Till We Are Vol. 3 Ch.03

Ethan wstał z kanapy i skrzywił się nieznacznie, czując ćmiący ból głowy. Przeciągnął się lekko i przetarł twarz dłonią, czując się, jakby ktoś wwiercał mu się w mózg. Odetchnął ciężej zastanawiając się czy Keith jest bardzo zły za jego wczorajsze zachowanie, które na nieszczęście dla siebie, doskonale pamiętał.
Ruszył do kuchni, mając nadzieję, że tam zastanie rzeźbiarza, jednak w pustym pomieszczeniu czekała na niego tylko szklanka specyfiku mężczyzny, który zawsze serwował mu na kaca i tabletki przeciwbólowe. Ethan wypił wszystko krzywiąc się i wrzucił do buzi tabletki, popijając je dużą ilością wody. Kiedy zerknął za zegarek, jęknął aż w duchu, dostrzegając, że przespał niemal piętnaście godzin. Dopiero po chwili namysłu, wrócił do salonu i naciągnął na siebie koszulkę po czym ruszył do warsztatu Keitha.
Mężczyznę zastał pochylonego nad papierami przy szerokim blacie ustawionym pod jedną ze ścian.
– Dzień dobry… – rzucił przełykając ciężko ślinę.
Keith odwrócił się na chwilę zaskoczony i zaraz wrócił spojrzeniem do przeglądanych folderów.
– Dzień dobry. – westchnął tylko i oblizał usta.
Ethan zastanawiając się czy może wejść dalej, odetchnął nerwowo. Był ciekaw czy rzeźbiarz poruszy temat wczorajszego wieczoru i jego wyznania. Nie tak ono powinno wyglądać, Ethan przecież miał zupełnie inny plan, by wyznać miłość mężczyźnie, ale skoro już się to stało, to trudno. A może i nawet lepiej?
Dopiero po chwili, wszedł głębiej do warsztatu, zastanawiając się co mógłby powiedzieć. W zasadzie czuł się bardzo skrępowany atmosferą która między nimi panowała. Cisza wydawała mu się być niezręczna i przytłaczająca, a on sam nie umiał znaleźć tematu, który mógłby poruszyć.
Po kilku krokach zatrzymał się przy blondynie i oparł dłoń na jego ramieniu.
Keith w jednej chwili odsunął się od niego, sięgając po kolejny folder leżący na dalszej części blatu.
– Nie powinieneś tu wchodzić boso. – powiedział tylko – Możesz wbić coś sobie w nogę. – dodał, przeglądając ulotki i zapisując coś na leżącej obok kartce.
– Um… tak.. – wydukał tylko chłopak i podrapał się po karku – Wiesz, przepraszam za wczorajszy wieczór. – powiedział powoli, uważnie przyglądając się mężczyźnie.
Keith pokręcił tylko głową.
– Okej, – wzruszył ramionami – nie rozumiem tylko, której części zdania, w którym kazałem ci trzymać się ode mnie z daleka, nie rozumiesz. – dodał jeszcze chłodnym tonem i zacisnął zęby –  Zajmij się swoim życiem, a mi daj zająć się moim.
Ethan odetchnął ciężko, marszcząc brwi.
– Właśnie się nim zajmuję. – powiedział – Ty nim jesteś.
Kieth zesztywniał, czując dziwne gorąco wspinające się po jego szyi. Zaraz jednak prychnął cicho, starając się zbyć uczycie zawstydzenia.
– Czyżbyś na Haiti, czy gdziekolwiek tam byłeś,  przeszedł jakiś kurs rzucania dennymi tekstami, które  w założeniu powinny poruszyć najtwardsze serca? – zauważył ironicznie, nawet na niego nie patrząc.
W końcu pół poranka spędził na bezsensownym wgapianiu się w jego twarz i myśleniu tylko o tym, jak bardzo chłopak go pociąga.
– Nie, po prostu nauczyłem się mówić o tym, co czuję. – powiedział Ethan, opierając się tyłem o blat.
Przesunął zgaszonym spojrzeniem po  twarzy mężczyzny i zaraz odwrócił wzrok.
– Nie widzisz tego, że naprawdę się zmieniłem? – zapytał cicho, przesuwając wzrokiem po pomieszczeniu.
– Zmieniłeś się? – rzucił Keith, nie odrywając się od papierów – Jak niby? Przecież jesteś tutaj i uważasz, że powinienem ci wybaczyć, dać drugą szansę, bo ci się ona zwyczajnie należy. Bo przecież wszystko ci się należy, prawda? – dodał kpiąco.
– Nie… tak… – odetchnął chłopak – Proszę cię o druga szansę, bo cię… kocham…
Keith zastygł na chwilę i przełknął ciężko ślinę. Po chwili zacisnął wargi i zebrał część papierów, odchodząc na chwilę i chowając je w jednej z metalowych szuflad zainstalowanych pod blatem.
– A gdy ja… – zaczął wracając do niego – Gdy… – zazgrzytał zębami – Nic nie rozumiesz! Nawet nie starasz się postawić na moim miejscu. – powiedział w końcu, wpatrując się w jego twarz – Nie wierzę ci, nie rozumiesz? – powiedział w końcu – Nie wiem co miałoby się stać, żebym ci zaufał.
