Till We Are Vol. 1 Ch.03

Anthony zerknął na zegarek nieco zniecierpliwiony.
Nie żeby nie interesowało go zebranie, broń Boże, w końcu znał swoje obowiązki jako współwłaściciela. Po prostu strasznie już mu się dłużyło. W sumie nie żałował, że wszedł do spółki z Danielem. Znali się jeszcze ze studiów, a chłopak odziedziczył firmę po ojcu i tak się złożyło, że razem zaczynali w innej firmie, więc automatycznie razem przenieśli się do firmy ojca Daniela.
I naprawdę fajnie było być szefem.
Tylko te zebrania, dłużące się w nieskończoność i to, że coraz częściej jego praca była związana z wypełnianiem papierków i sprawdzaniem projektów i ich zatwierdzaniem, niż samym projektowaniem.
W końcu o godzinie trzeciej trzydzieści pięć, Daniel ogarnął wzrokiem wszystkie osoby siedzące przy stole w przestronnej, przeszklonej sali konferencyjnej i włączył trzymanym w  dłoni panelem światła.
– Mam nadzieje, że dobrze się zrozumieliśmy. – posłał im szeroki uśmiech – Wyślę kogoś do działu geodezyjnego i miło byłoby,  gdybyście mieli już przygotowane plany. – skinął do jednego z mężczyzn siedzących po prawej stronie –  Jeszcze przed świętami wyślemy kogoś na samą działkę, by ją jakoś ogarnął i do marca powinniśmy skończyć projekt. Pamiętajcie, że ta fabryka jest naszym wiodącym projektem, nie chciałbym żebyśmy zawiedli.
Po sali przeszedł pomruk, i wszyscy zaczęli wiercić się na swoich miejscach.
– Ach i prosiłbym jeszcze o przesłanie danych technicznych do projektu Greenland, które nie wiem jakim cudem się zagubiły. – spojrzał znacząco na siedzącą na samym końcu brunetkę.
Kobieta uśmiechnęła się nerwowo i skinęła głową.
Kiedy wszyscy opuścili salę, Anthony wstał i poklepał Daniela po ramieniu.
– Świetna robota. – uśmiechnął się do niego ciepło.
Mężczyzna wyłączył laptopa  i zaczął się pakować.
– Bardziej by mnie ucieszyła świadomość, że słuchasz tego co mówię niż takie pochwały. – odpowiedział zerkając na niego z ukosa, swoim przenikliwym spojrzeniem.
Daniel był szczupłym, krótko ściętym brunetem o pociągłej twarzy i na pierwszy rzut oka, raczej nie sprawiał wrażenia stanowczego mężczyzny. Cały jego potencjał tkwił jednak w spojrzeniu, którym potrafił skutecznie utemperować zarówno pracowników jak i samego wspólnika.
– Przecież słuchałem. – odparł od razu Anthony, łapiąc za już spakowaną teczkę.
– Od godziny zerkasz na zegarek. – uśmiechnął się do niego wymuszonym uśmiechem Daniel, po czym oparł się o stół – A tak serio, Anthony, chciałbym, żebyś to ty zajął się projektem tej fabryki. Wolałbym, mieć oko na projekt od samego początku.
– Czy to znaczy, że przejmiesz moją papierkową robotę? – wyszczerzył się do niego blondyn.
Daniel tylko się zaśmiał.
– Papierkowa robotę? – prychnął, doskonale wiedząc, że w praktyce to raczej on sam zajmuje się zarządzaniem firmą, a Anthony raczej jest guru pracujących w firmie architektów. No i często poprawiał im projekty nim oddali je Danielowi, czego w zasadzie nie powinien robić.
– Może gdybyś nie poprawiał im projektów miałbyś więcej czasu na własne. – wypomniał mu po raz kolejny brunet wychodząc wraz ze wspólnikiem z sali.
– Oj tam… każdy kiedyś zaczynał, prawda? – zaśmiał się Anthony idąc z mężczyzną korytarzem w kierunku gabinetu Daniela.
– Tak, ale to nie przedszkole i wolałbym by pracowali u nas najlepsi, których nie mogę wyłowić spośród tych wszystkich płotek, którym dobrodusznie poprawiasz projekty. – odparł brunet z przekąsem odbierając od sekretarki plik papierów.
