Till We Are Vol. 2 Ch.09

Mając świadomość, że wzbudzają niemałą sensację, Keith dosłownie wywlókł szarpiącego się chłopaka ze szpitala. Zarówno pielęgniarki jak i pacjenci, wiedli za nimi ciekawskimi spojrzeniami, co jednak ani na chwilę nie zatrzymało mężczyzny.
Naprawdę miał już tego dość.  Dość zachowania tego rozpuszczonego gówniarza. Rozumiał, że cała ta sytuacja jest dla niego stresująca, jednak nie oznaczało to, że ma prawo, by zachowywać się jak głupi, rozpieszczony bachor i naskakiwać na rodzinę architekta w taki sposób, w jaki zrobił to przed chwilą.
– Puść mnie, do cholery! – wrzasnął Ethan, gdy byli już na zewnątrz.
Rzeźbiarz jednak nie zamierzał tego zrobić. Zaciskając dłoń z całej siły na jego ramieniu, pociągnął chłopaka dalej, aż doszli do końca parkingu przed szpitalem.
Rozzłoszczony puścił go i pchnął nim mocno na pień rosnącego tam drzewa.
– Coś ty sobie wyobrażał, co? – warknął na niego, zaczynając machać rękoma – Czy ty w ogóle nie masz żadnego wstydu?  Żadnych hamulców?! – zapytał retorycznie, bo przecież właśnie dał mu dowód na to, że nie.
Keith miał wrażenie, że zna już chłopaka na wylot. Był święcie przekonany, że jeszcze chwila i rzuciłby się na tamtego lekarza, czy też Bogu ducha winnego Theo, który wyglądał, jakby miał zaraz rozpaść się na drobne kawałeczki. I Ethan nie był tam potrzebny w najmniejszym stopniu. Jego złość, zirytowanie i doskonale wyczuwalna nienawiść do tamtego chłopaka, nie były potrzebne rodzinie architekta.
Ethan zacisnął pieści i rzucił blondynowi rozjuszone spojrzenie.
– Odczep się! To nie twoja sprawa! – krzyknął, patrząc na niego wyzywająco – Przestań mi w końcu rozkazywać!
Keith przyparł go do  szorstkiej kory za jego plecami i sapnął mu w twarz zdenerwowany.
– Przestanę ci rozkazywać, jak przestaniesz zachowywać się jak gówniarz! – warknął – Ktoś chyba musi cię w końcu wychować!
Ethan prychnął jak rozwścieczony kociak i odepchnął go od siebie.
– I taki zakłamany, dwulicowy dupek jak ty, ma to niby zrobić? – zakpił, krzywiąc usta w wyrazie zniesmaczenia.
– Ja jestem dwulicowy, tak? – warknął Keith – A kto co chwilę się ze mną pieprzy,  szuka u mnie pocieszenia, tylko po to, by za chwilę zmieszać mnie z błotem?! – zapytał – Czy ty jesteś normalny, Ethan?! Jeszcze chwila i rozniósłbyś Theo na strzępy!
– I dobrze! – odparował od razu student – Należało mu się! To przez niego zdarzył się ten wypadek!
– Przez niego? A może gdybyś nie rzucił się na Anthonego, nie spotkałoby go nic złego, nie pomyślałeś?
Chłopaka nie pozbawiło to wcale pewności siebie i nadal mroził go swoim wyniosłym spojrzeniem.
– Po co tu przyjechałeś, co? – rzucił nagle rzeźbiarz –  Po coś w ogóle do niego znowu lazł?
– Bo go kocham…
Keith zaśmiał się rozgoryczony. Czy ten chłopak naprawdę nie widział, że zaczyna się pogrążać? Ośmieszał się przed tymi ludźmi, ingerował w ich intymne, rodzinne życie. Jakie  w ogóle miał do tego prawo? Wszystko miało swoje granice, nawet ślepe zakochanie.
Już nawet nie chodziło o to, że sam był zazdrosny i cierpiał za każdym razem, gdy Ethan wspominał o Anthonym.
– To takie dziwne, że chcę być przy nim…?
– Przestań już, do jasnej cholery! – krzyknął na niego rzeźbiarz, a chłopak aż zamilkł patrząc na niego z przerażeniem – Naprawdę tak go kochasz?! I co, chcesz zniszczyć jego rodzinę?! Zrozum, że teraz to Theo nią jest, nie Ty! Możesz być Linwoodem, albo samym prezydentem, ale to nie oznacza, że wszystko ci się należy! Przestań być takim podłym egoistą! – wyrzucił z siebie, aż czując, jak zaczyna mu się ciężej oddychać.
Ethan zacisnął szczękę.
– Będę robił, co będę chciał! – syknął.
Słowa Keitha zabolały go. Czy mężczyzna nie rozumiał jego stanu? Jego uczuć? I dlaczego niby nie mógłby nigdy być z Anthonym? Przecież mógłby. Theo nie był żadną przeszkodą.
Przełknął ślinę i spróbował wyminąć mężczyznę. Ten jednak złapał go mocno za ramię, no co chłopak syknął z bólu.
– Nie waż się tam wracać! – warknął na niego Keith.
Ethan poczuł nabiegające mu do oczu łzy.
– Puszczaj… chcę być przy nim…! – jęknął – Jak możesz być tak nieczuły?
Rzeźbiarz pociągnął go do tyłu i ponownie popchnął na pień drzewa. Tym razem jednak, przycisnął się do jego ciała swoim  i zamknął go w ramionach. Ethan oczywiście zaczął się wyrywać, więc mężczyzna, złapał jego podbródek   silną dłonią i pocałował go mocno, wpychając gorący język do jego ust. Penetrując ich wnętrze, drugą rękę zacisnął mocno na jego przedramieniu. Wiedział, że po dzisiejszym dniu, będą je zdobiły liczne sine ślady.
Po kilku sekundach, chłopak przestał się wyrywać, i Keith się od niego odsunął.
– Ja jestem nieczuły? – syknął blondyn, górując nad  nim sylwetką – Ja?! Twierdząc, że kochasz Anthonego, sypiasz ze mną. – wypluł z siebie i zacisnął na chwilę zęby – Tak bardzo go kochasz? – zakpił – A gdybym zabrał cię teraz do domu i zaciągnął na seks pod prysznicem? Odmówiłbyś?- dodał, sam nie wiedząc po co wchodzi na ten temat.
