Till We Are Vol. 1 Ch.15

Keith zdmuchnął sprężarką pył ze szlifowanej właśnie płyty i zsunął z twarzy ochronną maskę, by rzucić krytycznym okiem na powoli wynurzający się z ciemnego granitu relief. Przetarł przedramieniem twarz i ignorując burczenie w brzuchu pochylił  się nad kamieniem. Kochał swoją pracę.  Nawet jeżeli spotykał się z opiniami, że to dziwne być rzeźbiarzem pomników i rzeźb do grobowców, on uważał to za najlepszą pracę na świecie. Co prawda często denerwowały go zlecenia skromnych ornamentów na małych, kamiennych bloczkach, które ku jego niezadowoleniu były bardzo popularne w ostatnim czasie. Udało mu się jednak wyrobić własną markę i coraz rzadziej je rzeźbił, zajmując się  rzeźbami i grobowcami z prawdziwego zdarzenia. I zarabiając coraz więcej.
Zdając sobie sprawę, że w garażu zawalonym kamiennymi płytami i narzędziami do ich obróbki, robi się z każdą chwilą ciemniej, przecisnął się między nimi do zainstalowanego w odległym kącie włącznika światła i wyregulował go porządnie. Wiedział, że powinien albo przemeblować garaż, albo założyć nową instalację, by jego pracownia była wygodniejsza, jednak zawsze miał coś pilniejszego.
Wracając otarł ręce o starą, wyblakłą koszulę w kratę i popił wody z butelki stojącej na przyległym do ściany długim blacie. W tej samej chwili usłyszał dzwonek telefonu i po kilku chwilach szukania słuchawki  pomiędzy katalogami, dłutami i fragmentami papieru ściernego przysunął ja do ucha.
– Keith Hayward, w czym mogę pomóc? – zapytał, zsuwając z ręki rękawicę i ocierając usta palcami.
– Witam, moja godność Catherine Linwood. – usłyszał mocny, kobiecy głos – Poleciła mi pana dobra znajoma. Pan zajmuje się rzeźbami do grobów i pomnikami, tak?
Kieth skinął głową jakby kobieta po drugiej stronie mogła to zobaczyć.
– Tak, tak… – odparł szybko, przesuwając rozbieganym wzrokiem po oklejonej zdjęciami, notatkami i wycinkami z gazet, ścianie nad blatem – Tym się zajmuję.
– Świetnie. Chciałabym umówić się na spotkanie w celu omówienia oprawy rzeźbiarskiej do grobowca, który zamierzamy z mężem postawić.
– Oczywiście. – odparł mężczyzna, przerzucając papiery w poszukiwaniu czarnego kalendarza, w którym zapisywał wszystkie spotkania. – Kiedy chciałaby się pani spotkać? – zapytał, gdy odnalazł w końcu notes i otworzył go na teraźniejszym tygodniu.
– Jak najszybciej. – usłyszał natychmiast.
– Może jutro? – zapytał blondyn, szukając wzrokiem jakiegoś długopisu, a w międzyczasie otwierając notes. Pomimo tego, że był strasznie zapominalski, co zawsze wypominała mu żona, mógł się założyć, że jutro miał wolne w czasie lunchu.
– Byłoby cudownie. – usłyszał, gdy znalazł w końcu gruby ołówek kreślarski.
– Mają już państwo firmę stawiającą grobowiec? Jeżeli nie  mogę przedstawić pani kilka dobrych firm na spotkaniu. – powiedział Keith, przebiegając wzrokiem po stronie kalendarza. Jutrzejszego dnia zamierzał tylko rzeźbić, więc prawie cała strona była czysta. Zero spotkań z klientami, tylko on, wiertarki, dłuta i kamienie.
– Mamy, mamy. Chodzi nam tylko o dekoracje. – zaprzeczyła kobieta.
– Dobrze, w takim razie mogę przyjechać do państwa jutro przed pierwszą po południu. – zaproponował mężczyzna – Łatwiej będzie spotkać się u państwa niż w jakiej restauracji. Wezmę ze sobą katalogi i inne materiały, z których będziecie mogli zapoznać się z ofertą.
– Och, wspaniale. Co prawda mąż nie może być na spotkaniu, ale zaproszę syna i razem podejmiemy jakieś decyzje. Ethan ma wspaniały gust.
– Dobrze, poproszę  w takim razie o adres. – rzucił  jeszcze mężczyzna i już po chwili zapisywał go w rubryce.
Kiedy kobieta go podała, pożegnała się z nim, a Keith wrócił do pracy, podczas której zapominał o całym świecie.
Gdy światło w pomieszczeniu znowu zaczęło mu migać spojrzał podirytowany w stronę odległego kąta, gdzie znajdował się regulator. Tak, zdecydowanie musi zmienić instalację. Zerknął jeszcze krótko na zegarek i z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy zdecydował, że druga czterdzieści siedem to najodpowiedniejsza pora, by położyć się spać. Wybił więc korek wychodząc z pomieszczenia jak zwykł to robić, by nie być ponownie zmuszonym do przeciskania się w kierunku włącznika. Przeszedł wąskim korytarzem i już po chwili znalazł się w mieszkaniu. Nie zapalając światła przeszedł pomiędzy meblami i wszedł na górę kierując się do łazienki.
Dopiero, gdy stał pod  prysznicem, zebrał myśli i zaśmiał się, gdy doszedł do wniosku, że poznał już Ethana Linwooda. To przecież był ten chłopak, który wjechał w niego czerwonym autem kilka dni temu i wręczył mu czek, który zapewne tkwił gdzieś w kieszeniach marynarki.
Z drugiej strony, może powinien go odwiedzić? Ostatnio chłopak był w kiepskim stanie po tym jak tamten inny mężczyzna złamał mu serce. Ciekawe też czy wyklepał już auto…
Ale  spotkają się jutro, więc na pewno będą mieli chwilę, by porozmawiać.
Keith wyszedł spod prysznica i otarł się szybko ręcznikiem po czym naciągnął na siebie spodnie od piżamy. Zaczesując ręką opadające na czoło mokre włosy, przeszedł ciemnym korytarzykiem do sypialni. Nie zapalał światła, w końcu znał dom i położenie wszystkich mebli na pamięć. Nie miał ani siły, ani ochoty, a przede wszystkim odwagi niczego zmieniać. Przeszedł szybko do łóżka i położył się po swojej stronie, przykrywając się grubą kołdrą.