Anthony uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyny i zatrzymał przy drzwiach gabinetu.
– No okay, okay. – westchnął blondyn – Postaram się być bardziej asertywny i zacznę im odmawiać, w porządku?
– Byłbym wdzięczny. – uśmiechnął się do niego Daniel – Jutro jeszcze pogadamy i ustalimy termin wizyty na działce, okay? A teraz już leć, bo widzę, że aż cię nosi. – dodał patrząc na niego znacząco.
Anthony uścisnął rękę wspólnikowi i pożegnał się uprzejmie z sekretarką, po czym ruszył lekkim krokiem do własnego gabinetu. Szybko zgarnął płaszcz i przeszedł do windy. Co chwila zagadywany przez któregoś z pracowników firmy.
Kiedy zjechał już na dół zamienił jeszcze kilka słów z siedzącym na portierni Jimem i wyszedł z biurowca.
Wsiadając do samochodu, szybko wybrał w książce numer do Wendy, pielęgniarki, której obiecał kolację.
Kobieta po kilku sygnałach podniosła słuchawkę.
– Witaj Wendy, z tej strony Anthony. – powiedział powoli mężczyzna odkładając czarną teczkę na fotel pasażera.
– Och, cześć – zaśmiała się dziewczyna – Jednak zadzwoniłeś.
Anthony uśmiechnął się uprzejmie do siebie.
– Obiecałem ci kolację i słowa dotrzymam. – odpowiedział, zamykając drzwi.
– To dokąd pójdziemy? – zapytała filuternie dziewczyna.
– Co powiesz na Tag Restaurant? – zapytał licząc, że dziewczyna się zgodzi, bo restauracja należała do jego ulubionych.
Wendy po drugiej stronie aż uśmiechnęła się szerzej.
– Jasne. – odparła szybko.
Jedna z lepszych restauracji  w mieście o ile się orientowała. Bardzo jej się to spodobało.
– W porządku. Wyślij mi adres smsem to podjadę po ciebie wpół do dziewiątej, dobrze? – dodał jeszcze Anthony zapinając pas.
– Okay. To do zobaczenia. – dodała jeszcze niskim głosem dziewczyna i po usłyszeniu odpowiedzi rozłączyła się z mężczyzną.
Anthony ruszył z parkingu z uśmiechem na ustach. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.
W domu zjadł przygotowany sobie wczoraj obiad i postanowił zdrzemnąć się przed wyjściem.
Później został mu tylko szybki prysznic  i ogólne doprowadzenie się do porządku. Kiedy był już gotowy, lekkim krokiem wyszedł z mieszkania i zjechał windą na dół. Szybko przeszedł przez hall i wyszedł na zewnątrz, gdzie czekała na niego jego ukochana błyszcząca Toyota  Prius Plug-in, która jak do tej pory sprawowała się idealnie. Wsiadł do niej i po kilkunastu minutach był już pod jednorodzinnym domkiem w którym mieszkała pielęgniarka. Szybko przeszedł przez krótką dróżkę wyłożoną kamieniem i zadzwonił do drzwi.
Po niecałych dwóch minutach Wendy wyszła z domu i przesunęła wzrokiem po mężczyźnie
Wyglądał bardzo pociągająco z zaczesanymi do tyłu blond włosami i jednodniowym zarostem. Do tego ubrany był świetnie: w bardzo dopasowane spodnie na kant, rozpiętą na dwa guziki kremowa koszulę i sportową, jasną marynarkę co zdołała zauważyć pod ciemnym płaszczem. Naprawdę nie mogła uwierzyć, że spędzi z nim dzisiejszą noc.
– Witaj Wendy. – uśmiechnął się do niej ciepło mężczyzna.  – Ładnie wyglądasz. – dodał pro forma i zaprosił ją gestem do samochodu.
Kobieta spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko.
Anthony otworzył jej drzwi i wpuścił do auta w duchu żałując, że nie spędza tego wieczoru z jakimś przystojnym mężczyzną. Ale cóż obiecał jej to, a poza tym inaczej prawdopodobnie  siedziałby sam w domu, czego bardzo nie lubił.
Ruszył powoli z podjazdu w kierunku restauracji, rozpoczynając niezobowiązującą rozmowę z kobietą. Czując jednak na sobie spojrzenie kobiety zaczął żywić głęboką nadzieję, że ten wieczór nie skończy się zbyt tragicznie.

