Till We Are Vol. 2 Ch.16

– Nie poradziłbym sobie bez ciebie. – przyznał Theo siadając na szerokim łóżku, okrytym zieloną narzutą.
Zerknął w stronę architekta, który stał na środku pokoju przy jasnobrązowym stoliku do kawy i pochylał się nad walizką. Pokój, który wynajęli nie był zbyt duży, lecz urządzony całkiem ładnie i przytulnie. Stonowane barwy i jasne meble ładnie ze sobą współgrały. Theo rozejrzał się po ścianach, oklejonych jasną tapetą w żółty wzorek i odetchnął drżąco.
To wszystko było takie dziwne. Nigdy wcześniej nie mieszkał w tym hotelu, który jednak wydawał mu się dziwnie znajomy. Tak, jak każda mijana wcześniej ulica, jak lotnisko, na którym przecież nigdy nie był.
Anthony odsunął się od rozpakowywanej walizki i podszedł do niego. Ukucnął przy jego kolanach i położył na nich duże dłonie.
– Przestań się wygłupiać… Od czegoś w końcu jestem. – uśmiechnął się wychylając i całując go w  usta.
Theo oddał pocałunek i oparł się czołem o czoło mężczyzny.
To Anthony wszystko załatwił – lot, hotel, samochód. Bez  niego Theo pewnie nadał stałby na lotnisku, zastanawiając się, w którym kierunku ma pójść. W końcu był w Hampton.
– Boję się… – jęknął, oddychając ciężej.
Cholernie się bał tego, co miało nastąpić. Powtarzał sobie, że tak trzeba, że powinien to zrobić. W pewien sposób nawet chciał, przecież już dawno to postanowił. Ale w końcu tu się wszytko zaczęło. Wszystko złe co go spotkało, wszystko, o czym tak bardzo chciał zapomnieć.
Mężczyzna pogłaskał go po włosach i spojrzał mu głęboko w oczy.
– Idź weź prysznic, albo kąpiel… Musisz odpocząć po locie. Jutro z rana… pojedziemy do domu twojego ojca. Tak, jak postanowiliśmy. – powiedział, widząc jak chłopak drży i pociera jedną dłonią o drugą.
On też się bał. Nie wiedział, jak ta cała podróż wpłynie  na Theo, który jak na razie był jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Pogładził go uspokajająco po policzku i posłał łagodny uśmiech. Chciał, by czuł, że ma w nim oparcie, że razem dadzą sobie radę ze wszystkim.
– Anthony… – jęknął Theo – Kochasz mnie… prawda? – rzucił niemal płaczliwie.
– Kocham cię i razem poradzimy sobie ze wszystkim. – odparł mu stanowczo i pocałował mocno w usta – Rozumiesz, Theo? – zapytał, patrząc mu głęboko w oczy.
Chłopak pokiwał głową i przymknął powieki na chwilę.
Nie mógł przestać się trząść, ale obecność mężczyzny dużo mu dawała. Bez niego już dawno by się pewnie rozkleił, albo wrócił do Denver, bez załatwienia czegokolwiek. A z Anthonym czuł się dużo pewniej.
– Wiem… – szepnął, zsuwając się na podłogę i wtulając w jego ciało – Wiem… muszę tylko ochłonąć… – dodał, wciskając twarz w jego szyję i oddychając głęboko zapachem mężczyzny.
Anthony objął go mocno i pogłaskał czule po głowie.
– Wszystko będzie dobrze. Jesteś silny i dzielny. – zapewnił pomimo tego, że czuł jak ciało Theo dygocze w jego ramionach – Ciii…
Theo odetchnął głęboko, uspokajając się powoli.
Jutro mieli jechać do ojca, dowiedzieć się co z Sue i jej dzieckiem. A później być może pojadą do niej, do więzienia, o ile jeszcze żyje. To niby tylko dwa kroki ale tak bardzo go przerażały.
Bo jak miał spojrzeć w oczy ojcu, który skazał go na to wszystko? Który nie pomógł mu, pomimo tego, jak wtedy błagał przez telefon, by go zabrał, by uwolnił od Thomasa? Czy on w ogóle go pozna, czy otworzy mu drzwi i wpuści do środka? Jak zareaguje, co powie…?
W głowie chłopaka wykwitało tysiące scenariuszy, mniej lub bardziej prawdopodobnych. W końcu pamiętał tamtą przepychankę, jak żadne z nich nie chciało wziąć go po opiekę. Albo to, jak kłócili się, dając mu do zrozumienia, że jest dla nich tylko problemem. Więc co po tylu latach zrobi ojciec? Szukał go? Martwił się? A może po prostu zapomniał, odciął się od wszystkiego i nawet nie wie co dzieje się z Sue. Ale przecież na pewno był wezwany na świadka w sprawie, musiał coś wiedzieć. Jednak to nie znaczyło, że ucieszy się na widok swojego syna.
Zresztą, być może ma już inną rodzinę. Bardziej idealną. Taką, jaką zawsze chciał mieć i może wyrzuci go za drzwi, na zbity pysk i nie powie nic lub będzie udawał, że go nie zna.