Kiedy zatrzymał się przed rezydencją Linwoodów i podszedł do niego strażnik ze stróżówki, wylegitymował się grzecznie, i z krzywym uśmiechem na ustach wjechał na ogromne, zaśnieżone podwórze. Jasny, piętrowy budynek o wielkich oknach robił duże wrażenie, szczególnie, porównując go do małego, błękitnego domku w wiktoriańskim stylu, w jakim sam mieszkał. Sam nie wiedział dlaczego miał jakieś uprzedzenia do takich ludzi, z jakimi kojarzyła mu się  rodzina Linwoodów. W końcu dorobili się wszystkiego sami, jak czytał w intrenecie i stać ich było na przepych, z czym kojarzyła mu się wielka fontanna z nieśmiertelnym putto na środku, i przeklęte, banalne w jego mniemaniu, lwy leżące na słupach przy bramie. Równiusieńki żywopłot i widoczne w oddali fantazyjnie uformowane drzewa otrzepane ze śniegu, jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie i nie mógł oprzeć się syknięciu pod nosem ironicznego: Wersal!
Zaraz zganił się w myślach jak małe dziecko, gdy pomyślał o tym jak zlałaby mu głowę żona, gdyby dowiedziała się o tym, w jak perfidny sposób ocenia obcych ludzi, dzięki którym może zarobić na chleb.
Miał chyba po prostu pecha, że zazwyczaj jego klienci zachowywali się w ten przebrzydły nowobogacki sposób, którym pogardzał. Miał jednak nadzieję, że ta rodzina taka nie będzie.
Zakręcił więc wokół fontanny i zatrzymał swoje czarne volvo przy samochodzie chłopaka stojącym kilka metrów od szerokich schodów. Przechodząc obok samochodu, rzucił okiem na maskę, by przekonać się, że była gładziutka jak z salonu. Ciekawe czy chłopak był u poleconego przez niego mechanika…
Gdy blondyn zadzwonił do drzwi i usłyszał głośny gong z wnętrza domu, skrzywił się nieznacznie i zacisnął dłoń na trzymanej w rękach aktówce.  Mina jeszcze bardziej mu się wykrzywiła na widok lokaja, który otworzył mu drzwi. Teraz już zupełnie nie mógł powstrzymać się od porównania zarówno lokaja do Cadbury’ego jak i samej rezydencji do majątku Richów ze starego filmu „Richie Rich”.
– Dzień dobry. – zaczął powstrzymując uśmiech – Nazywam się Keith Hayward, byłem umówiony z panią Linwood.
Mężczyzna skinął tylko głową i zaprosił go gestem ręki do domu.
Keith wszedł do środka z zaciśniętymi ustami i odganiając lokaja, który chciał mu pomóc w zdjęciu płaszcza, zdjął go i przewiesił sobie przez ramię.
– Pani Linwood i panicz już czekają. – powiedział lokaj i ruszył wzdłuż szerokiego korytarza, wyłożonego marmurem.
Keith powstrzymał parsknięcie na dźwięk sztywnego tonu mężczyzny i ruszył za nim. Po chwili doszli do końca korytarza i weszli do przestronnego saloniku, gdzie na stylizowanych fotelach siedziała elegancka, dojrzała kobieta.
– Witam, panie Hayward! – rzuciła kobieta, podchodząc do niego i ściskając mu rękę obiema dłońmi.
– Dzień dobry. – odparł blondyn.
– Przynieś panu kawę, Stephenie. – dodała do służącego kobieta. – Proszę, niech pan siada. – wskazała jeden z foteli przy okrągłym, szklanym stoliku do kawy.
Keith skrzywił się nieznacznie.
– Ja poproszę herbatę. – powiedział siadając w fotelu.
Nienawidził kawy. Nawet po posłodzeniu i dolaniu hektolitrów mleczka smakowała i pachniała mu jak pomyje.
– Dobrze. Stephenie…? – skinęła na lokaja, który zaraz zniknął w jednym z wejść. – Mój syn zaraz zejdzie. – dodała uprzejmym tonem.
Keith rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilka obrazów i pustych, złoconych ram, do tego łososiowa tapeta w białe paski, meble łączące w sobie zarówno styl barokowy i bardziej nowoczesny, aż biły go po oczach.
– Widzę, jest pani zwolenniczką Starka. – rzucił uprzejmym tonem i sięgnął po postawioną wcześniej przy fotelu aktówkę, którą zaraz po położeniu na kolanach otworzył.
– Można nawet powiedzieć, że największą fanką. – zaśmiała się delikatnie, brzęcząc bogatą biżuterią, którą miała na sobie.
Keith uśmiechnął się do kobiety i wyciągnął pliki z teczki.
– Przejdźmy zatem do rzeczy. – powiedział, kładąc je na stole – Tutaj są wykonane przez mnie rzeźby, niech pani je obejrzy, a później porozmawiamy o pańskiej wizji grobowca.