A skończył się tak jak zwykle kończyły się takie pseudo- służbowe kolacyjki, jak zwykł je w myślach nazywać. Oczywiście trzymał dystans z Wendy, pomimo tego, że czasami aż go kusiło by powiedzieć coś dwuznacznego.
Skończyło się oczywiście na tym, że próbowała go pocałować, gdy odwiózł ją do domu. I jak zwykle w takich sytuacjach Anthony grzecznie ją przeprosił się pożegnał.
Ale tym razem był zły na siebie.
Przecież zabawia się kosztem tych dziewczyn, usprawiedliwiając się tym, że to one przecież tego same chcą i źle pojmują zaproszenie na kolację za drobną przysługę.
Ze zdziwieniem zauważył, że jego to już tak nie bawiło, a ten wieczór w sumie zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Nie było to oczywiście winą kobiety, bo ta zachowywała się normalnie, jak każda kobieta przed nią.
Chyba musiał z tym już skończyć, pomyślał podjeżdżając pod ulubiony klub. Czasami naprawdę zachowywał się jakby był takim samcem hetero zbierającym listę uległych mu kobiet.
Anthony zatrzymał się na swoim stałym miejscu i wyskoczył z auta. Był bardzo częstym gościem w tym klubie, a posiadając  kartę członkowską,  po krótkim przywitaniu się z bramkarzem, bez problemu wszedł do klubu.
Szybko zszedł po schodkach w dół, skąd dobiegała głośna poprockowa muzyka. Sala pogrążona w niebieskich i zielonych światłach pełna była tańczących ludzi, przez których Anthony zaczął się przepychać w kierunku oświetlonego na czerwono baru.
– Cześć. – przywitał go znajomy barman – Znowu na podryw? – zapytał z krzywym uśmiechem. Był trochę zdziwiony, że widzi go w dzień roboczy.
Anthony wyszczerzył się do niego.
– Moim celem było raczej odstresowanie się, co w zasadzie nie odbiega zbytnio od definicji podrywu. – odparł blondyn obserwując pary tańczące na parkiecie.
– A skończy się jak zwykle. – zaśmiał się barman sięgając już ręka po szklankę do drinka dla Anthonego – Sazerac? –zapytał unosząc lekko gęstą brew.
Anthony był jedną z niewielu osób, które zamawiały sazeraca, większość preferowała słodkie owocowe drinki, więc bez problemu pamiętał co pija mężczyzna.
Blondyn skinął tylko głową, rzucając krótkie spojrzenie barmanowi. Jak to jest, że oni wszyscy musza być tak przystojni, pomyślał przygryzając aż dolna wargę.
Barman był bardzo męski i dobrze zbudowany, co architekt mógł zauważyć pod czarną bokserką, która mężczyzna miał na sobie. Oliwkowa karnacja idealnie pasowała do zarostu jaki miał na twarzy i dłuższych, ciemnych włosów związanych z tyłu w kucyk. Przez ramię mężczyzna miał przewieszoną ścierkę i w skupieniu przygotowywał napój dla Anthonego. Po chwili podniósł spojrzenie na Anthonego i przybrał charakterystyczny dla siebie krzywy uśmiech.
– To zaproszenie? – zapytał rzucając znaczące spojrzenie na usta blondyna, po czym położył podkładkę na blat i postawił na niej szklankę z drinkiem.
– A masz ochotę? – zapytał prosto Anthony.
– Miałbym, gdybym nie był w pracy. – odparł od razu barman pochylając się do Anthonego.
– No proszę, tyle razy wychodziłem stąd sam, a jak widać najlepszy kąsek stał za barem. – zaśmiał się lekko i zamie
szał mieszadełkiem w szklance, po czym przechylił ją i wypił od razu do dna, rozkoszując się gorzkim płynem spływającym mu po gardle.Barman zaśmiał się i zabrał szklankę, by przygotować następny drink.
Często miewał takie propozycje od klientów, ale z tym akurat mógłby to zrobić. Jak jednak już zauważył, blondyn lubił się z nim przekomarzać,  więc nie mógł stwierdzić, czy propozycja jest poważna.
– Jaki widać wystarczyło zaproponować. – powiedział stawiając kolejną szklaneczkę przed Anthonym i opierając się ręka o blat.
Anthony zmrużył oczy i przyjrzał się mężczyźnie.
– To o której kończysz?
– Najwcześniej mogę się zawinąć o dwunastej. – odpowiedział barman uśmiechając się przebiegle do blondyna, po czym odwrócił się do innego klienta, by odebrać zamówienie.
Anthony przyjrzał mu się jeszcze raz i wypił szybko drinka. Spojrzał na zegarek. Było przed jedenastą, więc nie musiałby długo czekać.
– To jak? Zastanowiłeś się? – zapytał barman podstawiając mu kolejną szklankę.
– Poczekam. – odparł krótko blondyn i położył na bar kluczyki od swojej toyoty. – Loża pełna? – zapytał gdy dopił swojego sazeraca.
– Tak, zawsze ktoś tam od was jest, nawet we czwartki. – uśmiechnął się barman.
Znał paczkę blondyna, na którą składało się pięciu facetów i trzy kobiety, przynajmniej tyle osób było wpisanych na listę i miało karty, pozostali zazwyczaj zostali wciągani z parkietu i ile komuś ktoś się spodobał.  Przesiadywali zawsze najdłużej w klubie i najwięcej zamawiali, zazwyczaj kilka butelek  whisky, bourbonu czy wina. Zgodnie z polityką klubu, po wykupieniu kart członkowskich dostali swoja małą lożę, która zawsze była dla nich pusta. W sumie z tego co zaobserwował, sam blondyn pił z nich najmniej za to najczęściej bywał na parkiecie.
– Okay, to daj dwie butelki Beama i jakieś wino, bo pewnie dziewczyny są. – powiedział Anthony wstając ze stołka i wyciągając portfel.
Barman postawił przed nim butelki i szklankę, po czym podniósł kluczyk, zakręcając nim na palcu.
