Till We Are Vol. 3 Ch.01

– Tak, Gina, pamiętam o sobotnim spotkaniu. – zaśmiał się lekko Keith, przekładając słuchawkę w lewą dłoń, a drugą sięgając po butelkę wody.
– Tylko proszę cię, nie spóźnij się tym razem… – powiedziała dziewczyna, a on przed oczyma już widział tę jej minę – Wiesz jacy są rodzice…
– Tak, wiem… – westchnął mężczyzna, przesuwając wzrokiem po tablicy zawieszonej ulotkami i kartkami – Nie wiem… nastawię sobie jakiś alarm, żeby wyjść o czasie z pracowni…
– No, myślę, że to dobry pomysł. Ojciec i tak…
– Ma na mnie alergię, wiem. – dokończył za nią rzeźbiarz i odetchnął lekko – Więc w sobotę o siódmej.
– Tak, o siódmej. – potwierdziła Gina – To miłej pracy i do zobaczenia.
– Mhm, pa. – pożegnał się Keith i rozłączył, odkładając telefon na blat. Popił jeszcze wody z butelki i wziął do ręki porzucone wcześniej dłutko i młotek, i ponownie stanął przed kamieniem.
Wiedział, że ostatnio przesadził, spóźniając się na ich spotkanie niemal godzinę, ale nic na dobrą sprawę nie potrafiło go oderwać od pracy. Miał dużo zamówień, w dużej mierze dzięki Ginie, która w swojej galerii zrobiła wystawę fotografii na których były utrwalone jego prace. W jej galerii bywało w wielu zamożnych ludzi, którzy zobaczywszy jego warsztat, zechcieli kupić sobie jakiś pomnik, czy chociażby zwykłą rzeźbę.
Przez ostatnie trzy miesiące jego kalendarz stał się naprawdę napięty, a cyferki na koncie w banku urosły przyjemnie i jak na razie nie zapowiadało się na to, by coś mogło pójść nie tak. Tym bardziej, że dogadał się z Giną.
Wiedział, że dziewczyna się w nim kocha, ale na szczęście po kilku szczerych rozmowach jakoś udało mu się delikatnie jej odmówić. Bo tak naprawdę nie wyobrażał sobie, by mógł być kiedykolwiek z siostrą Jane. Przecież była dla niego jak młodsza siostra, cholernie podoba do zmarłej żony.  On jednak nie potrafiłby zmusić się, by odwzajemnić jej uczucie, poza tym Gina i Jane, pod względem charakterów były jak ogień i woda – zupełnie inne. Wiedział, że Ginie jest ciężko w tej sytuacji i nawet, dla jej dobra, chciał zerwać z nią kontakty, ale ona tego nie chciała. Chciała być blisko niego, jak mu mówiła i chociaż dla Keitha nie raz było głupio, nie potrafił ani nie chciał się od niej odsuwać.
Kolejnym zaskoczeniem w przeciągu tych ostatnich miesięcy był telefon od matki sióstr, która zaprosiła go na kolację do ich domu. Jeszcze bardziej zaskoczony był ich przeprosinami i podziękowaniami za to, że do końca wytrwał przy chorej żonie. Samego Keitha nieco śmieszyły te podziękowania, bo w końcu jak mógłby postąpić inaczej? Kochał Jane, więc oczywistym było to, że był przy niej póki nie odeszła. Teść oczywiście nadal był do niego zdystansowany, ale pierwszy raz odkąd się znali uścisnął mu rękę i porozmawiał o jego pracy bez narzekań i kpin. To było bardzo dużo jak na nich i chociaż Keith uważał, że to całe pojednanie następuje trochę  za późno, nie zamierzał go odtrącać. Był pewien, że Janie ulżyłoby w końcu, chociaż, podobnie uparta jak ojciec, nigdy się przed nimi nie korzyła.  Widział też, że dużo radości sprawił tym samej Ginie, a teściom chyba też trochę ulżyło, więc i jemu w pewien sposób zrobiło się lepiej. Przynajmniej, gdyby kiedyś po latach miał żałować, że nie przyjął wyciągniętej ręki, teraz nie będzie już miał ku temu powodów.
Co jakiś miesiąc więc razem z Giną, jeździli do nich na obiady i próbowali się poznać i porozumieć.
Po kilku godzinach pracy, Keith przetarł zmęczona twarz. Słysząc śmiech, podniósł wzrok i przez otwarte drzwi garażu i napotkał spojrzenia zaciekawionych dzieciaków z sąsiedztwa.
– No co? Włazić! – zaśmiał się widząc dwóch chłopców stojących na jego podjeździe.
Po kilkunastu niewielkich krokach obaj chłopcy weszli z zalanego wrześniowym, popołudniowym słońcem podwórza do  chłodnego garażu.
– A co pan tu znowu rzeźbi? – zapytał Ben, starszy z barci.
Dziesięciolatek poprawił rozciągniętą koszulkę w paski i podszedł do mężczyzny. Młodszy o trzy lata Erick podążając za nim jak cień, stanął tuż obok i przytknął do krągłej buzi palec, zaczynając obgryzać skórki.
– A anioła. – odparł Keith i pochylił się do blondynka – Widzisz? – zapytał, przesuwając palcem po niewyraźnych konturach – Tu są usta, nos… – pokazał, zerkając na niego bokiem.
Naprawdę lubił dzieci i strasznie żałował, że gdy Jane jeszcze żyła, nie postarali się by je mieć. Ale kredyt, jego niepewny zawód i jej marna płaca w publicznej placówce raczej nie obiecywały szerokich perspektyw, a teraz? Cóż… teraz był sam i nie zapowiadało się na to, że spotka kobietę, z która mógłby mieć dziecko.
– Łeee… a pan to zawsze te anioły robi… – zauważył chłopiec, wyrywając go z zamyślenia.
Mężczyzna roześmiał się tylko i poczochrał go po głowie.
– No przecież wiesz, że te rzeźby będą stały na cmentarzu. – powiedział, spoglądając jeszcze na Ericka, który zawsze w jego garażu wydawał się byś wystraszony .
– No, ale czemu to zawsze są anioły? – dopytał Ben.
