Till We Are Vol. 1 Ch.16

– To będzie jeden z najlepszych wieczorów w twoim życiu. – zapewnił go Anthony, cmokając szybko w usta.
Theo poczuł gorące wypieki na policzkach i rozejrzał się dookoła. Nikt, zupełnie nikt, nie zwrócił na to uwagi, bo wszyscy obecni w klubie zajęci byli sobą i swoimi partnerami.
Blondyn pociągnął go za rękę w kierunku błyszczącego na czerwono baru, a na ustach chłopaka pojawił się uśmiech. Wierzył mu. Tylko Anthony mógłby uczynić ten wieczór jednym z najlepszych. Zresztą, jak każdy poprzedni, już od dłuższego czasu.
Theo starał się nie gapić na pary obściskujące się na parkiecie, ale jego wzrok sam lgnął do ich ciał. Sam pewnie nie odważyłby się na coś takiego.
Zacisnął rękę na dłoni blondyna i już po chwili zatrzymali się przed barem, za którym Theo dostrzegł tego faceta, z którym Anthony… Zdusił w sobie dziwne kłujące uczucie i wrócił wzrokiem do blondyna.
Anthony przywitał się z barmanem i kupił kilka butelek alkoholu.
– Chodź na górę. – powiedział mu do ucha, by chłopak usłyszał pomimo głośnej muzyki.
Theo nadal ściskając jego rękę skinął głową i szedł za nim.
Atmosfera w klubie aż ociekała seksem i nastrój ten zaczął udzielać się także jemu. Czuł mrowienie w podbrzuszu, które nasilało się z każdą sekundą. Po wejściu metalowymi schodkami, przeszli kilka metrów i doszli do otwartego wejścia do prywatnej loży. Gdy wpadli do środka Anthony ustawił na środku stołu butelki i stanął za chłopakiem.
– Uwaga kochani! – zawołał, zwracając na siebie uwagę ludzi siedzących na czerwonych kanapach – Chcę wam przedstawić Theo, mojego najwspanialszego pod słońcem faceta. – dodał, przytulając chłopaka za szyję.
Ludzie zaczęli śmiać się i bić brawo.
– Anthony w końcu się ustatkował… – zaśmiał się jakiś mężczyzna, obejmowany przez drugiego faceta.
Theo zaczerwienił się i posłał sztywny uśmiech znajomym blondyna.
Anthony pocałował go za uchem, na co chłopak odetchnął płytko.
Uwielbiał usta Anthonego, jego gorące dłonie. Gdyby to od niego zależało mógłby spędzać każdą wolną chwilę na pieszczotach z architektem. Przy nim czuł się jakby po latach więzienia został w końcu wyzwolony. On, który tak bardzo brzydził się dotyku facetów, teraz nie myślał o niczym innym jak o tym, by dłonie blondyna dotykały jego ciała.  Coraz częściej myślał o seksie, który budził w nim serię sprzecznych emocji. Podniecał się przy blondynie, ale bał się, że gdyby posunęli się o krok dalej, gdyby Anthony go zaczął dotykać, że mógłby mu na po prostu nie stanąć, że zawiedzie mężczyznę, rozczaruje. Ale skąd miał to wiedzieć? Anthony był taki delikatny, nie naciskał na niego, a Theo sam wstydził się posunąć dalej. Co byłoby, gdyby zobaczył nagiego blondyna, ze wzwodem..? Ale przecież już widział… Zadrżał aż do swoich brudnych myśli, na które nie mógł nic  poradzić.
Nie lubił też swojego ciała, które było brzydkie, wychudzone i nijakie. Jednak spojrzenie, jakim przesuwał po nim jego kochanek sprawiały, że zupełnie przestawał o tym myśleć. Najważniejsze, by to Anthonemu się podobało. On go uratował i dał mu drugą szansę, i dla niego właśnie gotów był oddać całego siebie.
Anthony pociągnął go na kanapę i chłopak już po chwili utonął w jego ramionach z lampką słodkiego, czerwonego wina. Uśmiechnął się jeszcze do Ethana siedzącego naprzeciw i oddał się kameralnej atmosferze, która panowała w oddzielonym od reszty sali kąciku.
Po kilku kieliszkach wina zrobiło się jeszcze luźniej i  zarumieniony odważył się bardziej wtulić w ciało swojego mężczyzny.
Anthony był nadal pod wpływem chłopaka. Te ostatnie dni były cudowne. Pełne Theo, jego ciała i układania wszystkiego między nimi. Starał się hamować swoje libido, ale ono żyło zupełnie innym życiem.  I jeszcze, gdy czuł jak podniecony jest chłopak… Czasami aż go kusiło, by zaproponować mu obciąganie czy tylko stymulację ręką, ale nie mógł się przełamać. Już od prawie dwóch tygodni tak się męczyli według niego. Widział opory Theo, to jak walczy nieraz ze sobą, by się od niego po postu nie odsunąć. I naprawdę je doceniał.  Coraz częściej też sam masturbował się pod prysznicem, co dawało mu złudne wrażenie, że później, gdy chłopak się w niego wtulał nie był aż tak podniecony.
Gdy poczuł przy sobie ciało bruneta, otoczył je ramieniem i pogłaskał chłopaka po boku z rozczuleniem.
– Chyba nie jest aż tak źle, hm? – zaśmiał się, pochylając się do niego.
Theo uniósł na niego nieco zamglone spojrzenie.
– Nie… – odparł szybko – Świetnie się bawię…!
Anthony zaśmiał się cicho, przesuwając wzrokiem po zarumienionej od alkoholu twarzy chłopaka.
Theo wyglądał świetnie w jasnej, luźniej koszulce z cienkiego materiału i wąskich, ciemnych jeansach, w które go dzisiaj ubrał. Oczywiście chłopak opierał się przed kolejnymi prezentami, ale uległ mu. Jak zwykle.
– Marny z ciebie kłamczuch. – zaśmiał się mężczyzna – Szczególnie po kilku lampkach wina.
Theo speszył się i odsunął od blondyna.
– Co powiesz na krótki taniec? – zaproponował nagle Anthonym wiedząc jednak, że chłopak raczej odmówi.
– Chyba zwariowałeś… – odparł Theo, zerkając na niego z niedowierzaniem. – Albo znowu ze mnie żartujesz… – spojrzał na niego uważniej.
– Wstydzisz się? – rzucił mężczyzna, ciągle w dobrym humorze.
– Tak. Wszyscy będą się na nas gapić… – odparł Theo.
Nie wiedział, skąd Anthony brał takie pomysły. On może przywykł do wszystkiego, ale dla Theo, obnoszenie się z tym, że jest gejem, było czymś zupełnie… niemożliwym?
– Nie będą… – zbył go mężczyzna – Naprawdę nie będą… – wskazał Theo wyjście z loży, za którym stała para flirtujących ze sobą facetów.
Theo odwrócił wzrok we wskazanym kierunku i przełknął ciężej ślinę. Nikt nie zdawał się być zainteresowany dwójką mężczyzn, jednak chłopak nie był przekonany do pomysłu architekta.
– To jak? –  usłyszał ponownie, na co  posłał mu przepraszające spojrzenie i pokręcił przecząco głową.
– Nie bądź zły… – szepnął cicho chłopak do jego ucha.
Anthony pochylił się nad chłopakiem i przytulił go nieco do siebie.
– Nie jestem. – zaśmiał się Anthony – I tak cię kocham i cieszę się, że mi odmówiłeś.
Theo zamrugał zaskoczony.
– Cieszysz się?
Anthony popił whisky ze szklani.
– Tak, bo w końcu masz swoje zdanie i nie robisz tego, co ci każę, głuptasie.
Theo zaczerwienił się i odwrócił spojrzenie.
Anthony był naprawdę dziwny, uśmiechnął się lekko do siebie.