– To mam cię odwieźć  do domu… – stwierdził, patrząc przenikliwie na blondyna i pochylając się bardziej nad barem.
Anthony zaśmiał się i wyjął setkę z portfela położył na barze przysuwając twarz do barmana.
– Obsługa w tym klubie należy do moich ulubionych w całym mieście. – zaśmiał się wychylając i łapiąc zębami za dolną wargę mężczyzny po czym zgarnął butelki, i poszedł w kierunku schodów na półpiętro, gdzie znajdowała się ich loża oznaczona numerem siedem.
W loży na dużych, czerwonych kanapach siedziało kilka osób, wśród których znał tylko dwie całujące się kobiety, Elle i Grace, które widocznie były już wstawione; Mike’a i Johna też parę, oraz najmłodszego z ich paczki Ethana, który widząc Anthonego rzucił mu się na szyję.
– Anthoooony! – zawołał chłopak składając na ustach mężczyzny pocałunek.
Blondyn przytulił go po czym odstawił przyniesione butelki za zastawiony już stolik.
– Hej. – rzucił do wszystkich i dał się pociągnąć Ethanowi na kanapę.
– Anthony, ty, we czwartek? – zaśmiał się Mike od razu łapiąc za butelkę Beama i rozlewając do szklanek – Nasz wzorowy pan architekt schodzi na ciemną stronę mocy. – zaśmiał się, swoim tubalnym głosem.
– Zakładając, że kiedykolwiek był po tej dobrej. – rzucił John, siedzący z ręką założoną na oparciu za placami Mike’a.
– Byyył! – pisnął Ethan – Stęskniłeś się za mną? – zapytał przesłodzonym głosem łapiąc blondyna dłonią za podbródek i odwracając w swoją stronę.
Anthony przyjrzał mu się z rozbawieniem. Zdecydowanie, to Ethan miał najsłabszą głowę z nich wszystkich, a największą ochotę do picia, co kończyło się właśnie takimi sytuacjami. No i on nie był z nikim na stałe, więc zazwyczaj kończył na kolanach u Anthonego. Samemu blondynowi nie przeszkadzało to jakoś szczególnie zwłaszcza, że chłopak był bardzo słodki. Miał duże błękitne oczy i kręcone włosy do uszu, przez co wyglądał jak mały cherubinek. Gdyby jeszcze był blondynem…
– Oczywiście. – przytaknął Anthony gładząc chłopaka po udzie. – A jak w szkole? – zapytał.
– Anthony… – zamruczał Ethan – Jesteś okrutny. – dodał z żalem w głosie.
Nie lubił gdy pozostali traktowali go jak szczyla. Ale robili to dosyć często i to nie tylko ze względy na aparycję chłopaka, ale też to, że jako jedyny z nich jeszcze studiował, żyjąc na garnuszku nadzianych rodziców.
Anthony zaśmiał się i sięgnął po szklaneczkę, której zawartość wypił jednym duszkiem.
– W ramach rekompensaty, zapraszam cię do tańca. – powiedział unosząc dłoń chłopaka i całując jej wierzch.
Wypity alkohol zaczynał już na niego działać, jak wnioskował po poprawiającym mu się stale nastroju. Pociągnął więc chłopaka za rękę na dół, podtrzymując go trochę, by nie zleciał ze schodów.
Kiedy byli już na dole, przyciągnął  jego tyłek opięty ciaśniutkimi dżinsami do swoich bioder i zaczął bujać się z nim w takt muzyki. Ethan roześmiał  i założył ręce na szyję mężczyzny, wtulając się plecami bardziej w jego ciało.
Po kilku minutach tańca, Anthony uniósł wzrok, napotykając zaciekawione spojrzenie barmana, który posłał mu swój krzywy uśmieszek i przesunął sugestywnie językiem po ustach. Blondyn zaśmiał się pod nosem, po czym masując dłońmi  brzuch chłopaka polizał go przeciągle po policzku. Ciało Ethana zadrżało i chłopak jęknął cicho przyciągając usta Anthonego do swojej szyi i domagając się więcej pieszczot. Żałował tylko, że na nic więcej nie mógł liczyć  ze strony architekta, o czym przekonał się już dawno temu.
Anthony skubnął zębami skórę chłopaka, zrywając już kontakt wzrokowy z barmanem. Po chwili poczuł jak Ethan łapie go za dłonie spoczywające na jego pasie i zsuwa je niżej. Mężczyzna mruknął mu w ucho z aprobatą i odchylając koszulkę, która miał na sobie chłopak, wsunął palce za pasek jego spodni.
Ethan zmrużonymi oczyma wpatrywał się w tańczących przed sobą ludzi.  Uwielbiał ten klub: kolorowe, migające światła i zapach rozgrzanych ciał, które ocierały się o siebie z zmysłowym tańcu.
Chłopak przyciągnął ręką twarz Anthonego do swoich ust i przesuwając nimi po szorstkim policzku zawołał, starając się przekrzyczeć muzykę:
– Może pójdziemy… – zaczął czując za sobą twarde ciało mężczyzny.
– Mały, mały… – zaśmiał się Anthony, przyciskając go bardziej do siebie – Dobrze wiesz, że…
– Ej, mam dwadzieścia dwa lata. – jęknął chłopak odwracając się do blondyna i zarzucając mu ręce na szyję – Czemu nie? – zapytał z żalem w głosie.
– Bo jesteś dla mnie jak młodszy braciszek. – zaśmiał się rozgrzany tańcem i alkoholem architekt, po czym złapał go za tyłek.
– Którego obmacujesz od piętnastu minut. – prychnął Ethan i otarł się kroczem o krocze mężczyzny.
Był już bardzo podniecony i irytowało go to, że Anthony wiecznie mu odmawiał. A przecież nie raz widział jak wychodzi z klubu z młodszymi od siebie facetami. A przynajmniej tak mu się wydawało, że byli młodsi
– Rozmawialiśmy już o tym. – zawołał Anthony i cmoknął chłopaka w usta chcąc wrócić do tańca.
Ethan westchnął tylko i przylgnął bardziej do  blondyna.
Jedyne co mu Anthony powiedział  było uprzejma odmową. Nie podobał mu się? Tez mi wielkie coś, westchnął przymykając oczy, bo świat dookoła zaczął mu coraz bardziej wirować. Chyba wypił jednak za dużo. Znowu.