Przecież to podobało mu się  w Ethanie. To, że to z nim się kocha, że jest taki gorący podczas seksu. Zaraz pożałował swoich słów, gdy tylko dostrzegł ostre spojrzenie chłopaka.
– Jesteś chujem… – wycedził student, czując się jak zero zmieszane z błotem.
Był może dziwką, często tak się zachowywał, ale to jak mówił o nim Keith bardzo mu się nie podobało.
– Mieliśmy układ. A teraz mi to wypominasz…? – syknął oddychając ciężko.
Keith spojrzał mu twardo  oczy.
– Pieprzę ten układ. – szepnął, pochylając się bardziej nad chłopakiem i przyciskając się do jego ciała –  Kocham cię. – westchnął mu do ucha.
Ethan zadrżał, jakby nagle przejął go silny wiatr. Przez chwilę stał bez ruchu, wstrzymując aż oddech.
– Nie oddam cię mu, rozumiesz? – warknął mu do ucha i pociągnął za przód kurtki na drugą stronę drzewa.
Tam, przyciskając go do pnia, złapał go mocno za krocze i pomasował  stanowczo.
– Nawet, gdyby miał tam zaraz umrzeć… – syknął – Nie pójdziesz do niego! – dodał, przyciskając go mocno do drzewa.
– Co robisz…? – jęknął chłopak  zerkając w dół.
– Wytłukę z ciebie tego faceta, przysięgam…! – syknął Keith i przywarł mocno do jego ust.
Całując je zachłannie, rozpiął rozporek w spodniach chłopaka i wepchnął w  nie dłoń. Nie musiał  długo go dotykać, by penis Ethana zaczął rosnąć mu w ręce. Z sekundy na sekundę, robił się co raz gorętszy i sztywniejszy. Napierał na jego rękę i nie minęło dużo czasu, aż Keith poczuł na niej ciągnącą się nitkę wilgoci.
Ethan pojękiwał lekko. Nie próbował się wyrywać, nie miałby na to najmniejszych szans. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Nie przejmował się tym, że ktoś może ich zobaczyć, albo usłyszeć. Westchnął drżąco i wyciągnął się, wpychając plecy bardziej w pień drzewa. Szorstka dłoń mężczyzny doskonale znała sposób na najefektywniejsze dotykanie jego ciała.
– Och…! – jęknął chłopak, zaciskając dłonie na płaszczu rzeźbiarza.
Keith pochylił się bardziej i wsunął głębiej rękę. Nie przestając całować szyi studenta, palcami pieścił jego jądra i z satysfakcją przysłuchiwał się chrapliwemu oddechowi chłopaka.
Czy nie był lepszy od Anthonego? Znał każdy punkt na ciele Ethana, po dotknięciu którego chłopak zwijał się z rozkoszy. Znał jego sposób myślenia, jego przyzwyczajenia.
Kiedy uszczypnął palcami skórę na udzie chłopaka, Ethan aż wyprężył się bardziej pod drzewem. Jak mógł się tak łatwo dać ogłupić?
– Przestań… Kei… Ach… – jęknął, przygryzając mocno wargę.
Gdy twardy palec rzeźbiarza musnął wrażliwą skórę między jego pośladkami, Ethan przestał już myśleć. Czując opuszek palca, drażniący jego wejście zmarszczył brwi i posłał kochankowi błagalne spojrzenie.
Chciał już poczuć go w sobie. Chociaż to był tylko palec, potrafił działać cuda w jego wnętrzu, o czym chłopak już niejednokrotnie się przekonywał. Czuł gorąco, rozpalające jego uda i zacisnął je mocniej na ręce mężczyzny.
Keith widział doskonale co się dzieje z ciałem chłopaka, zaśmiał się pod nosem.
– No dalej… – szepnął chrapliwie – Proś… – zaśmiał się lekko, drażniąco błądząc palcem na granicy gładkiej, a pomarszczonej skórki w rowku chłopaka.
Ethan zacisnął tylko zęby i oddychając ciężko, zmusił się do posłania mu złego spojrzenia. Widząc te próby, Keith roześmiał mu się w twarz.
– Proś… – powtórzył, naciskając nadgarstkiem na jądra chłopaka.
Ethan jęknął płaczliwie. Nie chciał się przed nim korzyć, nie teraz. Czuł się jednak jakby był uzależniony od jego ręki.
– Proooszę… – jęknął cicho, zaczynając się ocierać penisem o przedramię mężczyzny.
Szorstki materiał, o który ocierał się członkiem, wydawał mu się teraz czymś idealnym, co zapewniało mu oszałamiające doznania.
– Och… tak… – sapnął, przyciągając usta mężczyzny do pocałunku. – Wsadź go… – jęknął, w jego usta i zaraz poczuł mocne ugryzienie. Z falą bólu, zalała go fala większego podniecenia – Błagam… wsadź…
Keith polizał go po wardze i pomasował w końcu po samej dziurce. Chłopak wypiął bardziej biodra i zaczął szybciej ocierać się o rękę przed sobą.
– Poproś ładniej… – usłyszał jak przez mgłę.
– Błagam… wsadź już.. arch.. ten palec w moją… moją dziuuurę… – jęknął, ledwie utrzymując się na nogach.
Keith bawił się z nim, wiedząc, że chłopak zaraz dojdzie i bez tego.
Drugą dłonią zacisnął jego usta. Niemal od razu, Ethan zaczął oddychać szybciej i dyszeć przez nos. Blondyn z satysfakcją dostrzegł, jak jego oczy robią się szkliste, twarz czerwona, a ruchy bioder chaotyczne.
– Nnnn! – jęknął Ethan w jego dłoń i nabił się mocno tyłkiem na palec.
Starał się patrzeć w oczy rzeźbiarza tak błagalnie, jak tylko umiał. Żeby w końcu palec, dotknął go tam głęboko… Albo by chociaż wsunął opuszek i pokręcił nim w środku, rozciągając jego zwieracz.
Kiedy tylko o tym pomyślał doszedł z głębokim westchnieniem, zaciskając mocno uda na ręce między nogami. Z rozkoszy i braku powietrza zakręciło mu się aż w głowie.
