Till We Are – Randka

Po wejściu do pokoju lekarzy, Danny od razu podszedł do swojego biurka i odłożył na nie podkładkę z kartami pacjentów, których odwiedził jeszcze przed zejściem z bloku. Z lekkim uśmiechem na ustach odpiął je i odłożył na bok, by przy wyjściu nie zapomnieć oddać ich Janette siedzącej przy recepcji.
Kiedy w końcu objął wzrokiem swoje biurko, na którym od kilku już miesięcy panował wręcz idealny porządek, poklepał się po kieszonce, w której znajdowały się długopisy, a upewniając się, że wszystko ma na swoim miejscu zgarnął karty i ruszył ku drzwiom.
– O, Danny… jeszcze tutaj? – zaśmiał się George, na którego wpadł w drzwiach.
Dan zrobił minę i pokręcił głową.
– Już spadam – rzucił i przepuścił kolegę w drzwiach.
Mężczyzna skinął głową i poklepał go po ramieniu.
– No ja myślę, to było by dziwne, gdybyś został po godzinach – powiedział spokojnym wyważonym tonem, choć Danny wiedział, że lekarz nieco się z niego naśmiewa. A prawda był taka, że pomimo całego zapału do pracy i uciechy z każdej operacji, Dan jak ognia wystrzegał się nadgodzin i zawsze po zakończeniu swojej zmiany zmywał się szybko do domu, byleby ktoś go nie zaczepił i nie poprosił o jakieś zastępstwo, konsultację czy coś w tym stylu.
– A co, potrzebujesz czegoś? – zapytał szatyn i zerknął na niego niemal błagalnie. Widząc jego minę George roześmiał się głośno i pokręcił głową. W końcu oparł się tyłem o biurko i spojrzał na niego przenikliwie.
– Nie… po prostu zastanawiam się gdzie się podział ten nasz nadgorliwy, poświęcony tylko i wyłącznie Danny Spencer, który swego czasu dnie i noce spędzał na oddziale – powiedział i założył ręce na torsie.
Dan uśmiechnął się krzywo i przygryzł wargę, nie chcąc wyszczerzyć się szeroko, a czuł, że jego usta same do tego dążą.
– No wiesz… wiesz… Mam wiele innych spraw na głowie – powiedział wzruszając ramionami i podrapał się po gładkim policzku.
– Chyba raczej jedną sprawę – uściślił George i spojrzał na niego porozumiewawczo.
Danny speszył się lekko, ale zaraz wyszczerzył szeroko. Jasne, że bardzo szybko dotarły do niego nowiny na swój własny temat, ale nagle zupełnie mu to nie przeszkadzało. Cholera. Jak ktokolwiek mógłby się nie domyślić, skoro jego kochanek potrafił przychodzić do niego na nocki do pracy? Może nie było to zupełnie fair, ale sprawiało, że Danny był najszczęśliwszy na świecie.
Przewrócił tylko oczyma w geście rozbawienia i odetchnął głośno.
– No… tak. To idę – rzucił lecz George zatrzymał go szybko donośnym chrząknięciem.
– Steve chce cię widzieć – powiedział, a Dan spojrzał na niego pytająco, od razu wracając myślami właśnie do tych dyżurów, które spędzał ze swoim facetem.
Przełknął ciężej ślinę i przystąpił do kolegi.
– A nie wiesz po co? – zapytał podejrzliwie lecz ten tylko wzruszył ramionami i spojrzał na niego znacząco.
– Nie mam pojęcia – prychnął i zaraz przeszedł do krzesła by usiąść za biurkiem.
– Wiesz coś… – podłapał Danny i przygryzł wargę. – Chodzi o te dyżury? – zapytał szybko, a George tylko machnął ręką.
– Jakie dyżury – dopytał prowokująco wywołując tym u drugiego lekarza niemal rozpaczliwe westchnienie.