Wdychając zapach Anthonego, uspokajał się powoli. Czując, jak ciepło rozlewa się po jego ciele.
Po raz kolejny pomyślał o tym, jak wielkie ma szczęście, że spotkał na swojej drodze Anthonego, że mężczyzna go pokochał. Bez niego nie znaczył nic, tego był pewien. Wiedział, że architekt nigdy go nie opuści, że to co między nimi jest, jest już na zawsze. Czuł to całym sobą. Nigdy nie zapomni tamtej nocy po wypadku, ani późniejszych dni, gdy czekał aż Anthony się wybudzi. Wiedział, że jest najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Mimo wszystko.
Pocałował delikatnie szyję mężczyzny, wciskając się w nią mocniej i zapominając o gojących się żebrach blondyna. Potrzebował tego zbliżenia, potrzebował jego gorących ust, dłoni i pełnego uwielbienia wzroku, słów zapewniających o miłości. Pod wargami czuł, jak tętno mężczyzny przyspiesza, gdy coraz łapczywiej wcałowywał się w gorącą skórę, gdy powoli zsuwał z jego ramion jasną marynarkę.
– Możemy…? – zapytał, schrypniętym szeptem i wpatrzył się wilgotnym wzrokiem w pełne miłości oczy przed sobą.
Anthony odetchnął płytko i zamknął jego twarz w dłoniach.
– Jeżeli chcesz… – westchnął, czując jak szczupłe, chłodne dłonie chłopaka, masują mu ramiona.
Widział jak policzki Theo rumienią się, jak jego spojrzenie staje się wilgotniejsze. Był zaskoczony tą inicjatywą, ale wydawało mu się logiczne, że powinni to zrobić. Powinni udowodnić Hampton, że są szczęśliwi, że się kochają. Że je pokonali.
– Chcę, żebyś mnie kochał… – szepnął Theo.
‘Żebyś mnie wypełnił, żebyś był we mnie, ze mną… mną…’ – pomyślał, sięgając do guzików koszuli i rozpinając je powoli. Naprawdę chciał, by jego ciało stopiło się z ciałem blondyna, by byli jednym, jak wtedy.
– Kocham cię… – usłyszał zapewnienie, czując, jak Anthony odgarnia mu włosy na bok i zsuwa ręce po jego skórze.
Gorąca dłoń objęła jego szczupłą szyję, a kciuk przesunął się po policzku pieszczotliwie, wywołując na ciele kaskadę dreszczów, spływających po karku.
Odetchnął głośniej i zsunął wzrok na powoli odsłanianą klatkę piersiową mężczyzny.
Uwielbiał jej strukturę skóry, delikatne pachnące włoski, które ją porastały i serce, które łomotało w jej wnętrzu. Powoli przylgnął do niej ustami, całując ją z drżeniem i uwielbieniem. Silna dłoń Anthonego, przycisnęła jego głowę do siebie, a sam mężczyzna odetchnął chrapliwie. Theo już po chwili ujął między usta twardą brodawkę, wywołując tym samym kolejny jęk z ust blondyna.
Anthony odchylił głowę i oblizał spierzchnięte usta. Oddychając ciężej, nawet nie zwrócił uwagi na pobolewające żebra. Liczyły się tylko usta Theo, które błądziły po jego rozpalonym ciele.
Sięgnął dłońmi, za chłopaka i podciągnął do góry sweter. Uwielbiał go w nim. Ciemnoturkusowy kolor idealnie podkreślał jego jasną cerę i włosy. Wszystko w  Theo było takie piękne, takie czyste i seksowne zarazem. Razem ze swetrem ściągnął z niego podkoszulek, wzburzając pachnące słodyczą włosy, które opadły mu na  ramiona, łaskocząc je drażniąco. Już po chwili ujął chłopaka pod pośladki i wciągnął sobie na kolana, by wpić się w różowe usta.
Theo oddał z zaangażowaniem pocałunek i po chwili, czując jak mężczyzna zjeżdża ustami do jego szyi, wsparł się łokciami na jego barkach, by nakierować go na własny tors. Język Anthonego powoli zlizywał z niego cały strach, a usta i zęby przygryzające delikatną skórę, rozgrzewały jego ciało.
Nawet nie zauważył, gdy drżenie ze strachu, ustąpiło drżeniu z podniecenia.
– Anthony… – jęknął, czując jak mężczyzna gładzi go po całym ciele.
Po żebrach, po szczupłym torsie, ramionach, łopatkach… Silne dłonie były wszędzie, napinając i rozluźniając jego mięśnie. Theo falował między jego dłońmi, a ustami, ocierając się o niego w zmysłowym tańcu. Podniecenie rosło w zastraszającym tempie i już po kilku minutach takiej zabawy, zalał go gorący pot, a głową zawładnęła jedna myśl.