Ethan z niedowierzaniem patrzył na parę przed sobą. Anthony jak zwykle przystojny i czarujący, z tym zaszczutym, zawstydzonym wiecznie chłopakiem. Po co tu przyszli? Żeby z niego drwić? Tak, na pewno. Robili to celowo. Anthony, co chwilę pochylał się do chłopaka szepcząc mu coś na ucho, od czego brunet dostawał jeszcze mocniejszych wypieków. Jak oni mogli?  Na jego oczach!?
Zdenerwowany wstał od stołu i zeszedł na dół. Wszędzie pary. Obściskujące się. Całujące. Oni chyba zmówili się przeciw niemu.
Wyszedł przed klub ze łzami złości w oczach i zaciśniętymi pięściami.
Co miał zrobić? Przecież nie może im pokazać, jak bardzo go to zabolało. Nie wróci do domu, nie da sobie zepsuć zabawy!
Ethan rozejrzał się po samochodach jadących ulicą i zatrząsł się z zimna. Był w samych skórzanych, bordowych spodniach i cienkim t-shircie i właśnie poczuł pierwsze płatki śniegu opadające na jego ramiona.
Po chwili namysłu wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego małą, biała wizytówkę. Wstukał numer w telefon i przyłożył go do ucha.
Oczekując aż Keith odbierze, spojrzał na roześmianych ludzi stojących w kolejce do wejścia. Irytowały go ich radosne, pełne podekscytowania głosy.
– Keith Hayward. – usłyszał w słuchawce głęboki, poważny głos mężczyzny – W czym mogę pomóc?
Ethan odchrząknął starając się opanować stukające o siebie z zimna zęby.
– Cześć, tu Ethan. – powiedział, zaczynając wątpić w słuszność swojego pomysłu.
–  No cześć! – usłyszał zmieniony głos blondyna – Co u ciebie? –  zapytał mężczyzną luźnym tonem.
– Nie miałbyś może ochoty wpaść do klubu…? Popić czy coś…? – zapytał chłopak.
– Właściwie, czemu nie. – odparł Keith od razu – Co to za klub, mogę być za pół godziny.
– Asylum… – westchnął chłopak cicho.
– Powinienem przyjść jakoś specjalnie ubrany? – zapytał mężczyzna.
Nie kojarzył nazwy klubu. Zresztą, w niewielu bywał.
– Nie… Normalnie. To zwykły, gejowski klub. – wytłumaczył mu chłopak, mając nadzieję, że nie zniechęci tym blondyna.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Ethan mógł się tego spodziewać.
– Przyjdziesz? – zapytał cicho.
– Przyjdę. – usłyszał natychmiast – Tylko Ethan… Powiedz mi, co się stało, że zapraszasz mnie do takiego klubu..?
Chłopak zmarszczył brwi trzęsąc się z zimna. Będzie szczery, w końcu bez sensu byłby przyjazd mężczyzny, gdyby
miał zaraz wrócić porażony głupotą chłopaka.
– Jest tu Anthony z tym swoim… chłopakiem… – wypluł Ethan. – Pomyślałem… Żebyś wpadł i udawał…
– I udawał twojego faceta…? – zapytał mężczyzna neutralnym tonem.
Ethan przełknął ciężko ślinę. Doskonale wiedział, że ten pomysł jest szczeniacki i głupi.
– Nie musisz się zgadzać. – powiedział.
– Wyślij mi adres smsem. Będę za pół godziny. – odparł Keith.

