczął odsuwając się od niej – Poznaj, to jest Anthony. – powiedział spokojnym głosem i wskazał jej mężczyznę.
Sue poprawiła nerwowo włosy i wyciągnęła do blondyna drżącą rękę.
– Miło mi panią poznać. – uśmiechnął się architekt i pocałował ją w dłoń, widocznie ją zawstydzając.
Theo wyszczerzył się do niego nad jej ramieniem i po chwili usadził ją na krześle, a sam obszedł stolik siadając naprzeciw niej.
Czuł się taki podekscytowany i absurdalnie szczęśliwy, że usta same rozchylały mu się w uśmiechu.
Spotkanie z matką było takie inne niż to z ojcem czy Paulem. Inne niż to, czego oczekiwał.
Anthony usiadł zaraz obok niego na drugim krześle, a chłopak poczuł się tak pewnie, jak nigdy. A może właśnie jak zawsze przy nim?
Sue zacisnęła drżące dłonie i spojrzała na Theo.
– Zmieniłeś się… – szepnęła – Nie jesteś już małym chłopcem… – dodała, jakby to było dziwne.
– Sporo lat minęło od czasu, gdy ostatnio się widzieliśmy. – odpowiedział Theo, błądząc spojrzeniem po jej twarzy. Zmieniła się, to pewne, ale… To nadal była ona. Jego Sue. Jego mama. Jak mógł myśleć, że już nigdy jej nie wybaczy?  Przecież potrzebował jej tak bardzo. Przecież w jej spojrzeniu widział tyle miłości, a na jej twarzy ślady tego co przeżyli. Razem.
– Tak… bałam się, że… że już nigdy nie zobaczę, jak się uśmiechasz… – szepnęła Sue, ocierając oczy – Że to wszystko ciebie zniszczyło… codziennie modliłam się o to, żebyś żył i żebyś był szczęśliwy.
Chłopak przełknął ciężko ślinę.
– Ale wyglądasz tak pięknie, jakbyś…
– Jakbym co, mamo? – dopytał Theo, sięgając przez stolik do jej ręki.
W jakiś sposób chciał ją dotykać, jej ciepłej skóry, drżących rąk. Miał dziwne wrażenie, że strasznie mu tego brakowało przed te wszystkie lata.
– Jakbyś… pamiętasz jak wygrałeś na szkolnej loterii dużą torbę słodyczy? – zapytała, uśmiechając się delikatnie – Dokładnie tak błyszczą ci się oczy… jak wtedy… Jakbyś był najszczęśliwszym chłopcem na świecie.
Theo uśmiechnął się do niej szeroko i ścisnął jej dłoń.
– Tęskniłem za tobą. – szepnął, zdając sobie sprawę, jak bardzo.
Czuł się tak, jakby przenieśli się w czasie, bo Sue zachowywała się jak wtedy, nim doszło do tego rozwodu i morderstwa. Jak jego mama, która piekła mu ciastka, a później ganiła go za to, że obżera się słodyczami. Dawno tego nie czuł, a to, jak na niego patrzyła, było nieporównywalnym do niczego uczuciem.
Kobieta pomasowała jego dłoń i zerknęła na Anthonego.
– Mój Theo nadal jest takim łasuchem? – zapytała, spokojniejszym głosem.
Anthony odchrząknął, śmiejąc się z siebie w duchu. Dziwnie w ustach Sue brzmiały słowa ‘mój Theo’, bo przecież chłopak zawsze był tylko jego, ale nie mógł  być zazdrosny, gdy widział ten wspaniały uśmiech na jego twarzy. Taki inny, nieskrępowany i szczery. Jakby już nic go nie martwiło. Zawsze chciał go takiego widzieć.
– No, gdyby normalne rzeczy jadł z taką ochotą, jak słodycze, byłbym szczęśliwszy. – uśmiechnął się do niej.
– Och, przecież jem! – zaśmiał się chłopak, przewracając oczami.
– Tak, szczególnie zupy…
Sue zerknęła żywiej na Theo.
– No proszę, czyli nadal wybredza. – podsumowała żartobliwe – Jak był mały, najbardziej chyba nie lubił pomidorowej.
Anthony pokiwał żywiej głową.
– Nadal tak jest. Ale daję pani słowo, że dbam, by jadł pełne posiłki. Nawet zupy, i nawet pomidorowe.
– Cieszę się… – odparła kobieta i ponownie przesunęła spojrzeniem po twarzy syna – Zresztą bardzo dobrze wyglądasz Theo, więc to chyba prawda…
Chłopak pokiwał głową i zerknął krótko na Anthonego.
– Mamo… – zaczął nieco niepewnie – Wiesz, pytałem się już o to… ojca… ale muszę zapytać i ciebie, bo nie daje mi to spokoju… – odetchnął głębiej i spojrzał na nią uważnie – Co się stało z tym dzieckiem? – zapytał w końcu, sięgając ręką do dłoni siedzącego obok mężczyzny.
Sue strapiła się nieco i przygryzła wargę.
– Czyli wiesz, że oddałam je do adopcji… – szepnęła.
Chłopak pokiwał głową i zmarszczył się lekko.
– Ale dlaczego? Oddałaś je obcym ludziom? – zapytał, chociaż domyślał się co usłyszy.
Jakaś część w jego wnętrzu, mówiła mu, że Anthony i ojciec mieli rację, że sam niepotrzebnie się przeciw temu buntował. Chciał jednak usłyszeć wytłumaczenie od Sue i chciał w nie uwierzyć.
– Theo… jak mogłabym je wychować będąc tutaj? – zaczęła, patrząc mu w oczy – Nie potrafiłam utrzymać swojej rodziny, ani z Gilbertem, ani z… Thomasem… – wydusiła – I ty… pozwoliłam mu tak cię krzywdzić… Nie jestem dobrą matką… Nie powinieneś mnie tak nawet nazywać… – jęknęła odwracając wzrok. – Spójrz, co się stało. Mam nadzieję, że on będzie miał lepsze życie niż ty… – dodała półgłosem.
Chłopak przełknął zbierające mu się w gardle łzy.
– Nie mów tak… – szepnął – Przecież byliśmy szczęśliwi… do pewnego momentu, nie pamiętasz?
Sue złapała go mocniej za rękę.
– Pamiętam. – pokiwała głową – Nawet nie wiesz, jak żałuję, że pozwoliliśmy z Gilbertem to zniszczyć. Wiesz. Theo… nie musisz zeznawać… Wiem, co zrobiłam. Zasłużyłam na karę.
– Chcę zeznawać. – powiedział twardo brunet – Chcę! – szepnął, czując, że nie mógłby teraz postąpić inaczej.
Nie teraz, gdy się odnaleźli, gdy wszystko miedzy nimi wydaje się być w porządku.
Odetchnął i spuścił głowę. Dopiero po chwili zabrał dłoń z uścisku Anthonego i poprawił nerwowo włosy.
– To chłopiec…? – zapytał cicho.
– Tak… Nadali mu imię Kyle… – rzekła Sue, ożywając ponownie – Mam jego zdjęcie, pokażę wam… – dodała i zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie. – Prosiłam by mi je wysyłali co jakiś czas… to jest sprzed kilku dni…