Pani Linwood skinęła głową i złapała za dokumenty. W tym czasie Cadbury przyniósł na tacy filiżanki z  kawą i herbatą, za którą Keith od razu złapał. Pijąc, znad naczynia obserwował reakcje kobiety, która oglądając kolejne zdjęcia, rzucała na ich temat krótkie uwagi.
Po chwili do saloniku wszedł Ethan i zatrzymał się zszokowany na widok siedzącego w jednym z foteli Keitha. Chłopak nie mógł uwierzyć, że tym oczekiwanym gościem jest właśnie Keith. Nie wiedział jak ma się przy nim zachowywać. Było mu nieco głupio za ostatni wybuch przy mężczyźnie, w końcu powinien być zawsze opanowany i silny, co leżało w naturze ludzi na tym poziomie. A teraz ten mężczyzna siedział w salonie jego rodziców i mierzył wszytko tym dziwnym, krytycznym spojrzeniem.
– Ethan, skarbie. – zaczęła jego matka – To jest pan Hayward – przedstawiła mężczyznę – Zajmie się oprawą rzeźbiarską naszego grobowca.
Ethan przywitał się jak należy i usiadł w fotelu.
– Oprawą rzeźbiarską? – powtórzył po matce jak echo.
– Tak, jego dzieła są może mało znane, ale sam zobacz. – przesunęła w jego stronę plik fotografii – Niesamowite, prawda? – zapytała, popijając kawę z filiżanki i zerkając na syna.
Ethan rzucił ostatnie spojrzenie na mężczyznę i przewertował szybko zdjęcia. Rzeźby i płyty nagrobne jakie na nich ujrzał robiły naprawdę duże wrażenie. Piękne anioły o smutnych twarzach, czy też zwykle ornamenty z roślinnymi motywami, wyglądały przepięknie – dopieszczone w każdym calu.
Ethan jednak zmarszczył brwi i spojrzał na matkę.
– Mamo, – zaczął – co ty znowu wymyśliłaś? Jaki grobowiec? Jakie rzeźby?
– Postanowiliśmy z ojcem wybudować nasz rodziny grobowiec. Trzeba zacząć o tym myśleć.
Ethan podparł dłonią głowę w geście załamania.
– Błagam cię, mamo… – jęknął.
– Im wcześniej tym lepiej. – podsumował kobieta – Chcę byśmy byli przygotowani. Zaplanowaliśmy miejsce także dla ciebie i naszej synowej. – dodała.
Chłopak tylko się skrzywił.
– Mamo, jestem gejem. – jęknął po raz setny i w tej samej chwili zobaczył jak kobieta rzuca rzeźbiarzowi szybkie spojrzenie.
– Błagam Ethan, skończ już z tym. – rzuciła zduszonym głosem Catherine.
Szatyn westchnął głośno i wrócił wzrokiem do zdjęć.
– Przepraszam, mamo. – dodał, po chwili zerkając kątem oka na Keitha.
Mężczyzna nie był ani zaskoczony, ani zniesmaczony, w końcu znał już orientację chłopaka. Posłał szatynowi pełne otuchy spojrzenie.
Ethan wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widział go ostatnio. Był tak bardzo ułożony i porządny. Idealnie wyprasowana koszula, zupełnie do niego nie pasowała, podobnie jak grzeczne, chociaż ciasne dżinsy. Wtedy był chyba ubrany bardziej… wojowniczo. W jakieś skórzane rzeczy. Keith wpatrywał się w chłopaka popijając herbatę  i co raz łapiąc jego spojrzenie na sobie.
Po chwili Catherine odłożyła zdjęcia i katalogi na stół i spojrzała roziskrzonym wzrokiem na rzeźbiarza.
– Bardzo dobrze. Pańskie prace naprawdę robią wrażenie. – powiedziała.
– Dziękuję. – powiedział mężczyzna – To niech pani mi powie, jak pani widzi ten grobowiec.
Kobieta poprawiła się na siedzeniu i zaczęła mówić gestykulując rękoma.
– Pomyślałam, że na portyku, znaczy nad wejściem, powinny być takie małe, aniołki słodkie. – mówiła z emfazą – W środku mógłby pan wyrzeźbić jakieś sceny biblijne, na przemian z tekstami z Biblii, a na każdym z sarkofagów rzeźby członków rodziny. – powiedział szybko – Najlepiej z białego marmuru. Takie w stylu Michała Anioła… albo lepiej Berniniego! No i sarkofagi też powinny być rzeźbione. Może jakieś ornamenty? Roślinne… takie jak tu, na przykład. – powiedziała, wygrzebując ze stosu zdjęć, fotografię rzeźbionego nagrobku – Tylko, żeby było ich nieco więcej. Ach! No i najważniejsze, będzie tam też mały ołtarzyk, nad którym chcielibyśmy wstawić miniaturę jakiejś rzeźby? Może którejś Piety? Albo lepiej ‘Ekstazy świętej Teresy’ Berniniego.
Uśmiech Keitha zastygł mu na ustach, który wpatrywał się w widocznie natchnioną kobietę w niemym szoku. Czy naprawdę łudził się, że nie będą aż tak nowobogaccy i tandetni?
– Co pan o tym myśli?  – dopytała kobieta.
Mężczyzna odchrząknął i spojrzał na Ethana, który także tępo wpatrywał się w kobietę. Może chociaż on mu pomoże?