Architekt ocierając się szorstkim policzkiem o klatkę piersiową przed sobą, sięgnął dłońmi do pośladków Theo, przyciskając go do siebie mocniej. Szczupłe połóweczki idealnie mieściły się w jego dłoniach, a materiał dżinsów, przez które je masował, niemal buchał gorącem. Błądząc dłońmi po pośladkach chłopaka, po wnętrzu jego ud, pobudzał go do głośniejszych westchnień i jęków. Theo szybko zacisnął dłonie na włosach kochanka, wciskając jego twarz w swój tors i oddychając urywanie. Nigdy nie był zbyt wytrwały w ramionach Anthonego i wydawało mu się, że wystarczy tylko rozognione spojrzenie, by doszedł w bieliznę i głośnym jękiem.
Anthony sięgnął rękoma do zapięcia paska w spodniach chłopaka i rozpiął go powoli, liżąc przeciągle mostek bruneta. Kiedy zsunął spodnie z jego bioder, spojrzał na duże wybrzuszenie na przodzie czerwonych slipów, które były już ostatnią barierą do pachnącego, gorącego penisa Theo. Kiedy go dotknął, chłopak aż jęknął, zaciskając jeszcze mocniej rękę we włosach blondyna.
Masująca go silna dłoń, zaraz przesunęła się na pośladki uciskając je i głaszcząc. Łapiąc za brzegi bielizny i unosząc je do góry, Anthony wcisnął część materiału między jego pośladki, tym samym uciskając bardziej penisa.
– Och… – jęknął Theo, rejestrując jak materiał pociera drażniąco jego rowek – Annn…
Anthony już po chwili wsunął palce między połoweczki chłopaka i rozsunął je szeroko, zaraz znowu zaciskając.
Garbiąc się bardziej, w końcu sięgnął ustami do penisa chłopaka.
– Pięknie pachniesz… – szepnął, wciskając nos w krocze chłopaka i pocierając nim o bawełniany materiał.
Theo jęknął tylko w odpowiedzi, czując jak twardy członek niemal rozrywa przód jego bielizny, jakby przez materiał, chciał wskoczyć wprost do ust Anthonego. W końcu jednak, pocierany przez policzek mężczyzny, wychylił się za szeroką gumkę i pulsując gorącem, kusił usta Anthonego.
– Uhh… Anthony… – jęknął Theo, chcąc pierwszy dotknąć mężczyzny.
Chciał go popchnąć na dywan pod nimi, rozebrać i wziąć w usta. Jednak Anthony miał już inny plan.
Polizał go drażniąco przy penisie i Theo już po chwili z jękiem opadł do tyłu, na stojące za nim łózko. Wspierając się na rozłożonych ramionach, obserwował jak blondyn przesuwa dłońmi wzdłuż jego ciała i w  końcu zahacza palcami o bieliznę, ściągając ją w dół. Sztywny penis Theo, wyprostował się dumnie, wypychając do przodu jego biodra.
– Piękny… – szepnął architekt, rzucając mu intensywne spojrzenie i pochylając na jego kroczem.
Kiedy wziął członek do ręki, Theo zadrżał widząc przed oczyma gwiazdki. Czuł się nieziemsko, gdy gorące usta zacisnęły się wokół penisa, a język drażniąco bawił się główką jego członka. Ręce mężczyzny szybko ściągnęły do końca bieliznę i wepchnęły go na łóżko.
Anthony złapał chłopaka pod kolano i zadarł lewą nogę do góry. Kiedy to zrobił, syknął przez zęby i pochylił się przesuwając ustami po mosznie skrywającej nabrzmiałe jądra chłopaka.
Theo, niezdolny by myśleć, sięgnął na oślep i zacisnął rękę na dłoni Anthonego, która przytrzymywała w górze jego nogę. Czuł się cały mokry i lepki, w każdym, najmniejszym zakamarku.
Blondyn skubał go zębami i lizał przeciągle po udach i pośladkach. Widział co się działo z jego ciałem i żałował aż, że nie mógł patrzeć na to z boku, by widzieć wyraz delikatnie zaczerwienionej twarzy. Zerknął ku górze na sekundę, dostrzegając jak chłopak przyciska wierzch drugiej dłoni do ust, by próbować zatamować jęki. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do jego krocza i przymykając oczy polizał go powoli, zsuwając język ku pomarszczonej dziurce chłopaka.
– O BOŻE! – jęknął głośno chłopak, wypinając klatkę piersiową i rozrzucając na boki ręce – Ann… Anthony… – jęknął płaczliwe, czując jak język mężczyzny okrąża jego szparkę, by zaraz zapukać czubkiem do wejścia między pośladkami. Nie minęła sekunda, nim wsunął się  lekko do jego wnętrza, rozpychając zaciskający się mięsień.  Architekt pieszcząc dziurkę, stymulował dłonią penisa. Jęki chłopaka podniecały go do granic i chciał już  w niego wejść. Znowu poczuć na sobie to aksamitne wnętrze. Jednak nie mógł sobie odmówić smakowania chłopaka i oddychania jego słodkim, oszałamiającym zapachem.
Po kilku chwilach splunął na zaciśniętą dziurkę Theo i pomasował ją opuszkiem palca, wzbudzając tym samym kolejne sensacje u kochanka.