W końcu, po kilku chwilach, położyła na stole niewielki kartonik i podsunęła go w ich kierunku drżącą dłonią. Obaj pochylili się nad nim i ujrzeli małego chłopca  stojącego na jakiejś werandzie i ściskającego w dłoniach piłkę.  Koszulka, w którą był ubrany była czymś zabrudzona, podobnie jak spodenki, spod których wystawały kolana pokryte siniakami. Jasne włosy lśniły w słońcu, a na buzi błyszczał szeroki uśmiech, taki, jaki zwykle przybierają małe dzieci, proszone do zdjęcia. Chłopiec nie miał przedniej jedynki, co wywołało na ustach Theo uśmiech.
– Wypadają mu mleczaki… – szepnął, błądząc po postaci chłopca i chcąc jak najwięcej zapamiętać ze zdjęcia.
Kyle wyglądał na takiego szczęśliwego, że w pewien sposób mu ulżyło.
– Jest bardzo do pani podobny. – zauważył Anthony, zerkając na kobietę, która uśmiechnęła się blado.
– Jest bardzo szczęśliwy, to najważniejsze. – odparła, wykręcając nerwowo palce.
Podobnie jak Theo, gdy się denerwował, zauważył Anthony, nim wrócił wzrokiem do zdjęcia.
Chłopak po chwili oddał zdjęcie matce.
– Masz rację… – szepnął.
– Chciałbyś go poznać…? – zapytała Sue – Ginger i Owen, jego nowi rodzice wiedzą o tobie. To dobrzy ludzie i mówili nawet, że gdy Kyle dorośnie powiedzą mu o mnie i o tobie. Piszę z nimi wiesz? To moi jedyni przyjaciele i na pewno się zgodzą. Byli bardzo… poruszeni tym wszystkim, chcieli mi pomóc. Nigdy nie spotkałam tak dobrych ludzi.
– Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał Theo – Chciałbym go poznać, ale…
– Wiem, co czujesz. – podłapała od razu Sue – Też się boję, że może będzie się wstydził tego, kim jestem. Że może nigdy się do mnie nie przyznać.  Ale nie chcę go stracić, nawet jeżeli ktoś inny go wychowuje. Nie zniosłabym tej niepewności, wystarczająco martwiłam się o ciebie… – wyznała cicho.
Brunet otarł oczy rękawami.
– Są stąd? Z Richmond?
Sue pokręciła głową.
– Mieszkają w Petersburgu.
Chłopak pokiwał głową i odetchnął.
– Chciałbym go poznać… Jeżeli to możliwe. – szepnął.
Sue spojrzała na nich i uśmiechnęła się lekko.
– Napiszę do nich, że się odnalazłeś.
Naprawdę była szczęśliwa, że Theo wrócił. Że wyglądał na szczęśliwego, że nie okazywał jej żalu czy pogardy, którą ona sama do siebie czuła. Mężczyzna, z którym przyszedł był taki elegancki i dobrze wychowany. I był z nim, chociaż wiedział, jaką ma przeszłość. Pamiętała, jak wtedy, gdy Theo ujawnił swoją orientację, jak była tym zaskoczona, jak po części też z tym się nie zgadzała, jak nie mogła tego zaakceptować. Jednak nigdy nie zasługiwał na takie traktowanie, jakim obdarzył go Thomas. Tak nie powinno się dziać. Przez te wszystkie lata dojrzała już do tego, by zaakceptować myśl, że jej syn jest gejem, chociaż nie myślała, że po tym co zgotował mu ojczym, mógłby związać się z jakimś mężczyzną.
Ale jednak. A Anthony patrzył na niego takim wzrokiem, jakby to Theo był najważniejszy na świecie. I tak właśnie powinno być. Blondyn wyglądał tak pewnie i musiał być niemałą podporą dla jej syna.
– Gdzie teraz mieszkacie? – zapytała po chwili.
– W Denver, w Kolorado. – wyjaśnił Theo.
– Stamtąd pochodzisz?
Anthony pokiwał głową.
– Moi rodzice mieszkają w okolicy Greeley, a ja wyjechałem na studia do Denver i tam poznałem Daniela, który teraz jest moim wspólnikiem.
Sue zerknęła na niego żywiej.
– A czym się zajmujesz?
– Jestem architektem. Mamy biuro w Denver.
Sue spojrzała na niego z widocznym podziwem.
– A żebyś zobaczyła ich dom, mamo…! – dodał zaraz Theo – Byłem na święta. Jest taki wielki i piękny… I rodzice Anthonego są wspaniali… Cała jego rodzina. – dodał, zerkając jej w oczy i uśmiechając się szeroko – Wiesz, jaką mieliśmy piękną choinkę? Pamiętasz, jak w święta chodziliśmy do tego sklepu w centrum Hampton? Była tam taka cukiernia i zawsze stawiali tam wielką choinkę w witrynie… – Sue pokiwała z uśmiechem głową.
– Była taka? – dopytała, a chłopak żywo pokiwał głową.
– Tak… kolorowa i ogromna. Z górą prezentów.
Kobieta zapatrzyła się na Theo. Wyglądał naprawdę pięknie, gdy opowiadał jej wszystko z takim przejęciem, zupełnie wtedy, gdy był mały i ekscytował się wszystkim tak bardzo, że później długo w nocy nie mógł zasnąć. I chociaż Sue żałowała, że to nie ona sprawiła synowi tyle radości, była szczęśliwa, gdy widziała go takim.
– A twoi rodzice, Anthony, czym się zajmują? – dopytała.
– Mama była nauczycielką w szkole muzycznej, a tata wojskowym. Oboje są już na emeryturze. – wyjaśnił mężczyzna niskim, dojrzałym głosem. – Na pewno chcieliby panią poznać. – dodał, pochylając się lekko w jej kierunku.
Sue spojrzała na niego niepewnie.
– Miną lata nim…- zaczęła i westchnęła zrezygnowana.
– Jeżeli pani zechce, przyjadą. Jestem pewien. – dodał, uśmiechając się do niej.
– Ale ja… tutaj?
– To naprawdę nie ma znaczenia. – zapewnił ją – Naprawdę. Niech się pani tym nie martwi, bardzo pokochali Theo.
– A jak się poznaliście? – zapytała Sue, czując się uspokojona zapewnieniami mężczyzny.
W ogóle ich wizyta, naprawdę przyniosła jej sercu ukojenie. I nawet gdyby Theo nie chciał zeznawać, chociaż zapewniał ją o tym zarówno Louis jak i sam chłopak, to byłaby szczęśliwa.
– Opowiedzcie mi wszystko… – dodała z uśmiechem.
Architekt spojrzał nieco wystraszony na chłopaka. Bo czy powinni jej mówić o wszystkim? Czy Theo tego zechce? By wiedziała o Prestonie, o jego życiu na ulicy i tych wszystkich problemach?
Brunet jednak uspokoił go spojrzeniem i odwrócił je ku kobiecie.
– Poznaliśmy się w parku. – zaczął półgłosem.
– To romantycznie… – Sue uśmiechnęła się delikatnie.
– Mhm… – Theo pokiwał energicznie głową i zerknął na blondyna – Ale później jest jeszcze romantyczniej… – zaczął, a architekt, podobnie jak matka, spojrzał na niego z zainteresowaniem – Bo Anthony mnie uratował… jak jakiś rycerz, uwierzysz?