Keith słysząc zza ręki głęboki pomruk uśmiechnął się przebiegle i po chwili puścił chłopaka. Gdy tylko to zrobił, Ethan osunął się na kolana i podpierając się o nie rękoma, zaczął łapać szybkie oddechy.
– Wytrzyj to! – usłyszał zaraz i ujrzał dłoń przed twarzą.
Szybko oblizał ze swojej śliny rękę mężczyzny i spojrzał w górę.
– To też. – rozkazał mu Keith, podsuwając rękaw poplamiony nasieniem chłopaka.
Z góry obserwował jak student wysysa z materiału swoją spermę i drugą ręką aż pomasował się prze spodnie. Był cholernie podniecony i cały aż pulsował, jednak nie zamierzał na razie z tym nic zrobić.
Kiedy Ethan skończył oczyszczać mu rękaw, przykląkł przed nim i pogładził go po rozgrzanym do czerwoności policzku.
– Grzeczny… – szepnął, patrząc z zafascynowaniem na twarz chłopaka – Jedźmy do domu. Przeziębisz się… – uśmiechnął się do niego i Ethan zadrżał czując chłodny powiew wiatru.
Przez chwilę wpatrywał się w twarz mężczyzny po czym odwrócił wzrok i skulił się pod drzewem.
Teraz czuł się jak szmata. Chociaż musiał przyznać, że to było takie gorące i że czuł się spełniony, żałował, że nie potrafił się oprzeć. Udowodnić Keithowi, że wcale go nie potrzebuje, że wcale nie jest taką dziwką.
– Ethan…? – zapytał mężczyzna kładąc rękę na jego ramieniu.
Chłopak nie odpowiedział. Przygryzł tylko wargę i schował twarz między kolanami.
Czy on naprawdę powiedział, że go kocha?
Nie wiedział co ma o tym myśleć, ale czy nie tego zawsze chciał? By Anthony go kochał? By ktokolwiek go pokochał? A może to kolejne kłamstwo, by go zmanipulować?
– Ethan, mówię do ciebie. – usłyszał stanowczy głos mężczyzny i podniósł na niego pytające spojrzenie.
– Czego chcesz? – zapytał wyniośle.
– Jedziemy do domu. – powiedział Keith i po chwili wstał z miejsca  – Czekam przy samochodzie. Stoi przed wejściem. Masz dwie minuty. – powiedział ostrzej niż zamierzał.
Skoro tak, nie będzie już się z nim bawił. Nie będzie mu ulegał, pomyślał ruszając ciężko w  stronę auta.
Ethan wyciągnął z kieszeni papierosy i podpalił jednego.
Czy naprawdę powinien zrezygnować już z Anthonego? Czy wszystko było już stracone? Wtedy, gdy siostra mężczyzny tak gładziła Theo po plecach, poczuł się wykluczony z całej tej sytuacji. Jakby był kimś gorszym, obcym, a przecież wcale tak nie było! Jednak w jednym Keith miał rację – ośmieszył się przed nimi. Zachował jak rozhisteryzowana panna. Ale czy ktoś mógłby się temu dziwić…? Przecież to w  końcu Anthony… z jego powodu, przez ten cholerny wypadek.
Student powoli wstał i ruszył przez parking w kierunku czarnego auta rzeźbiarza. Blondyn opierał się o nie i powoli palił papierosa. Nim chłopak do niego doszedł, skończył i zagasił niedopałek butem.
– Palisz…? – zapytał zaskoczony chłopak, podchodząc i stając naprzeciwko niego.
– Ta… – syknął przez zęby mężczyzna i zdusił w sobie kaszel – Jedziemy do domu czy znowu zamierzasz się ze mną kłócić? – zapytał zaraz.
Nie chciał już tego. Pragnął, by chłopak od tak zapomniał o Anthonym, żeby zrozumiał, że powinien już się poddać i że może być z nim, Keithem.
Ethan skończył powoli papierosa i rzucił niedopałek na ziemię.
– Nie zamierasz mnie przeprosić? – zapytał nagle, rzucając mężczyźnie wyczekujące spojrzenie.
Rzeźbiarz spojrzał na niego zaskoczony.
– Za co mam cię przepraszać? – zapytał powoli, oblizując wargi.
– Za to co wcześniej powiedziałeś…
– Nie, nie zamierzam. – odparł spokojnie mężczyzna – A Ethan, powiedziałem nieprawdę? – zapytał zaraz, uważnie obserwując chłopaka.
Ten zamyślił się chwilę i zaraz odetchnął głęboko.
– Nie uważasz, że Anthony jest szczęśliwy z Theo? – zapytał zaraz rzeźbiarz.
– Ze mną byłby szczęśliwszy…! – zaczął chłopak, przyjmując wojowniczy wyraz twarzy.
– Och, przestań. Doskonale wiesz, że jest z Theo. Przecież widziałeś nie raz jak na niego patrzył… – podsunął mu mężczyzna.
– Taaa… na mnie nigdy tak nie patrzył… – westchnął chłopak –  A ty? – zapytał zaraz – Będziesz nadal…? Umowa nadal obowiązuje? – zapytał szybko, nie chcąc już myśleć o architekcie.
– Powiedziałem przecież: pieprzę umowę. – powtórzył stanowczo Keith i zacisnął szczękę, widząc jak chłopak uśmiecha się krzywo, jak zwykle gdy coś odpuszczał, albo olewał, przyjmując takim, jakie jest.
– To co, jedziemy się pieprzyć? – zapytał chłopak i obszedł samochód.
Wsiadł zaraz do niego i odetchnął cicho.
Czuł się okropnie i marzył jedynie o tym by się napić i zapalić. No i żeby Keith go tak porządnie przerżnął.
Mężczyzna zaraz wsiadł obok i wsunął kluczyk do stacyjki.
– Nie jesteś samochodem? – zapytał, uruchamiając powoli auto.
– Jestem… wrócę po niego jutro. – zbył go chłopak i zaraz pomyślał, że przy okazji odwiedzi   architekta w szpitalu i dowie się co z nim.
– Nie. – warknął zaraz Keith i wyciągnął rękę – Kluczyki. – rozkazał – Odstawię ci auto.