– Myślę… myślę, że powinniśmy o tym jeszcze porozmawiać. – powiedział powoli, wypuszczając ciężki oddech z płuc. – Najpierw niech pani mi poda wymiary grobowca. – westchnął przygotowując się na najgorsze.
Po godzinie rozmów, gdy kobieta nadal obstawała przy swoim, rezygnując tylko z aż tak bardzo bogatych zdobień na ścianach stwierdził, że musi wyjść zapalić. Naprawdę nigdy wcześniej nie spotkał się z aż tak upartym człowiekiem, z aż tak dziwną wizją. Sam grobowiec chyba wystarczyłby, by podkreślić status rodziny. Chociaż może on za bardzo przywykł do tego, że zawsze udaje mu się przeforsować własne pomysły, które były dużo skromniejsze niż idea kobiety?
Ubrał się i wyszedł przed dom, by odetchnąć zimnym, styczniowym powietrzem.
Rzucił palenie kilka lat temu i nigdy go tak nie ciągnęło do ponownego sięgnięcia po papierosa, jak teraz. Wyjął z wewnętrznej kieszeni zawsze noszoną przy sobie paczkę papierosów i wpatrzył się w nią zmęczonym wzrokiem.
Teraz zaczynał wierzyć w istnienie tak zwanych wampirów energetycznych i był przekonany że Catherine Linwood jest jednym z tych wyżej postawionych w hierarchii.
– Myślałem, że nie palisz. – usłyszał nagle obok siebie i odwrócił się szybko.
Jego wzrok padł na Ethana, który z narzuconą na ramiona kurtką podpalał właśnie papierosa.
– Bo nie palę. – odparł Keith chowając paczkę z powrotem do kieszeni płaszcza.
Ethan zaciągnął się papierosem.
– Nie zrealizowałeś czeku. – zauważył chłopak.
Keith zaśmiał się.
– Nie miałem serca. – dodał – Poza tym zapominałem o nim zupełnie. Ale to chyba nawet lepiej, zostanie wam więcej pieniędzy na te zmyślne rzeźby…
Ethan syknął pod nosem. Było mu naprawdę wstyd za matkę. Jej wizja jak i sam pomysł stawiania grobowca go porażał. Zresztą, po co im teraz ten grobowiec? Nie rozumiał takiego zapobiegawczego myślenia i stawiania na zaś pomników, i nagrobków.
– Tak… – westchnął, paląc powoli i patrząc na nagiego chłopca na czubku fontanny – Jakoś uda nam się wpłynąć na jej zdanie. Pogadam jeszcze z ojcem. Jest rozsądniejszy niż ona. – powiedział.
– Mam nadzieję. – zaśmiał się mężczyzna, patrząc na chłopaka. – A ty jak się czujesz? – zapytał.
Ethan wzruszył ramionami.
– Normalnie. Nic mi nie jest przecież. – zbył go starając się nie gapić.
Nadal był w szoku. Nigdy nie pomyślałby, że Keith jest rzeźbiarzem, tym bardziej rzeźb nagrobnych. Ani też tego, że w taki sposób będzie się opierał jego matce. Imponowało mu to, inni na pewno już dawno by się poddali.
Keith poklepał chłopaka po ramieniu.
– Będzie okay. – powiedział – Wracamy? – zapytał widząc, że chłopak kończy papierosa.
Ethan skinął głową i obaj wrócili do środka.
Po kolejnych trzydziestu minutach rozmów Keith był poirytowany i fizycznie wykończony. Ta kobieta naprawdę miała coś nie tak ze sobą i manią pokazania całemu światu jaka jest bogata i światowa. Jeżeli w tym miał jej pomóc przesadzony i ozłocony grobowiec to super, ale Keith nie miał najmniejszej ochoty przykładać do tego ręki. Zrezygnowany zaproponował kobiecie, że naszkicuje jej elewacje i wnętrze grobowca i przyniesie za dwa dni, by mogła zobaczyć dokładnie jak on go widzi z uwzględnieniem wymogów Catherine.
Jedynym plusem tego popołudnia było ponowne spotkanie z Ethanem. Dziwił się sobie, że poprzednio, przy ich pierwszym spotkaniu nie zauważył jak bardzo chłopak przypomina mu jego żonę. Było to nieco absurdalne, ale naprawdę, nie mógł pozbyć się tego wrażenia, że są ze sobą jakoś powiązani. Oczywiście ta wszechobecna czerwień od razu mu przywiodła na myśl Jane, ale nie przypuszczał nawet, że może ich łączyć coś więcej.
Ethan, który wyglądał bardzo poważnie i sztywno jak wszystko w tym miejscu w jakiś dziwny sposób wybijał się z otoczenia. Może właśnie przez te dziwne podobieństwa? Oczy miał błękitne, zupełnie jak Jane. Nawet wąskie brwi były niemal takie same. Odcień włosów… Ciekawe czy w dotyku były takie same?
Rzeźbiarz miał nadzieję, że pani Linwood zaakceptuje jego propozycję, bo naprawdę chciałby ponownie spotkać się z Ethanem.
Wyszedł z rezydencji Linwoodów z ulgą, licząc również na to, że Ethan porozmawia jeszcze raz na spokojnie z matka i ojcem, i jakoś dojdą do kompromisu.