Theo wił się, czując palec mężczyzny, masujący jego wnętrze oraz język, który co chwilę wsuwał się do środka razem  z palcem. Jęczał, próbując stłumić odgłosy, jednak z każdym kolejnym ruchem, zgięciem palca w środku, musiał jakoś odreagować, dać ujść emocjom, które rozrywały go od wewnątrz.
– Annnnthony…. – jęknął, unosząc się na łokciach i patrząc po swoim rozpalonym ciele.
Ciężki członek leżał na jego podbrzuszu, pulsując i domagając się ulgi.
– Proszę… Ach… – jęknął, czując drugi palec wdzierający się do środka. – Już… już… – zadrżał, łapiąc się ręką pod udo i odsłaniając całkowicie – Proszę… – szepnął płaczliwie.
Anthony uniósł na niego spojrzenie i po chwili wepchnął w dziurkę trzeci palec. Nie spuszczając z niego pociemniałego spojrzenia, polizał go po penisie. Pieszcząc go tak jeszcze trochę, w końcu uniósł się i pochylił nad rozłożonym na łóżku Theo.
– Pójdę po nawilżenie… – mruknął mu do ucha, całując go powoli po policzku.
Theo jednak uczepił się jego szyi i przyciągnął do długiego, mokrego pocałunku. Nie chciał, by Anthony odsuwał się od niego, ani na sekundę.
– Nieee… – jęknął, wcałowując się w jego szyję i przyciskając do siebie.
Przez spodnie Anthonego, czuł na swoim kroczu twardą erekcję.
– Będzie boleć… – szepnął, kochanek całując go niespiesznie po ramieniu.
– Niech boli… – rzucił Theo, wciskając się w jego ciało – Tylko już… – szepnął rozpalony.
Anthony jęknął i wyprostował się przed nim, klękając mu między nogami. Kiedy rozpiął spodnie, zsunął je z bioder i wyciągnął na wierzch penisa, przesuwając po nim kilka razy ręką.
– Theo…- westchnął, wpatrując się w jego czerwoną twarz i zarumienione ciało.
– Kochaj mnie… – jęknął chłopak, spuszczając spojrzenie na krocze przed sobą.
Po chwili wahania, uniósł się i położył rękę na jego dłoni, masującej penisa. Kiedy Anthony ją zabrał, schylił się i pocałował go drżącymi ustami, ujmując u nasady penisa.
Architekt odchylił do tyłu głowę. Drobne, nieśmiałe pocałunki, które chłopak składał na  nabrzmiałym członku, były bardziej pobudzające niż cokolwiek innego, co mógł sobie wyobrazić.
– Theo… – szepnął, spuszczając głowę i ujmując jego twarz w dłoń.
Nie umiał mu nawet powiedzieć jak bardzo go kocha, jak bardzo jest z nim szczęśliwy.
– Pocałuj mnie… – westchnął, pociągając go do góry – Kocham twoje usta… – dodał, całując go niespiesznie.
Theo jęknął w jego wargi, kiwając głową. Po chwili mężczyzna popchnął go na pościel i ponownie zadarł munogi do góry. Splunął na jego dziurkę i zmarszczył brwi. To na pewno będzie bolało, pomyślał i zaraz pociągnął chłopaka do góry.
Theo, nie wiedząc do czego zmierza Anthony, dał się mu prowadzić, aż w końcu zatrzymali się przy stoliku, na którym leżała saszetka z kosmetykami blondyna. Blondyn popchnął Theo na stolik i sięgnął po lubrykant, wyrzucając przy okazji całą zawartość saszetki na ziemię.
Kiedy miał już w dłoniach tubkę z żelem, oderwał Theo od zimnego blatu stolika i popchnął na stojący obok fotel.
– Wypnij się troszkę… – zamruczał mu do ucha, gdy Theo przyklęknął na siedzeniu, opierając się dłońmi o oparcie mebla.
Zaraz też poczuł między pośladkami palce mężczyzny i usłyszał jak otwiera tubkę z żelem. Oparł głowę na splecionych ramionach i zamarł w oczekiwaniu.
Anthony wylał na rękę sporą ilość lubrykantu, by ogrzać go nieco, jednak gdy sięgnął dłonią do szparki chłopaka, ten i tak wzdrygnął się nieznacznie i wypiął się bardziej w jego stronę. Mężczyzna nasmarował obficie dziurkę i po chwili to samo zrobił ze swoim penisem. Kiedy już był wilgotny, przesunął członkiem po wejściu Theo i odetchnął aż głębiej. W końcu wsunął się powoli w jego wnętrze i opadł ciałem na plecy bruneta.
– O mój… ahh… – jęknął Theo, zaciskając powieki i napinając plecy.
Anthony powiódł wzrokiem po długich bliznach na jego plecach i w końcu objął go i pomasował po torsie, zatrzymując się na stwardniałych sutkach. Twarz zatopił we włosach chłopaka i odetchnął chrapliwie.
– Tak za tym tęskniłem… – szepnął, zaczynając się powoli poruszać.