Dopiero dwa dni później zdecydowali się wrócić do domu. O ile po spotkaniach z ojcem Theo był rozbity, to po widzeniu z Sue wyglądał na szczęśliwego. Widać było po nim, że najchętniej zostałby w więzieniu całą dobę, by móc jeszcze porozmawiać z matką, opowiedzieć jej wszystko, z najmniejszymi szczegółami.
Kiedy wieczorem byli już w samolocie, chłopak usnął, wciśnięty w fotel. Był  zmęczony nadmiarem wrażeń, a Anthony przyglądał mu się z boku z rozczuleniem.
Był zaskoczony tym, jak otwarcie Theo mówił matce o swoim życiu na ulicy, o Prestonie i tym całym bagnie. Ale ta rozmowa działa na niego w tak widocznie oczyszczający sposób, że  Anthony w końcu pomyślał o tym, że warto było tu przyjechać. Że jednak coś osiągnęli.
W ogóle chłopak wydawał się jakiś żywszy i szczęśliwszy. Jakby z jego serca spadł ogromny ciężar, jakby w końcu jego twarz się na dobre rozpogodziła. Nawet jeżeli Sue nadal tkwiła w więzieniu, nawet jeżeli długo jeszcze nie będzie mógł poznać swojego młodszego brata, bo nie wiedzieli czy tamta rodzina się zgodzi, wydawał się być z tym pogodzony.
Architekt z ulgą przesunął wzrokiem po jego spokojnej twarzy i pochylił się, składając na jego policzku delikatny pocałunek.
Tak bardzo go kochał. Przy okazji rozmowy z matką, dowiedział się też, jak Theo tak naprawdę go widział na początku ich znajomości. Jak był na niego wściekły, jak bardzo źle mu życzył. To było nieco zabawne, tym bardziej, gdy w swojej opowieści Theo doszedł do świąt w domu jego rodziców. Dopiero gdy opowiadał o tym, jak powoli się do siebie zbliżali,  Anthony pojął jak wiele się zmieniło w życiu ich obu. Jak chłopak nie rozumiał co się z nim dzieje, jak ciężko było mu zaakceptować to, że był gejem, że chciał z nim być. Jak nawet zwykłe reakcje jego ciała wzbudzały w nim po prostu lęk, a niekiedy nawet odrazę i wstyd. Wcześniej Theo nigdy mu tego nie mówił. Anthony tylko domyślał się co może go gryźć i cieszył się, że chłopak powoli po prostu akceptował to, co się między nimi działo. Nawet jeżeli nie mówił mu o wszystkich swoich obawach.
Co prawda, nieco dziwił mu się, że aż tak otwiera się przed Sue, że mówi jej nawet o tych bardziej krępujących rzeczach związanych z jego ciałem. Sam pewnie wstydziłby się wspominać o tym swoim rodzicom. Jednak reakcje kobiety nie były w żaden sposób zniechęcające. Słuchała w skupieniu, niekiedy nawet płakała, sama dopytywała się o szczegóły, które wydawały się jej istotne. Ich rozmowy były takie, jakby chcieli poznać się na nowo, wiedzieć o sobie wszystko, nawet najdrobniejsze detale, niekoniecznie tylko te dobre.
Theo często łapał go za rękę przy opowiadaniu, dotykał go, gdy mówił o czymś złym, albo uśmiechał się do niego, gdy wspominał o tych cieplejszych momentach, jak wspólne spacery, czy kolacje. Co zabawniejsze, często napomykał o drobiazgach w tym, jak się Anthony wobec niego zachowywał, a na które sam architekt nigdy nie zwracał uwagi, które robił odruchowo. Czasami nawet blondyn czuł się zawstydzony, gdy Theo tak dobrze o nim mówił, o tym jak wiele dla niego znaczył. Nawet nie przypuszczał, że aż tyle, chociaż kochał go całym sercem. Gdy brunet doszedł do tamtego wieczoru sprzed wypadku, też nie powiedział o nim ani jednego złego słowa. Anthony dziwił się aż, że Theo ani przez chwilę, nie miał wątpliwości co do jego uczciwości i uczuć. I to było piękne. Jeszcze piękniejsze było to, co chłopak czuł, gdy on był nieprzytomny. Tamte obawy i wątpliwości, strasznie ścisnęły jego serce, ale wiedział, że czułby się podobnie.
Słuchając jego opowieści dziwił się sobie, że uważał ich wspólne życie jako niekończącą się sielankę, bo przecież wcale tak nie było. Dużo razem przeszli, ale to, że się kochali pozwoliło im wszystko przetrwać. Kiedy Theo kończył, Anthony doszedł do wniosku, że dobrze przeżyli ten czas, że nie zmarnowali ani jednej sekundy.
Nadal wpatrując się w jego twarz, mężczyzna uśmiechnął się lekko. Czuł taką ulgę, że wszystko tak dobrze się skończyło. Theo na to zasłużył.
Po jakimś czasie brunet przebudził się i przeciągnął lekko.
– Nie chrapałem chyba? – zapytał ziewając i zaraz układając się w poprzedniej pozycji.
Blondyn spojrzał w jego oczy i uśmiechnął się krzywo.
– Nigdy nie chrapiesz. – powiedział cicho i wziął go za rękę, przykładając głowę do oparcia fotela. – Nie żałujesz, że przyjechaliśmy? – zapytał cicho, a Theo od razu pokręcił głową.
– Nie… żałuję, że wątpiłem czy spotkać się z matką… – odparł, patrząc na niego poważnie – Ale po tym spotkaniu czuję się jakbym…
– Jakbyś…?
– Jakbym wygrał torbę słodyczy na loterii. – zaśmiał się, wzbudzając śmiech i u blondyna.
Gdy uspokoili się, Theo odetchnął głośno i przymknął oczy.
– Myślisz, że… – zaczął zwracając się ku niemu – Wiesz, twoi rodzice…  Co sobie pomyślą, gdy dowiedzą się wszystkiego? – zapytał stremowany.
Anthony pogładził go uspokajająco po ręce.
– Wydaje mi się, że nic złego… W końcu Sue zrobiła to, by cię chronić. A ty teraz jesteś częścią naszej rodziny. – odparł, spokojnym głosem – Wydaje mi się, że zechcą poznać twoją matkę. Pomyślimy o tym jak im to powiedzieć. Ale niezależnie od tego, czuję, że nie będą jej oceniać…
– A ty co o niej myślisz? – zapytał Theo, przygryzając wargę.
– Myślę, że bardzo cię kocha. – powiedział architekt i od razu zobaczył, jak oczy chłopaka zabłyszczały bardziej.
– Wiesz… nawet nie myślałem, że tak mi jej brakowało… – szepnął wzdychając.
– To twoja matka… To normalne. – Anthony ścisnął bardziej jego dłoń.
– Zawsze zazdrościłem ci wiesz…? Że masz całą rodzinę. W dodatku taką kochającą i ciepłą… Ale moja też nie jest gorsza. Chyba. – chłopak zerknął na niego niepewnie.
Architekt poczochrał go po głowie.
– Pewnie, że nie! – zaśmiał się ciepło.
– Mhm… zwłaszcza, że ty jesteś jej podstawą… – szepnął chłopak, a blondynowi aż zrobiło się goręcej.
Nie lubił być zawstydzany i rzadko zdarzało się, by ktoś to robił tak, jak Theo. Tylko jemu udawało się wycisnąć z niego emocje, których dawniej nigdy prawie nie czuł. Bo Theo naprawdę go zmienił.
Pochylił się do jego ucha i musnął je ustami.
