Till We Are Vol. 1 Ch.14

Po wczorajszym obiedzie Ethan miał lekkiego kaca moralnego. Mimo wszystko, mógł sobie odpuścić to przedstawienie. Jednak gdy przypominał sobie minę wszystkich zebranych osób, nie mógł powstrzymać jakiegoś wewnętrznego poczucia dumy. Nigdy nie ukrywał przed nikim, że jest gejem, a to przecież oni, jego rodzice, udawali, że nigdy im nie mówił.  A ta dziewczyna z wczoraj? Może jeszcze każą mu się z nią ożenić? Jeszcze tego brakowało!
No i późniejsza atmosfera. Natalie widocznie była skrępowana, a matka jak zwykle roztaczała aurę pewności siebie i opanowania. Jakby wcale nie pocałował dziewczyny w rękę ze słodkim wyznaniem, że jest gejem. Nie usłyszał żadnych wyrzutów, nawet wtedy, gdy Natalie już poszła do domu. Zresztą on zwinął się zaraz po niej, bo i tak te dwie godziny, które tam spędził były stanowczo zbyt długie.
W zasadzie nie wiedział co ze sobą zrobić. Świąteczna przerwa na uczelni dłużyła mu się niemiłosiernie, a miał dosyć siedzenia w domu. Na pójście do Asylumu było stanowczo za wcześnie.
Nagle do głowy wpadł mu pomysł co zrobić z tym dniem.
Ethan zerwał się z łóżka i pognał do łazienki. Umył się szybko, uczesał włosy, wbiegł do garderoby, znajdującej się za gabinetem i ubrał w ulubione ciemne, skórzane spodnie, narzucił jeszcze na siebie cienką, ciemnozieloną koszulkę z długim rękawem, a na to kurtkę i wybiegł z mieszkania.
Pamiętał doskonale gdzie mieszka Anthony. Mężczyzna zabrał go raz ze sobą gdy wracał z pracy i razem pojechali do niego, by mógł się przebrać i jechać do klubu.
Tak dawno już go nie widział!
Z bijącym sercem zjechał windą do garażu i wskoczył do swojego sportowego autka. Było po czwartej, więc Anthony skończył pracę, o ile nie mieli w jego firmie świątecznej przerwy. Nie miał pojęcia jak u nich jest, lecz o tej porze Anthony kończył pracę na pewno.
Pod apartamentowcem Anthonego zatrzymał się przed piąta i z bijącym sercem wszedł do środka, mijając rozleniwionego portiera, który nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Czuł przyjemne podniecenie, gdy wjeżdżał windą na piętro architekta.
Miał przecież prawo go odwiedzić, byli w końcu przyjaciółmi… Poza tym, tak cholernie dawno go nie wiedział! Naprawdę się stęsknił.  A kto wie, może nawet wydarzy się coś zaskakującego?  Będą u niego, Anthony nie miał faceta, więc nic nie stało im na przeszkodzie.
Stanął przed drzwiami i poprawił jeszcze włosy.
Drżącą z podniecenia dłonią nacisnął dzwonek.
Sekundy wlekły się niemiłosiernie nim usłyszał za drzwiami kroki, które podniosły mu ciśnienie. Dawno nie czuł by jego serce tak biło, jakby miało wyskoczyć zaraz z piersi. Oblizał nerwowo wargi i wytarł spocone dłonie o spodnie.
Zupełnie jak zakochany szczyl, pomyślał, uśmiechając się do siebie.
– Ethan? – zapytał zdziwiony Anthony otwierając drzwi. – Co ty tu robisz? – zapytał uśmiechając się tym zniewalającym szatyna uśmiechem – Wchodź. – zaśmiał się architekt i wciągnął chłopaka do środka.
Ethan zaśmiał się z ulgą i podnieceniem.
– Przejeżdżałem obok, a dawno cię nie widziałem. – powiedział schrypniętym głosem – Pomyślałem, sprawdzę czy żyjesz… – powiedział nie wiedząc co zrobić z rękoma.
– Ledwo cię poznałem, w tych włosach. – zaśmiał się blondyn, a Ethanowi podeszło serce do gardła.
Może się wygłupił z tą zmianą fryzury?
– A tak pomyślałem, że coś zrobię z tymi cherubinkowymi loczkami. – prychnął, pocierając palcem brew, by ukryć zdenerwowanie.
– Świetnie wyglądasz. – powiedział mężczyzna i poczochrał go po włosach – No zdejmuj kurtkę, zaraz zrobię ci kawę. – zerknął pytająco na chłopaka.
– Ja… ja tylko na chwilę… – zaprzeczył chłopak, błagając w duchu, by blondyn go zatrzymał.
– Ale kawę wypijesz. – postanowił architekt wchodząc do kuchni i włączając ekspres.
Ethan w tym czasie rozebrał się i rozejrzał po wnętrzu. Ciepłe i nowoczesne, bardzo w  stylu mężczyzny, dokładnie takie jak je zapamiętał.
– No, no… do salonu. – polecił Anthony.
Ethan przeszedł do pomieszczenia i usiadł na progu kanapy.
–  A jak ci święta minęły? – usłyszał z kuchni.