Po dwóch dniach stanął ponownie pod drzwiami domu Ethana i ponownie przywitała go kopia Cadburego, swoją nieskazitelną, obojętną maską. Chociaż, nawet Cadbury był, jak wiadomo, bardziej wyluzowany.
Tym razem zaprowadził go do położonego na piętrze gabinetu Catherine.
Kobieta siedziała za ciężkim, posrebrzanym biurkiem i uśmiechnęła się lekko na widok Keitha, który zajął miejsce w obszernym fotelu naprzeciwko.
– Witam panie Hayward. – przywitała się zamykając laptopa – Mogę zaproponować panu coś do picia? – zapytała.
Keith uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową. Miał przeczucie, że się nie dogadają, a on nie zabawi tu długo.
– Myślę, że powinna pani rzucić najpierw okiem na moją propozycję.
– Dobrze, niech pan pokaże. Drżę z niecierpliwości.
Rzeźbiarz podał kobiecie teczkę i czekając aż ta zapozna się z jej zawartością, przesunął wzrokiem po wyłożonych orzechowymi panelami ścianach i zaczepionych na nich półkach, na których stało kilka miedzianych posążków, książek i ramek ze zdjęciami.
On sam był zadowolony z projektu, który stworzył o wiele skromniejszy, lecz nadal pełen przepychu według niego. Mając nadzieję, że nie wkopał się stawiając jednak na Berniniego, zamiast na renesansowego Michała Anioła. Zresztą liczył na to, że kobieta nie dostrzeże tej przepaści miedzy dwoma artystami. Postanowił dać na ołtarzyku w środku rzeźbę, a na sarkofagach zostawić tylko bogato zdobione inskrypcje. Frontowa elewacja również była bardziej pod gust inwestorki i wmalował w nią kilka smutnych cherubinków.
Po kilku chwilach kontemplowania wystroju gabinetu, zwrócił spojrzenie ku kobiecie.
– Przyznaję, że nie tego się spodziewałam. – powiedziała, z wyraźnie zepsutą miną na twarzy – Pański projekt jest zupełnie inny niż moja wizja.
Keith uśmiechnął się sztucznie.
– Nie do końca. Tak jak pani sugerowała, poszedłem w barok i Berniniego, unikając jednak zbędnego patosu i przepychu. – odparł mając cichą nadzieję, że kobieta zrezygnuje z jego usług. Chyba nie wytrzymałby z nią kilku miesięcy konsultacji.
Catherine potarła upudrowany policzek i odłożyła projekt na biurko.
– A co z rzeźbami moich bliskich? – zapytała – Liczyłam, że będą… – westchnęła.
– Tak, ja rozumiem. Ale czy nie uważa pani, że taka ilość rzeźb jest zbyt przytłaczająca na rozmiary inwestycji jaką jest grobowiec? – zapytał profesjonalnym tonem blondyn.
– Zawsze możemy go powiększyć. – odparła kobieta.
Keith przesunął wzrokiem po jej surowej twarzy.
– O ile mi wiadomo na tym cmentarzu nie ma zbyt wielkich działek. – dodał, łapiąc się ostatniej deski ratunku.
– Więc wykupimy dwie.  – podsumowała kobieta.
Blondyn poprawił krawat. Nie dość, że musiał użerać się z tą… babą, to jeszcze siedział wbity w ten głupi garnitur. Zawsze starał się wyglądać profesjonalnie na rozmowach z klientami, ale naprawdę nie lubił chodzić w garniturach.
– Dobrze, w takim razie muszę niestety zrezygnować ze współpracy. – westchnął i uniósł się z fotela.
Catherine również wstała i oddała spakowany już do teczki projekt.
– Mi również jest przykro. – powiedziała patrząc jak mężczyzna zbiera się do wyjścia. – Chciałabym jednak złożyć panu inną propozycję. – powiedziała po chwili namysłu.
Keith zaskoczony spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem. Naprawdę wątpił czy mogliby dogadać się w jakiejkolwiek sprawie.
– Niech pan usiądzie. – wskazała mu ponownie fotel. – Chodzi o mojego syna, Ethana. – powiedziała, gdy blondyn usiadł na miejscu.
– Coś się stało? – zapytał, marszcząc brwi.
– Jak pan zapewne ostatnio słyszał, Ethan upiera się, że jest… gejem. – dodała ściszonym głosem.
Keith spojrzał na nią zaskoczony. Nie miał pojęcia do czego zmierza ta rozmowa.
– I co w związku z tym? – dopytał.
Catherine zakręciła kciukami splecionych dłoni i pochyliła się w stronę mężczyzny.
– Chodzi mi o to… – zaczęła – O to, by przekonał się, że bycie  z innym mężczyzną jest niemożliwe. – powiedziała, a widząc wyczekujące spojrzenie rzeźbiarza dodała – Innymi słowy chodzi mi o to, by uwiódł go pan i złamał mu serce.
Mężczyzna spojrzał szeroko rozwartymi oczyma na kobietę.
– Słucham? – zapytał, unosząc się aż w fotelu.
– Widziałam, jak na pana patrzy i jestem niemal pewna, że pociąga go pan w jakiś… dziwny sposób. – dodała pewnym głosem – Oczywiście zapłacę panu ile pan zechce za tę usługę.
Keith aż zacisnął pięści na podłokietniku fotela.
– Nie sadzę bym mógł zrobić coś takiego. – wycedził przez żeby. – Co też mi pani proponuje?! – rzucił aż płonąc na policzkach.
– Tak, zauważyłam na pańskim palcu obrączkę, jednak myślę, że moglibyśmy się dogadać. – kontynuowała kobieta – Za odpowiednią kwot…
– Tutaj wcale nie chodzi o pieniądze. – powiedział siląc się na spokój – Ethan jest gejem i raczej to, że jakiś facet złamie mu serce tego nie zmieni. – dodał. Przecież wiedział, że chłopak już ma je złamane.
Ostatnio zaskoczyło go co prawda to, jak chłopak przeprosił matkę za wyznanie, że jest gejem, ale jakoś nie przywiązał do tego zbyt dużej uwagi pochłonięty rozmową o projekcie.
– To tylko jego chore fanaberie…! – prychnęła zbywczo Catherine – Ale w porządku, rozumiem, że pan się nie zgadza. Skorzystam zatem z pomocy specjalistów.
– Specjalistów? – dopytał mężczyzna, aż bojąc się usłyszeć odpowiedź.
– Tak. – odparł kobieta – Może pan nie wie, ale to się leczy.
– Czy pani jest normalna?! – uniósł głos Keith i wstał wzburzony z miejsca – Jak pani może w ogóle planować coś takiego przeciwko własnemu dziecku!? – warknął, nie dając dojść kobiecie do słowa – Wie pani w ogóle jakimi metodami TO się leczy?! Polecam sięgnąć chociażby do inetrnetu! – wykrzyknął – I niech pani zwróci szczególną uwagę na różnorakie terapie behawioralne. Pasjonująca lektura, zapewniam!
Catherine uniosła się również i cisnęła szorstkim spojrzeniem w mężczyznę.
– Och zapewniam, że nie zamierzam leczyć mojego dziecka prądem czy środkami wymiotnymi. – odparła – To nieludzkie! – rzuciła.
Keith tylko się roześmiał.
– No tak, czyli zaszczucie go przez domorosłych pseudo psychologów lub leczenie hormonami jest bardziej ludzkie, tak?
Kobieta poruszyła kilka razy ustami nie wiedząc co odpowiedzieć.
– Ethan na pewno…. Jeżeli tylko zechce…!
– Ethan nie ma problemu ze swoją orientacją! – odparł bardzo pewny swoich słów –  Może zamiast tego pieprzonego grobowca i wysyłania tego biednego chłopaka na leczenie, niech pani sama porozmawia z dobrym lekarzem! – krzyknął wściekły.
Naprawdę zrobiło mu się aż niedobrze. Doskonale pamiętał jak kiedyś jego żona miała u siebie na leczeniu dziewczynę, którą rodzice wysłali na taką terapię. Nie dość, że hormonami zniszczyli dziewczynie zdrowie to jeszcze nagonką psychiatrów doprowadzili niemal do samobójstwa.
– Jak pan w ogóle śmie…!? Proszę natychmiast stąd wyjść! – krzyknęła kobieta, czerwieniejąc na twarzy.
– Z wielką przyjemnością. – wysyczał mężczyzna i odwrócił się do drzwi – Żegnam panią! – rzucił wychodząc.
Pragnął jak najszybciej wyjść z tego chorego domu. Ci ludzie, a ściślej ta kobieta, była naprawdę nienormalna. Pewnie Ethan swoją orientacją psuł jej nieskazitelny wizerunek… Albo nie mógł przedłużyć rodu i podtrzymać pieprzonego imperium! Ale coś takiego?
Keithowi nie mogło się to pomieścić w głowie. Jak można wpaść na taki pomysł?!
Wściekły wypadł z rezydencji i wsiadł do samochodu.
Pieprzeni bogacze, pomyślał, ruszając ze zrywem sprzed budynku. Musiał chyba porozmawiać o tym z chłopakiem. Nie miał pojęcia tylko jak chłopak zareaguje na wiadomość, że jego własna matka chce go wyleczyć z bycia sobą! Nie wyobrażał sobie chłopaka poddawanego takim terapiom, a już broń Boże tym sadystycznym terapiom behawiorystycznym. Ethan był zbyt delikatny i zbyt wrażliwy na coś takiego.
Jak tylko Keith wyobraził sobie chłopaka w takiej sytuacji, wielka gula stanęła mu w gardle.
I te jego błękitne oczy, z których niewątpliwie nie jeden raz pociekłyby łzy…