– Gdy wrócimy do domu, – szepnął – będziemy się kochać, Theo. Całą noc. Gdy tylko przestąpimy próg… – dodał i poczuł jak chłopak się spina.
O to właśnie mu chodziło. Uwielbiał go takiego.
Brunet aż zadrżał i rozejrzał się na boki. Obaj byli schowani za fotelami i nikt nie powinien ich słyszeć. Spłonął jednak na policzkach i odetchnął ciężej.
Anthony ponownie pochylił się bardziej do jego ucha i owiał je gorącym powietrzem.
– Wezmę cię już w progu, bo chyba nie myślisz, że ujdzie ci na sucho takie zawstydzanie mnie.
Theo odchrząknął i zacisnął pięść.
– Zawstydzanie? – zapytał nie rozumiejąc do końca o co chodzi kochankowi.
– Mhm… przed Sue na przykład… – wyjaśnił mężczyzna – Mówiłeś o mnie tak, jakbym był taki idealny i czysty… A ja wcale nie jestem… – zaśmiał mu się do ucha – Zwłaszcza czysty, i zwłaszcza przy tobie. – zamruczał, pocierając szorstkim policzkiem jego policzek.
– Anthony… – szepnął brunet, czując jak serce mu przyspiesza.
– Jeszcze przed świętami, gdy mieszkaliśmy razem… no i później, gdy powolutku się do siebie zbliżaliśmy, – mówił mu dalej, ledwie słyszalnym szeptem – milion razy wyobrażałem sobie jak cię rozbieram powoli, jak się kochamy, jak jęczysz moje imię… – kontynuował, zauważając, że chłopak już praktycznie wstrzymuje oddech. – A czasami, nawet teraz, myślę sobie, że wprost nieziemsko byłoby poczuć ciebie w sobie… – szepnął, a Theo aż jęknął cicho.
Zaraz też chłopak rozejrzał się panicznie i aż przełknął ciężej ślinę, słysząc w fotelu przed nimi jakieś poruszenie.
Cały był już czerwony na policzkach i chyba nawet mokry na udach. Od samych słów, pomyślał, zaraz jednak zdając sobie sprawę z tego, że Anthony wspomaga się ręką, która teraz bezczelnie masowała jego udo.
– T-tak? – zapytał, zbyt zaintrygowany propozycją, by przejmować się tym, że ktoś mógłby ich usłyszeć.
W końcu, teoretycznie, wszyscy powinni spać.
Nigdy z nikim tak nie był i nie wyobrażał sobie nawet, że mógłby w ten sposób kochać się z Anthonym. Że mógłby mieć pod sobą takiego mężczyznę. Silnego, pewnego siebie i zdecydowanego.
Serce waliło mu szybko i przyspieszyło, gdy tylko przed oczyma pojawiła mu się gorąca scena.
– A czemu nie? – zamruczał blondyn, a Theo błagalnie jęczał w duszy, by serce w końcu się zamknęło i nie zagłuszało jego słów.
Anthony przesunął rękę w górę uda chłopaka.
– W końcu twój twardy, gorący… – zaczął, a Theo szybko sięgnął dłonią do jego ust, by go uciszyć lecz gdy zabrał ją po chwili, Anthony rozbawiony, szeptał dalej – … na pewno idealnie pasowałby do mojej dz… – chłopak ponowie zatkał mu usta, a sam blondyn czuł na policzku gorąco buchające od jego twarzy – … więc gdybyś kiedyś chciał, z przyjemnością ci się oddam… – wyszeptał, walcząc ze śmiechem i rosnącym podnieceniem – Nie myślałeś nigdy o tym? – zapytał zaraz.
Chłopak pokręcił przecząco głową i spróbował zebrać myśli, co skutecznie uniemożliwiała mu ręka, już prawie dotykająca jego krocza.
– Czemu? – dopytał architekt, już niemal na nim półleżąc i przeklinając w duchu cholerne podłokietniki.
Theo wzruszył ramionami i przygryzł wargę.
– Wiesz… też lubię czasami mieć coś w sobie, a akurat od niego… – dodał, dotykając go w końcu delikatnie po penisie ukrytym w spodniach – …mógłbym się wręcz uzależnić… – szepnął – Bo jestem tylko twój…
Theo podniecony przełknął ciężko ślinę i zmarszczył brwi.
Boże, chciał go pocałować, z płuc aż wyrywało mu się głośne westchnienie, a biodra same wypychały się do jego ręki. Resztkami silnej woli, odsunął od siebie kochanka.
– Muszę wyjść do łazienki… – szepnął, unosząc się.
Anthony rozbawiony spojrzał za nim w górę.
– Może pójść z tobą? – zapytał, przybierając niewinną minę.
– Nie! – Theo odetchnął głośno.
Kiedy przechodził przed blondynem, Anthony posłał mu jedno ze swoich łóżkowych spojrzeń i przesunął językiem po górnej wardze. Chłopak przycisnął dłoń do ust i pędem ruszył do łazienki.
Anthony roześmiał się pod nosem i odchylił na fotelu.
– Mmmm… przepraszam, czy wszystko w porządku? – usłyszał obok i zauważył pochylającą się przy nim stewardesę.
Próbując przybrać poważny wyraz twarzy, pokiwał głową.
– Tak! – odparł – Theo… on po prostu boi się latać. Wie pani, jak to jest… – wymyślił na poczekaniu – To jego pierwszy raz w samolocie. – dodał, przeklinając się w duchu.
Kobieta przybrała zmartwiony wyraz twarzy.
– Może powinniśmy sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze? – zapytała.
Anthony podrapał się po szyi i przygryzł od środka policzek.
– Myślę, że sam pójdę. – odparł – Poszedł się ochłodzić, ale faktycznie lepiej sprawdzić. – dodał wstając – Wezwę panią na pomoc, gdyby coś się złego działo, dobrze? – zapytał.
Kobieta pokiwała głową, a architekt minął ją w przejściu między fotelami. Kiedy doszedł do załomu korytarza, w którym znajdowały się łazienki, obejrzał się za siebie, a widząc, jak stewardesa znika w przejściu po drugiej stronie przedziału, uśmiechnął się do siebie.
Po kilku krokach znalazł się końcu pod drzwiami toalety i po kolejnej chwili namysłu, przylgnął do białych drzwi. Nasłuchiwał przez chwilę, lecz żaden dźwięk nie doleciał do jego uszu. Może jednak się pomylił? W końcu znał Theo, a on zawsze się krępował i musiałby być bardzo, bardzo rozpalony, by masturbować się w publicznej toalecie, by sobie ulżyć po kilku gorętszych słówkach.
Kiedy miał już oderwać się o drzwi i w nie zapukać, do jego uszu dobiegł stłumiony odgłos. Ledwie słyszalny lecz doskonale mu znany, przeciągły, niemal płaczliwy jęk Theo. Serce mu przyspieszyło, a on bardziej wtulił się w drzwi, czując wspinające się po nim gorąco. Oczyma wyobraźni widział chłopaka, masturbującego się w małej kabinie i wstrzymał aż oddech, słysząc kolejny jęk.
Po chwili jednak, gdy usłyszał szum wody, odskoczył od drzwi i oparł się o przeciwległą ścianę, zakładając ramiona na piersiach.
Kolejna minuta upłynęła, nim drzwi uchyliły się i stanął w nich Theo.
Chłopak spojrzał na niego zaskoczony i jeszcze bardziej poczerwieniał na policzkach.