– Nudnie. – powiedział przeciągając się – Starsi pojechali do Paryża, a ja nudziłem się tutaj. Ale co roku spędzam je podobnie, odkąd skończyłem szesnaście lat, więc to nic nowego. A jak u ciebie? – zapytał.
– A bardzo dobrze. – odparł mężczyzna wchodząc do pomieszczenia z dwoma parującymi kubkami. – Byłem w domu, u rodziców. Jedne z najlepszych świąt. – odparł stawiając kubki na stole i siadając w fotelu.
Ethan zsunął się na siedzenie i złapał za kubek.
– Cieszę się. – odparł z błyszczącymi oczyma – A bałem się, że cię nie zastanę. Macie przerwę w firmie?
Anthony popił kawę i oparł kubek o podłokietnik fotela.
– Mhm. Wiesz, poza tym jestem właścicielem, nie muszę być zawsze w firmie, a już szczególnie w święta. Wtedy przychodzą tylko ci, którzy chcą nadgonić z projektami, a ja jestem ponad to. – zaśmiał się przyjaźnie.
Ethan wpatrzył się w mężczyznę.
Uwielbiał go. Jego uśmiech, zawsze przyjazne spojrzenie i jego elegancki styl. Wyglądał dzisiaj wprost porażająco w obcisłych, granitowych spodniach garniturowych i narzuconej niedbale, półprzezroczystej koszuli pod którą mógł zauważyć opinający jego ciało podkoszulek. Cholernie seksownie.
Może powinien mu powiedzieć o swoim uczuciu? W końcu Anthony na pewno zrozumie. Jest przecież takim dobrym i szczerym facetem.
– Ale serio, bałem się, że coś ci się stało. Od prawie trzech tygodni nie było cię w klubie. – powiedział zamiast tego i uśmiechnął się, mając nadzieję, że nie patrzy na mężczyznę zbyt maślanym wzrokiem.
– Nie… – roześmiał się architekt  unosząc się z fotela – Zaraz z resztą poznasz powód mojej nieobecności. – powiedział podchodząc do wejścia do salonu.
Dopiero teraz Ethan zdał sobie sprawę z tego, że do jego uszu rozchodzą szmery z korytarza i już po chwili wyłonił się z niego szczupły chłopak w obszernej szarej bluzie.
Anthony pochylił się i cmoknął go w policzek.
– To jest Theo. – przedstawił chłopaka ciągnąc go za rękę  do kanapy.
Ethan uniósł się i wbił otępiale spojrzenie w zarumienioną twarz  przybyłego.
– Ethan. – przedstawił się ściskając rękę chłopaka.
Był raczej w podobnym wieku co on i dużo szczuplejszy, co było widoczne  nawet pod workowatą bluzą.  Uścisk
dłoni miał raczej niepewny, a spojrzenie nieco nieobecne. I te przeklęte, czarne włosy, splecione w warkocz.
Ethanowi zrobiło się słabo. Co do diabła robił tu ten chłopak?!
– Zrobić ci kawę, Theo? – zapytał Anthony trzymając nadal rękę na plecach bruneta.
– Nie, dzięki. – zaprzeczył Theo głosem, który Ethan od razu znienawidził.
Mężczyźni ewidentnie byli ze sobą. Zresztą jakie mogłoby być inne  wytłumaczenie obecności tego całego Theo? Mieszkali ze sobą nawet, bo chłopak miał klucze i… Najgorsze było spojrzenie Anthonego, którym mierzył chłopaka. Takie… Ethan chciałby, by to na niego tak patrzył! W czym niby lepszy jest ten cały chłopak?! Skąd tak nagle tu się wziął, psując wszystko co mogłoby być między nim, a blondynem?
Ethan zajęty rozmyślaniem, nawet nie słyszał co mówili obaj mężczyźni, ale widział, że mówił głównie Anthony. Theo zachowywał się nieco jak spłoszone zwierzątko.
– No, na mnie już czas. – powiedział, uśmiechając się delikatnie.
– Już? – zapytał Anthony z żalem w głosie. Jednak w tej chwili Ethan był pewny, że ten żal był udawany i najchętniej pozbyłby się go jak najprędzej. W końcu miał tego całego Theo!
– Tak, muszę jeszcze wpaść… do rodziców. – zmyślił na poczekaniu – Mówiłem, że to tylko na chwilę.
– No okej. – powiedział blondyn – Odprowadzę cię do drzwi – dodał odklejając się w końcu spojrzenie od widocznie zawstydzonego bruneta.
Ethan uśmiechnął się, chcąc już wyjść, Było mu duszno i oczy piekły go niemiłosiernie. Po raz pierwszy w życiu  miał taką ochotę płakać. Ruszył więc do drzwi słysząc za sobą kroki architekta. Drżącymi rękoma zapinał buty i kurtkę w końcu odwrócił się i posłał mężczyźnie szeroki uśmiech.
– No nic, to do zobaczenia w Asylumie, mam nadzieję. – powiedział – Zabierz go ze sobą. – dodał, kiwając głową w kierunku salonu.
Anthony zaśmiał się i na nieszczęście dla chłopaka przytulił go lekko.