W drodze cały czas myślał o chłopaku.
Naprawdę było mu go żal. Nie dość, że cierpiał przez tamtego faceta, to jeszcze miał taką chora matkę.
Gejów i lesbijki często spotykał w poczekalni gabinetu żony, która była psychologiem w ośrodku dla młodzieży.
I słyszał już nie jedną tragiczną historię, która wstrząsała nim równie mocno jak jego żoną.
Musiał pomóc chłopakowi.
Ethan miał coś w sobie. I Keith doskonale wiedział, że chodziło tu o oczy chłopaka, które bardzo przypominały mu błękitne oczy Jane. Miłość do czerwieni i książek, którymi zawaloną miał całą ścianę, też łączyła go z kobietą. To aż niewiarygodne, ile mieli ze sobą wspólnego.
I on miał pozwolić na zmaltretowanie chłopaka? Chyba w życiu by sobie tego nie wybaczył. I jeszcze ta wcześniejsza propozycja, by złamać mu serce! To tak jakby ranił samą Jane, pomyślał marszcząc brwi.
Keith zatrzymał się na parkingu i zgarnął z siedzenia mały bukiecik kwiatków.
Mężczyzna minął w bramie kilka osób i ruszył w dobrze znanym sobie kierunku.
–  Wyobrażasz to sobie, Jane? – zapytał nadal zdenerwowany kucając przy ledwie widocznej spod śniegu, niewielkiej, skromnie rzeźbionej płycie.
Odgarnął ręką śnieg, by widoczny był napis na nagrobku i położył na nim bukiecik.
Keith spojrzał z rozczuleniem na nagrobek, w który włożył chyba całe swoje serce.
– Co oni chcą z nim zrobić? Do jasnej cholery, jak tak można…? – rzucił, patrząc na opadające na płytę płatki śniegu. – Chcę mu pomóc, ale zupełnie nie mam pojęcia co zrobić… – dodał siadając na śniegu i opierając łokcie na podciągniętych kolanach. – Było tak spokojnie dopóki go nie spotkałem… – westchnął.
Rzeczywiście. Dopóki Ethan nie wjechał w niego te kilka dni temu, jego życie ograniczało się tylko do garażu i rozmów z klientami. Od dawna przestał spotykać się ze znajomymi, którzy po śmierci żony zaczęli go unikać. Niby nie wiedzieli jak się przy nim zachować, bali się, że mogliby coś powiedzieć o Jane i go zranić. Dla Keitha to było śmieszne, te ich obawy. Jane umarła, ale to nie znaczyło, że nie mogli o niej rozmawiać, wspominać. Nie chciał jednak zmuszać do tego ludzi. Mieli własne sumienia, własne życia i jeżeli myśleli, że rozmawiając przy nim o kobiecie zranią go bardziej niż odsunięciem się od niego to ich sprawa. Zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy go zostawili, a od części on sam się odciął, ale to było już tak dawno temu. Teraz czasami spotykał się z rodziną zmarłej Jane, szczególnie z Giną, jej młodszą siostrą.
– Pamiętasz, jak kazałaś mi być szczęśliwym? – zapytał – Tak się poczułem wtedy w mieszkaniu tego chłopaka. Spodobałoby ci się. Jest piękne, skąpane w czerwieni i pełne książek. – powiedział, wygrzebując spod śniegu zeszłotygodniowy, zmarznięty bukiecik.  – Co ty byś zrobiła, hm? – zapytał ponownie.
Zapadał już zmrok, ale musiał porozmawiać z żoną.
Keith uwielbiał te chwile. Mógł spokojnie przemyśleć wszystko co się działo w jego życiu, a rzucając w przestrzeń pytania, często znajdował odpowiedzi.
– Poza tym, myślisz, że mógłbym zastąpić mu tego drugiego mężczyznę? Że on mógłby wypełnić pustkę po tobie? – zapytał i zamyślił się – I dlaczego w ogóle o tym myślę, co? – zaśmiał się na głos i poważniejąc spojrzał na opadające wolno płatki śniegu. – Co ty o tym sądzisz, mała, przemądrzała Jane?
Miałby być z Ethanem? Jako para? Nie wyobrażał sobie tego. Nie był nigdy z innym facetem, nawet o tym nie myślał… Ale teraz…? Ethan był przystojny, temu nie mógł zaprzeczyć. I czemu myśli o tym, by z nim być? Tylko dlatego, że chłopak jest gejem? Może powinni się tylko zaprzyjaźnić? Tyle powinno wystarczyć, by uchronić chłopaka przez chorym pomysłem jego matki i pomóc mu ze złamanym sercem.
Uśmiechnął się lekko i wstał otrzepując się ze śniegu.
– Decyzja podjęta, mała. – rzucił – Czas wyjść z garażu. – zaśmiał się odchodząc i postanawiając po raz kolejny zdać się na los.