Ethan roześmiał się i poddał się szybko, kładąc mu kluczyki na dłoni.
– Tak zazdrosny? – zapytał, by podtrzymać rozmowę.
– Tak.  A teraz jedziemy się pieprzyć. Tak, jak chciałeś. – odparł mężczyzna, ucinając tym samym rozmowę i ruszając z parkingu.
Czasami dziwił się sobie, że pomimo tego jaki jest Ethan, on nadal w to brnie. Czemu broni go przed matką, czemu jest tak cholernie zazdrosny o architekta? Czemu w ogóle go kocha?
Chłopak przecież potrafił jak wirtuoz wygrywać sonaty na jego nerwach. Był złośliwy i arogancki, nie tylko w łóżku, i normalnie Keith uważał to za okropne wady. Ale w Ethanie były takie inne niż u pozostałych ludzi. Może na siłę usprawiedliwiał je tym, że chłopak tylko grał takiego, a tak naprawdę, po prostu potrzebował miłości i czułości.  Że został wychowany w okropnym, zimnym domu, bez żadnych uczuć. Ale czy to go faktycznie usprawiedliwiało?
Tak wiele rzeczy w studencie, doprowadzało Keitha do szewskiej pasji. Ale też tak wiele go ujmowało i sprawiało, że nie mógł przestać o nim myśleć i po prostu sobie odpuścić. Ethan był jego pierwszym facetem. Gorącym i namiętnym. Rzeźbiarz nigdy nie przypuszczał, że po Jane mógłby  z kimś być. I wtedy w jego życiu zjawił się ten butny chłopak. Nigdy go nie słuchał, podczas kłótni nie dawał dojść do głosu, ironizował i wyzywał go, ale  z drugiej strony to było w chłopaku takie dobre i to też w nim uwielbiał.
Mężczyzna zerknął kątem oka na chłopaka, który osunął się w fotelu i przymknął powieki.
Wyglądał tak niewinnie i Keith natychmiast poczuł ochotę, by pocałować te jego mięsiste wargi. Zagryźć na nich zęby, nawet do krwi, jak nie raz już mu się zdarzało.
Oblizał jednak tylko usta i zmienił bieg.
Był pewien, że chłopak olał jego wyznanie. Pomyślał, że to kłamstwo albo kpina i naprawdę Keith, nie wiedział już co z tym zrobić.  Z jednej strony imponowało mu to, że chłopak jest taki stały w uczuciach, bo chyba naprawdę był zakochany w Anthonym. Ale z drugiej to niepomiernie go wkurzało, bo chciałby zająć miejsce Anthonego.
To zabawne, że byli dokładnie w takiej samej sytuacji. Obaj byli tymi trzecimi, obaj kochali się w mężczyznach, którzy kochali kogoś innego, pomyślał i zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.
– Z czego się śmiejesz? – zapytał zaraz chłopak, zwracając na niego swoją uwagę.
Keith zacisnął palce na gałce od zmiany biegów i uśmiechnął się lekko.
– Tak po prostu… – zbył go, pocierając kciukiem u prawej ręki, po palcu serdecznym.
Dziwnie się czuł, nie czując na nim obrączki, która walała się gdzieś po dywanie w kawalerce Ethana.
– Powiesz mi co nagadała ci twoja matka? – zapytał.
Ethan odetchnął ciężko. Dzisiejsze wydarzenia, wywietrzyły z jego głowy wszystkie procenty i dopiero teraz mógł pomyśleć nad wszystkim logicznie.
– Nie wiem… – wzruszył ramionami – Chyba przeprowadziła gruntowny wywiad, wiesz…? Wiedziała wszystko… O naszej umowie, o zdjęciach i rzeczach… Jane. I o obrączce też… – powiedział.
– Chcesz powiedzieć, że przeszukała mój dom? – dopytał rzeźbiarz, zupełnie się tym jednak nie przejmując.
– Pewnie tak. – mruknął student – Przepraszam. Za nią.
– Ale nie przepraszaj. Po prostu… Ech… Co jeszcze musi zrobić, byś uświadomił sobie, że ta kobieta jest chora?
– To moja matka, Keith…! – jęknął chłopak zrezygnowanym tonem – Nie mogę tak po prostu z niej zrezygnować. Myślisz, że to takie proste?
– Nie, nie myślę… Po prostu chciałbym… A raczej nie chciałbym, żebyś za każdym razem, gdy ci coś nagada, rzucał się na mnie z pięściami i wyrzutami. – odparł mężczyzna – Chciałbym, żebyś mi ufał.
Ethan odwrócił się do okna. Nie miał podstaw, by nie wierzyć rzeźbiarzowi, a podstawy by nie ufać matce, pojawiały się w błyskawicznym tempie.
– Dobrze wiesz, że chcę twojego dobra. – dodał Keith i położył rękę na udzie chłopaka.
Ten westchnął tylko i milczał przez kilka minut.
– Myślisz… myślisz, że Anthony wyjdzie z tego? – zapytał zmieniając temat.
To pytanie sprawiło, że Keith aż zadrżał, napinając mięśnie.
Nawet jeżeli przed chwilą był rozczulony postacią chłopaka, teraz znowu zaczynał się denerwować.
– Myślę, że tak. – odparł krótko, zabierając dłoń z nogi Ethana i wbijając spojrzenie w ulicę przed samochodem.
– Boję się… – wyznał cicho chłopak, walcząc ze łzami.
To było straszne, ten wypadek i całe dzisiejsze, pełne emocji, popołudnie.
Blondyn zdusił słowa cisnące mu się na usta. Tak bardzo chciał go zrozumieć, ale zazdrość szybko wzięła górę nad jego uczuciami. Chciałby zabronić chłopakowi, chociażby myślenia o architekcie, nie mówiąc już o mówieniu o nim, spotykaniu się  z nim, czy dzwonieniu do niego.
– Ten lekarz mówił, że zadzwoni, gdy coś się wyjaśni. – powiedział obojętnym głosem.
– Jeżeli… jeżeli wszystko będzie dobrze, to przysięgam, że dam już mu spokój. – powiedział chicho chłopak.
Keith zacisnął mocno zęby i nie odpowiedział już nic.  Miał już po prostu dosyć.