– Jasne. Fajnie, że wpadłeś. – powiedział, owiewając jego policzek gorącym oddechem.
Ethan zastygł zaciskając zęby.
– To pa. – odparł, odwracając się i znikając za drzwiami.
Na drżących nogach przeszedł do windy i zjechał na dół.
Byle szybciej, szybciej! Do domu, do wina, do łóżka!
Na dole przebiegł szybko przez hall popychając jakiegoś mężczyznę. Nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Dopadł do samochodu i ruszył z piskiem opon.
Czego mu brakowało? Długich pieprzonych włosów? Cieni pod oczami? Kościstych rąk, kurwa!?
Był niemal pewien, że  to on był pierwszy! Skąd w ogóle wziął się ten chłopak?! Przecież znał wielu gejów z Denver! Powinien go kiedyś widzieć, znać chociaż z widzenia. Nawet nie dopuszczał do świadomości, że w mieście, w którym żyje ponad sześćset tysięcy ludzi jednak nie mógł znać wszystkich.
To było tak cholernie nie fair, pomyślał zauważając, że oczy zachodzą mu mgłą. Czemu on nie mógł mieć tej szansy? Może gdyby Anthony poznał go lepiej, pobył z nim, zakochał by się w nim?
Ethan pociągnął nosem i otarł go wierzchem dłoni.
Czemu to na niego nigdy nie patrzył takim wzrokiem? Czemu to jego nie dotykał w taki sposób?
A ten koleś? Wydawał się być taki… zdystansowany. Chłodny nawet. Jakby wstydził się tego, że Anthony go pocałował lekko w  policzek. On by się nie wstydził! Pokazałby całemu światu jak kocha blondyna.
Tylko, że znowu został odrzucony. Bez najmniejszej szansy.
Ostatnio, gdy dzwonił do architekta też pewnie byli razem, dlatego Anthony tak szybko go zbył. Pewnie pierzyli się…  Anthony dotykał go tymi gorącymi dłońmi, całował zdecydowanie i mocno te głupie, niemal dziewczyńskie, usta chłopaka.
Ethan nie mógł pozbyć się sprzed oczu widoku obu mężczyzn w miłosnym uścisku. Jego wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Widział usta tamtego chłopaka wykrzywione w grymasie rozkoszy, dłonie Anthonego przesuwające się po jego szczupłym ciele. Wyobrażał sobie obu mężczyzn kochających się na tej kanapie w  salonie. Niemal słyszał ich westchnienia i jęki, przyśpieszone, zdławione oddechy.
Czuł się tak absurdalnie.
Zaciskając dłonie na kierownicy jechał przez miasto. Śnieg lekko prószył i dopiero po chwili chłopak włączył wycieraczki, zdając sobie z tego sprawę. Chyba miał więcej szczęścia niż rozumu, że trafił na zieloną falę na wszystkich światłach, bo tak na pewno spowodowałby jakiś wypadek.
Ale nie mógł, po prostu nie mógł, skupić się na drodze. Przed oczyma pojawiały mu się coraz śmielsze obrazy z udziałem Anthonego i jego chłopaka.
Ethan otarł oczy i ruchem głowy odrzucił grzywkę na bok.
A może to jego wina? Może powinien powiedzieć Anthonemu co do niego czuje dużo wcześniej? Może architekt dałby mu wtedy szansę? Może gdyby zamiast zachowywać się jak pijany gówniarz, by się o niego chociaż poocierać, byłby poważniejszy i bardziej szczery?
Nie wiedział już czy to on sam zaprzepaścił swoje szanse u mężczyzny, czy to sam Anthony od początku skreślił. Nie mógł myśleć racjonalnie.
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że dojeżdża do swojego osiedla. Byle szybciej do domu, musiał się napić. Później pójdzie do klubu, potańczy z którymś z tych napalonych facetów, którzy nie wahali się trzepać sobie nawzajem na parkiecie, myśląc chyba, że nikt tego nie widzi i pójdzie z jakimś do domu. Tak, to idealny pomysł, pomyślał nie ścierając już nawet łez, które co jakiś czas spływały po jego policzkach. Wjeżdżając w bramę osiedla, sięgnął ręką do schowka, w którym trzymał paczkę papierosów i wyciągnął ją.
Nagle autem szarpnęło i usłyszał trzask. Upuścił paczkę i usztywnił wszystkie mięśnie.
Wycieraczki ledwo nadążały z odgarnianiem śniegu z przedniej szyby, a on wbił wzrok w światła samochodu, w który wjechał.
Cholera jasna!
Keith  wysiadł z samochodu. Miał przeczucie, że ten dzień był jednak zbyt udany. Klientka bez marudzenia zgodziła się na proponowany projekt i miał całe popołudnie dla siebie, na lunch i herbatę w ulubionym lokalu.
Jak się jednak okazało, spędzi ten czas na rozmowach z ubezpieczycielem i policjantami. Wyciągnął telefon i zerknął w kierunku sportowego, czerwonego auta, stojącego przed nim.
Zaniepokojony brakiem  jakichkolwiek oznak życia ze strony drugiego kierowcy, wsunął telefon z powrotem do kieszeni długiego płaszcza i podbiegł do drzwi kierowcy. Otworzył je gotów na najgorszy widok, jednak jego wzrok padł na wystraszonego, zesztywniałego chłopaka z rękoma zaciśniętymi na kierownicy.