– Mmm…. Bo ludzie lubią mieć anioła na nagrobku swoich bliskich… – odparł Keith przyglądając mu się z uśmiechem –  To taki Anioł Stróż, który zaprowadzi zmarłych do nieba. – dodał, zastanawiając się czy do chłopca dotrze takie wytłumaczenie.
– Ale na grobie mojej babci nie ma anioła. – powiedział od razu chłopiec – Co nie, Erick? – siedmiolatek pokiwał żywo głową, a Ben kontynuował – A mama mówiła, że babcia jest w niebie, więc jak to jest?
Keith spojrzał na niego zaskoczony i po chwili roześmiał się głośniej i podrapał po brodzie.
– Taaaak… – westchnął, czując świdrujące go spojrzenie – Może anioł z sąsiedniego pomnika ją zaprowadził? – podsunął.
– Ale na tamtym cmentarzu są takie małe, kwadratowe kamienie. I dużo trawy.
Rzeźbiarz zaciął się i odetchnął głośno, kiwając głowa z niedowierzaniem. Tak, właśnie dziesięciolatek doprowadził go do stanu, w którym zabrakło mu słów.
– Więc może to był anioł z innego cmentarza? – zapytał w  końcu i ulgą dostrzegł, jak chłopiec, z nie do końca przekonanym wyrazem twarzy, kiwa twierdząco głową.
– A Erick to się pana boi. Co nie, Erick? – powiedział nagle i szturchnął brata łokciem, na co młodszy z chłopców pokiwał szybko główką.
– Mnie? – zaśmiał się mężczyzna – Mnie nie trzeba się bać.
– No ale… ma pan białe włosy, jak nasz dziadek, ale jest pan młody i ma pan duże, czarne auto, jak w gangsterskich filmach.
Keith rozbawiony uniósł spojrzenie na volvo stojące przed garażem i zaśmiał się pod nosem.
– To nie znaczy, że jestem zły. – powiedział, postanawiając w duchu, że na dzisiaj już koniec z pracą.
– Czarny zawsze jest zły. – powiedział Ben.
Mężczyzna zastanowił się chwilę.
– A Czarny Power Rangers? Albo Batman? – zapytał, przechodząc kilka kroków i odkładając narzędzia na stół.
– No! – usłyszał rozemocjonowane przytaknięcie zza pleców – Widzisz, Erick? Ale i tak Batman jest słaby. – rzucił od razu, a Keith zaśmiał się pod nosem.
–  A kto jest najlepszy? – zapytał podchodząc do drzwi prowadzących do domu i uchylając je, wybił w  pomieszczeniu korki.
– Spider-man! – zawołał Erick.
– A nie Superman? – zapytał podchodząc do nich i prowadząc ich przed garaż.
– Nieee…. – jęknął chłopiec, patrząc jak Keith zamyka duże drzwi – A pan lubi Supermana? – zapytał, gdy rzeźbiarz się do niego odwrócił.
– Nie, ja lubię Batmana. – odparł, przechodząc z nimi przez ulicę i ruszając wąską ścieżką na ganek przeciwległego do jego posesji domu.
– Bo jest czarny? – dopytał chłopak, zerkając na niego do góry i wchodząc po schodkach.
– Nie, nie dlatego… – zaśmiał się mężczyzna i uniósł spojrzenie na uchylające się białe drzwi – Witaj Lindsay. – uśmiechnął się  do niskiej kobiety o długich ciemnych włosach.
– Cześć, Keith. – powiedziała – Znowu przeszkadzali ci w pracy? – zapytała, spoglądając na synów i zaraz odwróciła ku niemu spojrzenie.
– Nie, coś ty. Przynajmniej skończyłem z robotą, jak zwykły człowiek.
– Właśnie miałam ich wołać na obiad, może wejdziesz?
Keith uśmiechnął się lekko i pokręcił przecząco głową.
– Może innym, razem. Dobrej nocy! – rzucił unosząc w jej kierunku dłoń i odwrócił się, wsadzając ręce w kieszenie spodni.
Po kilku krokach był już w swoim domu i pierwszym co zrobił to udał się pod prysznic, by zmyć z siebie pył z kamieni. Kiedy był już czysty, skierował się do kuchni po drodze zahaczając o salon i włączając w nim telewizor. Jak zwykle na wieczór wziął sobie jogurt i tak uzbrojony zasiadł przed telewizorem.
Minuty wlekły mu się niemiłosiernie, a żaden z programów nie przykuł jego uwagi na tyle, by mógł na nim się skupić. Co chwilę zerkał na zegarek, czy przypadkiem nie jest już na tyle późno by mógł położyć się spać, jednak ani wskazówki zegarka ani zachodzące za oknem słońce na to nie wskazywały. W końcu, odstawiając na stolik pusty kubek po jogurcie, wyłączył telewizor i położył się na kanapie. Po kilkunastu sekundach, które dla niego były oczywiście całą wiecznością, postanowił wrócić do pracy.
Kiedy sięgał za klamkę drzwi prowadzących do garażu, usłyszał dzwonek do drzwi i aż uśmiechnął się do siebie, ciesząc się jednak, że może będzie miał okazję z kimś pobyć. Co prawda nikt się nie zapowiadał, ale dla niego każdy gość był miłym gościem.
‘ No prawie każdy’, pomyślał, gdy po otwarciu drzwi jego wzrok padł na stojąca za nimi postać.
– Hej…! – usłyszał i pierwszym co zrobił to pokiwał tylko głową z niedowierzaniem.
W jednej chwili zalały go tysiące uczuć, a ręka aż zadrżała. Nie wiedział jednak czy bardziej chciała przyciągnąć do siebie stojącego przed nim chłopaka, czy może zatrzasnąć mu drzwi przed nosem.
Zacisnął tylko dłoń na klamce  i słysząc jak głośno krew dudni w jego żyłach, czekał na kolejny ruch Ethana.
Przesunął wzrokiem po jego sylwetce i aż odetchnął głębiej. Chłopak bardzo się zmienił. Był bardziej opalony i umięśniony, co widział na odsłoniętych ramionach. Dziwnie przycięte włosy, od góry zakręcały mu się lekko, a sprane ciuchy raczej nie sugerowały, że spędził te pięć miesięcy w jakimś luksusowym hotelu.  No i jego oczy, nadal nieco kpiące, ale dużo cieplejsze, wpatrujące się niego z jakimś dziwnym błyskiem.
Czując, jak coś podchodzi mu do gardła, Keith zacisnął zęby i zamrugał oczyma.