– Ale z ciebie żartowniś się zrobił… – bąknął tamten i odetchnął głośno. – Ale iść mam naprawdę czy sobie też żartowałeś?
George podniósł na niego uprzejme spojrzenie i posłał mu wyjątkowo sztuczny uśmiech.
– Naprawdę – skinął głową, a Danny odwrócił się na pięcie. – Może ktoś w końcu ukróci te nocne schadzki – rzucił za nim George, a on tylko roześmiał się głośno i machnął ręką ponownie.
Kiedy wyszedł na korytarz od razu ruszył w przeciwnym kierunku niż znajdowały się szatnie pracowników. Mijając pielęgniarki pozdrawiał je radosnym uśmiechem, i dopiero gdy znalazł się przed drzwiami ordynatora zdał sobie sprawę z dziwnego ucisku w żołądku.
Gdyby naprawdę rzecz dotyczyła jego kochanka byłby naprawdę zażenowany. Ale to przecież nie było tak, że zaniedbywał swoje obowiązki pod czas tych nocy. Przecież był stale do dyspozycji pacjentów, pielęgniarek, stale był czujny, tylko gdy już miał chwilę wolnego miał też do kogo się przytulić, z kim pomówić czy po prostu pobyć, nawet w ciszy.
Po głębokim wdechu, w końcu zapukał w szklane, matowe drzwi i sięgnął za klamkę.
– Steve…? George mówił, że chciałeś mnie widzieć – zaczął i uśmiechnął się do siedzącego za biurkiem mężczyzny.
Ordynator uniósł na niego spojrzenie znad okularów i uśmiechnął się w typowy dla siebie, skromny sposób.
– Danny – rzucił i uniósł się lekko. – Pewnie, siadaj. Dzięki że przyszedłeś – dodał nosowym tonem, który zupełnie nie pasował do jego szczupłej sylwetki.
Młodszy lekarz zamknął za sobą drzwi i podszedł do biurka, a gdy zajął miejsce we wskazanym fotelu, uśmiechnął się nerwowo.
– Czy coś się stało? – zapytał i nagle przypomniał sobie jak przed kilkoma dniami wyrzucił z sali operacyjnej siostrzeńca mężczyzny. Już chyba po raz piąty w przeciągu ostatnich kilku miesięcy bo chłopak uparcie dążył do tego, by zdobyć u nich staż.
W duchu przeklął siebie za to, że wspomina to w takim momencie. Kiedy jego wzrok padł na poważne, ciemne oczy starszego mężczyzny, skrzywił się lekko, starając się uśmiechnąć.
– Właściwie to tak – powiedział Steve, a on potarł się po policzku i zastygł w napięciu. – Wiesz, że Jim wyjeżdża do Europy za kilka tygodni, prawda? – dopytał, a Dan skinął głową.
– No tak, ostatnio nawet myślimy o jakiejś imprezie pożegnalnej. Dziewczyny na oddziale już coś planują. Z tego co wiem – dodał, a mężczyzna machnął zbywczo ręką.
– Aj tam… to nie o to chodzi w tej chwili – dodał, a Danny skinął głową i spojrzał na niego wyczekująco. – Pewnie domyślasz się już, co? – zapytał Steve, a on tylko przygryzł wargę czując mrowienie w podbrzuszu.
Widząc jego minę ordynator roześmiał się w głos i pokręcił głową.
– No to jak, zgadzasz się? – zapytał bez pardonu, a Dan miał wrażenie, że żadne słowo nie przeszłoby mu przez gardło. – Wiesz. To wiele nowych obowiązków, ale nie ma nikogo sumienniejszego od ciebie i uważam, że w pełni zasłużyłeś na ten awans, mmm? – dodał.
Danny zakręcił się na miejscu i odetchnął głębiej.
– A-ale… ja? – sapnął i oblizał wargi. Zaraz też roześmiał się jakby z ulgą i pokręcił głową. – A… chłopaki? Nie wiem… George… czy Olivia? – wydusił bez składu, a Steve sapnął tylko i uniósł się z miejsca.