Anthony przytulił do siebie chłopaka i westchnął z rozbawieniem. Wcale nie uważał Ethana tak do końca za gówniarza,  chociaż czasami chłopak aż prowokował by przełożyć go przez kolano i zlać. Na przykład tym jak przesadzał z alkoholem, czy proponowaniem mu seksu.
Blondyn uniósł zamglone nieco spojrzenie i nagle wydawało mu się, że w tłumie widzi znajomą twarz.
Czyżby tego chłopaka, Theo?
Mężczyzna wyciągnął aż wyżej  głowę i rozejrzał po klubie.
Nie widząc, jednak nikogo nawet podobnego do Theo, zaśmiał się z siebie, wspominając chłopaka. Był hetero.
Anthony zmarszczył brwi. Tak hetero, ale co ważniejsze, nie przepadał za homoseksualistami delikatnie mówiąc, więc jest ostatnią osobą, jaką mógłby spotkać w tym klubie
– Chodź się napić. – usłyszał  po upływie następnych kilku minut, przy swoim uchu.
Skinął tylko głową i poprowadził Ethana na górę, rozglądając się jeszcze dookoła. Po chwili napotkał spojrzenie barmana, który wskazał mu ręką zegarek na swojej ręce.
Anthony skinął tylko głową i wszedł na górę odprowadzając Ethana do loży, gdzie chłopak rzucił się w ramiona  kolejnego, ze swoich znajomych. Blondyn pożegnał się ze ludźmi siedzącymi w loży, którzy w większości nie za bardzo już kontaktowali  zajęci swoimi partnerami.
Anthony zszedł na dół, sprawdzając uprzednio na zegarku godzinę. Nie widząc mężczyzny za barem, wyszedł przed klub i przeszedł na parking do swojego samochodu.
Jakoś wspomnienie tego całego Theo spuściło z niego  trochę pary. A może za mało wypił?
Po chwili, gdy zdążył już nieco zmarznąć, bo płaszcz wspaniałomyślnie zostawił w aucie,  zobaczył zbliżającego się w jego stronę mężczyznę.
– To jak do mnie czy do Ciebie? – zapytał mężczyzna przyszpilając Anthonego do drzwi samochodu i przesuwając językiem po jego szczęce.
Architekt zaśmiał się, w jednej chwili zapominając o wczorajszym dniu.
– No miałeś mnie odwieźć. – odparł przyciskając twarz barmana do swojej szyi i czując specyficzny dreszcz biegnący mu po plecach.
Barman wyprostował się i wyszczerzył do Anthonego.
– Mam na imię Jake.  Nie zaprasza się nie znajomych do domu. – zaśmiał się jeszcze i otworzył pilotem drzwi, nadal przytulając mężczyznę.
– Anthony. – rzucił blondyn i wyplątał się z ramion szatyna.
Kiedy wsiedli podał adres barmanowi i przymknął oczy opierając się na zagłówku.
– Ej, chyba mi nie zaśniesz, hm? – zaśmiał się Jake kładąc dłoń na udzie blondyna.
Anthony roześmiał się tylko i pokręcił przecząco głową.
– Jak mógłbym. – odpowiedział z  zamkniętymi oczyma – Regeneruję siły, by cię porządnie wymłócić. – odparł, a dłoń na jego nodze przesunęła się jeszcze wyżej.
– Rozumiem. – odparł szatyn zerkając na niego krótko – I myślisz, że podołasz po tym dzikim tańcu z młodym? – zapytał przejeżdżając przez kolejne skrzyżowanie, a palcami przesuwając po rozporku blondyna..
Anthony odetchnął głębiej czując delikatny dotyk na kroczu.
– Już zazdrosny? – zaśmiał się, łapiąc mężczyznę za rękę bardziej zdecydowanie i masując nią sobie krocze.
– Ja? – prychnął szatyn. – W żadnym wypadku, ale miałem wrażenie, że ten szatynek spuści się na parkiet, gdybyś podtykał go trochę dłużej. – odparł ściskając penisa mężczyzny i zabierając w końcu rękę.
Bądź co bądź trochę go to rozpraszało.
Anthony za to zaśmiał się cicho poruszając nerwowo biodrami.
– Na pewno nie byłby jedyny. – mruknął wspominając atmosferę klubu, w którym niejedno już widział.
Jake zaśmiał się i podjechał pod budynek.
– To tutaj? – zapytał.
Anthony pokiwał twierdząco głową i wysiadł z auta. Barman uczynił to samo, a w momencie gdy zamykał samochód w jego kieszeni rozdzwonił się telefon.
– Sorki.. – rzucił po czym wyciągnął telefon z kieszeni i krzywiąc się nieco odszedł na bok odbierając go.
Blondyn w tym czasie oparł się o samochód i zadzierając głowę do góry  wbił spojrzenie w brudno-pomarańczowe niebo nad miastem.
Po upływie chwili podszedł do niego barman i pocałował nagle w szyję, zasysając się na niej na chwilę.
Architekt skulił się nieco i odepchnął go posyłając mu pytające spojrzenie.
– Chyba nici z naszej nocy pełnej dzikiego seksu. – zaśmiał się Jake, całując go mocno w usta.
Anthony jęknął zawiedziony w usta mężczyzny.
– Dzieci płaczą? – zażartował odpychając Jake’a od swoich ust.
Barman posłał mu przenikliwe spojrzenie i wyszczerzył do niego szeroko.
– Można tak powiedzieć. –  zaśmiał się i wyciągnął ponownie telefon by zadzwonić po taksówkę. – A ty idź już bo zmarzniesz. – szturchnął mężczyznę w bok.
– W samochodzie mam płaszcz. – powiedział blondyn wyjmując z kieszeni skórzanej kurtki barmana kluczyki do swojego auta i otworzywszy je wyjął z niego czarny płaszcz.
Kiedy już się ubrał spojrzał z krzywym uśmiechem na barmana.
– No trudno. – zaśmiał się podając mu rękę – Do zobaczenia w Asylumie.
– Jasne. – odparł żywo szatyn  i przyciągnął blondyna do ostatniego pocałunku. – To na razie. – rzucił i odszedł unosząc do ucha telefon.
Anthony spojrzał za nim przez chwilę i również ruszył w kierunku budynku.
W sumie był jakoś dziwnie zmęczony.
*