Ethan wszedł do przedpokoju i zrzucił z ramienia torbę.
– Strasznie śmierdzę – zaśmiał się schylając do dużych traperów i rozwiązując je – Mogę wziąć prysznic? – zapytał rzucając mu krótki uśmiech – Był okropny tłok w samolocie. – dodał, ściągając poobdzierane buty.
– W pierwszej klasie? – wydusił w końcu Keith.
– W turystycznej. – odparł ze śmiechem Ethan, prostując się przed nim – I tak ledwie nazbierałem kasę na bilet. – dodał, przygryzając wargę.
Po kilku chwilach ciszy i wpatrywania się w siebie, Ethan zaśmiał się jakby skrępowany.
– Idę pod ten prysznic. – rzucił ruszając  ku schodom prowadzącym na górę.
Keith odprowadził go spojrzeniem i po chwili mocno przetarł dłońmi twarz. Zerknął później na leżący na ziemi plecak, należący do chłopaka i po chwili wziął go do ręki i przeniósł do salonu. Kładąc go na stolik przed kanapą, wpatrywał się w niego uparcie, jakby upewniając się, że to, co się teraz dzieje nie jest żadnym snem.
Bo ile razy tak właśnie o tym wszystkim myślał? Ile razy zastanawiał się co się stało z Ethanem, czemu chłopak nie daje mu żadnych znaków życia. Żadnego telefonu, żadnego smsa czy listu. Ile razy Keith, błagał Linwoodów o jakiekolwiek informacje o nim, ile razy zastanawiał się nawet nad wynajęciem detektywa. Milion razy odczytywał tamte dwa głupie smsy sprzed pięciu miesięcy. Skasował je jakiś miesiąc temu, gdy wydawało mu się, że już sobie odpuścił, że nie czeka już na Ethana. Że przestał go kochać.
A teraz on staje  w drzwiach, jak gdyby nigdy nic i idzie pod prysznic? To nie mogło dziać się naprawdę! Oczywiście, Ethan zawsze był bezczelny, ale to chyba przekraczało ludzkie pojęcie. Czego oczekiwał? Że rzucą się sobie w ramiona? Przecież to on go zostawił. Odszedł. Jak zwykły egoista i dupek, po wszystkim co razem przeszli, niszcząc wszystko, co między nimi było i co mogło miedzy nimi być.
Keith miał swoją dumę, nie zamierzał już dać się mu wykorzystywać, ani wciągnąć w żadne układy. Odda mu pieprzony klucz od kawalerki i każe mu się wynosić.
Szybko podniósł się z kanapy i udał się do kuchni i z jednego z naczyń stojących na kredensie wyciągnął przechowywany tam klucz. Kiedy wrócił do salonu zastał już w nim chłopaka, który przepasany jego ręcznikiem pochylał się nad leżącym na stoliku plecakiem.
Ethan zerknął na niego i uśmiechnął się lekko.
– Ubierz się, do cholery. – rzucił zimno Keith.
– Wszystkie ciuchy mam tu, – wskazał plecak – a z tego stresu zapomniałem je zabrać ze sobą. – dodał, wygrzebując z plecaka parę bokserek, kolejne sprane spodnie i bokserkę. Zerknął z krzywym uśmiechem na mężczyznę i zsunął z bioder ręcznik.
Rzeźbiarz pokręcił tylko głową i usiadł na kanapie, ściskając w dłoni klucz. Oczywiście, to zachowanie – cały Ethan! Mężczyzna starał się nie patrzeć na jego ciało i odwrócił lekko głowę zażenowany jego nagością. Ale Ethan wyglądał pięknie – jego opalona skóra i błyszczące na niej ślady kropel wody, w których odbijało się pomarańczowe światło słoneczne. Było nieco inne, ale nadal bardzo mu znajome, przecież tyle razy się kochali, nim Ethan zniszczył wszystko swoim egoizmem.
Bo jak inaczej można było to nazwać? Przez całe trzy miesiące, gdy byli razem, Keith był jego seks zabawką, nawet wtedy gdy chłopak czuł, bo musiał czuć, że łączy ich już nie tylko seks. I wtedy, gdy wyznał mu swoje uczucie, by go zatrzymać, by sprawić, aby chociaż przez sekundę spojrzał na niego, a nie na jego kutasa. Ale Ethan wyjechał, zostawił go ze złamanym sercem, jak ostatni chuj. Tyle w temacie, prawda?
– Nie bądź bezczelny. Ubieraj się i się wynoś. – powiedział, czując walące silnie serce i rzucił mu na stolik klucz – To od twojej kawalerki. Wszystko jest tam tak, jak zostawiłeś. – dodał, siląc się na spokojny ton.
Przecież zachodził tam setki razy, czekając na niego, czy szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, adresu, czegokolwiek. I dopiero po czterech miesiącach zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak idiota i że pora przestać. Bo nie był niczym więcej, jak przelotną znajomością, jak zastępstwem za innego i naprawdę nie chciał skończyć jak ślepo zakochany w Anthonym Ethan.
Chłopak przygryzł wargę, wzdychając ciężko i ubrał się już nic nie mówiąc. Gdy skończył, zrzucił plecak na podłogę, a ręcznik przewiesił przez oparcie fotela, na którym też zaraz usiadł. Spojrzał na Keitha i odetchnął kręcąc głową.
– Tęskniłem za tobą. – powiedział w  końcu, a mężczyzna prychnął tylko głośno.
– Daruj sobie. Wracaj, skąd przyjechałeś. – powiedział czując jak ręce zaczynają mu drżeć – Do innego faceta czy… dokądkolwiek chcesz. Pieprzę to.
Ethan oblizał wargi, co skutecznie przykuło jego spojrzenie i przejęło ciało dreszczem. Sam przełknął ciężko ślinę, czując ogromny żal i rosnące w nim pożądanie do chłopaka.
– Przepraszam. – powiedział Ethan, zerkając na niego dużymi błękitnymi oczyma – Musiałem wyjechać. – powiedział, przekonany co do swoich racji.