– Daj spokój, Dan. Zasłużyłeś. Myślisz, że dlaczego to ciebie pytam? – dodał, a Danny szybko uniósł się z miejsca. – Olivia to smarkula, George by mi odmówił, bo on to tylko za rodziną, a ty… cóż. Jesteś świetnym chirurgiem i wiele, wiele razy choć tego ci nie mówiłem, imponowałeś mi swoją odwagą. Kto byłby lepszy? – dodał, niemal nie przyprawiając Danowi wielkich rumieńców na policzkach. – Więc zastanów się kilka dni, a później, jak się zgodzisz, Jim wprowadzi cię w szczegóły, co? – rzucił, a Danny walcząc z uśmiechem w końcu pokiwał głową.
– Pe-pewnie… – wydusił i szybko uścisnął wyciągniętą w swoim kierunku dłoń. – To ja pójdę i pomyślę – sapnął jeszcze wzbudzając w Stevie kolejną salwę śmiechu.
– No pomyśl, pomyśl – zgodził się ordynator, a Dan zaraz się pożegnał i ruszył ku drzwiom.
Był naprawdę zaskoczony, choć doskonale wiedział, że ktoś z ich ekipy zajmie miejsce Jima. Ale on? Naprawdę, on?
Uśmiechając się głupawo ruszył w kierunku szatni, a gdy do niej doszedł zaczął się przebierać drżącymi rękoma.
Kiedy był w połowie z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. Oznajmujący przyjście smsa. Po jego odczytaniu, lekarz przyspieszył nieco ruchy i po kilku minutach wypadł z szatni. Później szybkim krokiem ruszył ku windom by zjechać na podziemny parking, gdzie miał już czekać na niego kochanek.
Faktycznie kiedy wyszedł z windy od razu dostrzegł znajome auto i opierającego się o nie, wysokiego mężczyznę.
– Hej! – krzyknął ze śmiechem. – Tu nie wolno palić! – dodał i zaraz niemal biegiem ruszył w jego stronę. Ten szybko odrzucił papierosa na ziemię i zadeptał go butem.
– Nie palę przecież – rzucił niby zirytowany, choć Danny wiedział, że tylko tak się z nim droczy i tak naprawdę czeka aż w końcu lekarz wpadnie w jego ramiona.
Dan jednak zatrzymał się krok przed nim i spojrzał na niego nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
– Nie uwierzysz – zawołał i szybko zacisnął dłonie na jego ramionach. – Jake! Nie uwierzysz co się stało! – powtórzył, a widząc jego rozemocjonowane spojrzenie Latynos podrapał się po włosach.
– No, pewnie nie – zamruczał i szybko skradł mu buziaka. – Co takiego? Przeszczepiłeś komuś głowę? – podsunął, a Dan uniósł wysoko brew nic nie rozumiejąc. – Bo masz minę jakbyś dokonał jakiegoś przełomu w medycynie.
Dan szturchnął Jake’a pod żebra i zaraz uwiesił mu się na szyi.
– Nie – westchnął i pocałował go mocno. – To zrobię jutro – szepnął w jego wargi i zaraz odsunął się od niego i zaśmiał głośno.
Podekscytowany wygładził bokserkę na torsie Latynosa i zagryzł wargi w uśmiechu.
– Jake… – zaczął i aż zakręcił się w miejscu zupełnie nie mogąc się uspokoić.
– Ej… Dan… – Jake złapał go za rękę i przyciągnął ku sobie. – Bo zaczynam się niepokoić – dodał, a lekarz zaśmiał się zakrywając usta dłonią.
W końcu spojrzał nieco spokojniej w oczy barmana i wzruszył ramionami, starając się wyglądać nonszalancko.