Theo na drżących nogach wrócił do kamienicy. Chociaż przedłużał pracę  w schronisku jak tylko mógł, Margaret w końcu siłą  go wypchnęła rozkazując wrócić do domu i się porządnie wyspać. Chłopak nie chciał wracać, dlatego też spędził kilka godzin na ławce w parku. Kiedy zbliżał się wieczór, zrobiło się naprawdę zimno i ciemno, więc postanowił wrócić już do domu.
Usiłując opanować drżenie ciała wszedł do kamienicy.
Jak zwykle, Preston siedział na krzesełku pod drzwiami własnego mieszkania. Gdy zobaczył chłopaka uśmiechnął się w obrzydliwy sposób i zlustrował go wzrokiem. Nie mówiąc jednak nic wrócił do czytania gazety.
Theo przeszedł szybko obok mężczyzny i z poczuciem ulgi zamknął się w pokoju.
Może to był tylko ten jeden raz…?
Szybko zdjął kurtkę i wyciągnął z plecaka skradzioną w małym sklepiku bułkę. W sumie przyzwyczaił się już do tego, że mało je. Otulił się leżącym pod ścianą kocem i usiadł na podłodze, powoli zjadając pieczywo.
Kiedy skończył jeść miał zamiar w końcu trochę odespać, więc ułożył się wygodniej na podłodze. Nie zamierzał spać na tym śmierdzącym łóżku, ani w tej brudnej pościeli.
Nim zdążył przymknąć powieki, usłyszał lekkie pukanie do drzwi. Zerwał się przestraszony z podłogi, a do pokoju wszedł nie kto inny jak Preston.
Serce Theo przyśpieszyło, ale jak sparaliżowany stał przy ścianie i wpatrywał się w otyłą sylwetkę mężczyzny.
– Dobrze, że w końcu wróciłeś. – zaśmiał się Preston, a w jego małych oczkach odbiło się światło latarni stojącej przed kamienicą.
Chłopak pokręcił tylko przecząco głową.
– Chcę ci coś pokazać. – powiedział, podchodząc do bruneta.
Theo zmarszczył nos, gdy do jego nozdrzy doleciała won potu mężczyzny.
Preston podszedł do chłopaka i wcisnął mu w dłoń prostokątny kartonik.
Theo wzdrygnął się, gdy mężczyzna lepką dłonią dotknął jego palców, ale zacisnął drżące ręce na papierze. Spojrzał na niego nic niewidzącym wzrokiem i dopiero po chwili dotarło do niego, że patrzy na rozmazane zdjęcie, na którym bez problemu rozpoznał Dorothy w towarzystwie Mai.
– Czego… od niej chcesz…? – wydusił w końcu, rzucając Prestonowi imitację wściekłego spojrzenia.
– Od niej? Niczego. To przesympatyczna, ufna dziewczynka. – zapewnił siadając na łóżku naprzeciwko stojącego pod ścianą chłopaka. – Ale wiesz? Dobrze, że wróciłeś. – dodał jeszcze raz.
Theo zacisnął zęby. Przecież ten żałosny facet, nie mógł nic zrobić małej, pomyślał czując jak serce wali mu w piersi.
– Obsłuż mnie. – rzucił nagle Preston, masując się ręka po kroczu.
Nie wiele mu było trzeba by doprowadzić się do wzwodu.
– Zdejmij najpierw koszulkę. – skinął głową na ciało chłopaka.
Theo stał nieruchomo, patrząc się otępiały na mężczyznę.
– Zdejmij. Kurwa. Koszulkę. – powtórzył Preston po czym wstał z łóżka i podszedł do bruneta.
Chłopak drżącymi dłońmi ściągnął koszulkę przez głowę i przełknął ciężko ślinę, odrzucając ubranie na ziemię.
Preston złapał go mocno za ramię i pociągnął w dół tak, że brunet aż uderzył boleśnie kolanami w twardą podłogę. Kiedy chłopak klęczał przed nim, złapał go mocno za włosy, a drugą ręka zsunął  z siebie spodnie i bieliznę. Nie mógł już się doczekać aż te różowe usteczka ciasno obejmą jego spragnionego wilgoci chuja.
Theo za to zapatrzył się w przestrzeń. Jeszcze chwila i przestanie odczuwać ból wyrywanych włosów i smród ciała przed sobą.
Bo to przecież nie działo się naprawdę.