– Hej, nic ci się nie stało? – trącił go w ramię.
Chłopak odwrócił ku niemu twarz i wbił w niego mokre spojrzenie.
Keith ujął go pod ramię i pomógł mu wysiąść z auta.
– Nie ma co płakać, to tylko mała stłuczka. – powiedział, odruchowo głaszcząc szatyna po nastroszonych włosach.
Usta chłopaka zaczęły drżeć, podobnie jak ramiona okryte skórzaną kurtką. Chwilę jeszcze wpatrywał się w mężczyznę i schował twarz w dłoniach.
Keith wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek i wyciągnął jedną.
Chłopak jednak szybko  przetarł twarz rękawami i pociągnął nosem.
– No już, już… – powiedział Keith podając mu chusteczkę – Nic się nie stało.
Nie wiedział, czy chłopak brał go w tej chwili na litość, ale jeżeli tak, to bardzo skutecznie. Szatyn wyglądał jak półtora nieszczęścia, a on miał chyba zbyt miękkie serce.
– Na pewno jakoś się dogadamy. – dodał, widząc jak chłopak zaciska zęby, by bardziej się nie rozpłakać.
Ethan odetchnął głęboko.
Musi wziąć się w garść. Teraz, natychmiast. W końcu nic takiego się nie stało. Teraz miał ważniejszą sprawę niż złamane serce.
– Jasne. – westchnął zapłakanym głosem i odwrócił się do wnętrza samochodu – Niech pan cofnie się na parking – powiedział, widząc zmierzającego w ich kierunku stróża.
Mężczyzna zgodził się i wrócił do auta, poprawiając uprzednio zafrasowanego wydarzeniem dozorcę.
Kiedy obaj zaparkowali na parkingu, Ethan wysiadł z auta i przeszukał kieszenie w poszukiwaniu portfela.
– Zapłacę oczywiście za szkody  – powiedział, gdy doszedł do niego drugi mężczyzna.
Wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu obejrzał przedni zderzak swojego auta. Na szczęście nie był bardzo wgnieciony, a już na pewno mniej niż zderzak, lekkiego autka chłopaka.
Podszedł do szatyna i przyjrzał się jego zapuchniętej twarzy. Miał ochotę go przytulić, pomyślał marszcząc szerokie brwi.
– Wszystko w porządku? – zapytał zamiast tego i oparł się o bok swojego czarnego samochodu.
Ethan podniósł wzrok na twarz mężczyzny. Z brązowych oczu bez trudu mógł wyczytać zaniepokojenie i współczucie, które sprawiały że ponownie poczuł łzy w oczach. Chyba nie mógł być bardziej żałosny.
– Tak. – mruknął, zaglądając do portfela, który jak się okazało był pusty.
Ponownie podniósł wzrok na mężczyznę. Wyglądał na dużo starszego od niego. Miał szeroką szczękę, krzywy i nieco garbaty  nos, nadający jego twarzy charakteru i prawie mlecznobiałe włosy zaczesane z grzywki i  spięte z tyłu, wąską wsuwką, jak wcześniej zauważył. W kącikach oczu miał zmarszczki, które sprawiały wrażenie, jakby jego oczy bezustannie się śmiały.
– Musiałbym tylko skoczyć do mieszkania po książeczkę czekową. – powiedział.
Keith uśmiechnął się pokrzepiająco do chłopaka.
– Nie wyglądasz najlepiej. – powiedział niskim głosem – Może lepiej będzie, jak cię odprowadzę? – zapytał autentycznie zmartwiony.
Ethan przetarł oczy zimnymi palcami. W sumie też nie wierzył sobie na słowo.
– Okej, niech pan idzie za mną. – powiedział i po zamknięciu samochodu ruszył w kierunku jednego z wieżowców.
Kiedy weszli do jego mieszkania zrzucił kurtkę i buty.
– Proszę, niech pan siada. – wskazał mężczyźnie jeden z foteli i zniknął w gabinecie w poszukiwaniu książeczki.
Keith rozejrzał się po wnętrzu i uśmiechnął się kącikiem ust. Wielkie łóżko skąpane w czerwieni zrobiło na nim duże wrażenie i jakoś tak odruchowo pomyślał o Jane, której na pewno by się spodobało.
Był zaintrygowany.
Poszedł do biblioteki i przesunął palcem po grzbietach książek, których chłopak posiadał w mieszkaniu cholernie dużo. Rozejrzał się wokół i z zaskoczeniem stwierdził, że w pomieszczeniu nie ma telewizora.
– Prosiłem, by pan usiadł. – usłyszał i odwrócił się w kierunku chłopaka który przeszedł do stolika i usiadł w jednym z foteli.
– Ładne mieszkanie. – powiedział, rozpinając płaszcz i siadając w czerwonym fotelu.
– Dzięki. – burknął chłopak i pochylił się nad blankietem – Komu mam wypisać?
– Keith Hayward. – przedstawił się mężczyzna, obserwując Ethana z błąkającym mu się na ustach uśmiechem.
