Till We Are Vol. 1 Ch.11

Z domu rodziców Anthonego wyjechali nieco przed trzecią, ale i tak jako jedni z pierwszych. Wcześniej niż oni pojechała tylko rodzina Amber, ponieważ Georg miał popołudniowy dyżur w szpitalu. Do mieszkania w Denver wrócili przed siódmą, obładowani ciastem świątecznym zapakowanym przez matkę architekta.
W czasie drogi nie rozmawiali zbyt wiele, a już wcale nie poruszali tematu wczorajszej nocy. Każdy z nich zajęty był własnymi myślami.
Pomimo całego swojego optymizmu, Anthony zaczynał wątpić w siebie i w to, że pomoże Theo. Bardzo go to bolało. Czuł się zupełnie bezsilny. Zabierając ze sobą chłopaka do domu na święta chciał mu poprawić humor, a nie jeszcze bardziej zdołować, co najwidoczniej mu się udało osiągnąć.  Depresja bruneta chyba sięgała dużo głębiej niż ciemna kamienica Prestona, a jeżeli trwała tyle lat, to czy naprawdę on sam dałby radę mu pomoc? Chyba nie był aż tak naiwny. Zdecydowanie nie był. Znajdzie dobrego psychologa, zapłaci każde pieniądze o ile w czymś pomogą, byleby ocalić Theo.
Przez całą powrotną drogę trzymali się za ręce. Ku zaskoczeniu blondyna, i ku uldze chłopaka.
Theo nie zmrużył oka do rana wpatrując się w spokojną twarz Anthonego i myśląc o wszystkim co się ostatnio działo w jego życiu. Coś zaczynało w nim pękać. Po wczoraj, po tej rozmowie z ojcem Anthonego, po tych świętach, dzięki  tej ręce, która stawała się być coraz stabilniejszą podporą. Dzięki oczom siedzącego obok mężczyzny, które bacznie go obserwowały, nie pozwoliły zostać mu samemu. Chłopak czuł niezdrowe podniecenie, i nagle jego klatka piersiowa stała się zbyt ciasna, by pomieścić ilość nadziei, która w nim się zrodziła. Zastanawiał się czy nie powiedzieć wszystkiego Anthonemu, przecież na pewno postarałby się mu pomóc. Rozwiązałby sprawę z szantażem.
Całą drogę rozważał wszystkie za i przeciw. Głównym argumentem po obu stronach było to, że tak bardzo, bardzo chciał zostać w tym pięknym świecie blondyna. To było dobre, bo w końcu mógł mieć normalny dom. I złe, bo przecież nic nie jest na zawsze. Ale nie chciał być już takim pesymistą. Chciał żyć, wierzyć ludziom, Anthonemu… Musiał mu powiedzieć wszystko, od początku. Tylko wtedy uda mu się ułożyć swoje życie.
A może ICH życie?
Teraz zrozumiał, że świat wcale nie jest taki brudny, nie musi taki być. Rodzice nie muszą być potworami. On też nim nie jest tylko dlatego, że jest pedałem… Gejem. Jest gejem. Nie jest inny, jest człowiekiem.
Kiedy z parkingu weszli do windy, Theo, wolną od siatek rękę przyłożył do serca i wstrzymał aż oddech, by poczuć jak bije.
– Dobrze się czujesz, Theo? – zapytał prawie natychmiast Anthony. Theo wyglądał jakoś tak… inaczej. Pełniej i żywiej.
Theo zamrugał i uśmiechnął się lekko do stojącego obok mężczyzny. Serce pod jego dłonią waliło jak szalone.
– Tak, dobrze. – odparł szybko.
Nie jest inny, jest człowiekiem.
Anthony popatrzył na niego i wpatrywałby się nadal, gdyby nie to, że winda zatrzymała się na ich piętrze. Chłopak wyszedł z niej i ruszył w kierunku drzwi do mieszkania. Kiedy weszli do środka od razu udali się do kuchni by rozpakować przywiezione jedzenie.
Theo spojrzał na stojący na kuchennym parapecie zegarek. Było już późno, powinien być już u Prestona.
Przełknął ciężko ślinę.
– Anthony… musimy poważnie porozmawiać. – powiedział odwracając się do mężczyzny.
Architekt zamrugał zaskoczony, ale szybko pokiwał głową.
– W porządku. – zgodził się i patrząc na niepewną minę Theo miał ochotę natychmiast go przytulić.
– Nie wiem… chcesz przejść do salonu? – zapytał chłopak. Mimo wszystko bardzo się stresował.
– Jak wolisz, Theo. – uśmiechnął się Anthony i złapał chłopaka za rękę ciągnąc go za sobą.
Uwielbiał dotyk jego delikatnych dłoni i z trudem oderwał swoją rękę od ręki Theo, gdy byli już w salonie. Usiadł na kanapie, a chłopak zajął miejsce w fotelu i zaczął wyłamywać palce. Nie wiedział jak zacząć.
Anthony posłał mu ciepłe spojrzenie i czekał cierpliwie.
Theo westchnął i przetarł twarz dłońmi. Po chwili wstał i przeszedł za fotel opierając się o niego.
– Hej, co się stało? – zaczął Anthony z niepokojem obserwując jak chłopakowi zaczynają drżeć ręce. – Zaczynam się martwić.
– Chciałem dzisiaj odejść. – wypalił nagle chłopak. – Znaczy stąd. Od ciebie.
Blondyn poczuł się jakby dostał obuchem w głowę. Otworzył usta i zaraz zamknął je ponownie.
– Wrócić. – dodał Theo, przeciągając rękę po włosach na czubku głowy.
Anthony wziął głęboki oddech. Myśli wirowały mu w głowie.
– Ale… dlaczego..? – zapytał w końcu schrypniętym głosem. – Do niego?
Theo zakręcił się po pomieszczeniu i w końcu przysiadł obok Anthonego na skórzanej kanapie.