– Ach! Ja… ja też… – zakwilił chłopak, wciskając twarz w ramiona. – Och… Ann…
Architekt zaśmiał mu się do ucha i przygryzł na nim zęby.
– To wspaniałe… uczucie… – szepnął mu do ucha, łapiąc szybkie oddechy – …być w tobie… Theo…
Chłopak zadrżał i jęknął głośno, czując rozpychającego  penisa, który ocierał się o ten cudowny punkt w jego wnętrzu.
– Ta-ak… – wydusił z siebie.
Twardy członek, kołysał się ciężko między jego udami, dopraszając się uwagi. Nim jednak zdążył pomyśleć, by się dotknąć, Anthony już objął go ręką i zaczął pieścić w niesamowicie intensywny sposób, a drugą rękę splótł z jego dłonią leżącą na oparciu.
Mężczyzna odetchnął głęboko. Kochał tego chłopaka, tylko o tym myślał, słysząc jego jęki i dźwięk ich ciał obijających się o siebie. Czując zapach Theo, widząc jego drżące ciało nie mógł nawet myśleć o niczym innym.
Po kilku minutach wysunął się z niego i odwrócił w swoją stronę.
– Chcę widzieć… – szepnął, klękając przed fotelem i podsuwając go do siebie.
Theo jednak, cały czerwony zasłonił twarz ramionami i czując pulsowanie rozciągniętej dziurki, wstrzymał oddech w oczekiwaniu.
Blondyn wsunął się w niego i zaraz złapał go za ręce, odciągając mu je od twarzy.
– Och!  P-proszę… – jęknął Theo, marszcząc brwi błagalnie.
Anthony uśmiechnął się tylko krzywo i wbijał się w niego w stałym, mocnym rytmie. Czuł co chwilę napinające się, drżące mięśnie i przychodzące co chwilę fale silniejszego podniecenia. Theo z uchylonymi ustami wił się pod jego ciałem, a to sprawiało, że nie wiele już brakowało, by doszedł.
Po chwili przymknął aż oczy, odchylając minimalnie głowę i wciągając głębiej powietrze.
– Theoo… – zamruczał przeciągle i szybko złapał za penisa chłopaka.
Brunet, jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w Anthonego, który patrzył na niego tym zamglonym spojrzeniem. Uwielbiał grę emocji, jaka pojawiała się na jego twarzy, gdy szczytował. Sam, czując zaciskającą się na penisie rękę i członek, który bezbłędnie trafiał w jego prostatę, zacisnął rękę na podłokietniku fotela. Wsłuchany we własne jęki i  pomruki kochanka, odpowiadał swoim ciałem na coraz szybsze ruchy, narzucane przez Anthonego. Ciało architekta błyszczało od potu i lgnęło do jego równie wilgotnej skóry. Ich oddechy stawały się coraz płytsze, a ciała, obijały o siebie coraz bardziej chaotycznie. Po kilku kolejnych pchnięciach Theo ścisnął uda wokół bioder kochanka i zacisnął mocno dłonie.
– O… mój… A-aach.. – jęknął głośno, czując spływające po  pokliczach łzy.
Sam Anthony, czując zaciskające się mięśnie na penisie, wepchnął się głębiej, przyciągany przez uda chłopaka. Doszedł w tym samym momencie, gdy tylko poczuł, jak po jego ręce spływa sperma chłopaka.
– Theo… – jęknął, opadając na jego ciało i łapiąc głębokie, bolesne oddechy.
Brunet objął go za szyję i przyciągnął do siebie. Ich ciała pulsowały i drżały klejąc się do siebie. Poczuł jak  rozedrgane usta Anthonego muskają jego tors, więc pogładził go uspokajająco po głowie, chociaż jego ciało nadal dygotało, a on zaciskał mocno uda wokół Anthonego.
– Uwielbiam być w tobie… – szepnął mężczyzna, wysuwając się z niego i ponownie zadzierając mu nogi do góry.
Polizał go po pulsującej szparce, z której wypłynęło kilka kropel spermy.
Theo spiął się cały, zaciskając pośladki na tyle, na ile pozwalała mu ta pozycja.
– Jesteś… niemożliwy. – jęknął, obserwując, jak mężczyzna wylizuje jego penisa.
Kiedy architekt skończył, opuścił nogi chłopaka i klęknął przed nim, składając głowę na jego brzuchu.
Ich ciała powoli stygły, a oni sami co chwilę dotykali się pieszczotliwie.
– O czym myślisz…? – zapytał po kilku minutach, gładząc go po udzie.
Theo pogłaskał go po głowie lekko i uśmiechnął się do siebie.
– O niczym szczególnym. – powiedział cicho, bawiąc się jego włosami.
Tak naprawdę czuł się spełniony, jakby był panem całego świata, jakby nic nie mogło go powstrzymać przed niczym. Wszystko musiało się udać. Teraz nawet nie bał już się jutrzejszej wizyty u ojca.
Zerknął w dół na półleżącego na nim mężczyznę i zaśmiał się cicho.
Anthony uniósł na niego spojrzenie i również się uśmiechnął.