Rozumiał gniew rzeźbiarza, wiedział że jego żal był uzasadniony. Jemu samemu ciężko byłoby nie mieć żalu na miejscu Keitha. Ale on naprawdę musiał wyjechać. Musiał odciąć się od wszystkiego, bo czuł się jakby bez przerwy popełniał te same błędy. I dopiero gdy odciął się od matki,  Anthonego, Keitha i całego Denver, potrafił przewartościować swoje życie.  Pojąć, co się wokół niego działo i zrozumieć czego sam potrzebował.
– Potrzebowałem dystansu… – dodał jeszcze, wpatrując się w Keitha.
Naprawdę za nim tęsknił przez ten czas. Dużo o nim myślał, szczególnie w ostatnich tygodniach, zastanawiając się jak będzie wyglądało ich powitanie. Wiedział, że albo będzie to gorący seks, albo gorąca kłótnia. Ale wiedział już, że w tamtym czasie tylko rzeźbiarzowi na nim zależało, tylko na nim mógł polegać. I czuł, że teraz dorósł już do tego, by to zrozumieć.
– Rozumiem twój żal…
– Rozumiesz? – rzucił ironicznie mężczyzna – Nie wydaje mi się! – zaśmiał się unosząc z kanapy i pochylając w jego stronę – Przez pięć jebanych miesięcy nie dałeś znaku życia! Ani jednego telefonu, ani jednego pieprzonego smsa! – zawołał, ciskając w niego wściekłymi spojrzeniami. – Nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłem, ile razy błagałem twoją matkę, by powiedziała mi gdzie jesteś! A teraz zjawiasz się tu i co, kurwa? – rzucił wściekły. – Wyznasz mi wielką miłość i będziemy żyć długo i szczęśliwie?
Ethan odwzajemnił rozpalone spojrzenie i oblizał wargi.
– Jeżeli chcesz, to wyznam. – rzucił, przełykając ciężko ślinę i patrząc na niego pewnie.
Blondyn zaśmiał się ponownie i odwrócił, zasłaniając twarz dłonią.
– Wynoś się stąd, do cholery! – krzyknął, oddychając ciężej.
Odwrócił się do niego i podpierając ręce na oparciu kanapy, wpatrywał  ze wściekłością w oczach.
– Daj mi druga szansę! Chyba mi się należy, prawda? – rzucił unosząc się również, a Keith po raz kolejny pokręcił głową w wyrazie niedowierzania.
– Nic ci się, kurwa, ode mnie nie należy! – wycedził –  Czego nie rozumiesz?
– Może daj mi się chociaż wytłumaczyć? Chociaż tyle? Dawniej nie byłeś taki! – dodał.
– Nie byłem jaki? Co ty w ogóle o mnie wiesz, oprócz tego jak wygląda mój penis? – dodał z żalem w głosie – Kiedy ja… – zaczął, zaraz jednak marszcząc brwi i odwracając spojrzenie. – Proszę, co wiesz? – zapytał sarkastycznie.
– Wiem, że mnie kochałeś. – powiedział Ethan, spoglądając na niego stanowczo.
– Tak, kochałem, Ethan. Ale ty to zepsułeś. Więc skoro to już jest jasne, możesz… nie wiem… jechać do Anthonego, wyznać mu swoją miłość, albo… do matki i nie wiem już nawet co później, nie obchodzi mnie to. – syknął, z trudem odrywając spojrzenie od jego twarzy.
– To już przeszłość, zmieniłem się. – powiedział chłopak, przygryzając wargę.
– Teraz tak mówisz, a za kilka dni znowu to ja będę tym najgorszym i to do mnie przyjdziesz z pretensjami!  – rzucił mężczyzna – Nie rozumiesz, że między nami już nic nie ma?
– Na zawsze, między nami będzie nasza wspólna przeszłość. – powiedział chłopak, dostrzegając, że Keith już się nieco uspokoił. Przesuwając wzrokiem po jego sylwetce, odetchnął płytko – Wysłuchaj chociaż tego, co chcę ci powiedzieć.
Rzeźbiarz pokręcił głową i podszedł do kominka po papierosy. Kiedy wrócił na kanapę wyciągnął jednego i zapalił go, po czym rzucił paczkę w kierunku chłopaka. Ten jednak pokręcił przecząco głową i oblizał tylko usta.
– Ten wypadek, – powiedział wracając do wydarzeń sprzed kilku miesięcy – naprawdę… To była moja wina, doskonale to wiem. Wtedy postanowiłem, że musze się zmienić, że musze się odciąć od wszystkiego. Wiem, że byłem egoistą i dupkiem, i zachowywałem się podle, ale… Nie jestem już taki. – dodał patrząc na niego z pewnością siebie.
– I ja mam w to uwierzyć? – prychnął Keith, chociaż musiał przyznać, że nigdy nie spodziewałby się usłyszeć z ust Ethana takich słów.
– A dlaczego nie? – zapytał butnie chłopak – Ludzie się zmieniają!
Keith uśmiechnął się krzywo i zaciągnął się głęboko papierosem. Kiedy wydmuchiwał dym rozkaszlał się przez chwilę, aż w oczach stanęły mu łzy.
– Więc… więc gdzie doznałeś takiej cudownej przemiany? – zapytał po chwili, przesuwając spojrzeniem po jego dłoniach, które kiedyś go dotykały.
Wiedział jednak, że nie może dać się zaślepić pragnieniu, które narastało w nim z sekundy na sekundę. By go dotknąć, pocałować, ściągnąć spodnie i wbić się między jego jędrne połóweczki. Ile razy wcześniej kochali się po sprzeczce, rozładowując w ten sposób swój gniew?
– Jeden chłopak z mojego roku, opowiadał kiedyś o około półrocznych wyprawach na Haiti jako wolontariusz. – powiedział, a Keith spojrzał na niego w niemym szoku – Tam nadal ludzie potrzebują pomocy i wtedy pomyślałem, że… chcę zrobić coś innego. W końcu tylu ludzi twierdzi, że coś takiego pomaga im określić cel swojego życia, a ja, te kilka miesięcy temu, czułem się jak nikt. Jak nazwisko moich starych i głupi snob, oczywiście strasznie poszkodowany przez los, bo Anthony związał się  z Theo. – westchnął – Teraz sam już wiem, że nie chciałbym ze sobą być, nawet gdybym… Nie wiem, jak ze mną wytrzymywałeś.
Rzeźbiarz wpatrywał się w niego myśląc ile kłamstw właśnie usłyszał.