Wszedł do klubu bez problemu, ponieważ Ethan tak, jak się umówili, uprzedził bramkarza, więc musiał tylko pokazać mu swoje prawo jazdy. Wnętrze oślepiało go migającymi światłami, w których doskonale widział tańczących ze sobą mężczyzn. Widok ten nie zrobił na nim dużego wrażenia, więc zaczął przepychać się w kierunku znajdujących się w przeciwległej części sali schodom, prowadzącym na duże otwarte półpiętro.
Sam nie wierzył, że bierze w tym udział. Ale przecież chciał poznać bliżej chłopaka. No i porozmawiać z nim o planach jego chorej matki.
Wszedł na górę i odnalazł lożę z numerem siedem, do której natychmiast wszedł. Jego wzrok padł na grupkę ludzi, którzy pijąc rozmawiali ze sobą i śmiali głośno. Jakaś para stojąca przy ścianie całowała się namiętnie, jednak nie zwrócił na to uwagi, skupiając ją od razu na drobnym chłopaku siedzącym na jednej z kanap. W końcu dla niego tu przyszedł.
Ethan uniósł spojrzenie napotykając wzrok Keitha. Mężczyzna zwracał na siebie uwagę, nie tylko białymi jak śnieg włosami, w których teraz odbijały się światła reflektorów, ale też swoją dumną postawą i rosłą sylwetką. Luźna, szara koszulka ładnie podkreślała budowę jego ciała, a w połączeniu z ciemniejszymi spodniami sprawiała, że mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej. W końcu Ethan przywykł do jego obrazu w pełnym garniturze.
Chłopak wstał z kanapy i podszedł do mężczyzny.
Nie miał odwagi pocałować go chociażby w policzek, by stało się oczywistym, że coś ich łączy. Zrobił to Keith. Pochylił się nad szatynem i musnął ustami jego wargi.
– Jestem. – uśmiechnął się do chłopaka i zaraz pociągnął go na miejsce na kanapie przejmując kontrolę nad sytuacją.
Kiedy usiadł ściągnął chłopaka na swoje kolana i położył rękę władczo na jego udzie.
Ethan spojrzał na niego zaskoczony.  Zdecydowanie mężczyzny i jego pewność siebie bardzo mu imponowały, chociaż  rzeźbiarz tak bardzo różnił się od jego ideału siedzącego naprzeciw. Jego ciało zaczęło drżeć, ale przecież o to mu chodziło, prawda?
– O, nie mówiłeś Ethan, że masz kogoś. – usłyszeli z przeciwległej kanapy i skierowali tam spojrzenia. – Jestem Anthony. – przywitał się blondyn, posyłając Keithowi przyjazny uśmiech – A to Theo. – przedstawił chłopaka, zerkając przy tym na niego rozkochanym wzrokiem.
– Keith. – zrewanżował się blondyn, zaciskając palce na udzie Ethana.
Starał się być obiektywny w ocenie blondyna i musiał przyznać, że sprawiał dobre wrażenie.
– Mam nadzieję, że to coś poważnego. – zaśmiał się Anthony – Ethan to świetny chłopak. – powiedział szczerze.
Sam Ethan zacisnął zęby. Skoro był tak świetny, to czemu, to nie  u niego siedzi na kolanach?
– Oczywiście, że poważnego. – usłyszał głęboki głos obok siebie.
– Jak się poznaliście? – zapytał Anthony
– Wjechałem w samochód Keitha, gdy  ostatnio wracałem od ciebie. – zaśmiał się chłopak, zakładając rękę na szyję rzeźbiarza.
– Co za przypadek. – zaśmiał się blondyn – Prawie jak my z Theo. – dodał, przygarniając do siebie bardziej długowłosego chłopaka. – A czym się zajmujesz? – zapytał, popijając whisky ze szklanki – W ogóle, może chcesz się napić? – zaproponował mu, odklejając się na chwilę od Theo i rozlewając nową kolejkę po szklankach.
– Jestem rzeźbiarzem. – odparł Keith, sięgając po szklankę i patrząc jak blondyn ponownie przyciąga do siebie zmieszanego chłopaka.
Ethan,  widząc to, pochylił się zdenerwowany do swojego partnera.
– Może pójdziemy potańczyć? – zapytał i z ulgą dostrzegł jak wzrok blondyna ponownie przykleja się do jego twarzy. W końcu to na niego powinien patrzeć. Był tu dla niego i nim ma się zajmować, a nie tym Theo!
– Co tylko zechcesz. – powiedział Keith, a Ethan uśmiechnął się zadowolony.
– My lecimy na parkiet. – rzucił do dwójki, z którą rozmawiali – Do zobaczenia później. – zaśmiał się, ciągnąc rzeźbiarza do wyjścia z loży.
Kiedy byli już na dole, zarzucił ręce na szyję wyższego mężczyzny i przycisnął się do niego.
Keith objął go w pasie i zgarbił się, by sięgnąć ustami do jego ucha.
– Dobrze się sprawuję? – zapytał tym swoim niskim, chrapliwym głosem.
Ethan pokiwał szybko głową.
– Tak… I w ogóle, dzięki, że przyszedłeś.
Keith pomasował chłopaka po szczupłych plecach.
– Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał po chwili.
Ethan poczuł gorąco palące mu policzki.
– Wiem, że głupi i… – zaczął – Ale… nie wiem no. Tego chciałem i tyle. Żeby widział, że nie jest jedyny.
Keith przycisnął go do siebie bardziej. Mimo szybkiej muzyki oni bujali się w powolnym rytmie.
Mężczyzna nie śmiał zwrócić chłopakowi uwagi, że ten Anthony prawdopodobnie nawet nie zwrócił na niego uwagi. Był tak zapatrzony w swojego chłopaka, że raczej nie przejmował się nowym facetem u boku Ethana. I to było bardzo oczywiste.