Gdy wjechali w dzielnicę, w której mieszkał jego ojciec, Theo poczuł łzy kręcące się w oczach.
Tyle razy kiedyś chodził tymi ulicami, tyle razy mijał sklepy, których witryny niemal się nie zmieniły do tej pory.
Absurdalnie do jego stanu, słońce w Hampton grzało w najlepsze i raziło ich spojrzenia.
Chłopak odetchnął drżąco, gdy w końcu wjeżdżali we Franklin Street i aż wcisnął się bardziej w fotel. Kiedy po kilku minutach zatrzymali się przed  jednym z budynków z pomarańczowej cegły miał już serce w gardle. Anthony zatrzymał samochód i przesunął spojrzeniem po bijących bielą wykuszach i balkonach wystających z lica trzypiętrowego budynku.
Nie musiał pytać Theo czy to na pewno tu. Jego reakcja mówiła sama za siebie. Wyciągnął więc dłoń i ujął drżącą rękę chłopaka.
Nie wiedział co miałby powiedzieć. Sam czuł nieprzyjemny ucisk w gardle i przyspieszone bicie serca.
Okolica, tak spokojna i cicha, zdawała się kpić z ich zdenerwowania.
Nie wiedział ile czasu tak stali pod budynkiem i go obserwowali. Czasami ktoś przechodził chodnikiem, jakieś dziecko przebiegało, ciągnąc za sobą psa na smyczy. Oni siedzieli w oczekiwaniu wpatrując się w białe drzwi i zbierając się do tego, by w końcu w nie zapukać.
– Anthony… – jęknął nagle chłopak – To on… – rzucił mu paniczne spojrzenie i ścisnął mocniej jego dłoń.
Anthony powiódł za jego wzrokiem, ku idącemu chodnikiem mężczyźnie.
Stara, wypłowiała, brązowa marynarka wisiała na nim jak worek, a nogawki spodni ciągnęły się  niemal po ziemi. Mężczyzna trzymał w dłoni brązową aktówkę, a drugą ręką szperał w  kieszeni marynarki i po chwili wyciągnął z niej klucze. Anthony widząc go tylko z oddali mógł przyznać, że Theo bardzo go przypominał Mężczyzna  miał równie wąskie oczy i czarne włosy, jednak obcięte na krótko  i po bokach okraszone już paskami siwizny. Był również straszne chudy, przez co ubrania zdawały się wisieć na nim jak na wieszaku.
– Ciii… – uspokoił chłopaka Anthony i obserwował jak mężczyzna wchodzi w końcu do środka.
Gdy zamknął za sobą drzwi, architekt pochylił się do Theo.
– Idziemy? – zapytał, patrząc mu w oczy.
Warga chłopaka zadrżała, a on skulił się w sobie jeszcze bardziej.
– Boję się… – jęknął, zaciskając powieki.  – A co jeżeli…
Architekt uciszył go pocałunkiem.
– Jestem tuż przy tobie. – powiedział – Obronię cię przed wszystkim. Nawet przed nim. – dodał mocnym tonem. – Idziemy?
Theo pokiwał głową i odetchnął głęboko. Cały drżał, a plecy zlewał mu zimny pot. Czuł, że dla niego to za dużo, ale nie był przecież tchórzem. Nie był też sam. Nie mógł teraz zawrócić.
Anthony po chwili otworzył drzwi z jego strony i wyciągnął do niego rękę.
– Theo… Pamiętaj, że cię kocham. – rzucił, widząc jego wahanie – Pamiętaj, że jesteś moją rodziną, bez względu na wszystko. – dodał kucając przed nim – Bez względu na to, co się stanie masz swój dom. Przy mnie. W Denver. – zapewnił go po raz kolejny.
Theo pokiwał tylko głową i po chwili ujął jego rękę.
Uczepiwszy się ramienia blondyna przeszedł tak aż na drugą stronę ulicy. Bał się go puścić, czuł jakby zamiast nóg miał dwa cieniutkie patyki, które pękłyby pod ciężarem jego serca, które łomotało mu w piersi. Wiedział, że nie może zawrócić, jednak podświadomie napierał ciałem do tyłu, w rezultacie czego architekt niemal ciągnął go za sobą.
Kiedy stanęli przed białymi drzwiami, mężczyzna odwrócił się do niego i pogładził po ramionach.
– Nie bój się. – szepnął, chociaż sam cały się napiął.
Poprawił mu jeszcze włosy i po chwili stanął za nim. Cały czas trzymając go za rękę i mając nadzieję, że dodaje mu tym otuchy.
Theo jęknął cicho i wyciągnął drżącą rękę w kierunku dzwonka. Nim go nacisnął cofnął ją kilka razy, ale w końcu, po kilku próbach, udało mu się to zrobić.
Czuł za sobą obecność Anthonego, wiedział, że nie może już zawrócić. Że ojciec już pewnie idzie do drzwi…
Zazwyczaj, po pracy, zostawiał rzeczy w salonie i siedział w nim przez kilka minut by ochłonąć. Czy jego zwyczaje się zmieniły? A może właśnie podnosi się ze starego skórzanego fotela i poprawia włosy, jak zawsze? Idzie przez wąski korytarzyk, mijając wejście do małej kuchni i potyka się o buty rozwalone pod drzwiami. Oczywiście klnie przy tym pod nosem i zsuwa je stopą na bok, po czym zdejmuje łańcuch i sięga za klamkę…
Kiedy drzwi się otworzyły, Theo cofnął się panicznie, wpadając w ramiona Anthonego. Nie miał odwagi spojrzeć w twarz ojca. Ale czy to on powinien się wstydzić?
Blondyn zamknął go w stalowym uścisku i spojrzał twardo na mężczyznę stojącego w drzwiach.
– Spokojnie… – szepnął do Theo i pogładził go uspokajająco po głowie – Ciii… nic się nie dzieje, spójrz… – dodał, niemal błagając w myślach stojącego w progu mężczyznę o jakąkolwiek reakcję.
Chłopak w końcu odkleił się od architekta i odwrócił ponownie do drzwi. Zacisnął mocno zęby i wyprostował dumnie, jakby przed chwilą nie pragnął, by ziemia rozstąpiła się i go pochłonęła.
– Wi… witaj… – wydusił schrypniętym głosem, ściskając w drżących rękach dłoń stojącego za nim blondyna.
– Theodore…? – usłyszał w końcu i poczuł, jak robi mu się mdło.