Zaczerpnął powietrza i wyciągnął drżącą dłoń w kierunku ręki siedzącego obok mężczyzny.
‘Złap mnie za rękę, proszę, błagam, złap mnie za rękę’ – powtarzał w myślach. Czuł, że wtedy byłoby mu łatwiej mówić o tym wszystkim. Bo chciał dzisiaj powiedzieć wszystko, od momentu w którym wyprowadzili się z matką od ojca, aż do dzisiaj.
– Do niego.
Po sekundzie oczekiwania, która w jego pojęciu trwała wieki cofnął dłoń. Wtedy to Anthony wyciągnął  rękę i zacisnął ciepłe palce na dłoni chłopaka. To było takie proste, pomyślał Theo.
– Spokojnie, powiedz mi wszystko. – architekt pomasował palcami dłoń chłopaka. –  Dlaczego chcesz odejść?
Brunet spojrzał na niego wypłoszonym wzrokiem.
– Nie chcę! – zaprzeczył szybko, zaciskając rękę – Nie chcę… Myślałem, że muszę.. – dodał odwracając znowu wzrok.
– Dobrze wiesz, że ja… chcę żebyś został.
Theo wziął kolejny wdech. Teraz.
– Bo on… bo ja… spotkałem go ostatnio jak wracałem z pracy. – powiedział na wydechu i założył włosy za ucho. – Powiedział, że mam wrócić.
Anthony zmarszczył brwi.
– Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz, Theo? – pochylił się do niego, by zajrzeć mu w oczy.
Właśnie, dlaczego?
Theo zerwał się z miejsca i przeszedł po pokoju.
– Powiedział, że jak nie wrócę po świętach, pójdzie do Amber… do jej domu. – powiedział cicho – Chciałem wrócić. Dla nich, rozumiesz? – zapytał.
Anthony poczuł nagły skok adrenaliny. Tysiące myśli ponownie zalało jego głowę. Nie wiedział do czego zdolny jest Preston, ale nie mógł tego zignorować.
– Wtedy… wcześniej też groził, że coś zrobi Dorothy… – dotarł do niego głos chłopaka
– Dlatego do niego wróciłeś, po tym jak zabrałem cię do siebie? – zapytał czując jak pod skórą napinają mu się wszystkie mięśnie.
Theo pokiwał tylko głową.
– Przepraszam. – dodał jeszcze. – Chyba po prostu się bałem. – przyznał w końcu łamiącym się głosem chłopak.
Wszystko stało się jakby prostsze dla Anthonego. W końcu Theo wtedy mógł uciec dokądś indziej, do innego miasta, a wrócił do Prestona, by ten go nadal miał. Każdego dnia przecież wychodził do pracy, ale za każdym razem tam wracał, do tej obskurnej kamienicy, pomimo tylu okazji do ucieczki.
Oczywiście prościej byłoby gdyby zawiadomił policję, ale Anthony nie mógł przecież mieć do niego o to żalu. Był zastraszany i szantażowany. Bał się.
Anthony podszedł do niego i przytulił go mocno.
– Nie przepraszaj mnie za to… – powiedział wdychając zapach chłopaka – Dobrze, że mi o tym powiedziałeś teraz ja się tym zajmę, a ty niczego się nie bój. U mnie jesteś bezpieczny. – zapewnił blondyn.
I wtedy zadzwonił telefon.
Obaj drgnęli i dopiero po trzecim sygnale Anthony oderwał się od Theo i podniósł słuchawkę.
– Tak? – zapytał schrypniętym głosem.
– Anthony… Błagam przyjedźcie natychmiast! – zawołała Amber zduszonym szeptem.
– Co się stało? – rzucił szybko.
Rzadko zdarzało się, by jego siostra była tak przejęta. W jej drżącym głosie wyraźnie słychać było strach. Najgorsze scenariusze zaczęły ukazywać mu się przed oczyma.
– George ma dyżur w szpitalu. – tłumaczyła gorączkowo kobieta – I ja nie wiem… Boże… Anthony, on ma film z Theo… jak… jak… – jąkała się.
Anthony zmarszczył brwi.
– Kto? – zapytał krótko.
– Przedstawił się jako Preston… błagam przyjedź… – rzuciła jeszcze.
Anthony przełknął ciężką gulę rosnącą mu w gardle. Preston i film z Theo?
Tylko jedno mogło  na nim być.
– Zaraz będziemy. – westchnął rozłączając się.
Kiedy odłożył słuchawkę, odwrócił się by spojrzeć na chłopaka.
– Musimy jechać do Amber. – powiedział, widząc jego przerażone spojrzenie.  –  Preston jest u niej…
Twarz Theo stężała.

Anthony pogłaskał go uspokajająco po udzie, gdy zatrzymywali się przed domem Amber. Chłopak rzucił mu tylko przerażone spojrzenie i wyskoczył z samochodu, ruszając od razu kamienistą ścieżką prowadzącą do dębowych drzwi.
Anthony ruszył zaraz za nim, i nim zdążyli zadzwonić, drzwi otworzyły się, i stanęła w nich Amber.
Spojrzała na nich przestraszonym wzrokiem i wpuściła do środka.
– Wysłałam małą na górę… – mruknęła i poprowadziła ich do jasnego salonu – Gdyby jeszcze George był w domu…  Dzwoniłam do niego, mówił, że zaraz będzie…Theo, on mi… – zwróciła się do chłopaka.
– Spokojnie, załatwimy to szybko. –  uspokoił ją brat i ruszył do pomieszczenia za Theo.
Theo szedł na miękkich nogach do salonu i oparł się o futrynę.
Na jasnej kanapie siedział rozparty Preston i z zadowoleniem wypisanym na twarzy popijał herbatę z wielkiego kubka.
Na widok mężczyzn uśmiechnął się z wyższością.
– Co ty tu kurwa, robisz…? – warknął chłopak przez zaciśnięte gardło.