Z drugiej strony ucieszył go telefon chłopaka. Nie musiał już kombinować, jak mógłby ponownie z nim się spotkać, by porozmawiać na spokojnie. Ale może później będą mieli okazję?
Ethan w tańcu otarł się wąskimi biodrami o blondyna i posłał mu rozpalone spojrzenie.
Nie da sobie zepsuć wieczoru. Gdyby nie to, że Keith miał żonę zaciągnąłby go do łóżka… zresztą, może i tak mu się to uda? Doskonale znał chwyty działające na facetów. A jak nie Keith, to inny mu ulegnie. Musiał przyznać, że blondyn wyglądał dzisiaj naprawdę dobrze, pomimo tego, że nie był w jego typie. Dużo lepiej niż w tym sztywnym garniturze.
Uniósł się na palcach i musnął ustami szyję mężczyzny. Natychmiast też poczuł dreszcz, jaki przeszedł przez ciało blondyna.
– Szkoda, że matka wymówiła ci zlecenie… – szepnął mu do ucha na tyle głośno, by mężczyzna mógł go usłyszeć mimo głośnej muzyki.
Keith odchrząknął.
– Ja nie żałuję. Nie mogliśmy się dogadać. – odparł, przesuwając dużymi dłońmi w dół pleców chłopaka.
– Ale tak moglibyśmy spotkać się jeszcze kilka razy… – westchnął mu do ucha chłopak, a on poczuł gęsią skórkę na karku od jego gorącego oddechu.
– I tak możemy. – odparł – Przecież od dzisiaj jestem twoim facetem. – zaśmiał się nieco złośliwie i przycisnął go do siebie w zaborczy sposób.
Ethan zadrżał na dźwięk jego głosu, ale po chwili również się roześmiał i poruszył sugestywnie biodrami, ocierając się mocno o mężczyznę. Wbił w niego rozbawione, kpiące spojrzenie. Wiedział, że to był tylko żart. Przecież Keith był hetero, ale Ethan był niemal pewien, że może go uwieść. Mógł się zabawić. Tak, jak postanowił.
Przecież doskonale widział jak bardzo zakochany w Theo był facet jego marzeń. Mógłby o niego walczyć, a raczej postarać się o niego walczyć, ale Anthony nawet nie zwróciłby uwagi na jego starania. Tego również był niemal pewien. Ale na dzisiaj miał już dość. Dzisiaj chciał sobie udowodnić, że potrafi uwieść mężczyznę i zrobi to.
Keith spojrzał w błyszczące kolorowymi światłami oczy chłopaka i utonął w nich niemal natychmiast. Były zbyt podobne do oczu jego żony. Kiedy chłopak się o niego otarł, poczuł drgnięcie w spodniach, którego nie mógł pomylić z niczym innym. Ten chłopak zaczynał go bardzo intrygować i podniecać. I nieważne było, na ile działały w tym skojarzenia z Jane, których znajdował coraz więcej, a na ile sam urok chłopaka.
– Udowodnij… – usłyszał prowokujący głos chłopaka.
– Jak mam udowodnić? – zapytał, wpatrując się w jego oczy i w głębi duszy zastanawiając się jak dał się w to wciągnąć.
Zsunął dłonie na pośladki chłopaka i przycisnął go mocno do swojego, na pół sztywnego penisa.
Ethan tylko zachichotał pod nosem. Chciał zaśmiać się, że jego żoneczka nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że staje mu w tańcu z innym facetem. Powstrzymał się jednak, czując, że to mogłoby zgasić mężczyznę. A przecież tej nocy miał być jego.
– Słabo… – westchnął kpiąco, chcąc jeszcze bardziej sprowokować blondyna.
Keith zmrużył oczy i odetchnął płytko. Łatwo dawał się prowokować, to było jego słabością.
– Tobie mam udowadniać, czy jemu? – rzucił, kładąc jedną z rąk na karku chłopaka.
– Jak wrócisz ze wzwodem, będziesz bardziej wiarygodny. – zaśmiał się Ethan bezczelnie i zsunął dłoń na krocze blondyna.
Keith zadrżał czując, jak szatyn masuje go przez materiał. Już po chwili tych pieszczot poczuł jak rośnie w spodniach. Nie wiedział czy to tylko ten dotyk, czy to, że samo powietrze w klubie ociekało wonią seksu. Po chwili złapał chłopaka za nadgarstek i zacisnął mocno rękę.
– Przestań już. –  warknął na chłopaka.
Wiedział, że jeszcze chwila i zechce czegoś więcej niż tylko dotyku. Nie miał przecież żadnych powodów, by nie ulec tej propozycji. Od śmierci Jane z nikim nie był, a Ethan był tak do niej podobny,  że przestawało liczyć się to, że jest mężczyzną.  Gdy dostrzegł ten wredny, pewny siebie uśmieszek chłopaka od razu  coś się w nim zbuntowało. W jednej chwili zapragnął wybić chłopakowi z głowy tego blondyna, ale nie chciał tak łatwo przegrać w grze prowadzonej przez szatyna. On był za stary na takie gierki i w ogóle dziwił się sobie, że dał się na to namówić. Naprawdę uważał wcześniej, że chłopak jest delikatny i wrażliwy?  Z każdą sekundą w tym klubie przekonywał się, że jest perfidny i… seksowny. I poczuł nagle, że powinien mu utrzeć nosa i dać się ponieść tej grze. Nie miał doświadczenia z facetami, ale tego chłopaka weźmie. Bóg mu świadkiem, że Ethan będzie jeszcze jęczał jego imię, pomyślał, czując jak szatyn przyciąga jego drugą dłoń do swojego krocza i wypycha ją sobie w rozporek z wyuzdanym wyrazem twarzy.