– Co… ty tutaj robisz…? – zapytał po chwili, czując się jeszcze bardziej zawstydzony. Miał jednak nadzieję, że kochanek nie słyszał niczego, bo naprawdę starał się zrobić to szybko i cicho.
Blondyn przygryzł wargę i wyszczerzył się do niego szeroko.
– Wolisz wersję oficjalną czy prawdziwą? – zapytał z zafascynowaniem patrząc po jego twarzy.
Przesunął też wzrokiem po jego kroczu i dłoniach, które przed chwilą…
– Obie. – rzucił Theo, zamykając za sobą drzwi.
– Więc… Skłamałem stewardesie, że źle się czujesz, a gdy chciała przyjść sprawdzić co z tobą, przyszedłem za nią, by nie słyszała jak… jak… – uśmiechnął się szeroko, a Theo jęknął w duchu i odwrócił wzrok speszony.
Co też go napadło? Musiał to zrobić? Naprawdę nie mógł wytrzymać?
Ale te wszystkie słowa blondyna, ta propozycja i wizja, którą miał przed oczyma, gdy się przed chwilą dotykał, chyba wyłączyły mu zdrowy rozsądek.
Anthony zbliżył się do niego i przycisnął do drzwi.
– Myślałeś o tym? – zapytał cicho, uważnie mu się przyglądając.
– O czym? – dopytał Theo, lecz zaraz tego pożałował i szybko pokiwał głową, widząc jego spojrzenie i nie chcąc go prowokować.
– O tym jak we mnie wchodzisz Theo… – wymruczał Anthony, ocierając się o niego.
Brunet pokiwał szybko głową i odetchnął oszałamiającym zapachem mężczyzny. Boże, gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mu, że aż tak będzie wariował na punkcie innego faceta, wyśmiałby go. Albo prędzej, zwymiotowałby z obrzydzenia. Ale teraz? Teraz myślał o nim non stop. Czasami, w pracy,  w sklepie, w autobusie, po prostu czuł jego zapach. Jakby wszędzie za nim chodził, cały czas go kusił.
Wiedział, że to tylko jego wyobraźnia, że w rzeczywistości TA noc może wyglądać zupełnie inaczej, ale jak widział siebie odgrywającego rolę Anthonego aż drżał cały. To w ogóle było możliwe? Nigdy o tym nie myślał, bo zresztą bycie na dole z blondynem też było cudowne, ale penis sam stawał mu na baczność, gdy tylko pomyślał, że mógłby zanurzyć go w mężczyźnie.
– Przez ciebie mam dylemat… – szepnął mu do ucha Anthony, wdychając głęboko zapach jego rozgrzanego ciała.
– Jaki? – zapytał cicho chłopak, przymykając oczy.
Kochanek pocałował go głęboko i namiętnie.
– Albo wrócisz grzecznie na miejsce, a ja… skorzystam z ubikacji… – zamruczał – Albo obaj wrócimy, ale nie obiecuję, że jutro wstaniesz z łóżka…
Theo odetchnął ciężko, zawstydzony. Po chwili jednak płonąc na policzkach, wykrzesał według siebie pewne spojrzenie i rzucił je wprost w oczy kochanka.
– Może… – szepnął, schrypniętym głosem – A może to ty z niego nie wstaniesz? – zapytał zaraz, z uśmiechem czającym mu się w kąciku ust.
W duchu bał się reakcji Anthonego. Może nie powinien tak do niego mówić?
Architekt jednak posłał mu gorące spojrzenie i naparł na niego bardziej.
– Ta opcja też mi się podoba. – szepnął i pocałował go mocno.
Kiedy się od niego oderwał, puścił mu oczko i pociągnął za rękę w kierunku ich miejsc.
Gdy je zajęli, oczywiście podeszła do nich stewardesa ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.
– Mam nadzieję, że wszystko w porządku? – zwróciła się do czerwonego Theo.
– Tak… tak… – jąkał się chłopak – Dziękuję.
– Przyniosłam panu butelkę wody. – podała ją chłopakowi – Niedługo lądujemy, niech się już pan tak nie boi. Chyba nie było tak źle? – uśmiechnęła się do niego i odeszła w końcu.
Theo odetchnął ciężko i opadł na oparcie. Zasłaniając ręką twarz.
Nigdy w życiu nie czuł się tak skrępowany, jak dzisiaj. Kiedy po chwili zerknął w stronę Anthonego, mężczyzna bezczelnie gapił się na niego z tym pewnym siebie uśmieszkiem na ustach.
– Kocham te twoje reakcje. – powiedział półgłosem i cmoknął go szybko w usta. – Całego cię kocham.
Posyłając mu jeszcze jeden uśmiech, odwrócił się i sięgnął po książkę, którą zaraz otworzył na przypadkowej stronie. Nie oszukiwał się jednak, że będzie potrafił się na niej skupić i zaraz odpłynął w fantazje o Theo.
Chłopak obserwował go przez chwilę i w końcu też usiadł wygodniej w fotelu, wbijając wzrok w szaro-niebieski fotel przed sobą.
Jego ciało powoli stygło, a myślami powrócił do dzisiejszego dnia. Do pożegnania z matką, do jej łez, gdy wychodzili z pokoju widzeń. Do obietnicy, że odwiedzi ją niedługo. Był tego pewien, ale nie zmieniało to faktu, że rozstanie trochę bolało.
Ale nie żałował, że pojechał do Hampton. Teraz wydawało mu się, że naprawdę pogodził się ze wszystkim.
Po chwili wyciągnął z kieszeni telefon i wszedł w  galerię. Najpierw jeszcze raz otworzył zdjęcie z fotografii Kyle’a. Chłopiec, jego brat, zerkał na niego beztroskim spojrzeniem i w brunecie aż serce zadrżało, gdy pomyślał o tym, że już być może, niedługo go pozna. Kiedy przesunął palcem po ekranie, włączył kolejne ze zdjęć tym razem zrobione im przez strażnika, u którego cudem je wybłagali. Na zdjęciu była Sue, a on i Anthony obejmowali ją po obu stronach. To było piękne zdjęcie, zrobione jeszcze pierwszego dnia, by mogli je wywołać i zostawić odbitkę matce. Kobieta wyglądała  pięknie i pomimo podkrążonych oczu, i wielu zmarszczek na twarzy, promieniała dzięki delikatnemu uśmiechowi. On sam, szczerzył się do aparatu, zupełnie jak mały Kyle i ledwo siebie poznawał. I Anthony…
Theo przesunął palcem po wizerunku mężczyzny i zerknął w bok, na jego zamyślony profil.
Nie rozumiał jak mógł wcześniej w ogóle myśleć, że Anthony kiedykolwiek się nim znudzi. Że przestaną sobie wystarczać. Przecież architekt nie mógłby go zostawić ani skrzywdzić. Teraz chłopak był dziwnie pewien, że nie rozstaną się nigdy, w końcu tyle ich łączyło. Anthony stworzył mu prawdziwy, ciepły dom. I nawet jeżeli inni mieliby wyśmiać jego pewność siebie, to, że tak bezgranicznie oddał się blondynowi, jego to już zupełnie nie obchodziło. To on wyśmieje każdego, kto ośmieli się przepowiadać im rozstanie.
Bo jeżeli cokolwiek miałoby trwać wiecznie, to właśnie to między nimi.
W przypływie chwili wychylił się i pocałował Anthonego delikatnie w policzek.
– Też cię kocham. – szepnął, po czym odchylił się na oparcie fotela i wyjrzał przez okno.
W oddali widział już światła nocnego Denver. Odetchnął i przymknął oczy.
W końcu był w domu.