*

Cisza dzwoniła im w uszach. Świdrowała i wierciła tak głośno, że niemal chodzili już po ścianach. Z każdą sekundą byli coraz bardziej zniecierpliwieni, i chociaż nikt  z nich nic nie mówił, czuli to w powietrzu. Strach i zniecierpliwienie dominowały na korytarzu, a białe drzwi zdawały się być murem, w który każde z nich chciało walić głową.
Theo wsłuchany w  ciszę i bicie własnego serca, wpatrywał się tępo w podłogę pod nogami. Nie myślał już o wypadku, po prostu snuł sobie wizję, co zrobi i powie Anthonemu, gdy mężczyzna już się obudzi. Bo w to, że się obudzi nie mógł wątpić.
Wyobrażał sobie jak wracają razem do domu, jak siadają na kanapie, by coś obejrzeć, a on już po chwili tonie w ramionach architekta. W jego zapachu, oddechu.
Tylko takie myśli powstrzymywały go przed rozpłakaniem się jak dziecko. Ale w zasadzie tak się właśnie czuł – jak małe bezsilne dziecko.
Nie wiedział już jak długo siedzieli pod drzwiami. Nikt  z nich się nie odzywał, po prostu czekali.
Kiedy w końcu białe drzwi się otworzyły, wyszedł z nich lekarz w niebieskim uniformie i spojrzał po zebranych osobach spokojnym spojrzeniem.
– Jesteście rodziną? – zapytał retorycznie,  widząc ich pełne nadziei oczy. – Nazywam się Danny Spencer i jestem lekarzem prowadzącym pana Russela…
– Co z nim? – zapytał Theo, zrywając się z miejsca i przystępując o krok do lekarza.
– Nie odzyskał jeszcze przytomności. – westchnął – Ma złamane dwa żebra, rękę i wybity bark. – powiedział  powoli – Prześwietlenie wykazało wstrząśnienie  mózgu, połamane żebra nie przebiły płuc… Jutro powtórzymy tomografię.
– To… to znaczy, że wszytko będzie dobrze…? – zapytała Amber pełnym nadziei i ulgi głosem.
Lekarz poprawił stetoskop wiszący mu na szyi i pokiwał głową.
– W zasadzie tak. – powiedział – Jednak niczego nie możemy być na razie pewni. Póki nie odzyska przytomności i póki nie powtórzymy jutrzejszej tomografii. – wytłumaczył cierpliwie – Zresztą, George na pewno wszystko wytłumaczy wam dokładniej w razie wątpliwości. I ja również jestem do ciągłej dyspozycji. Jeżeli chcecie się z nim zobaczyć to proszę, ale na bardzo krótką chwilę. – dodał, uśmiechając się pokrzepiająco.
– Oczywiście… – odparł od razu George i ruszył za lekarzem wypytując go o szczegóły stanu Anthonego.
Amber  z Theo ruszyli zaraz za nimi.
Chłopak cały drżał i z każdym krokiem bał się coraz bardziej. Pomimo słów lekarza, nadal był niepewny i bał się tego, co zobaczy gdy wejdą na salę.
Po kilku chwilach lekarz zatrzymał się przed jedną z sali uchylił do niej szklane drzwi, teraz przesłonięte żaluzjami.
– Proszę. Tylko na krótką chwilę. – podkreślił.
Amber weszła pierwsza i po kilku krokach zatrzymała się przy łóżku zaciskając mocno wargi.
Theo po chwili wahania wszedł również.
Na szpitalnym łóżku, przykryty do pasa leżał Anthony. Cały tors miał obandażowany, a  prawą rękę aż po bark zagipsowaną. Z nosa wychodziły mu dwie cienkie rurki. Theo odetchnął ciężej i podszedł powoli do łóżka.
Mimochodem przesunął spojrzeniem po stojących obok niego monitorach i maszynach, i poczuł się zupełnie słaby i przytłoczony tym wszystkim. Systematyczne pikanie od razu zaczęło działać mu na nerwy, a sam widok nieprzytomnego mężczyzny na nowo przejął strachem.
Szybko przeszedł na drugą stronę łóżka i przykucnął przy nim.
Spokojna twarz mężczyzny również go przerażała. Była taka pusta. Zupełnie inna niż zazwyczaj, gdy mężczyzna siedział skupiony nad projektami, czy nawet spał. Taka, jakby za nią już nic nie było, żadnego życia
Theo jęknął cicho i powoli wsunął dłoń w rękę mężczyzny leżącą na posłaniu. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że nadal jest ciepła.
Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł również George, który skończył rozmowę z doktorem Spencerem.
– Wszystko będzie dobrze. – powiedział, kładąc ręce na ramionach żony.
– Boże… mam nadzieję… – jęknęła kobieta – wygląda… okropnie… – szepnęła.
Ona też była przerażona. Nie przywykła do widoku chorego Anthonego.  Przecież zawsze był taki silny i żywy.
– Musimy zadzwonić do rodziców. – powiedział George sięgając po kartę Anthonego zawieszoną na barierce łóżka.