Anthony spojrzał rozmarzonym wzrokiem na białą szyję chłopaka, który otwierał drzwi do mieszkania. Chciał ją pieścić i całować, wsłuchując się w ciężkie oddechy chłopaka.
Theo wszedł do środka i gdy tylko obaj się znaleźli we wnętrzu i rozebrali, przylgnął mocno do mężczyzny. Uwielbiał bijące od niego gorąco. Poczuł jak mężczyzna przytula go ze śmiechem. Obaj byli nieco wstawieni, ale Theo zdecydowanie bardziej. Nigdy nie miał mocnej głowy. Wypite wino rozgrzewało go od środka i wzmagało jego potrzebę dotyku.
– Na którą masz do pracy? – zapytał blondyn i obejmując chłopaka pociągnął do ich wspólnej sypialni.
– Na siódmą. – westchnął Theo dając się prowadzić.
Anthony, składając drobne pocałunki na jego ustach, zrzucił z siebie marynarkę i rozpiął kilka pierwszych guzików koszuli.
– Nie wyśpisz się… – westchnął, pochylając chłopaka i całując go po wygiętej szyi.
– I co z tego…? – westchnął drżąco Theo, czując przyspieszający puls.
To, czy się wyśpi naprawdę się nie liczyło. Tylko ręce Anthonego wpełzające pod jego koszulkę były w tej chwili ważne. Gdy poczuł stanowcze palce blondyna na swoich bliznach odetchnął ciężko i zacisnął pieści na koszuli mężczyzny.
Anthony pocałował go namiętnie w usta i przycisnął do siebie.
– Mogę zdjąć? – zapytał podciągając koszulę chłopaka.
Zawsze starał się pytać go, jak daleko może się posunąć. I to w jakiś chory sposób podniecało go jeszcze bardziej.
Theo tylko się zaśmiał i sam zrzucił z siebie ubranie. Przywykł już do rąk Anthonego na swoim ciele. Tyle razy już go pieścił i całował po ramionach, torsie, obojczykach czy plecach… Uwielbiał to uczucie. Tęsknił za nim od razu, gdy tylko Anthony się odsuwał.
Blondyn natychmiast pochylił się, by polizać wystające obojczyki chłopaka, które cholernie go podniecały.
Zamroczony winem Theo, przycisnął głowę Anthonego do swojego ciała. Chciał więcej, naprawdę. Dzisiaj, albo nigdy, pomyślał i odepchnął mężczyznę od siebie. Wcałowując się w jego usta, zaczął rozpinać mu koszulę. Przenikliwe spojrzenie blondyna peszyło go jak zwykle, ale miał już na nie sposób. Zsunął usta na szorstki policzek architekta, a zaraz potem na jego bijącą gorącem szyję.  Gdy odkrył jego ramiona, przesunął drżącymi dłońmi po idealnie wyrzeźbionym torsie. To też uwielbiał.
Anthony zadrżał i objął chłopaka ramionami.
– Wiesz, że Cię kocham…?  – rzucił, wpatrując się zauroczony w widocznie zafrasowaną twarz chłopaka.
Ten postęp miedzy nimi dodawał mu skrzydeł. Miał wrażenie, że Theo w końcu odciął się od przeszłości, że teraz w końcu będą mogli być szczęśliwi.
– Wiem… – szepnął brunet i wychylił się do ust mężczyzny – Dotykaj mnie… – dodał, czując jak język mężczyzny ponownie wsuwa się do jego ust.
Anthony pocałował chłopaka, dłońmi masując jego boki. Już po chwili zsunął usta na tors chłopaka i polizał go przeciągle, czując na języku lekki słonawy smak jego skóry.
Theo westchnął głośniej i zacisnął palce na barkach blondyna.
Atmosfera tamtego klubu pobudziła go bardzo. Tak samo jak myśli o blondynie, gdy siedzieli wtuleni w siebie na czerwonej kanapie. Myśli o jego palcach, o jego ustach, języku… jego ciało było przyjemnie lekkie i ciepłe.
Anthony podniecony przesunął język na sutki chłopaka i już po chwili zadrżał słysząc jego stłumiony jęk. Chciał więcej. Więcej jego jęków, których nie byłby w stanie stłumić. Więcej jego nagiego ciała. Cały sztywny niczym skała złapał chłopaka za biodra i prostując się wbił usta w szyję chłopaka. Po chwili przesunął język wyżej, na ucho Theo. Doskonale wiedział, że w tym miejscu  jest bardzo wrażliwy.
Theo  skulił się i zadrżał.  Zaraz też poczuł jak Anthony, oddychając ciężko, zsuwa gorące dłonie na jego pośladki i przyciska go mocno do siebie.
– Aannn… – jęknął głośno chłopak, czując twardego penisa mężczyzny na swoim udzie.
Jego ciało w jednej chwili oblał pot, a penis zesztywniał.
Zaraz też poczuł palce mężczyzny pod pośladkami, jak drażniąco przesuwały się po wnętrzu jego ud, nie przestając jednak przyciskać go stymulująco do bioder architekta.
– Ach… Anthony… – jęknął brunet, wsłuchany w coraz cięższe, urywane oddechy blondyna przy swoim uchu. Złapał się go mocno, wbijając paznokcie w ramiona mężczyzny. Ich ciała zdawały się ścierać o siebie i krzesać iskry.
– Theo… – westchnął nagle blondyn drżącym głosem.