Zemdliło go na sam widok faceta. Jak w ogóle śmiał się tu pokazywać!?
– Mamy kilka niedokończonych spraw, Theo… – zacmokał Preston. – Ostrzegałem cię, prawda?
– My?! Chyba żartujesz! –  zaśmiał się chłopak podchodząc bliżej. – Nie mamy ŻADNYCH niedokończonych spraw! – krzyknął.
Anthony przyglądał się ze zmarszczonymi brwiami sytuacji, a Amber stojąc obok przygryzała paznokcie.
– Theo… – jęknęła bezradnie. – Ale on ma… – zaczęła.
– Jak w ogóle możesz się tutaj pokazywać!? – wrzasnął chłopak ignorując kobietę.
– Theo, uspokój się… – odezwał się Anthony, mierząc faceta złym spojrzeniem.
W głowie miał mętlik. Jak to się mogło w ogóle stać?! Przecież dostał kasę za pokój, dostawał jego Theo przez dwa miesiące… Więc czego jeszcze chciał?! Skąd przede wszystkim miał ten adres?! Nie mógł zostawić chłopaka w spokoju? Cholera jasna!
–  A propos pokazywania… – uśmiechnął się żółtymi zębami Preston – Amber, kochana, mogłabyś? – zapytał wskazując ręką telewizor wiszący na ścianie.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy i zacisnęła powieki.
– Och… No dobrze… – westchnął teatralnie mężczyzna i sięgnął spoconą dłonią po pilota. Kiedy tylko nacisnął przycisk, całe pomieszczenie wypełniło się jękami i posapywaniem.
Na ekranie, w dość słabym ujęciu widoczny był Theo,  szybko posuwany przez mężczyznę.
Chłopak zbladł i aż oparł się bardziej o ścianę. To nie mogło dziać się naprawdę… Widział swoje wychudzone ciało, po którym Preston przesuwał dłońmi, zwieszoną głowę, zakrytą włosami, drżące ramiona którymi się podpierał. Słyszał jak  brzuch mężczyzny obija się o jego tyłek, jak poklepuje go dłonią, jak jęczy jego imię, jak charczy nad nim…
Anthony w jednej chwili rzucił się do telewizora i wyłączył go.
– Jeżeli przyszedłeś po jakieś pieniądze, to zapewniam cię, że ich nie dostaniesz! – warknął, starając się nie wybuchnąć. – I radzę ci  wyjść stąd nim zadzwonię po policję.
Spojrzał na usatysfakcjonowaną minę mężczyzny.
– Och, to szkoda… – zaśmiał się ironicznie Preston – Ale, Theo to ładny chłopak, na pewno zarobię na tym filmiku… Ostrzegałem go, radziłem by wrócił,  ale nie, on wolał…
W ułamku sekundy, Anthony zauważył jak Theo rzuca się na mężczyznę. Kubek z herbatą rozbił się na białym dywanie, barwiąc go wielką, brązową plamą.
– CO TY KURWA, MYŚLISZ?! – wrzasnął, zaczynając okładać go pięściami – ŻE JESTEŚ JAKIMŚ PIERDOLONYM GANGSTEREM?!
Preston nawet nie zdążył zakryć się rękoma.
Amber krzyknęła, zakrywając usta dłońmi.
– Mamo… – usłyszała cienki głosik, a widząc na szczycie schodów małą Dorothy szybko podbiegła i zabrała ją do pokoju.
– To nic takiego.  – powiedziała drżącym głosem i usiadła z nią na łóżku, tuląc do siebie.
– To wujcio? I Theo? – zapytała Dorothy niewinnym głosikiem.
– Tak, rozmawiają z tym panem, co przedtem przyszedł. – wytłumaczyła Amber patrząc na skamląca pod drzwiami Mayę.
Nie rozumiała się właściwie działo wokół niej.
– Wszystko będzie dobrze. – zapewniła małą, po czym zacisnęła dłonie na uszach małej i zaczęła się z nią kołysać, wsłuchana w odgłosy dochodzące z dołu.
– JESZCZE CI KURWA MAŁO? – krzyczał chłopak bijąc go po twarzy na oślep.
Jedno uderzenie, drugie, trzecie… Przestał nawet liczyć, bo szło mu coraz lepiej. Już po chwili poczuł wilgoć na knykciach, ale co to było? Ślina? Krew?
Nagle zadał sobie sprawę z tego, że ktoś odciąga go za ramiona do tyłu. Zaczął kopać siedzącego na kanapie mężczyznę, a widząc jak ten zwija się z bólu zaśmiał się szyderczo.
– Prze-prze… przestań… – wycharczał Preston. – Błagam…
– Co teraz!? – prychnął Theo, wyrywając się Anthonemu – Już nie jesteś taki cwany!? – kopnął go jeszcze raz w brzuch.
Widok zmasakrowanej, zakrwawionej twarzy mężczyzny przyniósł mu ulgę. Wielką ulgę, jakby właśnie zemścił się za wszystko, co złego go spotkało w życiu. Sam sobie się dziwił, że był w ogóle w stanie go zaatakować lecz bolesne jęki mężczyzny były ukojeniem dla jego uszu.
Chciał więcej. Zdecydowanie.
Z radością dostrzegł błyszczące łzy, spływające po policzku Prestona. Ich też powinno być więcej. Powinien dowiedzieć  się, że nie ma żadnego prawa nachodzić Amber w domu, że nie miał prawa poniżać go i gwałcić przez całe cholerne dwa miesiące! Powinien czołgać się i błagać o przebaczenie. Ale nie dostałby go! Takich rzeczy się nie wybacza!
Brunet czuł pulsujące tętno, oddychał ciężko przez nos cały aż się jeżąc i szykując do następnego ataku.
To nie może się więcej powtórzyć. Ta sytuacja, ten film, nikt więcej nie może go zobaczyć, jedynym sposobem, by tak się nie stało jest…
– Theo! – usłyszał mocny głos blondyna – Theo, przestań już…!