– Ile pan chce? – zapytał szatyn pociągając nosem.
– Powiesz mi co się stało? – zapytał Keith – Bo chyba to nie przez tę małą stłuczkę? – dodał, wskazując palcem na twarz chłopaka.
Ethan zmarszczył brwi jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem.
– To chyba nie pańska sprawa. – odparł twardo, jednak drżąca warga zdradziła go szybko.
Odwrócił spojrzenie, jakby to miało go uchronić przed przenikliwym spojrzeniem blondyna.
– Tysiąc? Dwa? Pięć tysięcy? – zapytał przez zaciśnięte wargi.
Keith westchnął.
– Jak masz na imię? – zapytał.
– Ethan. – westchnął chłopak i wypełnił czek, zostawiając tylko miejsce na kwotę.
Wyrwał kartkę z bloczku i podsunął ją mężczyźnie.
– Niech pan sobie wpisze kwotę. – powiedział wstając i spojrzał wyczekująco  na blondyna.
Był zmęczony i miał wrażenie, że lada chwila a wybuchnie. Chciał po prostu zakopać się w pościeli z butelką wina i dojść do ładu ze wszystkimi myślami, jakie kłębiły mu się  w głowie, a  ten mężczyzna tak natarczywie wbijał w niego spojrzenie i dociekał. Jakby coś go obchodziło jego życie. A przecież byli sobie zupełnie obcy. Nie mógł wziąć czeku, wpisać w niego jakąś astronomiczną kwotę i uciec na Hawaje?
Keith przetarł dłonią gładko ogolone policzki i przyjrzał się chłopakowi.
Jakoś już tak miał, że gdy widział zmartwionych, smutnych ludzi nie mógł odpuścić. A poza tym chłopak tak bardzo…
– Do widzenia panu. – powiedział stanowczo chłopak, wyrywając go z zamyślenia.
Keith zmarszczył brwi.
– Ethan. – zaczął mężczyzna – Mam dla ciebie propozycję. W galerii na północy miasta wystawiają dzisiaj jakąś sztukę… o elfach, czy coś… Może chcesz pójść?
Ethan spojrzał w zaskoczeniu na mężczyznę.
– Słucham? – zamrugał powiekami.
– Sztuka, elfy, centrum…
Ethan zacisnął dłonie na oparciu fotela. Naprawdę w tej chwili dziękował matce za to, jak go wychowała. Od razu też przybrał maskę zimnego profesjonalizmu, który nie pozwalał ani wybuchnąć złością, ani płaczem. Przynajmniej nie publicznie.
– Nie sądzę, by był to dobry pomysł. – odparł szatyn – Poza tym nie wiem po co pan to robi, niech pan weźmie czek i po prostu pójdzie.
– Jak mogę pójść, widząc, że dzieje się z tobą coś niedobrego? – zawołał mężczyzna.
– Ale to chyba nie jest pańska sprawa. – powiedział zimno Ethan. – Chyba, że chce pan wysłuchiwać o gejowskich romansach, zauroczeniach i ich konsekwencjach. – rzucił mając nadzieję, że tym skutecznie przegoni mężczyznę.
Blondyn nawet jeżeli był lekko zaskoczony, nie dał tego po sobie poznać. Zsunął z ramion płaszcz i przewiesił go przez oparcie fotela.
– Czasami łatwiej wygadać się komuś obcemu. – dodał, rozpinając marynarkę.
Ethan zmierzył wzrokiem siedzącego w fotelu mężczyznę, który ubrany w pełny garnitur spojrzał na niego wyczekująco.
Chłopak prychnął i pokręcił głową z niedowierzaniem. Ten facet był naprawdę najbardziej nachalnym i niemożliwym kolesiem jakiego spotkał w życiu. Przeszedł do barku i wyciągnął z niego wino i dwa kieliszki, które ustawił na stoliku. Gdy otworzył butelkę, rozlał trunek do kieliszków i od razu złapał za swój, wypijając go do dna.
Keith patrzył jak chłopak napełnia ponownie naczynie. Sam nie zamierzał pić, w końcu musiał jakoś wrócić do domu.
– To co się dzisiaj stało? – zapytał, gdy chłopak był w połowie drugiego kieliszka.
Ethan spojrzał na niego dziwnie i westchnął, czując jak pieką go zaczerwienione oczy.
– Byłem dzisiaj u Anthonego. – powiedział na wydechu – I był u niego… ten cały Theo. – dodał cynicznie.
Keith pokiwał głową.
– A kim dla ciebie jest Anthony? To twój facet? – zapytał.
Szatyn zaśmiał się, dopijając duszkiem kieliszek i napełniając kolejny.
– Anthony nie jest moim facetem. – prychnął i wstał w  poszukiwaniu papierosów.
Wziął te z wezgłowia łóżka i wysunąwszy jednego zaproponował go blondynowi.
– Dzięki, nie palę. – Keith zmarszczył nos i przypatrywał się chłopakowi, który przestawił popielniczkę na stolik i usiadł luźno w fotelu podpalając papierosa.
Zaciągnął się mocno i przymknął oczy.
– Anthony… – zaczął po chwili – To najlepszy, najuczciwszy i najprzystojniejszy facet jakiego spotkałem w życiu. – powiedział, zerkając na mężczyznę.