Jego ciało zroszone potem  kleiło się do aksamitnej skóry chłopaka. Czuł, że Theo jest nie mniej podniecony od niego, ale chciał by to on przeze wszystkim był zadowolony i spełniony. Po chwili wahania przesunął dłoń na przód spodni chłopaka, decydując się na kolejny krok.
– Mogę cię dotknąć? – zapytał chrapliwie, przesuwając palcem po drżącym brzuchu chłopaka.
Theo czerwony na twarzy przygryzł wargę.
– Tylko ręką… – westchnął blondyn całując chłopaka po  twarzy.
Po chwili Theo skinął głową. Chciał spróbować. Przecież tak uwielbiał te ręce.
Anthony nie przestając go całować, popchnął delikatnie chłopaka, aż ten oparł się tyłem o nocna szafkę stojącą przy łóżku. Zaraz też zsunął dłoń na jego rozporek  i pomasował twardą wypukłość przez materiał. Krew wrzała mu w żyłach, gdy pomyślał, że już zaraz ujmie go w dłoń, że będzie mógł zobaczyć jak dochodzi. Theo podrzucił biodrami i wbił się mocniej w ramiona mężczyzny. Z każdym ruchem jego ręki czuł jak penis coraz bardziej pulsuje i boli. Zacisnął mocno powieki i jęknął głośno.
– Anthony, proszę… – wydusił przez zaciśnięte gardło.
Nim jednak Anthony zdążył wsunąć mu rękę w spodnie, odepchnął go od siebie. Nie mógł. Czuł, że za chwilę starci panowanie nad sobą, że zrobi coś złego… Chciał mu się nadstawić, zedrzeć z siebie ubranie i przylgnąć gorącym ciałem do ciała blondyna, ale wstydził się, nie wiedział jaki powinien być, by zadowolić blondyna. A chciał go zadowolić. W dodatku penis tak go cholernie bolał.
Ale co, jeżeli obrzydzi do siebie Anthonego?
Chłopak wyplątał się z ramion mężczyzny i popędził do łazienki. To bolało, naprawdę bolało. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, rozpiął szybko spodnie i zepchnął je z bioder. Lecz to i tak nic nie dało, nadal pulsował tępym bólem wypychającym przód bokserek.
– Theo przepraszam cię, już cię nie dotknę. – usłyszał, zza drzwi głos Anthonego – Otwórz, proszę…
Przełknął ciężko ślinę.
– We… Wezmę prysznic, zaraz wyjdę. – powiedział, siląc się na normalny ton głosu.
– Na pewno wszystko okay? – zapytał jeszcze raz blondyn.
Kilka drinków wypitych w klubie momentalnie wywietrzało z jego głowy. Nie chciał kolejnych kroków w tył.
– Tak…! – zawołał chłopak – Daj mi chwilę. – dodał rzucając się do kabiny i odkręcając gorącą wodę.
Szybko rozebrał się, starając się nie dotykać bolącego, sztywnego penisa, który zaraz po ściągnięciu bielizny wyprężył się dumnie w kierunku sufitu.
To niemożliwe, myślał, wchodząc pod gorący strumień wody i zerkając zaniepokojony w dół. To zupełnie niemożliwe. To naprawdę jego ciało? Wiedział, że powinien się dotknąć i zmasturbować się, by sobie ulżyć, bo ból rozrywał mu podbrzusze, przechodził prądem po penisie, ale to było takie odpychające. Ten wilgotny na czubku drąg sterczący z jego ciała. Jak mógł tak się pokazać Anthonemu?
W momencie, gdy pierwsze krople gorącej wody padły na twardy członek, Theo zasyczał, czując jak mrowienie przechodzi po jego udach. Z trudem powstrzymał się od jęku i odskoczył pod ścianę sięgając po omacku   do kurka, by przełączyć wodę na zimną. Kiedy się wychylił ciepła woda ponownie oblała jego ciało, a on cofnął szybko rękę. Nogi mu drżały, serce waliło, a pulsujący penis jak na złość nie chciał opaść. Theo oparł się o ściankę prysznica i zacisnął mocno powieki. Odetchnął kilka razy lecz i to nie przyniosło żadnego efektu.
Po chwili nie mogąc już wytrzymać napięcia złapał ręką za sztywnego kutasa i zadrżał czując deszcz przebiegający jego ciało. Zamarł na chwilę w oczekiwaniu na grom, który kazałby mu przestać, lecz już po chwili chaotycznie przesunął ręką wzdłuż penisa. Jego ciało wzdrygnęło się i napięło jeszcze bardziej. Odetchnął głośno i zaczął masturbować się coraz szybciej. Krew dudniła mu w uszach, a on z trudem oddychał w zaparowanej kabinie. Z każdym ruchem ręki coraz bardziej kręciło mu się w głowie, a kolana stawały się coraz miększe. Już po chwili opadł na kolana, na dno brodzika i skulił się nie czując nawet gorącej wody obmywającej jego ciało. Wypatrując się w rękę zaciśniętą na penisie, podrygiwał biodrami.