Poczuł wokół siebie silne ramiona mężczyzny i jego oddech przy swoim policzku.
Odetchnął ciężko kilka razy.
– Już? – zapytał Anthony.
Chłopak nie odezwał się ani słowem, tylko odetchnął jeszcze kilka razy. Poczuł jak uścisk lżeje.
Boże… Co on chciał zrobić?!
Anthony puścił chłopaka i  podszedł do mężczyzny zwijającego się z bólu na kanapie.
– Nadal chcesz jakichś pieniędzy? – syknął do niego. – Nadal go chcesz? – wysyczał  do niego szarpiąc go za przepoconą koszulę, by unieść go do góry.
– Nnn… nie – wycharczał Preston.
– Co tu się dzieje? – do pomieszczenia wpadł George.
Jego wzrok padł na zakrwawionego, zwalistego mężczyznę, nad którym pochylał się Anthony. Theo stał pod ścianą, blady i drżący.
– Gdzie Amber i Dorothy? – zapytał natychmiast, podchodząc do chłopaka. – Dobrze się czujesz? – zapytał, przykładając mu dłonie do policzków.
– Na górze. – rzucił mu Anthony.
Gdy Theo pokiwał głową na znak, że nic mu nie jest, George odwrócił się do blondyna i przykucnął przy kanapie.
– Anthony, co tu się dzieje? – zapytał ponownie i zaczął oglądać poturbowanego mężczyznę.
Architekt myślał gorączkowo co zrobić w takiej sytuacji.
Przed oczyma nadal miał wściekłego Theo. Z dziką furią okładał mężczyznę pięściami, głuchy na jego żałosne jęki i błagania, by przestał.  Chłopak zachowywał się jakby chciał go po prostu zabić. Anthony czuł, że wszystko zaczyna wymykać mu się z rąk, a zimny pot zlał jego plecy. Co miał teraz zrobić?
Zerknął kątem oka na Theo. Chłopak był w szoku. Cały drżał, a jego twarz miała nieobecny wyraz.
– Kurwa! – warknął zrezygnowany.
– Powiesz mi w końcu co się tu, do cholery jasnej, dzieje?! – wrzasnął na niego George.
Gdy zadzwoniła do niego Amber, cała zapłakana, zupełnie nie mógł dowiedzieć się od niej co się właściwie stało.  Upewnił się tylko, że ma go kto zastąpić na oddziale i narzucając płaszcz na fartuch lekarski pognał do domu.
– Powiem. W drodze ci wszystko opowiem. – odparł Anthony.
W  jednej sekundzie postanowił odwieźć mężczyznę do tamtej kamienicy, przecież nie mógł go po prostu wywalić za drzwi. Nie mógł go tu zostawić. Nie mógł zadzwonić na policję, skoro jedyną poszkodowaną osobą był ten chuj.
– Pomóż mi. – sapnął do Georga, podnosząc zwaliste ciało na półprzytomnego mężczyzny. – Theo, zaczekaj tu na mnie. – rzucił przez ramię, gdy wychodzili z domu w kierunku samochodu.
Kiedy wyszli, Theo rozejrzał się po salonie. Uniósł ręce  i zobaczył na nich krew mężczyzny.
Boże…
Naprawdę taki był? Przecież doskonale pamiętał to uczucie sprzed chwili. Podobało mu się to, jak Preston jęczał z bólu. Jak błagał go, by przestał. To było tylko kilkanaście sekund, a on jednak poczuł satysfakcję z bólu, który zadał mężczyźnie. Chciał go zgnieść, zniszczyć… zabić…?
Zadrżał.
Naprawdę był tak bezwzględny i bezlitosny?
– Theo… – usłyszał przy sobie cichy kobiecy głos.
Powoli uniósł nieobecne spojrzenie na Amber.
Widziała to. Jak Preston go pieprzy. Jak on sam wyżywa się na mężczyźnie.
Co teraz o nim myślała?
Chyba wolał nie wiedzieć.
– Przepraszam… – powiedział tylko.
Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Szybko ruszył do drzwi.
– Dokąd idziesz, Theo? – zawołała za nim Amber – Zaczekaj na Anthonego.
Chłopak nie zatrzymał się.
– Będzie się martwił, Theo! – rzuciła jeszcze – Nie uciekaj! Daj sobie pomóc! – krzyknęła, wybiegając za nim na próg. – Wróć do domu. Powiem mu, że tam na niego czekasz! – dodała za znikającą w mroku sylwetką.

– Rozumiesz, to? – warknął Anthony kończąc swoją opowieść i skręcając w tym samym czasie na ulicę, przy której stała kamienica Prestona. – Szantażował go, żeby go…! Kurwa i to jeszcze czym?! Amber i Dorothy?! – uderzył w kierownicę.
George jęknął tylko i z niedowierzaniem słuchał opowieści mężczyzny. Co chwila zerkał do tyłu by upewnić się, że leżący tam mężczyzna żyje. Brakowało im jeszcze trupa! Zacisnął mocno dłonie na trzymanej na kolanach torbie, w której miał wszystkie przyrządy lekarskie potrzebne do pierwszej pomocy. Starał opanować swój gniew, był przecież spokojnym człowiekiem.
Wysiedli z auta i zaprowadzili mężczyznę do kamienicy. Weszli do zaśmieconego mieszkanka Prestona i rzucili go na łóżko. Mężczyzna jęczał z bólu. Dobrze, pomyślał George, znaczy, że żyje.
– Nalej wody. – rozkazał Anthonemu i popchnął w jego stronę niewielką blaszaną miseczkę, zdjętą z małego stolika stojącego obok łóżka. Założył rękawiczki, których kilka par  zawsze miał w  lewej kieszeni fartucha. Osłuchał Prestona zawieszonym na szyi stetoskopem, po czym sprawdził reakcję źrenic wyciągniętą z fartucha latarenką.