W zasadzie mógłby i z nim się dzisiaj przespać.
– Jesteś gejem? – zapytał.
Keith uśmiechnął się lekko.
– Nie, nie jestem. – odparł, nieświadom myśli chłopaka.
– Spałeś kiedyś z facetem?
– Nie. Nigdy mnie jakoś nie ciągnęło. – wytłumaczył niezrażony Keith – A kim jest Theo? – zapytał, chociaż chyba znał już odpowiedź.
Ethan prychnął ponownie i popił z kieliszka.
– Pojawił się znikąd. – westchnął – I to on jest z Anthonym.
– Nie wiedziałeś, że ma kogoś?
– Do niedawna nie miał! – wybuchnął chłopak unosząc się w fotelu – Zawsze… zawsze to ze mną… ze mną był! A teraz? Nie mam już szans z tym chłopakiem. Wiesz jak na niego patrzył? – zapytał, patrząc głęboko w oczy siedzącemu naprzeciw blondynowi – Na mnie nigdy tak nie patrzył. – westchnął, opadając na oparcie i strzepując popiół z papierosa.
– Nie rozumiem… więc byliście kiedyś razem? – zapytał mężczyzna.
– Nie… nigdy. – Ethan przechylił do dna kieliszek i zagasił papierosa w popielniczce. – Pół roku temu, zacząłem chodzić do takiego klubu dla homoseksualistów, tam go poznałem. Zawsze jak się tam spotykaliśmy, on tańczył ze mną, brał mnie na kolana, całował. – powiedział ożywając na chwilę. – A teraz, ma tego… Theo.
Keith spojrzał jak chłopak, drżącymi dłońmi sięga po kolejnego papierosa.
– Ten Anthony… znaczy, chyba nie był do końca uczciwy w stosunku do ciebie, hm? Z tego co mówisz, zachowywał się, jakby mu na tobie zależało. Jakby chciał czegoś więcej…
Ethan zamyślił się przez chwilę i pokręcił przecząco głową.
– Nie… to ja… zachowywałem się jak namolny gówniarz. On od początku był szczery… Gdybyś go poznał, na pewno byś go polubił. Jego nie da się nie lubić. – powiedział zrezygnowany – Ale myślałem, że… prędzej czy później…  – dodał gorzko.
Zapadła cisza, w której Ethan dopił kolejny kieliszek.
– Naprawdę miałem nadzieję, że… zobaczy we mnie to coś… – powiedział cicho, paląc powoli papierosa. – Ale teraz to chyba już nieważne.
Keith, spojrzał zmartwionym wzrokiem na chłopaka. Naprawdę było mu go żal.
– Wiem, że zabrzmi to głupio, – powiedział – ale jesteś przystojnym, młodym chłopakiem, na pewno masz wielu adoratorów i…
– Przestań, proszę cię… – jęknął chłopak, marszcząc brwi – A gdybyś ty był  w mojej sytuacji?
Keith zaśmiał się cicho.
– Wiesz, poznałem moją żonę na balu seniorów w liceum. Akurat po tym, jak moja wymarzona dziewczyna zdradziła mnie ze szkolnym przystojniakiem. – powiedział, a  Ethan zerknął na niego.
Teraz faktycznie dostrzegł wąską obrączkę na jego palcu.
– I też miałem wrażenie, że to już koniec. – powiedział, wracając myślami, do tamtej nocy.
Ethan napełnił kieliszek i przymknął powieki.
– Opowiedz. – poprosił, w sumie cały dzień myślał o Anthonym, chciał odpocząć.
Spojrzał na mężczyznę. Jego twarz promieniała, a zmarszczki wokół oczu pogłębiły się od uśmiechu.
– Hm… W liceum należałem raczej do tej grupy małych kujonów, od których wyciągano prace domowe i odpowiedzi na teście, tylko że ja nie dawałem się tak łatwo. – zaśmiał się – No i na jednym z testów poznałem Lisę. Znaczy ona usiadła obok mnie. Od słowa do słowa, umówiliśmy się, zaczęliśmy ze sobą chodzić. Ona była bardzo ładną dziewczyną, długonogą blondynką. – powiedział – No i poszliśmy na ten bal, na którym przyłapałem ją za dekoracjami, obściskującą się Johnem Anderwsem. – zaśmiał się – Pobiliśmy się. Oczywiście przegrałem. – roześmiał się lekko.
Ethan spojrzał na niego zaskoczony. Czy ten facet właśnie nie opowiadał o zdradzie swojej dziewczyny?
– I co było dalej? – zapytał, gasząc papierosa i popijając wino.
– Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem ją. Jane. Stałem przy samochodzie tamując krew lecącą  z nosa, a ona do mnie podeszła i dając mi chusteczkę, zaproponowała pomoc. – wyjaśnił – Siłą ze mnie wyciągnęła co się stało i powiedziała, że Lisa to podła zołza puszczająca się na prawo i lewo, i że dziwi się, że o tym nie wiedziałem. – roześmiał się ponownie.
– Nie byłeś zły, że mówi tak o twojej dziewczynie?