– Nnnch…. – westchnął tłumiąc jęk, jednak para uniemożliwiająca mu oddychanie, skutecznie otworzyła mu usta i chłopak zaczął cicho pojękiwać,  chowając twarz w zgięciu łokcia. Nie minęła nawet  minuta, gdy wypiął mocniej biodra do swojej ręki i doszedł wzdychając głośno. Szeroko rozwartymi oczyma wypytywał się w żołądź wystającą spomiędzy jego palców, z której  wraz z szarpiącymi jego biodra spazmami ciekła porcja spermy. Po kolejnej minucie odetchnął z ulgą  zawstydzony i patrzył jak gęsta stróżka nasienia spływa wraz z wodą. Jak on teraz spojrzy w oczy Anthonemu? Czuł się taki brudny…
Kilka minut minęło nim uniósł się na miękkich nogach i zakręcił wodę. Oddychając głęboko, wyżął włosy z wody i otarł ręcznikiem. Ubrał się delikatnie, by nie dotykać za bardzo wrażliwego po orgazmie penisa i przejrzał się  w lusterku. Czuł się źle z tym co przed chwilą zrobił i obiecał sobie, że nigdy więcej to się nie powtórzy.
Wyszedł po cichu z łazienki do ciemnego, chłodnego korytarza i zaraz skierował swoje kroki do sypialni mężczyzny.
Zastał go siedzącego na posłaniu.
Anthony, gdy tylko usłyszał chłopaka, uniósł na niego niepewne spojrzenie.
Theo oblizał wargi i podszedł do architekta z zamiarem przytulenia go. Podszedł do niego i po sekundzie wahania przykucnął przy jego kolanach.
– Naprawdę mnie kochasz? – zapytał – Ale tak naprawdę, jak…
– Naprawdę. – usłyszał.
– … w książkach i tych wszystkich bajkach?
Anthony pogłaskał go czule po głowie.
– Naprawdę. Tak jak w bajkach. – przytaknął mu z lekkim uśmiechem, bawiąc się jego włosami.
Theo przełknął ślinę i zacisnął dłoń na łydce mężczyzny. Zaraz jednak cofnął ją, myśląc o tym jaka jest brudna.
– Nie odsuwaj się ode mnie. – powiedział natychmiast Anthony, zdławionym szeptem – Przepraszam za tamto… – powiedział, zdając sobie sprawę jak wiele razy już przepraszał go za takie sytuacje.
Theo zacisnął wargi.
– Jestem… jestem taki okropny. – powiedział po chwili milczenia, opierając głowę o kolana mężczyzny.
– Okropny?
Chłopak pokiwał głową.
– Moje ciało reaguje na twój dotyk tak… tak obrzydliwie. – wypluł po chwili – To ja przepraszam, nie mogłem się powstrzymać… – dodał łamiącym się głosem.
– Theo… o czym ty mówisz..? – dopytał blondyn – Przecież wiesz, jak bardzo mi się podobasz… Jesteś taki piękny… Najpiękniejszy. – zapewnił chłopaka architekt.
Theo poczuł bijące mu z policzków gorąco.
– Ale… ale tam.. – zająkał się chłopak.
Boże! Jak i co miał mu powiedzieć? Sfrustrowany swoją bezradnością zacisnął mocno zęby. Naprawdę czuł się, jakby był niedorozwinięty. W końcu jak inaczej miało zareagować jego ciało, na taki dotyk ręki blondyna? Powinien raczej się cieszyć, że mu w ogóle stanął, a nie tak jak przy Prestonie.
– Gdzie niby jesteś okropny? – zapytał spokojnie Anthony – Widziałem cię niemal całego.
Theo zerwał się z kolan i stanął przed Anthonym z bijącym sercem. W jednej chwili chciał rozebrać się i pokazać blondynowi penisa wiszącego między jego udami. Zamiast tego ukląkł ponownie między jego kolanami i ujął jego twarz w dłonie.
– Porozmawiaj ze mną o tym… – dodał architekt mając nadzieję na długą, szczerą rozmowę.
Niby tyle już sobie powiedzieli, a on nadal czuł niedosyt. Nadal miał wrażanie, że nic o nim nie wie.
Theo odwrócił spojrzenie. Poradzi sobie  z tym. Nie chciał się ośmieszyć przed Anthonym.  W końcu wiedział, że to wszystko było tylko w  jego głowie, a to co działo się  z jego ciałem było normalne. Czasami tylko wracał do dawnego sposobu myślenia, który określał nagość, seks i wzwód jako coś obrzydliwego.
– Chodźmy do łóżka… –  westchnął ledwo słyszalnie, muskając jego usta delikatnym pocałunkiem.
Anthony odetchnął i skinął głową.
– Wezmę tylko prysznic… – odparł, wpatrując się w oczy chłopaka.
Theo zacisnął wargi. A co jeżeli Anthony w jakiś sposób dwie się, co przed chwilą zrobił? Może zostawił jakieś ślady, albo coś… Ale z drugiej strony nie może mu zabronić tam pójść.
Pokiwał tylko głową i wypuścił mężczyznę z objęć.
Kiedy Anthony wrócił z łazienki, zastał chłopaka zakopanego w pościeli. Sądząc, że śpi wsunął się ostrożnie pod kołdrę i objął go delikatnie jak zwykł robić, gdy spali razem. Odprężony i rozluźniony zaczął się zastanawiać nad słowami Theo.
Wydawało mu się, że Theo, na tyle, na ile to możliwe, pogodził się ze wspomnieniami pobytu u Prestona. Ale czy może się dziwić, że chłopak nadal czuje wstręt do siebie i swojego ciała? Minął tylko nieco ponad miesiąc, a i tak doszli do tego, co wydarzyło się po powrocie z klubu. Zresztą liczyła się tylko obecność chłopaka. Nic więcej, powtórzył w myślach i przymknął oczy wdychając zapach wilgotnych  włosów Theo.