– Wiesz… Dzisiaj wezwał mnie Steve. Ordynator. Noooo iiii… – przeciągał dusząc w sobie śmiech.
– No powiedz w końcu. Wywalił cię za tego chłopaczka? Tego swojego siostrzeńca? – podsunął Latynos, a Danny tylko złapał go za policzek jak dobrotliwa ciocia i ścisnął go mocno.
– Nie. Nie. Nie! – zawołał i zaraz ujął go za ręce i splótł z nim palce. – Zaproponował mi… stanowisko swojego zastępcy. Zastępcy ordynatora. ORDYNATORA, rozumiesz? – powiedział dosadnym tonem, a Jake zmarszczył mocno brwi. Widząc jego wyraz twarzy lekarz zaśmiał się i dosunął do jego ciała. – Rozumiesz z kim sypiasz? Z Dannym Spencerem, być może już niedługo zastępcą ordynatora oddziału chirurgii ortopedyczno-urazowej szpita… – zaczął lecz Jake szybko uciszył go mocnym pocałunkiem.
Lekarz jęknął cicho w jego wargi, ale objął mężczyznę za szyję i wspinając się na palce oddawał mocny pocałunek z nie mniejszym zaangażowaniem.
Oderwali się od siebie dopiero, gdy doszedł do ich uszu klakson przejeżdżającego obok auta.
– Cholera – zachichotał Dan kiedy zeszli na bok i stanęli bliżej samochodu.
– I zgodziłeś się? – dopytał Latynos ujmując jego twarz w dłonie i masując kciukami jego policzki.
– No… powiedziałem, że się zastanowię – westchnął mężczyzna, a Jake posłał mu surowe spojrzenie.
– Chyba żartujesz! – zawołał od razu. – To dla ciebie ogromna szansa – powiedział i złożył na jego wargach kilka mocnych pocałunków. – Dan… Danny… Przecież… – zaczął wpatrując się w niego rozpalonym wzrokiem.
Lekarz przygryzł mocno wargi i złapał za nadgarstki mężczyzny.
– Szansa, ale też o wiele, wiele więcej papierów… – dodał i skrzywił się lekko na samo wyobrażenie tych wszystkich formalności.
– Ale i ile będzie od ciebie zależało! Przecież to uwielbiasz. No i będziesz mógł sobie przypisywać ciekawsze zabiegi, prawda? – zaśmiał się Jake, a Danny pokręcił głową.
– No tak… ale, cholera. Mam tyle różnych propozycji, tyle planów. Zawsze… no wiesz, starałem się angażować, ale czasami… a teraz – dodał widocznie nie mogąc dobrać słów i tylko patrząc na kochanka tymi lśniącymi, wielkimi oczyma.
– No właśnie! Właśnie Danny. Musisz się zgodzić – powiedział twardo barman i przyciągnął go do swoich ust.
Lekarz zaparł się rękoma i zaraz oderwał od niego.
– A jak sobie nie poraaaaaaa…!? – zaczął lecz swoją myśl zakończył głośnym jękiem, gdy Latynos ugryzł go mocno w odsłoniętą szyję. – Jake! – sapnął, a kiedy odsunął się by spojrzeć mu w oczy, napiął nieco uda dostrzegając jakim spojrzeniem mierzy go kochanek.
Odetchnął tylko drżąco i wspiął się na palce by pocałować go lekko.
– Jedziemy do domu? – zapytał ciszej i założył mu włosy za ucho.
Mężczyzna skinął głową i zaraz sięgnął do klamki. Kiedy uchylił drzwi, Dan wsunął się do środka i szybko zapiął pas.
Dokładnie tego się spodziewał po Jake’u. Wiedział, że kochanek będzie, podobnie jak on, po prostu szczęśliwy po usłyszeniu tej wiadomości. Że ucieszy się, że Dan został doceniony, że jego ciężka praca i zaangażowanie jakie w nią wkładał w końcu zostały uhonorowane.