5 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.03

  1. Matko, ale mnie Anthony wnerwia tym igraniem z innymi, ughh. Jednak to Preston zajmuje mało zaszczytne pierwsze miejsce mojej obecnej punktacji znienawidzonych postaci. Mam nadzieję, że wkrótce zdarzy mu się jakiś przykry wypadek. Z kolei za Theo trzymam mocno kciuki, żeby szybko wyszedł z tego gówna.

    1. Haha, Matyldo. Witam na blogu, rozgość się jak najbardziej. Cieszę się, że moje dawne teksty jeszcze ktoś czyta! :) Miłej lektury, mam nadzieję, że Anthony będzie miał czas żeby się zrehabilitować i zyskać Twoją sympatię. :)

  2. Witam,
    no, no Anthony, pięknie, niech się z stamtąd Theo zmyje, grozi mu, że może coś się stać Dorothy…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  3. Przeczytałam już wczoraj w nocy, na jeden rzut, to co wstawiłaś i… na chwilę obecną mam kilka uwag i pochwał (brzmię jak jakiś pieprzony mentor ;/)
    Po pierwsze, sama wiem jak jest z poprawianiem. Jakbym była sama pewnie nawet bym nie wstawiała. Bo samemu zwyczajnie nie widzi się własnych błędów. Czyta się z pamięci, nawet jeśli minął tydzień, a nawet dłużej. Zwyczajnie, znasz swój sposób pisania i czytasz to co sama byś najchętniej napisała. Tak jest niestety i dlatego nie widzi się swoich błędów. Ale ja np, nie widzę błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Jestem pod tym względem ułomna i się nie znam. Jedyne co widzę, to jak coś brzmi. I muszę przyznać, że kilka wpadek w tym ci się też zdarzyło. Chociażby najłatwiejsze do wyłapania: powtórzenia. Jeśli w jednym zdaniu bohater myśli o jakiejś rzeczy, to w kolejnym zdaniu źle wygląda jak jest użyte te same słowo. Ale na to jest dobrze coś jeszcze raz przeczytać. I tu zwykle faktycznie pomaga patrzenie z dystansu, albo masakryczne (sama tego mega nie lubię) czytanie na głos. Wtedy co prawda prawie wszystko źle brzmi XD ale łatwiej być krytycznym do siebie, niż jak ktoś wytyka błędy. Ja osobiście jestem mocno przewrażliwiona pod tym względem, bo czuje się jakby mi kto moje dziecko kijem szturchał. Szczegół, że dzieci nie mam.
    Narracja. To jak piszesz jest twoją kwestią, ale czasami można się pogubić kiedy z narracji trzecio planowej przechodzisz do myśli bohatera. Mam wrażenie, że już w 2 i 3 rozdziale lepiej to wyglądało niż w pierwszym. Jak to mawiają, nieważne jak piszesz, ważne aby było to ciągłe. Zachowaj jeden wybrany styl i się tego trzymaj. Dodaje to „stabilności” tekstu.
    A co do jeszcze stabilności. To może moje wredne czepianie się, ale wpierw pokój chłopaka był brzydki i mały ale w miarę czysty, a potem po gwałcie jakoś nagle zbrzydł, a pościel jakby pobrudziła się jakby bardziej niż samym potem i spermą. Albo to tylko moje odczucie.

    Same postacie. No… jestem ciekawa co wymyślisz i co będzie dalej. Czy będzie tak że pan architekt przyjmie pod swój dach zagubioną duszyczkę, czy jak… Wierzę, że nie będzie to standardowe, że znajdziesz jakieś rozwiązanie aby wybić tą historię z tłumu. Bo jakby próbować streścić to w przysłowiowych dwóch zdaniach, to mamy „Ślicznego zabiedzonego z problemami i niską samooceną plus problemami emocjonalnymi. Oraz bogatego przystojnego faceta chowającego swoje dobre serce, którego cała rodzina i przyjaciele akceptują. No i łączymy oba światy”. Naprawdę wierzę, że nas zaskoczysz ;) Tym bardziej, że już raz ci się to udało, wprowadzając opisany obleśny gwałt. Chociaż ciekawi mnie czemu w tym przypadku chłopak był taki bierny, a na Anthonego warczy. Czy to podobieństwo do kogoś? Fakt, że spotkał go w innych okolicznościach. Bo tak Theo jest uległy, a z nim się umiał pożreć.
    No i mam nadzieje że Anthony poleci na coś więcej niż na ładną buzię. Chociaż to takie marzenia, bo wiem, że zwykle i tak na dzień dobry własnie o to chodzi. I nie ma się co okłamywać i szukać pięknych filozoficznych wyjaśnień. Ładna dupa, to jestem zainteresowany. I co do ładnej dupy. Miałam szczerą nadzieje że Anthonego przerżnie ten barman. Nie na odwrót XD
    Właśnie, podoba mi się, że mam wrażenie uniwersalności pana blondyna ;) Lubie uniwersalne w łóżku postacie. Wydaja mi się przekonywujące. Ah, kobieca zawiła logika. Nie każ mi tłumaczyć czemu.
    Jestem też ciekawa historii Theo. Czemu w innych miastach nie spotkał NIKOGO fajnego. Bo jak ta mała, wydaje się taka znacząca, to serio miał aż tak chujowo, że nawet nikogo fajnego w pracy nie spotkał? Biedny człowieczek. A i o tej „biednosci” jego, to zaciekawiło mnie zdanie, gdzie było opisane, ze ma na co zasłużył. Że tak ojciec mu powiedział czy coś. Ciekawe czym wg niego, albo na prawdę zasłużył.
    No! Ogólnie jestem na tak. Ciekawi mnie jak to dalej pociągniesz, ale dla lekkości czytania dobrze by było jakby ktoś jeszcze, komu mogła byś powierzyć tekst, wziął to na warsztat. Wytknął ci konkretnie niektóre zdania gdzie są powtórzenia, gdzie nie ma sensu powtarzać jakiś szczegółowo (wybacz, nie umiem w tej chwili zacytować). To pomocne, ale jeśli masz dużo cierpliwości to tez sama myślę, że sobie poradzisz. Moja rada wynika raczej z własnego lenistwa.
    Dobrym też pomysłem jest te dodawanie rozdziałów co 3 dni. To wygodne, bo człowiek wpada w taki ryt i wie kiedy się czego się spodziewać. W ogóle bardzo doceniam, że masz zapas napisanego tekstu. To wygodne. Bo można na swój sposób wziąć sobie urlop hehehehe. Na wordpressie jest nawet opcja, że planujesz rozdziały a one same wychodzą o konkretnej godzinie. Przyjemne udogodnienie moim zdaniem.