7 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.15

  1. Witam,
    pierwsza moja myśl przy tej stłuczce, to że może jednak będą razem, odrzuciłam to bo ma żonę, a jak się później okazało zmarła, Keith bardzo interesuje się Ethanem i chce mu pomóc, jego matka mnie aż zdenerwowała…, to fanaberia, że jest gejem, ona powinna się leczyć…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Keith~! Utożsamiam się przystojniaku z tobą, bo czytając rozdział, też miałam maskę xD I oczywiście znów się na praktykach skupić nie mogłam i na rozdziale też. Pod stołem czytałam, później raz jeszcze i jeszcze i nie dowierzam.

    Na samym początku mówię, a wróci da żonie buzi w policzek i będę ubolewać nad brakiem kolejnej pięknej pary mm. Ale potem czytam „Nie miał ani siły, ani ochoty, a przede wszystkim odwagi niczego zmieniać.” i lampeczka się świeci, kurczaczek a gdzie jego żona. BUM~ angst, tragedia i z jednej strony współczuję mu po utracie żony, bardzo, bardzo to że chodzi nadal w obrączce pokazuje jego wielką miłość do nie, no ale tak z drugie, będą panowie mogli się bardziej polubić, zobaczymy co z tego wyniknie, nie pospieszajmy, nie sądzę z resztą, by po takich przeżyciach panowie tak bardzo szybko do siebie się zbliżyli. No ale, ale im dłużej to będzie trwać tym uczucie może będzie silniejsze. Tylko czy Keith nie będzie widział Ethana przez pryzmat swojej żony, która swoją drogą musiała być świetną babką.

    I uwaga, uwaga Inga-chan dokonałaś tego, matkę Ethana mam ochotę wypatroszyć, zabić, wskrzesić i zrobić to ponownie. Nienawidzę tej baby~!