KONIEC TOMU DRUGIEGO

34 uwagi do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.19

  1. Witam,
    no ta rozmowa w samolocie, boska, Theo w o\końcu spotkał się z matką i nie żałuje tego, jak się okazuje ma brata, który jet szczęśliwy…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Komentarz, co prawda trochę spóźniony, bo Tom II skończyłam wczoraj, a obecnie jestem na rozdziale drugim kolejnego, ale postanowiłam go napisać :) Prawie pół rozdziału ubolewałam nad chwilowym rozstaniem Ethana i Keitha – ten pairing jest tak cudowny *-* Ethan oficjalnie został moją ulubioną postacią, a to opowiadanie drugim ulubionym internetowym opowiadaniem (pierwsze jest „Połączeni” Luany, ale ona jest mistrzynią w tym, co robi i nikt nie może się z nią równać). Till We Are wciągnęło mnie do swojej otchłani, a ja nie potrafię się z niej wyjść, naprawdę. Historia w rodzinnym mieście Theo… Szkoda, że do końca nie pogodził się z ojcem, ale cóż… Ważne, że między nim, a matką wszystko jest okej. Błędów interpunkcyjnych w tej części jest chyba mniej niż w poprzedniej albo po prostu przestałam przywiązywać do nich uwagę.
    O i jeszcze Danny i Jake! Ich wątek mnie wciągnął jakoś najmniej, może dlatego, że jestem zakochana w dwóch pierwszych parach, więc tę traktuje jako zbędny przerywnik. Mimo wszystko lubię Danny’ego, uratował Anthony’ego po wypadku, więc ma u mnie dużego plusa <3 W Tomie III nareszcie powrócił Ethan i w końcu nie czuje tego ethanowego głodu, jeszcze chwilę, a zaczęłabym mieć konwulsje i zachowywać się jak narkoman na odwyku, serio xD
    Pozdrawiam,
    Coco Deer!

    1. Ethan i Keith potrafią porwać, to prawda. XD
      Bardzo się cieszę, że aż tak wysoko mnie cenisz i TWA, ale liczę na to, że pozostałe opowiadania, jeżeli po nie sięgniesz, również Ci się spodobają. Może nawet bardziej niż Till We Are? Oby!
      Co do błędów i tego typu wpadek, pierwsza seria TWA jest już meeega stara, więc z każdą kolejną powinno być lepiej. I chyba jest mimo wszystko.
      Dobrze, że jest jeszcze kilka bonusów poza seriami z Kisem i Itanem, to może koniec opowiadania nie będzie aż tak trudny i całkowite odstawienie tej pary. XD

      Dziękuję za komentarz i miłego dalszego czytania! <3333

  3. Wreszcie ich spotkanie ^^
    Spodziewałam się więcej niezręczności, a tu taka niespodzianka. I w sumie dobrze. Miła odmiana, patrząc na spotkanie z ojcem.
    A rozmową w samolocie mnie po prostu rozwaliłaś. ^.^
    Wszystko ładnie pięknie, a ja już tęsknie za nimi, nie mówiąc już o naszych dwóch, pozostałych parach.
    Końcowy napis, że to koniec (choć tylko tomu drugiego, a nie całego opowiadania), jest odrobinę dołujący. Ale nic tak nie podbudowuje, jak świadomość przyszłych notek, „Jego Królewskiej Mości” i kontynuacji Till We Are.
    Dopadł mnie jakże cudowny brak internetu, dlatego tak późno. Z całego serca nie życzę Ci tego…
    Pozdrawiam, życzę weny i miłych walentynek! (jeśli oczywiście lubisz nadmiar różu, serduszek i jednorożców -.-” :p )