– Tak.. tak… – jęknęła kobieta i sięgnęła do torebki po telefon – Już dzwonię. – dodała przełykając ciężko ślinę.
Po chili wahania zacisnęła rękę na aparacie i spojrzała w oczy Goerga.
– Wyjdę i zadzwonię. – dodała, kierując się ku wyjściu.
Lekarz powiódł za nią wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami, odwrócił się ku Anthonemu.
– Theo…? W porządku? – zapytał przyglądając się uważnie chłopakowi.
Ten oderwał wzrok od twarzy blondyna i pokiwał szybko głową.
– Tak… – odparł cicho – Co ty o tym sądzisz… będzie dobrze? – zapytał, posyłając mu zmęczone spojrzenie.
George podrapał się po policzku i odetchnął.
– Powinno… Ale jak mówił doktor Spencer, jutro powtórzą tomografię.  Skoro nie ma krwiaków, nie będzie potrzebna operacja… Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – podsumował.
Theo położył głowę na posłaniu i przymknął oczy.
– Może to ja powinienem zadzwonić do rodziców Anthonego…? – zapytał po chwili.
– A co to za różnica, Theo?
– Nie wiem… – jęknął chłopak – Kiedy się wybudzi? – dopytał.
– Mam nadzieję, że niedługo… – odparł cicho lekarz. – Nie jesteś dzieckiem ,Theo…
– Wiem… wiem…. – westchnął chłopak.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Anthony może prędko się nie wybudzić.
Naprawdę myślał, że mu ulży, gdy go zobaczy? Wcale tak się nie stało. Nadal był niepewny i przerażony. I był przekonany, że zostanie tak, dopóki Anthony nie wydobrzeje.
Po kilku chwilach do sali weszła Amber. Miała łzy w oczach i szybko podeszła do łóżka brata, siadając na jego brzegu.
– I co? – zapytał George – Kiedy przyjadą?
– Mama chciała od razu… – powiedziała kobieta, pociągając nosem – Ale przekonałam ich, żeby przyjechali z rana. Zajadą do nas i przyjadę tu z nimi. Dzwoniłam już do pracy i wzięłam wolne.
– Rozumiem, że zostaną u nas na kilka dni? – dopytał mężczyzna.
Kobieta pokiwała tylko głową i odetchnęła ciężko.
– Powinniśmy już iść. – zauważył nagle George, a Theo spojrzał na niego przerażony.
– Nie mogę zostać…? Jeszcze chwilę… – poprosił, zaciskając palce na bezwładnej ręce.
George zmarszczył brwi. Dobrze wiedział, że nie powinien ulegać Theo, bez względu na to czy są rodziną, czy nie.
– Kochanie… Jesteś zmęczony. Pojedziemy pierwsi, a Theo zostanie jeszcze chwilę… – wstawiła się za chłopakiem Amber i uniosła się z łóżka.
Złożyła krótki pocałunek na czole brata i ruszyła do drzwi ciągnąc męża za rękę.
– Jeżeli chcesz Theo, przyjedź później do nas… Bez sensu, żebyś siedział sam w mieszkaniu… szczególnie teraz… – zwróciła się do chłopaka .
– Jasne. Dobranoc. – pożegnał ich Theo i odetchnął gdy wyszli.
Nie zamierzał wracać ani opuszczać Anthonego. Przecież nie mógł pozwolić, by mężczyzna był sam. Wstał i szybko podszedł do włącznika świateł. Przygasił je nieco i wrócił do łóżka, do którego przysunął krzesło.
Kiedy zajął miejsce zaraz też ujął ponownie dłoń mężczyzny.
– Błagam…. Anthony… – szepnął płaczliwie i zacisnął mocno powieki. – Obudź się… – poprosił, zerkając na twarz mężczyzny i całując go lekko po dłoni.
Czując  łzy, szybko otarł oczy dłońmi.
– Proszę…
Przez długi czas wpatrywał się w twarz mężczyzny. Opatrunek, który zasłaniał niemal połowę jego policzka wcale jej nie szpecił.  Zresztą czy to się w ogóle liczyło?
Theo ułożył głowę na posłaniu i przymknął oczy. Tak bardzo tęsknił za jego uśmiechem, a przecież widział go dzisiaj rano. Chciałby by blondyn wstał i powiedział mu, że wszystko będzie dobrze, że to tylko zły sen, który zaraz się skończy. Zamiast tego miał tylko galopujące myśli, które staczały się w coraz ciemniejsze kręgi. Zaczynał obsesyjnie myśleć, że Anthony już się nie obudzi, że już nigdy nie będą mogli być razem.
Uniósł się i przesunął drżącymi palcami, po twarzy mężczyzny, po czym pochylił się i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Tylko taki, by ich wargi się zetknęły, by pocałunek jak zwykle napełnił go energią i optymizmem.
Bierne usta mężczyzny łatwo uległy jego wargom.
– Tak bardzo… – szepnął cicho i pogładził go ponownie po twarzy.
Po chwili zszedł z łóżka i zajął miejsce na krześle, na którym spędził całą noc.