    Ok, chyba tyle. Postaram się w miarę możliwości komentować i życzę powodzenia. ( Ah, i jak Coke mówiła, mi np też jest łatwiej usiąść do czegoś czego jest mało, a wiem ze będzie wychodzić, niż brać się za jakieś monstrum. Sama w życiu bym chyba nie zabrała się np za FDTS XD za duuuuużo ;p)

    1. Rany, ze Ci się chciało tyyyle pisać. xD
      Ale bardzo mi miło. Dziękuję~!
      Zaczynając od początku: MOŻESZ i masz prawo czuć się jak mentor, bo Wasza strona jest chyba naj jeżeli chodzi o blogi z opowiadaniami homoerotycznymi. c:

      Tak, błędy i beta. Pisałam to już w odpowiedzi na komentarz coke, ale niestety nie potrafię przy sobie utrzymać ani jednej bety. A miałam już trzy. xD
      Pisanie i wstawianie tego opowiadania na bloga daje mi tyle frajdy,że naprawdę staram się jak mogę zbetowac sama rozdziały,ale wychodzi to niestety jak wychodzi. Jest dokładnie tak jak mówisz. Nawet jeżeli sprawdzam rozdział i mówię sobie: okej, teraz się skup! to i tak gdzieś w połowie łapię się na tym, że „czytam z pamięci”, bo tyle razy już wertowałam rozdziały,że naprawdę… Nocą o północy mogłabym je chyba recytować xD
      Oczywiście fajnie jest czytać multum komentarzy pod swoją ciężką pracą, ale jak na razie cieszę się z tego co mam. Nawet z tego bolga, na który wbiją trzy osoby na krzyż. Jak napiszą – miło, jak nie – trudno, będę pisała do ściany tak długo jak będę miała z tego ten dziwny rodzaj przyjemności. xD
      No i dla mnie też nie jest fajnie jak osoby wytykają mi błędy, bo wiem sama jak bardzo się staram żeby rozdział był wymuskany, a niestety osoba, która wejdzie na bloga i przeczyta, często nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale skoro publikuję to co piszę, to muszę się z tym liczyć, w końcu mamy wolność słowa i nikomu nie zabronię wyrażenia swojej opinii. Poza tym nikogo nie zmuszam do czytania, ani komentowania. c:
      Nie wiem, jestem raczej tego typu osobą, która docenia czyjeś starania, nawet jeżeli efekty nie są porażające i chyba za bardzo liczę na coś takiego od innych ludzi. Tak czy inaczej, jeżeli ktoś mi wytknie mi błędy, to raczej postaram się je poprawić i podziękuję, w końcu trzeba mieć trochę pokory. No i staram się przełykać gorycz, pomimo tego,że naprawdę wiele włożyłam w „Till We Are”. xD
      Na głos raczej czytała nie będę. Matula padnie na zawał, bo wakacje spędzam w domu rodzinnym. XD

      Tak, wiedziałam, że z tą moją narracją mogą być problemy. Mogłabym powiedzieć, że taki mam styl i już, i… będzie to brzmiało jak kolejna tania wymówka, ale taka jest prawda. xD Takie pisanie samo ze mnie wyłazi, tak mi jest wygodnie i tak mi się podoba (?). Naprawdę, wydaje mi się wtedy, że jest jakoś dynamiczniej? xD Dla mnie pisanie to przede wszystkim zabawa i no… jeju, no~~~xD Dawniej pisałam tak książkowo i porządnie (a przynajmniej się starałam xD), ale teraz mnie wzięło na coś takiego. I tak zostanie do końca. xD
      Oczywiście zwrócę uwagę na te powtórzenia i na to, by nie było tak zagmatwane. c:
      I podoba mi się Twoje czepianie, bo taki efekt chciałam uzyskać. Otoczenie jest opisywane bardziej z perspektywy Theo i cóż… mi też by chyba wszytko zbrzydło po gwałcie. W każdym bądź razie, pomimo błędów jakie pewnie są w rozdziale drugim, jest on chyba jednym z najbardziej przemyślanych i przeanalizowanych rozdziałów.
      Znaczy jak każdy oczywiście! xD

      Co do postaci i fabuły. Wydaje mi się, że opowiadania takie… obyczajowe, dramaty, same w sobie są naszpikowane powtarzającymi się schematami (książę zwracający uwagę na biedną niby-brzydulę, jakiś sztywniak na kogoś alternatywnego). Również moje. Nigdy nie twierdziłam, że tak nie jest. Ale chyba grunt w tym, by opowiedzieć to w nowy, inny sposób. Nie wiem, może mi się nie udało, a może pomimo tego schematu uda mi się czymś zaskoczyć? Mam nadzieję. xD
      Z Till We Are to było tak, że wpadła mi do głowy taka historyjka o nieszczęśliwym chłopaku z przeszłością i pomyślałam, że fajnie byłoby, gdyby opowiadanie miało duuuużo dramatu i banalne szczęśliwe zakończenie. Zakończenia jeszcze nie mam i nie wiem, czy będzie tak super sielankowe, ale należę to tego typu osób, które raczej preferują te banalne happy endy. Chociaż czasami nachodzi mnie ochota, żeby zabić Theo, naprawdę. xD
      I ja naprawdę, naprawdę uwielbiam takie dramaty i chyba zawsze chciałam taki napisać. Może uda mi się jakoś złamać ten schemat ‚Ślicznego zabiedzonego z problemami i niską samooceną plus problemami emocjonalnymi. Oraz bogatego przystojnego faceta chowającego swoje dobre serce, którego cała rodzina i przyjaciele akceptują.” i połączenia tych światów? Nie wiem, może właśnie narracja, po początkowym przełknięciu stanie się moim atutem?
      A jak nie to trudno. Mam dużo opowiadań w szufladzie. xD
      Na całą historię Theo, niestety trzeba będzie jeszcze troszkę poczekać. Domyślam się, że już masz jakieś przypuszczenia: gwałt i te sprawy. nic nie zdradzę, ale mam nadzieję, że w tej sprawie tez uda mi się Ciebie zaskoczyć.

      Dziękuję za komentarz. c:

Dodaj komentarz