– Oczywiście, że byłem. Kazałem jej spadać i nie wtrącać się moje życie. – powiedział – Spotkaliśmy się kilka miesięcy później na studiach i Jane, stwierdziła, w typowy dla siebie przekorny sposób, że jestem winny jej kawę za pomoc z nosem. Byliśmy na oddzielnych wydziałach, a ona i tak  znowu się do mnie przyczepiła. Wrabiała w zbiórki na rzecz chorych dzieci, na imprezy charytatywne, wszędzie było jej pełno i wszystkich zarażała swoim optymizmem. Śmiała się, że jestem taki zgorzkniały po rozstaniu z Lisą, ja jej się odgryzałem, żeby się nie odzywała, skoro nie ma doświadczenia, bo nie miała chłopaka. Ona na to, że gdyby chciała bez problemu by go sobie znalazła. Była taka wtedy zła na mnie… – zaśmiał się ciepło – Pamiętam jak się odgrażała, że uwiedzie każdego, którego zechce. – dodał z melancholią – I uwiodła. Mnie.
Ethan zaśmiał się pod nosem, lecz zamilkł zauważając dziwne spojrzenie jakim obdarzył go mężczyzna
– Tak. Dostałem za swoje. – zaśmiał się Keith. – Ale niczego nie żałuję. To najlepsze co mnie w życiu spotkało, że się na mnie uwzięła ta mała wariatka. – powiedział z melancholią, przekręcając na palcu obrączkę.
– Musisz bardzo ją kochać.
Keith po raz kolejny spojrzał mu głęboko w oczy.
– Kocham. – potwierdził, poważniejąc na chwilę.
– Zazdroszczę ci. – rzucił Ethan, odwracając wzrok.
Miał wrażenie, że wszyscy wokół niego są tak szczęśliwi. Tylko on miał jakiegoś pecha w tych sprawach.
– Też bym sobie zazdrościł. – zaśmiał się mężczyzna i spojrzał na zegarek – No nic, muszę już lecieć. –powiedział wstając i zakładając płaszcz.
Po chwili namysłu sięgnął do kieszeni po portfel i wyciągnął z niego dwa białe kartoniki.
– To jest numer do świetnego mechanika. – powiedział, podając mu jeden z nich – Czeka cię chyba sporo klepania. A to moja wizytówka. – podał mu drugi – Jakbyś chciał pogadać, albo się spotkać. Nie wahaj się dzwonić. – uśmiechnął się do niego ciepło.
– Dzięki… – powiedział Ethan biorąc wizytówki i podając mężczyźnie czek – A… weź go. W końcu ta stłuczka to moja wina. – powiedział.
Keith wziął czek bez słowa, mając przeczucie, że i tak go nie zrealizuje. Nie miałby chyba serca.
Nim wyszedł, stanął naprzeciwko chłopaka i położył mu dłonie na ramionach. Był sporo od niego wyższy i Ethan zadarł głowę, by spojrzeć pytająco w jego oczy.
– Spróbuj nie myśleć o tym za dużo. – uśmiechnął się do niego pokrzepiająco – Będzie dobrze. Kiedyś spotkasz faceta, który zauważy w tobie to coś. – dodał i poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł z mieszkania.
 

8 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.14

  1. Witam,
    wyobrażałam sobie, że to Theo otworzy te drzwi, żal mi go, ale Anthony nigdy nie dał mu znać, że coś więcej może być i ten wypadek, dobrze, że to tylko stłuczka… i nic poważniejszego się nie stało….
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Oh, oh, szybko akcja zleciała. Bardzo szybko xD U rodzinki nic się nie stało w zasadzie, no szkoda trochę. Ale co tam. Ethan to kolejny słodziak potrzebujący wybawiciela.. Heh, chyba masz podobny problem co ja xD Bo nie chce by w moich opowiadania było tak mocno pokazane to, że jeden jest potrzebującym biedactwem, a drugi go ratuje… A jednak zawsze tak robię! xD I od początku już wiadomo kto jest bottomem, a kto aktywem.
    Keith jest uroczy i domyślam się, że będzie ważny w opku, bo jest jego portret (jaka ja mądra xD). Ciekawi mnie ta sprawa z żoną… Jak tak opowiadał to już snułam historie. Co wymyśliłam? Jego żona nie żyje, a on ma po niej tylko piękne wspomnienia i wreszcie przez Ethana odkryje swoją orientacje, czyli biseksualizm i będzie z nim! Buhaha! Tak sobie posklejałam to xD
    Ah, te twoje postacie takie słodkie są i wszystkie mam ochotę wytulić. Zabawne, bo w rzeczywistości mało co mnie wzrusza. Niemowlęta mnie przerażają i trochę obrzydzają, a pisząc o nich wyobrażam sobie coś pięknego i słodkiego xD Tak samo tu. W realu ciężko znaleźć czasem kogoś naprawdę urokliwego… Dlatego charakter musi dominować xD
    Fajny rozdział, Ethan jest kochany. Ale i tak przez ten malutki skrawek z Anthonym i Theo, już za nimi zatęskniłam. Czekam na kolejny rozdział :D

    1. No ileż można pisać o sztywnej, wiecznie sprawiającej pozory rodzince. C:
      Mmmmm…. no trochę chyba tak, ale do tej pory aż tak nie zwracałam uwagi, że aż tak to widać. Myślę, jednak że i Ethan, i Keith mają swoje cosie. Poza tym bardziej chyba patrzyłam na ich historie i przejścia niż na to, kto będzie na górze… xD No ale nic to… Hahn no bez przesady nie trzeba być mistrzem dedukcji, żeby ogarnąć, że miedzy tą dwójką będzie coś więcej. Ale w jaki sposób do tego dojdzie i co się okaże z żonką to nic nie zdradzam. xDD
      Okej, ja się cieszę, że moje postacie dają się kochać. Chociaż nie wiem czym Ethan zasłużył w tym rozdziale. xD Ale parafrazując słowa popularnej niegdyś, polskiej wokalistki: Nie ważne za co kochają, ważne by kochali. xD
      A Anthony i Theo wrócą w sobotę… Oj wrócą. xD
      Dzięki! :3

  3. Nie było awantury? Aż dziwne :) No ale w sumie jego starzy też są dziwni, więc się wyrównuje XD Ale chyba czasem lepsza awantura niż taka… cisza.