Anthony zmierzył wzrokiem miskę. Nie chciał mu pomagać, naprawdę nie chciał! To przez niego Theo… To wszystko przez niego!
Zacisnął mocno szczękę i uniósł miskę, by nabrać do niej wody z kranu umocowanego w kącie pokoju.
TAK TRZEBA BYŁO POSTĄPIĆ, powtarzał uparcie w myślach.
Bez słowa postawił ją przy Georgu, który sięgnął po jakiś leżący obok łach i porwał go na strzępy. Zaraz też zaczął obmywać zakrwawioną twarz Prestona i otworzył przyniesioną  z samochodu apteczkę.
Architekt przetarł twarz dłonią, starając się przegnać sprzed oczu pokazany im wcześniej filmik. Był tak brudny, tak obsceniczny. Z jego Theo, z jego ukochanym Theo.
– Kurwa. – jęknął tylko i przykucnął pod ścianą, obserwując dłonie lekarza. – Co z nim? – zapytał po chwili.
– Rozcięta brew, rozwalony nos, warga… – powiedział oglądając mężczyznę – Podbite oko… Dużo krwi, stosunkowo niewielkie obrażenia. Nic mu nie będzie. – dodał szorstko, ignorując pełne bólu jęki mężczyzny.
Był lekarzem, musiał mu pomóc, musiał do cholery! Starał się nie myśleć, że ten człowiek groził jego rodzinie. Był lekarzem. Lekarzem. Miał i CHCIAŁ pomagać ludziom.
Anthony nagle zerwał się i zaczął przewalać rzeczy należące do Prestona.
– Co ty robisz? – zapytał lekarz, biorąc z torby igłę by zszyć nią brew mężczyzny – Spokojnie, to nie będzie bolało. – zwrócił się do Prestona – Teraz szyję ci brew.
– Filmik. Może ma kopie. – wyjaśnił blondyn, przeszukując szafki ustawione wzdłuż dłuższej ściany wąskiego pokoju.
Przez kilka chwil panowała między nimi cisza, przerywana syknięciami Prestona i dźwiękiem przewalanych przez Anthonego przedmiotów.
– Jak się czujesz? – zapytał George mężczyzny, gdy skończył go opatrywać.
– W…w porządku. – skinął głową Preston nadal oszołomiony tym co go spotkało. Nie tak miało być.
Theo miał wrócić. Sam.
George przesunął po nim spojrzenie. Umyty i opatrzony nie wyglądał tak źle.
– W razie wymiotów, czy bólu głowy zgłoś się do lekarza. Rozumiesz? – zapytał składając swoje rzeczy i odchodząc od mężczyzny.
– Ta-tak. – Preston usiadł na łóżku i jęknął ponownie z bólu, dotykając brudną ręką rozbitej wargi.
– Kopie! – warknął na niego Anthony, podchodząc i szarpiąc go za koszulę. – Masz jakieś kopie tego filmiku?
– Spokojnie, Anthony! – doskoczył do niego George i oderwał jego ręce od mężczyzny.
Preston z żalem, wskazał na małą kamerę starego typu leżącą na stole.
Architekt dopadł do niej i wyciągnął kartę pamięci, po czym szybko przełamał ją  na pół. W pomieszczeniu nie było komputera, więc pytanie jak ten grubas przegrał to na płytę.
– To na pewno tylko jedna? – zapytał stanowczym, szorstkim głosem .
– Tak! –  jęknął.
– Jak przegrałeś to na płytę? – wycedził Anthony.
– W bibliotece m-miejskiej. – zająkał się grubas.
Blondyn odetchnął.
– Dobrze, dobrze. – westchnął nieco uspokojony chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Wolał nawet nie  myśleć jak czuje się Theo. Szybko też ruszył do drzwi.
– Następnym razem gdy zobaczę cię w pobliżu mojego domu od razu dzwonię na policję. – przestrzegł go jeszcze George, po czym wyszedł za Anthonym.
Gdy wsiedli do toyoty blondyna obaj odetchnęli ciężko.
– Kurwa! Kurwa! Kurwa! – wrzasnął architekt waląc dłońmi w kierownicę.
Czuł pod powiekami łzy bezradności. Co miał teraz zrobić? Co miał powiedzieć siostrze? Co zrobić z Theo?
– Spokojnie, Anthony, już po wszystkim, wątpię by… – zaczął George, lecz blondyn przerwał mu głośnym prychnięciem.
– Spokojnie? Może jeszcze dasz mi jakieś tabletki, co? – zakpił, zaraz jednak tego żałując.
Nie potrzebował jeszcze kłótni z Georgiem.
Lekarz odwrócił wzrok. Przez chwilę faktycznie o tym pomyślał.
– Kurwa… – usłyszał z boku – Co teraz Georg? – zapytał bezradnie blondyn, opierając czoło o kierownicę. – Znowu będzie jak na początku. Jak mam być spokojny? Ten facet go zniszczył, rozumiesz? Ja nie umiem mu pomóc. – uniósł głowę, by spojrzeć na stojącą przed nimi ciemną kamienicę.
– Tu go znalazłem, wtedy, dwa tygodnie temu. – powiedział cicho – W jednym w pokoi, ten skurwiel go… – zająknął się z wściekłości – Zabrałem go do siebie. Dzisiaj, jak wracaliśmy zauważyłem coś… zmianę w Theo, a teraz to… Co ja nam zrobić George?
Lekarz zacisnął wargi. Starał się postawić w sytuacji Anthonego, jednak nie mógł wyobrazić sobie siebie i Amber w takiej sytuacji. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Anthony odchylił się w fotelu w otarł wilgotne oczy.
Po chwili bez słowa odpalił silnik i ruszył w stronę osiedla, na którym mieszkała jego siostra.
Gdy wjechali na rozświetlone świątecznymi lampkami osiedle poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Jego biedny Theo.