Uśmiechając się do siebie, Danny czekał aż mężczyzna zajmie miejsce kierowcy. Całe jego ciało drżało na samą myśl jak będą świętować ten dzień. A jeżeli się zgodzi i jeżeli wszystko się uda, to jak wobec tego uczą ten nadchodzący?
Kiedy Jake był już obok, Lekarz spojrzał na niego nieco rozbieganym spojrzeniem i szybko sięgnął do jego uda.
– Uwierzysz? Z tylu świetnych specjalistów chce mnie – powiedział nieco spokojniej, jakby to dopiero do niego dochodziło.
Latynos zaśmiał się objął go ramieniem, by przyciągnąć do siebie i ucałować w czubek głowy.
– Uwierzę – potwierdził i zaśmiał się chrapliwie. – I jakoś wcale, a wcale mnie to nie dziwi, panie doktorze – szepnął i pogłaskał go czule. – A jak się nie zgodzisz to zrywam z tobą, bo nie będę z jakimś tam zwykłym Dannym, skoro mógłbym być z Dannym Spencerem, być może już niedługo zastępcą ordynatora na oddziale chiru… – zaczął, a lekarz ze śmiechem sięgnął do jego ust i przygryzł je zębami.
– Daj już spokój. Jedziemy to uczcić – powiedział i spojrzał na niego ciepło.
– Ale zgodzisz się?
Udając, że się zastanawia, Dan nadął lekko policzki i przewrócił oczyma.
– No zgodzę – westchnął w końcu i uśmiechnął się szeroko – W końcu nie chcę żebyś mnie zostawił – dodał, a Latynos roześmiał się tubalnie i w końcu odpalił silnik.
– No to chodź. Stawiam kino i kolację – powiedział i zerkając w lusterko wyjechał z miejsca.

Przez całą drogę, Danny na zmianę ekscytował się wizją awansu jak i poddawał wątpliwościom ten cały pomysł. Jednak robił to chyba bardziej po to by móc słuchać zapewnień swojego partnera, że na pewno, ale to na pewno sobie poradzi. Że przecież zapracował sobie na to, że ze swoim zdolnościami nie będzie miał problemów z odnalezieniem się w nowej roli.
Mężczyzna uwielbiał, gdy Jake go tak podziwiał i chwalił, gdy mówił mu tyle komplementów. Wtedy nawet gdy nieco w siebie wątpił natychmiast odzyskiwał całą wiarę w siebie i sam nakręcał się bardzo pozytywnie na nadchodzące zmiany.
Kiedy zatrzymali się pod multipleksem, Jake odetchnął i spojrzał miękko na lekarza, który powoli rozpinał pas i jak zawsze, bardzo przezornie upewniał się, że ma przy sobie dokumenty, klucze i telefon.
Uwielbiał tą jego skrupulatność i miny, które robił przy tych zwykłych czynnościach.
– I myślisz, że grają coś dobrego? – zapytał Dan, a on wzruszył ramionami i wyjął kluczyk ze stacyjki.
– Najwyżej obejrzymy jakąś denną komedię romantyczną. Obiecałem ci kino, nie? – dodał i poklepał go po udzie.
Danny zaśmiał się pod nosem i zaraz sięgnął do klamki.
– Pewnie, ale wolałbym jakieś mocniejsze kino – rzucił wysiadając. – A co z tą kolacją? – dopytał i uśmiechnął się do kochanka, który po wyjściu z auta, zamknął je pilotem i zerknął na niego ciepłym spojrzeniem. – Umieram z głodu.
– To chodź. Możemy najpierw zajść do knajpy, albo… kupimy popcorn i się nim zajmiesz jakiś czas, a później zajedziemy na kolację do tej tajskiej knajpy niedaleko Asylumu? – zapytał, a Dan szybko znalazł się przy nim i skrzywił się mocno.
– Nie, blee… Naprawdę ci smakowało? – zapytał wesołym tonem, gdy szli przez parking w kierunku wejścia do budynku.