12 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.09

  1. Witam,
    och biedny Theo, Ethan do jasnej ciasnej, zrozum wreszcie Anthony cię nie kocha…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Jeden z najlepszych rozdziałów! Przyjemnie się czyta o Ethanie i Keithcie. Są tacy „żywi”, ciekawi, a nie jak Anthony i Theo przy których zawiewa jedynie nudą i przesłodzeniem… Niech architekt sobie wraca do zdrowia w ciszy i spokoju, a następny rozdział będzie o wiadomo kim :D Kocham Ethana, ten gość jest niemożliwy! I ciesze się, że po tym wyznaniu nie rzucił się od razu w ramiona Keitha. Niech się rzeźbiarz jeszcze trochę pomęczy, pokłóci z Ethanem. Lubię jak jest dużo dramatu :D A ta scena pod drzewem jest fenomenalna! Pasuje do nich idealnie. Oby więcej takich akcji. Oby więcej takich rozdziałów! Przyjemnie się to czytało, bardzo przyjemnie.

    Pozdrawiam :)

    1. Och, dziękuję~! C:
      Och, zapewniam, że w następnym rozdziale będzie dużo Ethana… I będzie dużo dramatu, również zapewniam. Też uwielbiam. C:
      Dziękuję~!

      Miłego tygodnia i dziękuję za komentarz…

  3. Niech mnie Ethan nawet nie denerwuje. Jak można nie kochać Keitha? Nie wyobrażam sobie tego.
    A Theo życzę duuużo wytrwałości. Anthony na pewno wyzdrowieje, trzymaj się, Theo!