Szybko przeszli do mieszkania. Od progu rzuciła się na nich Amber i wpadła w ramiona męża.
– George… – jęknęła.
– Co z małą? – zapytał mężczyzna, przyciskając ją mocno do siebie.
– Śpi. – usłyszał jeszcze odpowiedź Anthony nim minął ich i wszedł do salonu.
Pustego salonu.
Theo znowu mu uciekł.
Może jest w łazience? Może śpi w innym pokoju? Mózg podsuwał mu kolejne naiwne wytłumaczenia on nadal jednak stał z zaciśniętymi pięściami wpatrując się w plamę na dywanie, którą Amber zdążyła już zaprać.
Podszedł do telewizora i pochylił się, by wyciągnąć z odtwarzacza płytę. Widocznie Amber o niej zapomniała. A może  bała się ją wyciągnąć?
Przez chwilę wpatrywał się w biały krążek trzymany w dłoniach. Czuł, że opuszczają do wszystkie siły, a dziwny ciężar przygniatał mu klatkę piersiową.
– Ty głupi gówniarzu! – usłyszał po czym poczuł pchnięcie i uderzenie w policzek.
Zaskoczony zamrugał aż  wyrwany z letargu.
Gdzie jest Theo? Musiał być przy nim! Nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Musi być silny. Jest silny. Coś wymyśli, jak zwykle. Wszystko się, kurwa, jakoś ułoży…!
– U kuzynki w Chicago? Tak? – Amber okładała go pięściami ze łzami i żalem w głosie – Jak mogliście mnie tak okłamywać?! Dlaczego mu nie pomogłeś? Latasz za nim wzrokiem jak rozkochany szczyl, zamiast się nim zająć! – rzuciła oskarżycielsko, wytrącając z jego ręki płytę.
– Amber, przestań. – zawołał za nią George.
Cokolwiek zarzucała bratu kobieta, on dobrze wiedział, że Anthony dawał z siebie co tylko mógł.
– Gdybym wiedziała w jakim jest stanie, sama bym się nim zajęła, skoro ty najwidoczniej nie potrafisz!
Anthony sapnął wściekły i złapał siostrę za nadgarstki.
– Robiłem wszystko co mogłem, by mu pomóc! – warknął.
– Tak? – prychnęła sarkastycznie Amber – Właśnie widzę, do czego doprowadziło twoje ‚ wszystko co mogę’ ! Przysięgam ci, że od jutra to ja się nim zajmę! Tak, jak powinno się zajmować osobą w jego sytuacji! – dodała. – Jak mogłeś do tego dopuścić? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś o jego problemach?
– A może on nie chciał się tym chwalić, co? Przypominam, że jest dorosłym mężczyzną, a nie dzieckiem, któremu mogłabyś matkować!
Amber wściekła wyrwała rękę z uścisku i ponownie uderzyła go w twarz.
Georg zaniepokojony obserwował wszystko z boku. Po raz pierwszy był świadkiem takiej kłótni rodzeństwa, jednak z własnego doświadczenia wiedział, że osoba trzecia nie jest do niczego potrzebna.
– Moje matkowanie, na pewno wyszłoby mu na lepsze niż twoja pożal-się-Boże opieka! – wyrzucała z siebie sfrustrowana.
– Myślisz, że to takie proste? – wrzasnął Anthony i poszedł od kobiety zaczynając krążyć po pokoju – Zajmowałaś się kiedyś osobą z depresją? Z osobą po TAKICH przejściach? – podkreślił – Wątpię, byś w tym twoim pisemku o modzie miała ku temu okazję! – zakpił.
– Bez wątpienia zrobiłabym to…
– Oczywiście! Pani wszystko-wiem-najlepiej-Amber!  – przerwał jej natychmiast – I poszłabyś do tej brudnej kamienicy w tych swoich błyszczących szpilkach i ściągnęła tego zwalistego skurwysyna z Theo, tak? – zawołał, a  widząc, że kobieta chce coś wtrącić, zaczął na nowo – Myślisz, że ile razy wyrzucałem sobie ostatnio to, że wtedy poszedłem do pracy? Po tym dniu, kiedy znalazłem go chorego w parku?  Że nie przycisnąłem go bardziej? Że nie wnikałem, odpuściłem? Myślisz, że jak się czułem oglądając codziennie jego siniaki i  zadrapania?! To nie tobie przed oczami wtedy stawał obraz tego gnoja, trzymającego Theo w swoich brudnych  łapach! Nie ty go znalazłaś, prawie nieprzytomnego,  w tej pieprzonej kamienicy, w tej brudnej śmierdzącej pościeli! – wyrzucał z siebie, czując, że teraz nie mógłby już przestać.
Właściwie nie mówił nigdy nikomu jak on się czuł przez te ostatnie dwa tygodnie. Na pierwszym miejscu stawiał Theo, nie myśląc nawet o tym, że to wszytko aż tak się na nim odbiło. O tyle rzeczy miał do siebie żal.
Amber stała jak wryta i patrzyła na wybuch brata. Na jego twarzy malowało się tyle uczuć: złość, żal, smutek. Zawsze potrafiła z niego czytać jak z otwartej księgi.
– Ty mieszkałaś z nim i patrzyłaś jak żyje jak lalka? Widziałaś jego obojętne wzruszenie ramion, gdy poszedł po odebranie wyników krwi? HIV, AIDS, jego wcale to nie obchodziło! Nawet nie wiesz, jak bardzo wymowne i znaczące było jego zachowanie w tym czasie! Każdym gestem, każdym szklistym spojrzeniem, dawał mi do zrozumienia jak bardzo nie chce już żyć. Wiesz ile razy bałem się, że po prostu pewnego razu nie wróci z pracy? Jak myślisz, jak się czułem udając każdego dnia, że to kolejny, zwykłym, normalny, piękny dzień? Byleby tylko czuł się lepiej, byle by czuł, że jestem cholernie silny, na tyle by mógłby mieć we mnie jakieś oparcie?!