Latynos skinął głową, a Danny skrzywił się mocno.
– Fuj!
– No dobra, to gdzie chcesz iść na jeść? – zapytał w końcu Jake, a on zastanowił się dłuższą chwilę.
– Hmm… może… na coś włoskiego? – zaproponował i zerknął na niego porozumiewawczo.
Mężczyzna uniósł wysoko brew i uśmiechnął się krzywo.
– A co takiego byś chciał? Włoskiego? – zaznaczył, a lekarz przygryzł wargę i spojrzał na niego znacząco.
– Dobrze wiesz – wzruszył ramionami. Kiedy kochanek posłał mu mocniejsze spojrzenie, zarumienił się lekko i szybko ruszył przodem.
Kiedy dotarli już do wnętrza multipleksu, szybko odnaleźli rozkładówkę z repertuarem na dzisiejszy dzień. Kilka chwil zabawili pod nią decydując na co w końcu pójdą. Ostatecznie i tak wybrali film, który miał zaczynać się najszybciej. A Danny z zadowoloną miną wyprawił swojego mężczyznę do kasy po bilety.
Siedząc na niewielkiej kanapie przed wejściem na sale, obserwował go nienachalnym spojrzeniem.
Strasznie uwielbiał na niego patrzeć, na to w jaki sposób mężczyzna się porusza i niekiedy jakie wzbudza zainteresowanie. Szczególnie dziewcząt, widocznie oczarowanych jego latynoskimi rysami.
W końcu Jake odszedł od kasy i już z daleka pomachał kochankowi dwoma biletami i z zadowoloną miną ruszył w jego kierunku. Widząc to, Danny tylko przewrócił oczyma i wzruszył ramionami, jakby chcąc mu powiedzieć, że zupełnie nie powinien mieć tak dumnego wyrazu twarzy.
– Też mi coś – prychnął i odebrał od niego jeden z biletów po czym przejrzał dołączone do niego ulotki. – Nie popisałeś się mój drogi – dodał i zerknął na niego sceptycznie.
Barman, który zajął miejsce obok spojrzał na niego krótko i zaraz rozsiadł się luźniej na kanapie.
– No… to mamy piętnaście minut – rzucił mimochodem. – Zabawiaj mnie – westchnął, a siedzący bokiem do oparcia Dan zaśmiał się w głos.
– Pewnie. Ale to czyj w końcu sukces świętujemy, co? – rzucił nadal bardziej skupiając uwagę na ulotkach niż na partnerze. – O, patrz, Jake – rzucił szybko i podsunął mu pod nos jedną z kartek. – Na to bym poszedł. Pójdziemy? Chcesz? – dopytywał, a mężczyzna odebrał od niego kartkę i zmarszczył brwi czytając chwytliwe slogany.
– Nie cofa się ten, kto związał się z gwiazdami – przeczytał i posłał mu kolejne sceptyczne spojrzenie. – Brzmi jak jakiś tani romans gwiazdek Hollywoodu – westchnął, a lekarz westchnął ciężko.
– Jesteś beznadziejny – rzucił tylko i odebrał mu kartkę. – Przecież piszą, że to sci-fi… O… i widzę, że sami ładni aktorzy – dodał i mrugnął do niego zaczepnie.
– Jasne i teraz mam się zgodzić? Pójść z tobą na jakiś denny film i jeszcze patrzeć jak się ślinisz do ekranu? – droczył się z nim kochanek. – W ogóle co to za tytuł? – zapytał i sięgnął ponownie po bilet mężczyzny lecz on cofnął rękę za siebie.
– Masz rację. Sam pójdę – rzucił lekarz, a Latynos zaśmiał się pod nosem.