    1. No z drugiej strony Ethan od dłuższego czasu kocha się w architekcie… a to chyba tak szybko nie przechodzi… :c
      Dziękuję~! Theo daje z siebie wszystko chyba… C:

      pozdrawiam cieplutko~! C:

  4. Kate mu powiedział XD Nie należało to do najromantyczniejszych wyznań, ale jednak. Zresztą nie spodziewałam się po nim kolacji przy świecach XD dobra, odwala mi. Ty mówisz że moj Anthony i Philip sobie poczynają? Przynajmniej robili to w zamkniętym pomieszczeniu XD Ale serio, ciekawe co by było, jakby ktoś ich zobaczył. Ethan by chyba udusił Keitha. Swoją drogą, ciekawe czy z żonką też tak sobie poczynał XD Ethan powiedział, że sobie odpuści Anthony’ego czy mi się przywidziało? No brawo. Żeby tylko na zamiarach się nie skończyło. No ale po tym, jak rzeźbiarz powiedział, że go kocha, może łatwiej będzie mu zapomnieć. Bo czy nie chodziło o to, żeby ktokolwiek go pokochał? Owszem, kocha Anthony’ego i wolałby, żeby odwzajemnił jego uczucia, ale w końcu lepszy rydz niż nic. Ale to brzmi… Chodzi o to, że lepiej, żeby był z Keithem, który go kocha, niż miał złudna nadzieje na Anthony’ego, u którego i tak nie ma szans. A może i on się zakocha w Keithcie?
    Biedny Anthony. Biedny Theo. Niech Anthony się w końcu obudzi. Wiem, że to musi potrwać, głupia nie jestem. W końcu Anthony nawet dnia nie leży w tym szpitalu. Ale cóż ja poradzę, że tak jak Theo, pragnę, żeby Anthony się w końcu obudził?

    Trochę literówek znalazłam:
    „Wtedy, gdy siostra mężczyzny tak gładziła Theo po plecach, poczuł się wykluczony całej tej sytuacji.”- „z całej”.
    „Blondyn opierał się o niego i polowi palił papierosa.”- „powoli”.
    „- Chyba przeprowadziła gruntowny wywiad, wiesz…? Wiedział wsztstko…”- „Wiedziała”.
    „- Zresztą Georg na pewno wszystko wytłumaczy wam dokładniej w razie wątpliwości.”- a nie „George”?
    „- Mama chciała od razu…- powiedział kobieta”- „powiedziała”.
    „Kobieta pokiwał tylko głową i odetchnęła ciężko.”- „pokiwała”.
    „Zresztą czy to się wcale liczyło?”- nie jestem pewna, ale czy „w ogóle” nie pasowałoby tutaj bardziej?

    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    1. Uff przeczytalem! W koncu.. Godzina korepetycji, wylaczony internet. Masakra :/
      Hmm.. mam mieszane uczucia do sytuscji z Keithem i Ethanem pod drzewem. To bylo takie dziwne, ale dobra.. Fajnie, ze zrobilas to tak , ze Ethan od razu nie polecial do Keitha. W innych opowiadaniach by tak bylo. ,,kocham cie” i dobra koniec kropka.
      Mam nadzieje, ze Anthony sie wybudzi i porozmawia z moim slodkich, kochanym, wspanialym Ethaniusiem .< ida sie od razu ruchac. To dziwne, ze Keith ( Rand.. nie pamietam jak mial na nazwisko :p) chce z nim to zrobic. W koncu mlodszy caly czas mysli o architekcie ..
      Pozdrawiam

      Damiann
      ps. Mam pytanie. Czy osoba, ktora cos podawala o Philipie i Anthonym pisze opowiadanie? Bylbym wdzieczny gdybym dostal linka :)
      ps2.,,-Chyba przeprowadziła gruntowny wywiad, wiesz…? Wiedział wsztstko…” – nie wiem czy zdanie zostalo skopiowane czy tez napisane samodzielnie przez przedmowczynie, ale powinno byc ,,wszystko'' ;)

      1. Uchu, pracowity dzień, fajnie, że znalazłeś jednak chwilę na przeczytanie rozdziału. C: No nie wyobrażam sobie, żeby student tak od razu zapomniał o Anthonym… ech… C:
        Hayward, Keith Hayward… no cóż, chyba jest upartym człowiekiem… Może jego ego nie pozwala mu odpuścić? Ciekawe… C:
        Widzę, że saki ubiegła mnie w odpowiedzi. No ale masz już link, więc również zachęcam Cię do przeczytania jej opowiadania. C:

        Trzymaj się ciepło~! <3

    2. Saki~~~ No tak… faktycznie, moi chłopcy też się popisali. xD Z miłością to tak trudno bywa… Ethan chyba powooooli dochodzi do wniosku, ze to z Anthonym nie ma sensu…. No ale czy tak od razu rzuci się w ramiona rzeźbiarza? Nie wiem… xD
      A Theo, cóż…. Myślę, ze to dla niego duża próba i wielka lekcja… Musi być dzielny.

      Dziękuję za literówki, już poprawione. C:
      Trzymaj się~! :3

      1. Ooa ja znalazlem jeszcze jedna literowke ! ,,nie zamierasz mnie przeprosic?” – zamierzasz
        Hehe. Podoba mi sie to!:D

        Damiann

Dodaj komentarz