12 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 2 Ch.16

  1. Witam,
    o matko… w taki momencie, jak dobrze, że Theo ma w końcu wsparcie w Anthonym…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Autorów opowiadań powinno się surowo karać za takie zakończenia rozdziałów.
    Ale początek… Mmmm =w=
    I teraz muszę znowu czekać, żeby dowiedzieć się, co się stało :c

    1. No już tylko troszkę. Nie życzę Ci źle, ale mam nadzieję, że masz sesję, więc zajmiesz się czymś pożytecznym oczekując na następny piątek. xDDD
      Mmm… pomyśl, że gdyby mnie ukarano, musiałabyś czekać jeszcze dłużej. xDD Chociaż, mogliby mnie zesłać do obozu pisania, miałabym tyyyyle czasu na tworzenie nowych rozdziałów. Oke, biorę! xDD

      Całusy~~ <33
      Do zobaczenia w piątek~! *tula*

      1. Sesję? Heh, to jeszcze sporo czasu! Dopiero niedawno wkroczyłam w mury liceum ^-^;
        A teraz mam ferie, więc mnóstwo wolnego czasu, który jakoś trzeba spożytkować. Na razie pochłaniam książki. Już przeczytałam dwie -.^

  3. Jesteś okrutna, przerywając w takim momencie… Teraz się będę tydzień zastanawiać, jak go przyjmie ojciec. No bo już wiemy, że go rozpoznał.
    Scenka erotyczna dobra. Theo jaki wyposzczony XD Nie mógł się doczekać, aż Anthony go wypełni. Dobrze, że jednak użyli nawilżenia. Co by było, jakby Theo później krzywo chodził? XD Co by ojciec powiedział? XD
    Dobrze, że Anthony z nim pojechał, bo Theo by chyba stchórzył.
    Ethana chyba znowu nie będzie w następnym rozdziale. Bo coś mi mówi, że cały następny będzie poświęcony Theo i jego pobytowi w mieście rodzinnym… Nie to, żebym miała coś do Theo, ale serio się za Ethanem stęskniłam.

    Ja też znalazłam trochę literówek:
    „Anthony złapał do pod kolano i zadarł lewą nogę do góry.”- „złapał go”.
    „Kiedy rozpiął spodnie, zasunął je z bioder”- „zsunął”.
    „Cało architekta błyszczało od potu”- „Ciało”.
    „Doszedł w tym samym momencie, gdy tylko to poczuł, jak po jego ręce spływa sperma chłopaka.”- jak dla mnie, to „to” jest tu zbędne.
    „Theo spiął się cały, zaciskając pośladki na tyle, na ile pozwalał mu ta pozycja.”- „pozwalała”.
    „Stara, wypłowiała, brązowa marynarka wisiała na nim jak na worek”- chyba bez tego „na”.