– Pewnie… pewnie, Dan – westchnął. – Ale wiesz, że jakby ci sta… – zaczął lecz zaraz uniósł się z miejsca widząc, że przed wejściem na salę stanął już pracownik kina. – Chodź już. Póki co zobaczymy co z tym ‚Kokonem’ – powiedział, a Danny szybko wstał i ruszył za nim.
– Coś czuję, że to był błąd… Kokon? Co to w ogóle za tytuł? – zapytał, a Jake pokręcił głową.
– Sam wybrałeś.
– Och. Mając do wyboru Sekrety Wiśniowego Lasu, Płonące serce i Kokon, jasne, że każdy wybrałby kokon. – burknął Dan i podał niewysokiej dziewczynie bilet do sprawdzenia.
Obejrzał się za kochankiem, a ten po wymienieniu uprzejmości z pracownicą szybko do niego dołączył.
– A ja tam bym poszedł na Płonące Serce. Pisali, że to jakiś kryminał, więc byłoby ciekawie – rzucił i obejrzał się w korytarzu. – Ocho, czyżbyśmy byli sami? – rzucił z lekkim uśmieszkiem, w głowie już widząc co mogliby zrobić, gdyby faktycznie tak było.
Widząc jego minę, Danny szybko poklepał go po ramieniu.
– Nawet o tym nie myśl – sapnął, gdy wchodzili już na salę. – Po ostatnim już nigdy, nigdy więcej nie będziemy się kochać nigdzie indziej niż w łóżku – powiedział nieco ściszonym tonem i szybko ruszył schodkami w kierunku rzędu, w którym mieli miejsca.
– Tak. Pewnie – zaśmiał się Jake idąc za nim i wpatrując się w jego pośladki. – To ta dziewczyna była jakaś głupia. Kto jej kazał włazić do męskiego kibla? – dodał, a Dan machnął tylko ręką.
– Jesteś niereformowalny – rzucił i w końcu uśmiechnął się widząc numerek pod jednym z foteli i usiadł na nim zadowolony.
– Jestem najgorszy – zapewnił barman i usiadł obok. Rozejrzał się po sali i wyszczerzył jak głupi zaraz pochylając do ucha kochanka. – Wiesz, to dobre miejsce na numerek – szepnął, a lekarz odsunął go szybko od siebie i przewrócił oczyma.
– Pewnie, ale sam bym się nieźle wkurzył na miejscu tej parki – dodał wskazując dwóję ludzi, którzy zajęli miejsca kilka rzędów przed nimi, – gdybym musiał słuchać twoich jęków. – dokończył i uśmiechnął się krzywo. – W ogóle, gdzie jest mój popcorn? Obiecałeś, Jake – dodał i spojrzał na niego oskarżycielsko.
– Lubisz jak jęczę… ech… Ja o niebie, ty o chlebie – sapnął Latynos i uniósł się z miejsca w momencie, w którym gasły już światła.
Dan uśmiechnął się przymilnie i skinął głową.
– Ktoś tu musi myśleć głową – rzucił i przeniósł wzrok na ekran, na którym wyświetlano już reklamy. – I kup mi sok. – dodał, a Jake zaśmiał się nisko i zaraz ruszył w kierunku schodków.
Nie rozumiał o co Danemu chodzi, przecież i tak nikt by nie zobaczył! No może, nie mogliby pójść na całość, ale chociaż się poodtykać, przeszło mu przez myśl lecz kiedy zszedł już ze schodów i niemal zderzył się z grupką rozemocjonowanych nastolatków, uśmiech zastygł mu na ustach.
Teraz już na pewno Danny się nie zgodzi, pomyślał z żalem i wsunął dłonie w kieszenie, robiąc do siebie smutną minę.
Posmutniał jeszcze mocniej, kiedy dostrzegł kolejkę do kasy i powłócząc nogami ruszył w jej kierunku.
Kiedy odstał już swoje i zaopatrzył się w niewielki kubełek popcornu, colę dla siebie i sok jabłkowy dla Dana, ruszył w drogę powrotną, rozmyślając o tym jak wielkie ma Dan szczęście mając właśnie jego. Jake’a.