    Nie spodziewałam się, że tak szybko Ethan dowie się o Theo. No ale im wcześniej, tym lepiej. Mam nadzieję, że Ethan da sobie spokój z Anthonym i szybko spotka faceta, który zauważy w nim to coś. Bo planujesz kogoś dla niego, co? On taki samotny i cierpiący… Niech go ktoś pocieszy… Najlepiej jakiś przystojny gej. Ten facet z dzisiaj się nie liczy, bo hetero. Chociaż chyba dobrze mu zrobiła ta rozmowa mimo wszystko. Chłopak miał szczęście, że trafił na niego (czytaj: zderzył się z nim, a nie jakimś niemiłym panem, co by mu awanturę zrobi). Już myślałam, że coś może między nimi być, a tu takie BUM. Facet jest hetero i na dodatek żonaty. Ten Keith to chyba dłużej w fabule zostanie? Skoro jest w postaciach… Jeśli nie jako kochanek, to przynajmniej przyjaciel? Ethan miał farta, że nie stał się jakiś poważniejszy wypadek.

    „Po apartamentowcem Anthonego zatrzymał się przed piąta i z bijącym sercem wszedł do środka, mijając rozleniwionego portiera, który nawet nie zwrócił na niego uwagi.”- „Pod”
    „– Na pewno jakoś się dogadamy. – doda,ł widząc jak chłopak zaciska zęby, by bardziej się nie rozpłakać.”- popraw przecinek, bo słowo podzieliłaś
    A tak poza tym, tradycyjnie przecinki. Nie chce mi się już ich wypisywać, ale brakuje ich w kilku miejscach.

    Pozdrawiam i weny życzę.

    1. Rodzina Ethana raczej nie robi sensacji z byle powodu. C:
      Keith zostanie, jak najbardziej. Kocham tego faceta. Mam nadzieję, że ty też go pokochasz. Ma taaakie wielkie serducho i raczej Ethan już zasiał w nim jakieś ziarno. Co dalej…? Zobaczymy. C:

      Dzięki ponownie za te literówki.
      I za to, że znowu tu jesteś. C:

  4. Dlaczego, dlaczego…dlaczego Keith ma żonę~?! Dlaczego!!!
    Rozdział super. Poprzedni rozdział sprawił, że Ethana nie lubiłam, ale teraz co raz bardziej się do niego przekonuje.
    Nie wiem jak Ty to robisz, ale każdego bohatera chciałabym wytulać i im szczęście wiaderkami na głowę sypać.
    Jestem ciekawa jak się sytuacja z nimi rozwinie i co będzie się działo z intrygującym Keithem.
    Ten gościu ma dobre serducho jest miły i fajne z niego ciacho~!
    Ale dlaczego ma żonę~!? Cierpiem z tego powodu~ T^T

    1. Oj tam, żona nie ściana… chyba. xD No, ale Keith taki nadal w niej zakochany. Zobaczymy jak to będzie. Następny rozdział już w drodze. : )

      Oho! Tulaśne misiaki mi same wychodzą. Mam nadzieję, że to dobrze.
      Ale liczę na to, że kiedyś uda mi się wykreować takiego bohatera, który będzie czystym złem… xD Pomysł wykwitł w głowie w pracy na nowe opko, ale nie wiem czy uda mi się je napisać. C”

      1. Dokładnie, dokładnie z tą ścianą ;P nad tym faktem strasznie ubolewam, no ale aż tak cudownie być nie może. To by było zbyt piękne i bym była w swoim prywatnym, małym niebie~! (aż się łezka w oku kręci z radości)
        No zawsze można zrobić dwie wersje ^^
        To bardzo dobrze, tulenie jest dobre, misiaki też~! <3
        Nawet jakby ktoś byłby seryjnym mordercą, zabójcą, dziadem, mógłby być nawet stary to nawet taki bohaterów jestem w stanie pokochać.
        Zawsze jest tak, że zakochuję się w największych książkowych degeneratach i skurczybykach~!

Dodaj komentarz