    Pozdrawiam i życzę weny.

    1. Uchhh…. Wybacz, do piątku już niedługo. C:
      Cóż, jak to się mówi jak się raz spróbuje~~ bla bla bla xD Myślę, że Theo polubił seks z Anthonym, bo jak mógłby nie? Tacy są w sobie zakochani. C:
      Taaak, to chyba bez znaczenia ile postanowień Theo by podjął i tak pewnie uciekłby, lub podchodził do tego kilka razy. Na szczęście ma Anthonego. Aż mu zazdroszczę… .___.

      No niestety, Ethan nie wyjechał na ‚tydzień’. Jak sens miałaby jego wyprawa, gdyby wrócił po kilku dniach? C:

      Dziękuję, już poprawiłam.
      Ludu~~ Po sesji, muszę nadrobić zaległości na Twoim blogu, bo aż mi wstyd~~ Dxx
      Trzymaj się ciepło! <33

  4. ,,Zraz jednak wrócił spojrzeniem do jego krocza i przymykając” ~zaraz~
    ,,Pieszcząc go tak jeszcze trochę, w końcu uniósł się pochylił nad rozłożonym na łóżku Theo.” ~ i pochylil~
    ,,składał na jego nabrzmiałym członku, było bardziej pobudzające niż cokolwiek innego, co mógł sobie wyobrazić.” Chyba ~byly bardziej…~, prawda?
    ,,…dotknąć, Anthony już objął go ręką i zaczął go pieścić w niesamowicie intensywny sposób, a drugą rękę splótł z jego dłonią leżącą na oparciu.” Osobiscie uwazam , ze lepin by brzmialo ~….i zaczal piescic w niesamowicie….~
    ,,…., jakby nic nie mogło go powtrzymać przed niczym.” ~powstrzymac~
    ,,Anthony widząc go tylko z oddali mógł przyznać, że Theo bardzo go przypominał Mężczyzna…” Przed ~Mezczyzna~ powinna byc kropka.
    ,,- Theo… Pamiętaj, że cię kocham. – rzucił d niego, widząc jego wahanie…” ~do~
    ,,Nie miał odwago spojrzeć w twarz mężczyźnie.” ~odwagi~.
    Przykro mi to pisac, ale to jest najgorszy rozdzial jaki pojawil sie w opowiadaniu. Jest chaotyczny, jakby nieprzemyslany, akcja dzieje sie tylko w dwoch miejscach. Jedyne co mi sie spodobalo to ostatnia scena. Duzk bledow, wyrazow, ktore sie powtarzaja, jak np. ~go~, ~jego~. Dwa razy powtorzylo sie ~ uspokajal sie powoli”. Duzo tez bylo ~wdychal jego zapach~.
    Moze mialas zly dzien lub pisalas w pospiechu. Nie wnikam.
    Oczywiscie nie pisze tego by Cie obrazac ;)
    Pozdrawiam

    Damiann

    1. Mmmm… Już popoprawiałam literówki i trochę przeredagowałam tekst, usuwając, mam nadzieję, większość rażących powtórzeń. Faktycznie pisałam go nieco w pośpiechu, bo sesja, projekty i inne pilne zajęcia jednak zabierają trochę czasu, a nie chciałam tez zostawiać Was z niczym. ‚W pośpiechu’ nie znaczy jednak, że w pół godziny i że nad nim nie myślałam. Zapewniam, że siedziałam nad nim długo… Ech, już drugi raz doszłam do błędnego wniosku, że lepiej wstawić niż przełożyć…. Następnym razem, gdy nie będę się wyrabiała, po prostu odwołam. To chyba lepsze wyjście. C:
      Dzięki! Trzymaj się, żeby Cię nie zasypało! C:
      Pozdrawiam.

  5. Świetna scena erotyczna.. ^^
    Zastanawiam się, czy ojciec Theo bardzo będzie się pluł, że przyszedł ze swoim facetem czy bardziej się ucieszy, bo zdziwić to się raczej na pewno zdziwi.
    A odpisując na Twoją odpowiedź, oczywiście, że NewAaron jest możliwy, pod presją utraty czegoś/kogoś ważnego w życiu, hmm, powiedziałabym, że ludzie są w stanie zrobić wiele. No chyba, że jest się typową „ofiarą losu” z zaawansowanym pesymizmem, to już byłoby gorzej -.-” ^.^
    Pozdrawiam! ;)

    1. Dziękuję~! W sumie pisząc ją, chciałam żeby była jedną z lepszych… no ale…
      Mmmm… tak po ponad sześciu latach spotkać swojego syna… Na pewno będzie ciekawie. C:

      Obawiam się, że Aaron jest raczej z tych drugich~~~Dx

      Dziękuję za komentarz,
      Pozdrawiam cieplutko~! <3

Dodaj komentarz