– Nie zmienia to faktu, że sobie nie radzisz, Anthony, zrozum! – Amber z zaciśniętymi pięściami, wdarła się w końcu w jego wyznanie. – On w swoim stanie potrzebuje specjalistycznej opieki!
Anthony zadrżał i zacisnął szczękę. Podszedł do leżącej na ziemi płyty i podniósł ją łamiąc z trzaskiem.
– Myślisz, że nie wiem? Że nie myślałem o tym? Nie proponowałem? Że tylko ty jesteś taka inteligentna? Że tylko tobie na nim zależy? – zdenerwował się i podszedł blisko do kobiety – Nie pozwolę ci teraz go zabrać! Zajmę się nim jak najlepiej tylko potrafię! – wysyczał jej w twarz.
Amber po raz kolejny spojrzała na niego przerażona.
– Anthony, to się robi chore… – zaczęła cicho.
Teraz już nie poznawała go wcale.
Anthony zmroził kobietę spojrzeniem.
– Chore? – zironizował – Pomyśl czy ty nie zwariowałabyś patrząc codziennie jak osoba, którą… jak chociażby Georg – machnął ręką w kierunku przyklejonego do futryny mężczyzny, i starał się zapanować nad drżeniem głosu – Jak cierpi? Jak bardzo coś go dusi w środku? Jak bardzo siebie nienawidzi, nie akceptuje? Co byłoby, gdybyś nie miała TAK idealnego życia? Jakby nagle zaczęło ci się psuć? Co byś czuła?
– Anthony, nie bądź…
– Przestań  już Amber! – warknął – Nie jestem już małym chłopcem, byś mogła rozstawiać mnie po kątach! Powiedz mi tylko dokąd poszedł!?
Amber przełknęła ślinę.
– Do domu. – odparła cicho. – Chyba… Ale ty nie…
Anthony nie czekał już dłużej, odwrócił się i popędził do drzwi, łapiąc po drodze twarde spojrzenie Georga.
Nie obchodziło go co o nim myślą. Że zwariował? Bardzo dobrze, niech myślą.
Bardzo zresztą możliwe, że tak było.

10 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.11

  1. Witam,
    Theo wyznał prawdę, nagle dzwoni Amber, co za facet z tego Prestona, nagrał jak posuwał Theo, Amber i jej słowa mnie trochę wkurzyły, Anthony robił wszystko dla Theo, a sam Theo cały czas uważał jak i uważa, że na nic dobrego nie zasługuje, mam nadzieję, że poszedł do domu…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Kurde, sorki… Coś się stało i mi się strona usunęła. Nie wiem co było nie tak… Całe „Niebo w Piekle” mi znikło. Ale nie martw się, spróbuję to ogarnąć. Nie umiem naprawić tego, ale po prostu założę nowy blog na koncie Another69 i jak się da, to już dzisiaj o 21 wstawię rozdział. Oby tym razem wszystko było ok.
    Kurde, a było pełne tysiąc wejść już i twoje komentarze… Nawet avatar mi się usunął!

  3. Nadrobiłam sobie ostatnie 3 rozdziały, bo przez kilka spraw nie byłam na bieżąco.
    Przez ciebie zapragnęłam świąt! Choinki, prezentów, śniegu, zmroku o 17 i wszystkiego co się z zimą wiąże. Chyba ze mną coś porządnie nie tak, ale ja naprawdę kocham 2 nadchodzące pory roku!
    No a wracając do opowiadania to przez chwilę pomyślałam coś w stylu: Rany, błagam, przecież to taaakie przesadzone, pff
    Po tym stwierdziłam, że i tak kocham tę dwójkę. A w tym rozdziale to już w ogóle.. Chyba chciałabym żeby Theo w końcu trochę ogarnął dupę i przestał się nienawidzić i zaczęło dziać się coś innego, bo ileż można? (Ależ jestem nieczuła… przepraszam Theo!)
    Nooo podsumowując ten bezsensowny komentarz powiem, że kocham tę uroczą parkę i życzę im jak najlepiej.
    Pozdrawiam, Wesołych świąt! xD

    1. Ale ja na każdym kroku podkreślam, ze opowiadanie jest banalne i melodramatyczne, a oni i tak się dziwują, no~~ XDDD
      Wesołych, coke, wesołych~~ Seksistego Mikołaja xD
      Kto wie, może w nadchodzącym rozdziale Mikołaj spełni Twoje życzenia~~

  4. Wiem, jestem okropna, że komentuję dopiero teraz, choć czytam już od dłuższego czasu. Zakochałam się w twoim opowiadaniu od pierwszego wejrzenia i tak samo znienawidziłam Prestona, jak tylko go „zobaczyłam”. Facet jest obleśny. Szczerze współczuję Theo tego, co ten facet mu zrobił. Dobrze mu (Prestonowi) tak, że dostał po mordzie od chłopaka, chociaż nie wiem, skąd on znalazł tyle siły… chociaż był w amoku, to mógł dostać jakiegoś powera.
    Jak się zaczęłam cieszyć, że w końcu szczerze porozmawiali i Theo zdradził Anthony’emu w jakiej sytuacji postawił go Preston, to zadzwoniła Amber i cały nastrój prysł… Wiedziałam, że Preston jest chujem, ale nie spodziewałam się, że posunie się do czegoś takiego. Theo za wszelką cenę chciał ukryć przed Amber, co się z nim działo, a ona nie dość, że się dowiedziała, to jeszcze to zobaczyła. Biedny Theo nie będzie mógł spojrzeć Amber w oczy. Mam nadzieję, że nie zamknie się na powrót w tej swojej skorupie obojętności i nie trzeba będzie go znowu z niej wyciągać, no i że wrócił prosto do domu (Anthony’ego) i nie trzeba go będzie szukać po całym mieście.
    Mam nadzieję, że Anthony i Amber się niedługo pogodzą.