    1. Mhm… Chociaż z Sue się dogadał. C: Tak, ta rozmowa mi się udała. QuQ
      Oj, szybko zleci ten czas i już zaraz wrócą panowie z TWA. Zobaczysz. C:
      Mój internet ciągle na krawędzi, a w ubiegłym tygodniu tez przez kilka dni nie miałam. xD Co do Walentynek. Mam raczej luźny do nich stosunek, ale na blogu z miłosnymi opowiadaniami musi coś być. A róż i jednorożce… cóż. Nie przeszkadzają mi zbytnio ani one, ani nawał serduszek, ani zakochańce. xD

  4. Świetne opowiadanie:D tylko żałuję, że już koniec 2 częśc
    A co do pary to jestem za Keith i Ethan

    1. Witaj markank! C:
      Dziękuję! Ale już niebawem będzie część trzecia. C:
      Coś mi się widzi, że i tak się stanie i walentynkową parą będą ci dwaj panowie. C:

  5. Jak wszyscy to wszyscy! Też oddam głos!

    (chwila napięcia)

    Ethan i Keith! Chciałam być oryginalna, ale nie da się. ~

  6. a ja głosuję na mojego słodziaśnego Keitha i jego nieznośnego panicza ^,^
    KEITH I ETHAN x10000000! :D

  7. Ojeeejciu, jaki kochany rozdział! Taki uroczy, pozytywny, a pod koniec bardzo nastrojowy!
    Zanim przeczytałam rozdział myślałam, że parą, której sobie zażyczę będzie Danny i Jake, ale nakręciłam się na Theo i Anthonego xD

    1. Mhm… Chyba mimo niedokończonych wątków, tom powinien kończyć się tak pozytywniej… xD
      Haaa… patrzę, wizja Anthonego na dole wiele osób pobudziła. C: Sama nie mogę się już doczekać xDD

  8. Szkoda, że Ethan nie zdążył wrócić przed końcem drugiej części. No nic, pozostaje przeczekać te cztery tygodnie i liczyć na to, że w trzeciej części pojawi się od razu, już w pierwszym rozdziale.

    A co do pary to ja chcę Ethan’a i Keit’ha. Koooooocham ich! <3

  9. ,,Ale jednak. Anthony patrzył na niego takim wzrokiem, jakby to Theo był najważniejszy na świcie.” ~ ,,świecie”
    ,,Serce waliło mu szybko i przyspieszyło, gdy tylko przed oczyma pojawiła mu się gorąca scena” ~ prawie w calym rozdziale bylo ,,oczyma”. Co mnie troszke denerwowalo >.<
    ,,Sue spojrzał na nich i uśmiechnęła się lekko''~ ,,spojrzała''.
    Malo bledow, jestem z ciebie dumny!
    Juz sobie wyobrazilem slodkiego Kayl'a. Taki maly rodzynek razem z Theo ^^
    Wyobrazalem sobie, ze matka chlopaka bedzie zla, arogancka, a tu takie zaskoczenie. Dobrze, ze wszystko miedzy nimi juz w porzadku.
    Nie wiem tylko dlaczego Theo od razu powiedzial do niej ,,mamo'', a do swojego ojca mowil po imieniu.. mam nadzieje, ze jeszcze sie spotkaja.
    Juz nie moge sie doczekac nastepnych serii. Ale i tak w nastepny piatek wejde i poczytam pierwszy rozdzial opowiadania. W koncu beda walentynki, i bede mial chociaz jeden prezent ^^
    ,,Oczekujecie walentynkowego prezentu? Świetnie, ja też. C: Jaką chcecie parę? Piszcie szybko… <3'' ale jaka para, bo nie ogarniam :p
    Zboczuchy z was. Myslicie tylko o jednym!:P
    Pozdrawiam

    Damiann
    Ps. Aaron bede tesknil. Ethan za toba tez slodziaku <3

    1. Mmmm… Heh. W końcu. xD
      Mhm, Kyle bardziej jest podobny do Sue (na szczęście nei do Thomasa), a Theo do Gilberta. C: Tadam~~ Ale niewątpliwie musieliby razem wyglądać rozkosznie. C:
      Myślę, że do ojca ma jakąś większą urazę niż do matki. Wiesz, tajniki psychiki. xD
      Wejdź, wejdź, zapraszam. C: I będziesz miał dwa prezenty. To oprócz pierwszego rozdziały Jego Królewskiej mości będzie też walentynkowy bonus. Informacja, którą zacytowałeś odnosi się do tego, ze jeżeli masz konkretne życzenie, która para powinna się pojawić w tym bonusie, to napisz w komentarzu, a ja napiszę o niej. Wygrywa oczywiście para, która zbierze najwięcej głosów. c: Zaraz to bardziej rozpiszę. I to Walentynkowy prezent Dla Was. C:

      Oj tam zboczuchy…
      Trzymaj się ciepło~! C:

  10. Podziwiam Cię za to, że potrafisz z jednego rozdziału wycisnąć tyle emocji *.* Podczas czytania powyższego zdarzało mi się płakać, a zaraz potem głupio szczerzyć do komputera xD
    Ulżyło mi, że spotkanie z matką nie okazało się kolejnym traumatycznym przeżyciem, a wręcz przeciwnie ^^ I cholernie się cieszę, że chłopaki wracają do siebie ;3
    Czuję, że kolejny tom będzie bardziej niż dobry i czekam z niecierpliwością ;>

    Pozdrawiam :3

    1. Och.. Dziękuję~!
      Ja się strasznie wczuwam w moich bohaterów, może dlatego tak wychodzi? Zawsze wzdycham razem z nimi i się krzywię, płaczę i się śmieję. Serio~~ Q///Q
      Cieszę się, że czytając, reagujesz podobnie jak ja pisząc. I jak czytam Wasze komentarze, mam wrażenie, że pisanie naprawdę mi wychodzi i mam ochotę pisać więcej, i być jeszcze lepsza. C: Wiem, tysiąc razy to już pewnie mówiłam, ale naprawdę to doceniam i jest mi bardzo dobrze. xD
      Mhm, Denver się na pewno stęskniło~~ C:

      Tak, wierz we mnie, a ja zrobię wszytko, by kolejny tom (ciekawe swoją drogą czy ostatni) był powalający. C: mam nadzieję, że nie zapeszę… xD
      Wiesz, że sama nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału? xDD

      Aaaa… i napisz jaką parę chcesz w walentynkowym prezencie. Która para dostanie najwięcej głosów, będzie miała swoją niesamowitą Walentynkową…. noc? Kolację?