– Ja mam w to uwierzyć? – prychnął, ponownie zaciągając się papierosem – Że Ethan Linwood, pojechał zbawiać świat na Haiti? Rozdał swoje pieniądze biednym… Filantrop… – prychnął po nosem.
Chłopak spojrzał na niego w dawny wyniosły sposób.
– Nie, może nie filantrop, w końcu zrobiłem to dla siebie, ale tam zrozumiałem wszystko – powiedział opierając łokcie na kolanach i patrząc na niego tym dziwnym spojrzeniem.
Mężczyzna odetchnął tylko ciężej i zgasił niedopałek papierosa w popielniczce.
– A twoja matka? – zapytał – Nie wierzę, że cię nie znalazła.
Ethan pokiwał szybko głową.
– Znalazła, jakieś dwa miesiące po moim wyjeździe. – odparł, a  Keith tylko zacisnął zęby.
W końcu przez cztery miesiące od czasu do czasu dzwonił do tej suki, lub podjeżdżał po dom, prosząc o rozmowę.
– Ale powiedziałem jej jasno, że nie mam już z nimi nic wspólnego. Że nie wrócę… do nich, w każdym razie. – westchnął chłopak.
Miał już plany na swoją przyszłość. Myślał o tym, że sprzeda kawalerkę i samochód, a  przy dobrych układach zamieszka razem z Keithem. Zacznie studia, może na kulturoznawstwie i złapie jakąś dorywczą pracę.
Rozumiał, że dla rzeźbiarza był to pewnie szok, on sam też by siebie nie poznał, ale naprawdę czuł, że niewiele złego zostało już w nim z dawnego Ethana.
– Spotkam się z nimi, może jutro, może pojutrze. – powiedział, widząc na twarzy Keitha jeszcze większe zdziwienie – Muszę z nimi porozmawiać. Nie chcę urywać z nimi kontaktu, ale nie będę już robił tego, co mi każą. – dodał, a mężczyzna tylko pokiwał głową z powątpiewaniem. Ile razy do cholery to słyszał? – Powiesz mi co z Anthonym? – zapytał po chwili, a Keith poczuł nieprzyjemne uczucie – Chcę go przeprosić, Theo też powinienem. – westchnął, przygryzając wargę.
– Nic. Byłem w szpitalu kilka dni po twoim wyjeździe. Wybudził się ze śpiączki, rokowania były dobre. Nie spotkałem go więcej, ani Theo, bo i po co miałbym to robić. – powiedział wzruszając ramionami.
Rzeźbiarz przyglądał mu się dłuższą chwilę. Miał mu wierzyć? Nikt nigdy nie posądziłby Ethana o taka przemianę, nawet on. Jęknął cicho chowając twarz w dłoniach czując uchodzącą z niego wściekłość. Nie miał siły z nim się szarpać, ani dalej kłócić i postanowił po prostu mu przytaknąć. Byleby już sobie poszedł, przestał go kusić. Przestał znowu niszczyć jego ułożone życie.
– Skoro już wszystko wiesz, możesz wrócić do swojego mieszkania. – powiedział siląc się na zimny ton i uniósł się z kanapy posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie – I nie przychodź do mnie więcej, nie życzę siebie kontaktów z tobą. – dodał biorąc do ręki jego plecak i rzucając mu go na  kolana.
Ethan zacisnął zęby i odetchnął kilka razy. Zawsze tak robił, gdy miał przeczucie, że się irytuje. I zazwyczaj pomagało.
– Chyba nie rozumiesz… – powiedział w końcu, spychając plecak z kolan i stając przed nim wyprostowany – Chce być z tobą. Po to wróciłem. Teraz w końcu możemy być razem.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
– Myślałeś, że będę na ciebie czekać w nieskończoność? – zapytał w  końcu.
– Przecież napisałem ci na początku, że wrócę! – rzucił Ethan, czując jak ciśnienie mu skacze.
– I to według ciebie powinno mi wystarczyć? – prychnął mężczyzna – Nie bądź naiwny. Mam już inne życie. – dodał wciągając głęboko zapach stojącego obok chłopaka.
Zadrżał czując go. Doskonale go znał, chociaż teraz wydawało mu się, że jest nieco bardziej ciepły, jakby słoneczny. Ale nadal czując go, pod oczami stawały mu wspomnienia z ich wspólnych nocy.
– Gdybyś mnie kochał, nawet tego byś nie potrzebował! – rzucił z nutką żalu w  głosie, zaraz jednak odetchnął uspokajająco i spojrzał na niego kolejnym z serii dziwnych spojrzeń – Posłuchaj… – westchnął, zbliżając się o krok i kładąc mu ręce na ramionach – Chcę… Proszę cię o drugą szansę. Przecież było nam ze sobą dobrze.
Rzeźbiarz przełknął ciężko ślinę czując, jak jego skóra napina się pod dotykiem ciepłych rąk byłego kochanka.
– Tobie było… – wydusił z siebie i w końcu zmusił się by się od niego odsunąć. – Idź już.
– Masz kogoś? O to chodzi? – zapytał chłopak oblizując usta.
– Nie mam. Ale to nie znaczy, że chcę być z tobą.  – dodał chłodno.
Ethan zagryzł wargę by ukryć uśmiech ulgi.
– Mogę zostać na noc? – zapytał po kilku chwilach – Nie chcę wracać do kawalerki. Jeszcze nie dzisiaj. – dodał.
Keith odsunął się od niego i przyjrzał jego twarzy.
– Możesz spać na kanapie. – powiedział po kilku minutach i odchrząknął, przełykając ciężej ślinę. Potem  przeszedł do garderoby znajdującej się nieopodal drzwi i wyjął z niej koc i poduszkę.
– Nie będę spał na kanapie… – rzucił Ethan, stylizując swój głos na ton, którego kiedyś często używał.
– To jedź do domu. – mruknął, mężczyzna rozkładając poduszkę i koc na kanapie.
Kiedy to robił, nagle poczuł ręce przesuwając się po jego bokach. Drgnął i wyprostował się szybko chcąc się odsunąć, jednak Ethan już przylgnął do jego pleców.
– Naprawdę za tobą tęskniłem… – westchnął, opierając się policzkiem o jego łopatkę i masując dłońmi po napiętym brzuchu.