Gdy w końcu wrócił na salę z ulgą dostrzegł, że nikt nie zajął miejsc za nimi, a większość ludzi, którzy doszli jeszcze na film usiadła w znacznej odległości przed ich rzędem. To od razu poprawiło mu humor i kiedy dotarł już do kochanka i usiadł w fotelu obok, szybko pocałował go w policzek.
Dan tylko burknął coś, by mu nie przeszkadzał oglądać i szybko odebrał od niego popcorn i sok, po czym przeniósł wzrok na ekran, na którym właśnie rozpoczynał się seans.
Przez kilka chwil Jake wpatrywał się w kochanka, aż w końcu sam usiadł wygodnej i zaraz wyciągnął rękę by objąć nią Danny’ego.
– Nmm… no przysuń się – rzucił szeptem i podniósł dzielący ich podłokietnik, a lekarz spojrzał na niego krótko.
Przez chwilę Jake bał się, że mężczyzna nadal będzie się z nim droczyć lecz ten w końcu przysunął się bliżej i znajdując wygodną pozycję oparł się o jego ramię.
– Ale daj mi oglądać – burknął, kiedy poczuł, jak kochanek zaczyna pieścić palcami jego ucho.
Kiedy usłyszał głośne, przepełnione cierpieniem westchnienie Jake’a szybko wychylił się do jego policzka i ucałował go czule.
– I nie dąsaj się – szepnął po czym uśmiechnął się do niego ciepło i wrócił do poprzedniej pozycji.
– Nie dąsam, tylko… wiesz… Masz cholerne szczęście, że cię kocham – zaznaczył, a Dan skinął głową nie odrywając wzroku od ekranu.
Choć starał się nie szczerzyć do siebie jak głupi, szybko na jego wargi wpłynął ten szeroki uśmiech. Odsunął się na chwilę od gorącego ciała kochanka i odstawił butelkę i pudełko z popcornem na sąsiedni fotel. Szybko też wrócił do Jake’a i objął go drugą ręką, by wtulić się mocniej w jego bok.
– Wiem i ja… – zaczął lecz nagle sale wypełnił głośny, rozdzierający krzyk bohaterki filmu. – Cholera… nienawidzę horrorów – szepnął szczerze, a Latynos zaśmiał się tylko i pogłaskał go po głowie.
– To musisz się mocno przytulać – zamruczał i pocałował go delikatnie w bok głowy, przenosząc wzrok na ekran. Nagle zupełnie przestał żałować, że wybrali akurat ten film.
Kiedy poczuł ciepłą dłoń na swoim udzie uśmiechnął się szeroko i przymknął oczy wzdychając.

4 uwagi do wpisu “Till We Are – Randka

  1. Witam,
    tekst jest naprawdę cudowny, Danny i taka propozycja… jak widać Jake też się z tego cieszył…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Nie wiem, czy to mówiłam, ale jeśli chodzi o Dana i Jake’a to czegoś takiego mi właśnie brakowało! Ich wątek był tak intensywny. I sprawa Aarona i problemy Jake’a, i w ogóle wszystko sprawiało, że nie było, kiedy odetchnąć, a każdy rozdział przeładowany był emocjami. A tu jest tak uroczo, troszkę leniwie, ale nadal bardzo w ich stylu! Tak sobie myślę, że będę często do tego bonusu wracać, choć bądźmy szczerzy, do którego nie będę? >D

    1. Masz rację, jak tak sobie myślę to nawet lekko się ich pisało. W każdym razie nie pamiętam, żebym za bardzo cierpiała. Tylko ten Jake taki smutny, bo nawet się nie pomacali. :<
      Nie wiem, Junek, nie wiem… Jesteś niereformowalna, więc pewnie do każdego wrócisz jeszcze milion razy. xD

Dodaj komentarz