7 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 1 Ch.16

  1. Witam,
    Ethan i Keith cudnie, bardzo mnie wciągnęli, biedny musiał patrzeć na Anthoniego z Theo, no i co Theo małe kroczki do przodu…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Ten rozdział był przecudny. Zapowiadał się naprawdę leciutko, ale skończyłaś trochę poważniej i ładnie się to wszystko zrównoważyło. Część z Keithem i Ethanem porwała mnie totalnie. Nie sądziłam, że ich wątek wciągnie mnie tak jak ten dotyczący Anthonego i Theo… a jednak *U*~! Czytałam ten rozdział już kilka razy i mój zachwyt nie mija. Zauważyłam kilka literówek, ale zostały one już wymienione w poprzednim komentarzu, więc nie będę pisać tego samego >u<'. Naprawdę bardzo niecierpliwie czekam na dalszą część.
    Jestem wzruszona, że tak bardzo wciągnęło mnie blogowe opowiadanie~! Możesz być więc z siebie dumna *U*.

    1. wiesz, ja mam taką nadzieję, że kiedyś uda mi się napisać coś niepoważnego. Żeby było lekkie i lekko się czytało~~~XD
      Naprawdę aż kilka razy? Lolololo~~ ^///^ To miłe.
      A to, że Cię wciągnęło jeszcze milsze. Udało mi się mam nadzieję zaskoczyć, tym w którą stronę poszłam w opowiadaniu. To co czytałaś było mega inne nie? C:
      No i że zaintrygował Cię mój ukochany Ethan~~ Mogę teraz umrzeć szczęśliwa. Tyle pochwał od mojego LORDa~~~

      Tak wiem, te literówki są okropne, ale ciężko mi samej je wyłapać wszystkie… D: Ale są dobrzy ludzie~~ xD

  3. Jednak Anthony wyciągnął Theo do klubu. Biedny Ethan. Musiał patrzeć na te wszystkie pary… no i na Anthony’ego z Theo. No ale na szczęście jest Keith :D Nie przypuszczałam, że tak łatwo się zgodzi, żeby przyjść do gejowskiego klubu. Ale to miłe zaskoczenie. No i zgodził się udawać chłopaka Ethana. No i mężczyźni (albo Ethan :)) wzbudzają w nim większe podniecenie, niż przypuszczał. Ciekawe czy powie mu o swojej żonie. No i chcę kontynuację przerwanej scenki z klubu, albo przynajmniej to co działo się po jego opuszczeniu ;)
    Theo coraz bardziej się przełamuje, ale widzę, że nadal ma problem z akceptacją samego siebie. No, ale po tym co przeszedł, jest to uzasadnione. Mimo wszystko mam nadzieję, że niedługo upora się ze wszystkimi oporami psychicznymi i zaakceptuje siebie takiego jakim jest (a niczego mu nie brakuje) i będą z Anthonym szczęśliwą parą. No dobra, są szczęśliwi, ale mogą być bardziej i będę za nich trzymać kciuki. :)

    A teraz trochę literówek :)
    „Po wejściu metalowymi schodkami, przeszli kilka metrów i doszli do otwartego wejścia do prywatnej łoży. „- „loży”
    „Zadrżał aż do swoich brudnych myśli, na które nie mógł nic na nie poradzić.”- to „na nie” chyba nie jest konieczne
    „- To jak? – usłyszał ponownie, a co posłał mu przepraszające spojrzenie i pokręcił przecząco głową.”- „za co”
    „Anthony, co chwilę pochylał się do chłopaka szepcząc mu coś na ucho, pod czego brunet dostawał jeszcze mocniejszych wypieków. „- „od czego”
    „- Nie miałbyś może ochoty wypuść do klubu…?”- nie powinno być „wpaść”?
    „I udawał twojego faceta…? – zapytał mężczyzną neutralnym tonem.”- „mężczyzna”
    „Jakaś para stojąca przy ścianie całowała się namiętnie, jednak nie zwrócił na to uwagi, skupiając ją od razu na drobnym chłopaku siedzącym na jeden z kanap.”- „jednej”
    „Mężczyzną zwracał na siebie uwagę, nie tylko białymi jak śnieg włosami, w których teraz odbijały się światła reflektorów, ale też swoją dumą postawą i rosła sylwetką. „- „Mężczyzna”, „dumną” i „rosłą”
    „Zdecydowanie mężczyzny i jego pewność siebie bardzo mu imponowały, chociaż przecież tak rzeźbiarz tak bardzo różnił się od jego ideału siedzącego naprzeciw.”- „tak” przed „rzeźbiarz” bym wyeliminowała
    „Ale nie dzisiaj miał już dość.”- coś mi nie gra w tym zdaniu, nie wiem co, ale coś jest z nim nie tak. Może brak przecinka?
    ” Uwielbiał bijące pod niego gorąco.”- „od”
    „Tyle razu już go pieścił i całował po ramionach, torsie, obojczykach czy plecach… „- „razy”
    „- Wiesz, że Cię kocham…? – rzucił, wypatrując się zauroczony w widocznie zafrasowaną twarz chłopaka.”- „wpatrując”
    „- Ach… Anthony… – jęknął brunet, wysłuchany w coraz cięższe, urywane oddechy blondyna przy swoim uchu. „- „wsłuchany”
    „Theo czerwony na twarzy pogryzł wargę.”- a nie „przygryzł”?
    „Theo zerwał się z kolan i stanął przez Anthonym z bijącym sercem.”- „przed”

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    1. Rany, jesteś przeboska z tymi literówkami~~~ Już poprawiam…

      Jest dobrze, ale zawsze może być lepiej, a Theo jest na dobrej drodze. : ) Masz absolutną rację i nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić na następny rozdział, gdzie będzie dużo Ethana i… No. Sama się przekonasz. Mam nadzieję, ze będziesz zadowolona. : )

  4. Rozdział bardzo uroczy, taki z motylkami, serduszkami, amorkami…do pewnego momentu. Theo misiaku, uwierz w siebie, bo jesteś świetnym człowiekiem, kochanym na zabój i w ogóle.

    Z jednej strony dobrze, że nie zbliżają się do siebie zbyt szybko, bo jednak przeszłość i nie koniecznie wesołe przeżycia do tego nie skłaniają. Ale z drugiej strony ta rozsadzająca ich frustracja, żeby się tylko panowie potrafili opanować w odpowiednim momencie.

    Fragment z Ethanem i Keithem cudowny, lepszy nie mógł być i fajnie, że ta znajomość będzie trwać (mam nadzieję)

    Weny~!

    1. Theo jest na szczęście na najlepszej drodze do samoakceptacji. Ale jest dokładnie tak, jak mówisz, to co przeszedł nie zniknie od tak sobie, pomimo jego szczerych chęci.

      Oho, ciesze się, ze druga para przypadła Ci również do gustu. C; W kolejnych rozdziałach dużo Ethana i jeszcze więcej Keitha… Albo na odwrót. xD W każdym razie zapraszam.
      Fajnie znowu Cię czytać. C:

Dodaj komentarz