Nie wiedząc jak powinien zareagować, Keith stał sztywno oddychając coraz ciężej. Starł się wmówić sobie, że wcale nie pragnie, by jego ręce dotykały go bardziej. Jednak już po chwili czując jego usta na swoim kręgosłupie zadrżał aż mocniej.
– Przestań… – wydusił z siebie sięgając do jego rąk.
Kiedy ich dotknął, Ethan splótł z nim palce i westchnął głośniej.
– Daj mi drugą szansę. – powtórzył cicho, przesuwając rękoma po jego ciele i stając przed nim.
Wpatrując się w jego oczy, objął go za kark i po chwili zdecydowanie pociągnął go do dołu, do mokrego pocałunku.
Keith początkowo opierał się napinając mięśnie i próbując się odsunąć. Jednak czując język chłopaka i jego usta, zdecydowane i gorące, objął go mocno ramionami i oddał pocałunek  z głośnym westchnieniem. Przyciskając go do swojego ciała, przesuwał silnymi dłońmi po szczupłych plecach chłopaka i jego pośladkach. Czuł też jak krew zaczyna w nim wrzeć i wypiął mocno biodra do bioder szatyna.
Ethan jęknął głośno, wczepiając się palcami w jego ramiona i ocierając się biodrami i jego krocze. Przygryzając jego wargi i język oddawał namiętny pocałunek. Czuł jak jego ciało zaczyna drżeć, jak zaczynał nadstawiać się do rąk mężczyzny, do jego ciała.
Wiedział to. Wiedział, że Keith nadal go pragnie, że nie zapomniał jak między nimi było. Że chciał by było tak nadal. I on też tęsknił do jego ust, do jego dużego ciała, którym bez problemu mógł go zdominować.
Rzeźbiarz czując na swoim udzie wzwód chłopaka, jęknął nisko, zsuwając dłoń na wnętrze jego nóg. Docisnął go do siebie, czując jak sam reaguje na jego bliskość.
Naprawdę jednak nadal czuł ogromny żal i był pewien, że ten tak szybko nie zniknie. Zresztą nie wierzył w  ani jedno słowo chłopaka, ani o jego przemianie, ani o prośbie, o drugą szansę. A on już dawno postanowił sobie, że nie da się więcej wciągnąć w żaden układ, żaden przygodny seks ani związek, który pozostawiłby po sobie tylko rany. A z Ethanem tak właśnie było.
Oderwał się od niego i oddychając ciężko, otarł usta przesuwając rozpalonym spojrzeniem po jego ciele.
Naprawdę go pragnął, pomyślał nadal czując na sobie ciepło jego rąk.
– Tylko na jedną noc. – rzucił chłodno nim zgarnął ze stołu papierosy i ruszył na górę.
Był cholernie skołowany. Nie raz, gdy jeszcze czekał, wyobrażał sobie powrót Ethana, to co mu powie, to co sam Ethan mógłby mu powiedzieć. Ale teraz? Już raz postanowił, że dla niego zrezygnuje ze swojego spokojnego, ułożonego życia, prawda? Ale Ethan ani tego nie docenił, ani nawet nie przyjął. Zabawił się nim i zostawił, gdy było mu niewygodnie. Tak to właśnie postrzegał Keith i pomimo tego, że pamiętał co czuł do Ethana, jak namiętny był ich związek, to czasami myślał o tym, że był jednak błędem. I że tylko on nazywał to związkiem, a powinien raczej określać mianem układu.
Musiał przemyśleć słowa chłopaka, zastanowić się czy warto w ogóle w nie wierzyć. Może już jutro wcale go nie zastanie na tej kanapie?
Ethan odetchnął drżąco i usiadł na kanapie.
Wiedział, że wszystko zepsuł swoim wyjazdem. Że każda jego wcześniejsza decyzja była powodem tego jaką sytuację zastał w  Denver po powrocie. Ale był Linwoodem, pomyślał  rozbierając się powoli. Na pewno wszystko naprawi.
Ethan sam czuł, że na Haiti, zajmowanie się sprawami innych dużo mu dało i nawet jeżeli to było naiwne, on teraz chciał zacząć wszystko od zera.
Przez cały czas nieobecności analizował zachowanie swoje, matki, Keitha. Nie mógł uwierzyć, że był tak zaślepiony pragnieniem akceptacji ze strony rodziców. Owszem wiedział, że to w zasadzie nic dziwnego, bo każdy chce czuć miłość rodzicielską, jednak zachowanie Catherine i ojca nie było w porządku. Ich wymagania, zasady i ambicje wtedy doprowadziły go do stanu, w jakim żył, rozpaczliwie pragnąc miłości. Kiedy spotkał na swojej drodze Anthonego, wydawało mu się, że on potrafiłby go pokochać tak czysto i mocno, i  chyba dlatego prze tyle miesięcy trwał w przekonaniu, że to mu właśnie się należy. Że należy mu się jego zainteresowanie i miłość. W końcu tak go wychowywano – w poczuciu, że jest najlepszy, że wszystko powinno mu być dane. Szybko jednak okazało się, że tak nie jest, co jeszcze bardziej go frustrowało i sprawiało, że chciał udowodnić sobie, że jest najlepszy. Sobie, innym…? Jakie to miało znaczenie? Był chujem i pewnie gdyby nie ten wypadek Anthonego zrobiłby coś jeszcze bardziej głupiego niż nagabywanie go czy rzucanie się na niego.
A Keith? Kolejny przypadek w jego życiu, który go zmienił. Ale on Ethan, kochał chyba przypadki. Wiedział, że będą razem, że Keith nadal go kocha i pragnie, ale przez swoją urażoną dumę będzie pewnie wolał go wyrzucić niż z nim się związać.
Rozebrawszy się, Ethan położył się na kanapie i  przymknął oczy z błąkającym mu się na ustach uśmiechem wspominał pocałunek sprzed chwili. Wierzył, że ponownie uda mu się związać z Keithem. To była tylko kwesta czasu, ale tym razem już zasługiwał na jego zainteresowanie i miłość.
Był przecież Linwoodem – upartym, pewnym siebie szczeniakiem, który zawsze dostawał to, czego chciał, pomyślał lekko, zastanawiając się czy nie powinien pójść do sypialni mężczyzny.