    Polubiłam tatuśka. Bardzo sympatyczny z niego facet. Będzie jeszcze coś z nim?
    Czekam na next.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    1. Dobrze, że w ogóle dałaś znać, co myślisz o opowiadaniu. I fajnie Cię powitać, Saki! C:
      Theo, przez i przy Anthonym zachowuje się zupełnie inaczej niż do tej pory. I na pewno dobrze mu to zrobiło, pobił kolesia który wyrządził my tyle krzywd, a to zawsze przynosi chyba chociaż gram ulgi. No a jak będzie z Theo…
      Mam wrażenie, że do końca pierwszej części będzie już lepiej. Musi. Każdy zasługuje na coś dobrego… Oprócz Prestona.
      Niestety, spotkanie z Amber już na horyzoncie. Ona chyba nie wierzy w ‚moc miłości’ brata do chłopaka. No, ale nie zapominajmy, ze od Theo wszytko zależy,a on na pewno nie chciałby by przez niego rodzeństwo się kłóciło.
      Dziękuję! A następny rozdział już niedługo. C:

  5. Teraz rozumiem o co ci chodziło, gdy pisałaś, że w tym rozdziale będzie pełno emocji. Kurwa no. Wiesz, ciężko mi ogarnąć jak to chuchro pobiło Prestona, ale nie ważne.
    Anthony wybuchnął, dobrze mu to zrobi. Chociaż kontakt z siostrą będzie przeżywał kryzys pewnie. Ale musiał kiedyś powiedzieć co myśli, co czuje, nie? Każdy musi.
    W zasadzie byłam pewna, że to Anthony się rzuci na Prestona. Niby taki spokojny, ale byłam pewna, że nie wytrzyma.
    Wielki ekran, Theo i ten grubas obślizgły… Najgorsze co można było wymyślić. Najgorsze dla Theo, dla Anthony`ego też. Theo długo nie spojrzy Amber w oczy. Ale dobrze, że ona już wie. Georg pewnie później na spokojnie jej wyjaśni resztę.
    Jak Georg mówił, że nie będzie bolało, że spokojnie. Jak pytał jak się czuje itp. gdy go zszywał, miałam ochotę mu kazać szyć go tak, żeby ryczał z bólu, a później dostał zakażenia.
    Ciekawe gdzie poszedł Theo. Myślę, że opcji nie jest tak wiele. Jak nie dom Anthony`ego, to praca lub ławka w parku. Tak mi się zdaje.
    Uh, mogłam przeczytać rozdział później, za dwa dni. Bo skończyło się tak, że przez te dni będę myślała tylko o tym.
    Bardzo wżarły mi się w głowę słowa: „Ja nie umiem mu pomóc”. Ale potrafi. Może to trochę oklepane, ale miłość Theo naprawi.
    Dziwne, że gdyby to było opowiadanie hetero, uznałabym, że jest to głupie, bo miłość nie jest lekiem na wszystko i ogólnie nie lubię takich romantycznych rzeczy. Ale w przypadku opowiadań homo i konkretnie tego, to mnie wzrusza. Dziwne.
    Chce w kolejnym rozdziale trochę czułości!

    1. Myślę, że obaj i Theo, i Preston są takimi dziwnymi postaciami. Theo pobił mężczyznę i dał radę to zrobić, adrenalina i te sprawy. Duże znaczenie miało tez to, że byli u Amber w domu. Przecież Theo chciał dla nich wrócić do kamienicy, więc pewnie nieźle się zdenerwował na wiadomość, ze Preston jest u nich. No i obecność Anthonego, która zawsze dziwnie wpływa na chłopaka. W końcu to jemu jako pierwszemu potrafił wygarnąć. Sam Preston też musiał być zaskoczony, w końcu Theo w kamienicy był jak jego własne dmuchana lala…
      Ja się cieszę, że to jednak był Theo. Jest chuderlawy i wątły, ale jest facetem. Anthony pewnie próbował byto załatwić policją i takimi sprawami, zawsze jest taki opanowany… Ale jakby się na niego rzucił, to nikt z pozostałych nie dałby rady go ściągnąć z mężczyzny. No może George. A trupa raczej nie potrzeba w tym opowiadaniu. I tak jest źle.
      Georg. Jego też to wiele kosztowało. Ale, ze cała ta rodzinka jest taka porządna, a on w dodatku jest lekarzem, myślę, ze postąpił według swojego sumienia.
      Wiesz, ja też nie lubię takich romansów i w ogóle… Gdyby powstał taki film z parką hetero pewnie bym się śmiała. I nie wiem czemu, jak czytałam dzisiaj dwunasty rozdział to aż mi oczy zapiekły.
      A w rozdziale dwunastym rozterek ciąg dalszy i dużo, dużo banalnych słów, i niestety zapowiedziane już przez Amber spotkanie.

      1. Ja z takich filmów też zwykle się śmieje, ale to opowiadania naprawdę mi się podoba, bardzo to dziwne.
        Tym bardziej czekam na dalszy rozdział.
        No i Theo skojarzył mi się z matką, która broni swoich dzieci, heh :P Bo ta adrenalina i miłość do „dzieci”, w tym przypadku do Amber i jej córki, oraz chyba obrona własnej godności przed nimi sprawiła, że miał w sobie na tyle siły by powalić tego grubasa. Matka też potrafi powalić, a nawet zabić większego faceta, serio, były takie przypadki! O.O
        Zresztą u mnie w opowiadaniu też są takie momenty, że jakby to było opowiadanie hetero, to bym była załamana xD
        Zapraszam tak w ogóle, godzina 22 ;)

        1. Oooo…mmm… no ja właśnie próbuję wbić na Twojego bloga, by przeczytać a tu… nic. Co się stało? Usunęłaś się z wordpressa? Przeniosłaś się?
          Mam nadzieję, że nie zwątpiłaś w siebie i swoje opowiadanie…

Dodaj komentarz