    1. Ooooo…. Co to za praktyki? Żebym nie miała później wyrzutów, ze przez moje opowiadanie nie uważasz. (btw, może trzeba zmienić porę dodawania rozdziałów?C:)
      No będą mogli się bardziej polubić, ale ~~mały spoiler~~ w pierwszej części opowiadania na to się nie zanosi. Keith nadal zakochany w żonie, a Ethan? Teraz raczej nie łatwo zapomni o Anthonym, tak mi się wydaje.
      Tak Jane była…. BARDZO otwarta osobą. Sama ją lubię, chociaż na pewno stanie na drodze Keithowi i Ethanowi.

      Ha! Wiesz, ja zawsze jak ją piszę muszę wbić na jakiś poziom hipokryzji i debilizmu, więc też mam ochotę ją zabić, za to, że czasami muszę myśleć jak ona i to mnie uwstecznia. Biedny Ethan,w dodatku tak mu na rodzicach zależy….

      1. Praktyki w pracowni konserwacji zabytków, obowiązkowe z uczelni i by nie wdychać amoniaku mam odgórny nakaz by maskę nosić. Pora dodawania rozdziałów jest dobra, ja nie narzekam ^^ no chyba, że Tobie by było wygodniej.

        No ale i tak panowie mają możliwość bliższego poznania. I trzymam kciuki i życzę im dobrze. W obu przypadkach uczucia do innych osób są bardzo silne, ale poczekamy, zobaczymy.
        Ale tak koniec, koniec opowiadania szybko nie nastąpi, prawda? ^^

        1. O rany…. masz zajebiaszcze studia… zazdroszczę! c:

          Co do pory dodawania mi nie przeszkadza, bo mogę sobie spokojnie zaplanować na wordpressie kiedy ma się rozdział ukazać. Myślałam, żeby wrzucać je nawet zupełnie z rana. C:

          Nie no, do końca końca jeszcze trochę. Za trzy rozdziały koniec pierwszej serii, później chyba wstawię miniaturowe opko składające sie z trzech rozdziałów (ale to jeszcze do przedyskutowania chyba C:), a później dalej kolejne około dwudziestu TWA. Taki jest na razie plan. C:

  3. Czy ja tu widzę czas przeszły? Czy to znaczy, że jego żona nie żyje, a jedyne co żywe, to tylko uczucie do niej? Jeśli tak, to ułatwia sprawę. Facet może nie wiedzieć, że kręcą go mężczyźni…
    Ethan! Czyżby spotkanko było prędzej, niż się spodziewałam?
    Dobra, pędzę czytać dalej, bo przerwano mi w bardzo złym momencie.

    Ta to ma dopiero pomysły… Z tym grobowcem wyskoczyła jak Filip z konopi.
    Ale sukaaaaaaa, no ja nie mogę. Jeśliby Keith miałby być z Ethanem, to tylko z własnej woli i nie po to aby złamać mu serce, tylko je posklejać. No tak nie można no. To ona się powinna leczyć, a nie biednego Ethana na jakieś terapie wysyłać. Współczuję Ethanowi matki.
    Miałam rację. Jego żona nie żyje. Więc to trochę ułatwia sprawę w związku z Ethanem. Chłopak może zapełnić pustkę w sercu Keitha po śmierci żony, a Keith może posklejać jego serducho. Nie sądzę, żeby na przyjaźni się skończyło. A matka Ethana powinna się leczyć, bo jest nienormalna. Synek gej burzy jej wizerunek idealnej rodzinki, więc trzeba go wysłać na leczenie. No proooooszę. Kto tak robi?! No i się zbulwersowałam. No ale cóż poradzić. Kobieta działa mi na nerwy (tak jak i inni ludzie, zachowujący się jak ona). Zamiast zaakceptować syna takiego jakim jest, to chce go na siłę zmieniać. Przecież takie rzeczy nigdy nie wychodzą, tak jak się planuje. to może zniszczyć człowieka, ale baba sobie chyba z tego sprawy nie zdaje. Dla niej ważny jest tylko wizerunek.
    To, że Ethan przypomina mu żonę może go trochę zmobilizować do tego, żeby stworzyć z nim coś więcej. Tylko żeby nie traktował Ethana jak substytut żony, bo to nie byłoby fajne.

    „Kiedy zatrzymał się przez rezydencją Linwoodów i podszedł do niego strażnik ze stróżówki, wylegitymował się grzecznie, i z krzywym uśmiechem na ustach wjechał na ogromne, zaśnieżone podwórze.”- „przed”
    „Równiusieńki żywopłot i widoczne w oddali fantazyjnie uformowane drzewa otrzepane ze śniegu, jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie i nie mógł oprzeć się psyknięciu pod nosem ironicznego: Wersal!”- nie powinno być „syknięciu”?
    „Keith aż zacinał pięści na podłokietniku fotela.”- nie powinno być „zacisnął”?

    1. Catherine jest dokładnie typem osoby – matki, którą najchętniej sama bym zamordowała. Pozory, pozory, pozory. >_< Niestety tacy ludzie raczej rzadko akceptują to, co odbiega od ustalonych przez nich norm. I niestety Ethan wydaje się być dla niej takim wybrykiem, w jej idealnym świecie.
      Czy Keith go uratuje? Kiedyś na pewno. xD Na razie wygląda to tak, że obaj mają niedokończone sprawy i… ech. Nie wiem czy coś dobrego z tego wyniknie.

      Ponownie, bardzo Ci dziękuję za te literówki! już poprawiam. C:

Dodaj komentarz