17 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 3 Ch.01

  1. Witam,
    wspaniały rozdział, już tyle miesięcy minęło, w końcu Ethan się zjawił, ciekawe jak teraz Keith będzie się zachowywał na drugi dzień…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Wreszcie powrót do ukochanych postaci TWA!
    Ethan… cóż mogę powiedzieć? Irytacja, to raczej nie słowo, które opisuje to co czułam jak wrócił.. choć brakowało mi jego, to jednak jest ta cząstka która mówi „Co za skurwiel”. Jestem ciekawa jak Keith się będzie dalej zachowywał. Jak go potraktuje na drugi dzień.
    Uwielbiam tą parę. Definitywnie.
    Pozdrawiam! ;)

    1. Myślę, a raczej mam nadzieję, że ‚na drugi dzień’ Ci się spodoba.
      Myślę też, że Ethan również dojdzie do tego, że postąpił bardzo nieładnie nie kontaktując się z Keithem. A jak jednak rzeźbiarz mu nie wybaczy, pretensje będzie mógł mieć tylko i wyłącznie do siebie. C:

      CCC:
      Również pozdrawiam.

  3. „W jej galerii bywało w wielu zamożnych ludzi (…)”- bez tego drugiego „w” chyba.
    „(…) powiedział, spoglądając jeszcze na Ericka, który zawsze w jego garaźu wydawał się byś wystraszony.”- „być’.
    „Rzeźbiarz zaciął się i odetchnął głośno, kiwając głowa z niedowierzaniem.”- „głową”.
    „W końcu przez cztery miesiące od czasu do czasu dzwonił do tej suki, lub podjeżdżał po jej dom, prosząc o rozmowę.”- „pod” nie „po”.
    „Ale nadal czując go, pod oczami stawały mu wspomnienia (…)”- a nie „przed”?
    „Starł się wmówić sobie (…)”- „Starał”.
    „Ethan jęknął głośno, wczepiając się palcami w jego ramiona i ocierając się biodrami i jego krocze.”- chybo „o jego krocze”.
    „(…) i chyba dlatego prze tyle miesięcy trwał w przekonaniu, że to mu właśnie się należy.”- „przez”.

    Ethan <333 Nareszcie. Czas najwyższy. Co za miła niespodzianka, że TWA pojawiło się wcześniej. Widzę, że Ethan sobie przemyślał kilka spraw no i zmienił się trochę (mam nadzieję, że na lepsze). Ale pięć miesięcy? Ja się nie dziwię reakcji Keitha. No bo ile można czekać i się zamartwiać? Bez żadnego znaku życia… Mimo wszystko mam nadzieję, że Keith się nie odkochał i wybaczy Ethanowi. Że będą razem. Na plus jest to, że pojechał na Haiti pomagać potrzebującym (o ile to prawda. Mam nadzieję, że tak), a nie do jakiegoś ośrodka wypoczynkowego.
    Te dzieciaczki były genialne XD

    Komentarz pisany z opóźnieniem, dlatego taki ubogi. Taki mały leń mnie złapał. No, ale nadrabiam.

    Jeszcze jedno… Nie wiem, czy w następnym odcinku bardziej chcę Ethana, za którym się na naksa stęskniłam, czy Anthony'ego na dole… W każdym razie, co byś nie dała z tych dwóch opcji, to będę zadowolona.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    1. Dziękuję! Poprawiłam. C:
      Cóż Ethan może i chciał dobrze, a niestety… Nawet jeżeli się zmienił, to bardzo bardzo zranił Keitha. Szczególnie tym, że wyjechał i później nicko – nie dał żadnego znaku życia.

      Każdego czasem łapie leń, w pełni to rozumiem.

      He he…. To znaczy, że niezależnie od tego co będzie, chociaż Ty będziesz zadowolona. c: Super. C:
      Do zobaczenia. C:

  4. ale nas zaskoczyłaś tym rozdziałem TWA! oczywiście pozytywnie! ^.^
    nie mogę uwierzyć, że Ethan wrócił do Denver i Keitha. spodziewałam się, że nastąpi to w połowie tej serii, a może i nawet pod koniec. niemniej jestem prze szczęśliwa, że stało się to właśnie w pierwszym odcinku i wymieniona dwójka będzie w całej serii. trzymam za nich kciuki i mam nadzieję, że mój Keith nie tak szybko wybaczy Ethanowi ten wyjazd i panicz się trochę na główkuje jak tutaj odzyskać miłość rzeźbiarza ^.^
    oby w drugim rozdziale Ethan jednak poszedł do tej sypialni Keitha, nawet, jeśli mieliby się tylko ostro posprzeczać. ja kocham tak samo ich gorący seks i gorące kłótnie :P

    1. Cieszę się. C:
      Nieee, już i tak długo go nie było. Pewnie gdyby nie było go dłużej Keith by na sto procent te drzwi jednak zatrzasnął. C:
      Widzę, też jesteś za tym, by teraz to Ethan trochę się wysilił. Dobrze! C:
      Ha ha ha~~ No właśnie zamknęłam piątkowy rozdział i HMMMM~~~*muzyka grozy w tle* xDDD

      Pozdrawiam~~ C:

  5. ,,Naprawdę lubił dzieci i strasznie żałował, że gdy Jane jeszcze żyła, nie postarali się by je mieć. Ale kredyt, jego niepewny zawód i jej marna płaca w publicznej placówce raczej nie obiecywały szerokich perspektyw, a teraz?” ~ ,,…i jej marna praca…”
    ,,Kiedy był już czysty, skierował się do kuchni po drodze zahaczając o salon i włączając z nim telewizor.” ~ chyba powinno byc ,,w nim”
    ,,Przez całe trzy miesiące, gdy byli razem, Keith był jego seks zabawką, nawet wtedym gdy chłopak czuł, bo musiał czuć, że łączy ich już nie tylko seks. I wtedy, gdy wyznał mu swoje uczucie, by go zatrzymać, by sprawić, by chociaż przez sekundę spojrzał na niego, a nie na jego kutasa.” ~ ,,wtedy”, i lepiej by bylo gdyby bylo ,,by go zatrzymac, sprawic, by chociaz przez sekunde….”
    ,,- Nie byłem jaki? Co ty w ogóle o mnie wiesz, oprócz tego jak wygląda mój penis? – dodał z żelem w głosie –” ~ ,,z żalem” :p
    ,,Wiem, że byłem egoista i dupkiem, i zachowywałem się podle, ale… Nie jestem już taki. – dodał patrząc na niego z pewnością siebie.” ~ ,,egoistą”
    ,,Naprawdę jednak czuł nadal ogromny żal i był pewien, że tak szybko nie zniknie. ” ~ lepiej brzmi bez tego ,,nadal”.
    Jestem taki szczesliwy, ze Ethan wrocil, ale jednoczesnie wkurzony, bo rzeczywiscie bardzo zle sie zachowal zostawiajac Keitha na 5 miesiecy.. Mysle, ze chlopak jednak sie zmienil i jego pobyt na Haiti( mam nadzieje, ze nie klamal) zmienil go na lepsze chociaz o jakies 15 %. Lepiej niech nie idzie do tej sypialni, bo rzezbiaz go jeszcze wywali, ale..sam pomyslal, ze chce wejsc miedzy jego jedrne poloweczki :D Zbok.
    Eryk i ten starszy chlopiec sa slodcy <3 Najfajnieszy byl tekst z tym, ze mlodszy sie boi bialowlosego :p
    Nir sadzilem, ze tak szybko dodasz rozdzial TWA, ale to dobrze i z niecierpliwoscia czekam na Dannyego i Aarona ^^
    Pozdrawiam