      Trzymaj się cieplutko! C:

  11. … przerwę. Ale jakoś dam radę.
    Sorki, że tak w ratach, ale mi się limit znaków na telefonie wyczerpał. W każdym razie ten przerywnikchyba będzie mi musiał wystarczyć. Jestem bardzo ciekawa, co takiego wymyśliłaś.
    Mówiłam już, że kocham to opowiadanie? Jeśli nie, to naprawiam błąd. Kocham je XD

    Pozdrawiam i życzę weny.

    Ps: Dawno Cię nie było na moim blogu. Stęskniłam się za Twoimi komentarzami :)

    1. I postaram się by następna seria była lepsza. xD Wytrzymasz, to tylko te kilka tygodni. Trzy chyba, bo jeszcze nie do końca napisałam JKM więc nie wiem dokładnie czy zamknie się w trzech czy czterech rozdziałach. xD Heh~~ <3
      Oczywiście, zapraszam do czytania miniaturki ALEEEE… mam już w coraz więcej pomysłów na wydarzenia w trzeciej części TWA. A będzie się działo! W końcu Ethan musi wrócić, w końcu mamy jeszcze świeżutką parę, u której jeszcze nie było żadnych większych… 'uniesień; a tez się kilka szykuję. No i Anthony… w jego życiu chyba znowu nieco zawiruje! <3
      Heh, mam nadzieję, że zachęciłam~~ C:

      A nie wiem, czy mówiłaś, ale ja jestem jak Theo- możesz mi to mówić zawsze i mi się nie znudzi~! xDD <3
      Dziękuję za literówki i za wenę~~

      Ps. No mam coś jakby ferie, więc się wezmę z Twojego bloga. C: Pewnie jeszcze dzisiaj wieczorem. C: Mam o tyle dobrze, że nie będę musiała czekać dwóch tygodni i może w końcu trafię na jakiś smaczek z Peterem i Tommym… jej jak dawno nie czytałam… DX Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę…

      Aaaa~~ Saki pisz z jaką parą chcesz walentynkowy bonus. Im szybciej tym lepiej, tym razem to Wy decydujecie~! <3

      1. Ty wiesz, kogo ja chcę zobaczyć XD A jak nie wiesz, to na pewno się domyślasz. Ale dla formalności napiszę: oczywiście Ethan & Keith. Oj, tak, stęskniłam się za nim (Ethanem) strasznie i z chęcią o nim poczytam, nawet jeśli nie miałoby to większego związku z fabułą. Oczywiście uwielbiam Theo i Anthony’ego, ale Ethan to jednak Ethan XD

        A co mojego opka… Trochę się działo pod Twoją nieobecność, więc może i się coś znajdzie. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)

  12. „…w końcu z jej oczy popłynęły łzy”- „oczu”
    ” – Nie płacz- szepnął, sam czując, jak po policzkach płynął mu łzy”- „płyną”
    „Obaj byli schowani na fotelami i nikt nie powinien ich słyszeć.”- „za”

    Kochana, normalnie się wzruszyłam. Boski rozdział i jestem nawet skłonna Ci wybaczyć, że część 2 skończyła się, a o Ethanie ni widu, ni słychu. XD Anthony na dole… szczerze to na początku opowiadania trochę się zastanawiałam, jakby to było, gdyby Theo topował. Ale nawet w najśmielszych snach nie śniłam, że to się może ziścić. Nie mogę się doczekać następnej części. A tego seksu z Anthonym na dole będę chyba wyczekiwała jeszcze bardziej niż powrotu Ethana. I coś mi mówi, że ten nastąpi szybciej.
    Co do spotkania z matką… miałam nadzieję, że będzie tak wyglądało. Mimo tego, co mówił Theo, to jednak jego matka, najbliższa mu osoba, jaką miał, zanim poznał Anthony’ego. A ta szczera rozmowa… myślę, że zrobiła mu jak dobra wizyta u psychologa. Albo nawet jeszcze lepiej, bo nie wiem, czy obcej osobie powiedziałby tyle o swoim życiu. Cociaż i tak zdziwiłam się, że powiedział jej WSZYSTKO. To spotkanie było w pewnym sensie jak terapia grupowa i chyba całej trójce wyszło na dobre. Czyli przyjazd tutaj ostatecznie wyszedł na dobre. Theo przekonał się, że miłość, jaką darzy matkę jest silniejsza niż uraza, jaką do niej chowa. Anthony dowiedział się kilku szczegółów, o których nie miał pojęcia i co przez ten cały czas czuł Theo, który niewiele mówił o swoich uczuciach. Matka po tylu latach spotkała się wreszcie z synem i chyba ciężki kamień spadł jej z serca, dzięki czemu pobyt w więzieniu nie będzie aż tak męczący. No i Theo zobaczył (co prawda na zdjęciu, ale nie to jest najważniejsze) swojego brata (wreszcie poznał płeć tego dziecka). No i jest szansa, że pozna go naprawdę.
    Ta rozmowa w samolocie była gorąca. A myśl o Anthonym na dole niemiłosiernie mnie jara XD
    Sorki za tą chaotyczność, ale piszę wszystko, co mi tylko do głowy przyjdzie.
    Niecierpliwie czekam na kolejną serię. Nie wiem, jak ja wytrzymam tę oktutnie długą …

    1. Jeju… Wy to jednak jesteście~~~ Zawsze jak mam wrażenie, że rozdział Was wzruszy, okazuje się, że nie, a jak myślę sobie, ze nie jest aż taki, to wtedy piszecie mi, że się wzruszyliście… Heh, uwielbiam to. QuQ
      Ufff~~~całe szczęście, myślałam,ze będziecie trochę źli za tego Ethana… xD Ha ha ha… seksy z Anthonym na dole, w mojej głowę są boskie. Oby udało mi się równie pięknie opisać je w rozdziale. C:
      Mhm, znowu tak ładnie napisałaś to o czym myślałam, pisząc… Bo Theo jednak bardzo kocha matkę, w końcu tylko ona dzieliła z nim tamten ciężki czas.Wszystko się udało, mimo tego trudnego spotkania z ojcem, z Paulem i kłótnią…
      Mhm, wyszło dokładnie jak taka terapia, masz rację~! C:

      Ha! Mi aż ciśnienie podskoczyło, jak ją sobie wyobrażałam. <3
      I…

  13. Anthony na dole*w* z niecierpliwością oczekuję trzeciego sezonu*w*
    przepraszam, więcej z siebie nie wykrzesam.

    1. Ja ciągle mam ten ich seks przed oczyma i też nie mogę się doczekać aż go napiszę~! xDD

      Proszę, dla mnie wystarczy! <33

Dodaj komentarz