    Damiann

    1. ,Naprawdę lubił dzieci i strasznie żałował, że gdy Jane jeszcze żyła, nie postarali się by je mieć. Ale kredyt, jego niepewny zawód i jej marna płaca w publicznej placówce raczej nie obiecywały szerokich perspektyw, a teraz?” ~ płaca, czyli wynagrodzenie.
      Tak, Keith też jest zły i rozczarowany, na pewno niełatwo mu będzie wybaczyć. :C
      Na pisanie JKM muszę chyba mieć jakieś specjalne fazy, a ostatnio tego nie było… Ale skończę. Na pewno.

      Pozdrawiam.

  6. ohh, ale szok, myślałam, że JKM, a tu Till…
    Ethan <3 no nareszcie wrócił! i to z Haiti…kto by pomyślał?
    choć w tej sytuacji jestem po stronie Keitha i mam nadzieję, że tak szybko się nie zejdą (mimo wszystko) xD
    czekam na więcej ;)

    p.s. kiedy możemy się spodziewać drugiej części o królewiczu?

    1. Cóż.. tak wyszło. Miałam większe parcie na TWA… Wybacz.
      No wątpię by Keith tak łatwo wybaczył Ethanowi…

      Co do JKM… Cóż, jest to dosyć specyficzne opowiadanie, ale mam nadzieję, że ponownie złapię na nie ‚fazę’ i już niebawem ukaże się na blogu. Proszę o trochę cierpliwości. C:

      Pozdrawiam <3

  7. + Do tej pory jestem w szoku, że Ethan wylądował w Haiti i tam pomagał biednym ludziom. Widać, że popracował nad swoim charakterem i jest lepszą, dojrzalszą osobą. Choć nie ukrywam, że czasami będzie mi brakować tego starego Ethana, który uważał, że wszystko mu się należy, był prawdziwym paniczem i wulkanem emocji ^^ Ale… jestem z niego taka duuuumna, że brak słów! <3

  8. O Booooże, Ethan wrócił! *_*
    Tak długo czekałam na ten rozdział i w końcu się doczekałam. Ethan jest taki odmieniony… i przede wszystkim już niewpatrzony w tego nudnego architekta jak ślepa kura w ziarnko. Ach, jak dobrze, że przejrzał na oczy i docenił Keitha. Ale też podoba mi się stosunek rzeźbiarza do Ethana, bo jego pretensje i żal są jak najbardziej zrozumiałe. No i fajnie, że Keith nie rzucił mu się od razu w ramiona, szybki numerek i jest zgoda, wielka miłość i happy end. Niech teraz dla odmiany to Ethan zabiega o Keitha. Niech pokaże jak mu na nim zależy i jak go kocha. Na pewno będzie się to miło czytało :D
    No nie mogę uwierzyć, że Ethan jest już w Denver i znów będę mogła czytać o nim i Kethcie. AJĆ, UWIELBIAM ICH!

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    1. No kiedyś musiał się wrócić i odkochać… Tak, ja też mam ochotę to zobaczyć. Ciekawe czy Keith mu szybko wybaczy, bo nie ukrywajmy, Ethan nie postąpił uczciwie wobec niego. Niezależnie od tego czym się motywował…
      Tak, tak… Myślę, że będzie ciekawie. Tez trochę tęskniłam za tym łobuzem.
      Ha! No zobaczymy jeszcze czy zmienił się aż tak, by nie zachowywać się jak pan i władca~~ Może tylko trochę złagodniał? xDD

      Dziękuję! Do zobaczenia!

  9. Nawet nie wiesz jak bardzo poprawiłaś mi humor *u*
    Spodziewałam się JKM, a tu TWA *o* No niby czekałam na drugi rozdział Królewskiej Mości, ale jednak nic nie zastąpi Ethana i Keitha! :3 W szczególności Ethana, jednak cierpliwość się opłaca ^.^
    Mam nadzieję… Nie, nie; jestem PEWNA, że chłopakom się wszystko ułoży, tak, jak powinno ^^ Zawsze w to wierzyłam, ale teraz kiedy Ethan się zmienił, a w każdym razie tak twierdzi, tym bardziej wydaje mi się to możliwe.
    Bo chyba nie jesteś tak okrutną autorką, by się rozstali, prawda…? o.o

    Wielkie dzięki za taki piękny rozdział :>
    Pozdrawiam i życzę ogromnej ilości weny na kolejne :3

    1. Jakoś nie mogłam się zmusić do napisania JKM, chociaż rozdział poniekąd jest już do połowy napisany…
      No pewnie, że się opłacało. I o ile jest ciekawiej, że wrócił po takim czasie, a nie zaraz po miesiącu. C:
      Nie wiem czy jestem okrutna, czy nie… ale… hehe… ostatnio usiadłam do rysowania Ethana no i… Skończyło się na tym, że rzuciłam wściekłe: „Jak Ethan Indze, tak Inga Ethanowi!”… więc na miejscu chłopaka bym się zastanowiła nad swoim losem… I zachowaniem. :I

      Ojej, nie ma za co.
      Dziękuję! Do przeczytania! C:

  10. Jaaaaaaaaaaaaaaaaa!
    Dziękuję.

    Ethan ..hmm aż moja wyobraźnia szaleje. Jestem ciekawa jak długo wytrwa ^^
    Rozbudziłaś moje łaknienie na to opowiadanie.

    Dzięki

    Pozdrawiam.

    Szanti

Dodaj komentarz