– Co ja takiego zrobiłem…? – wyrwało się Ethanowi – Przecież… chciałem być lepszy właśnie dla ciebie. Przestać brnąć w Anthonego i w to  wszystko… właśnie po to, byśmy mogli być razem.
– I dlatego mnie zostawiłeś? – zapytał z żalem w głosie Keith wpatrując się w jego oczy – Kochałem cię, a ty potraktowałeś mnie jak śmiecia. Tak się właśnie czułem. – powiedział, rzucając mu wściekłe spojrzenie i odwracając się od niego. – A teraz zjawiasz się tu myśląc, że wszystko jest takie proste i że będzie po staremu… – wyrzucił z siebie rzeźbiarz, zaczynając bazgrać po jednej z kartek – W ogóle chociaż raz pomyślałeś o tym, by do mnie zadzwonić? – prychnął – Pewnie puszczałeś się na jakiejś tropikalnej wyspie, pijąc jebane, drogie drinki i posuwając kelnerów w klubach. – rzucił, czując coraz większy gniew – A kiedy ci się znudziło, postanowiłeś wrócić i teraz znowu tu trochę namieszać.
– Tak myślisz…? – zapytał chłopak unosząc na niego spojrzenie.
Czuł się naprawdę okropnie, chociaż czemu się właściwie dziwił, że mężczyzna ma o nim takie zdanie?
– Tak Ethan, tak właśnie myślę! – krzyknął rozzłoszczony rzeźbiarz, zaciskając mocno pieść na trzymanym długopisie. – Co innego mógłbym?! – warknął jeszcze.
Nawet gdyby chciał, a naprawdę chciał, nie umiał patrzeć na Ethana bez żalu. Ciągle podejrzewał go o kolejne kłamstwa i bał się, że znowu zostanie potraktowany tak samo. Że znowu starci kogoś kogo kocha, gdy tylko ponownie się bardziej zaangażuje.
Ethan zacisnął zęby czując się wybitnie bezsilny.
– Jak mam ci udowodnić…?
– Nie możesz. Sam to zakończyłeś, tym pieprzonym wyjazdem. – dodał już spokojniej Keith, odwracając spojrzenie do folderów – Czemu nie zostałeś? Przecież chciałem ci pomóc, przecież wszytko dla ciebie robiłem… Znosiłem każdy twój wybryk, brnąłem w ten pieprzony seks-układ, licząc na to, że z czasem mnie pokochasz. Tak, jak ja ciebie z czasem pokochałem. Ale uciekłeś… – odetchnął  ciężko – Nie chcę już wnikać na ile to moja wina, a na ile twój egoizm, ale to po prostu koniec.
Ethan spojrzał na niego na skraju łez i zaraz pokręcił głową.
– Będąc na Haiti, cały czas o tobie myślałem. – powiedział w  końcu, zaciskając pieści – Że gdy wrócę, będziemy razem.
Keith pokręcił tylko głową i przeczesując dłonią włosy, spojrzał zrezygnowany na chłopaka.
– Zrozum ja… – zaczął cicho – Wolę już nie ryzykować. – powiedział, przesuwając spojrzeniem po jego ustach i oblizując własne – Wracaj już do siebie. – dodał, wyciągając rękę i gładząc go po odkrytym ramieniu.
Ethan odetchnął drżąco i powoli przysunął się bardziej go jego ręki. Z bijącym sercem objął go powoli ramionami i przytulił się mocno. Przymknął oczy czując zapach Keitha i jego ciepło, i poczuł jak zaczyna drżeć. Chociaż mężczyzna go nie objął, otarł się o niego z cichym westchnieniem. Dopiero po chwili uniósł na niego spojrzenie i wbił je w jego oczy.
– To nie koniec… – szepnął, unosząc się na palcach i wychylając się do jego ust.
Keith odwrócił głowę, doskonale wiedząc  jak może się skończyć najmniejszy pocałunek.
Po chwili Ethan odsunął się od niego i wyszedł z pomieszczenia.
Przecież nie podda się tak łatwo, udowodni mu, że tym razem będzie inaczej.

Nim zdążył podejść do drzwi i w nie zadzwonić, te otwarły się i wyszła zza nich Catherine.
– Ethan…! – zawołała zduszonym głosem, próbując go do siebie przytulić.
Chłopak odsunął się zapobiegawczo. Nie miał zamiaru wchodzić do środka, przywita się tylko i tyle. Nie zniósłby już chyba kolejnych nagabywań, by wrócił do domu  i obietnic, że dostanie wszystko, czego sobie zażyczy w zamian za wznowienie studiów. Ach, no i oczywiście za to, że przestanie utrzymywać, że jest ‘gejem’.
– Witaj mamo, właśnie wróciłem do Denver. – wymusił w jej kierunku uśmiech i spojrzał na nią krótko. – Chyba już pójdę. Do widzenia, mamo. Pozdrów ojca. – dodał, odwracając się.
– Ethan! – zawołała za nim kobieta i szybko do niego podeszła – Wejdź na obiad. Wróć do domu… – powiedziała, patrząc na niego ulegle.
Chłopak pokręcił tylko głową i uśmiechnął się krzywo.
– Nie. Nie mam ochoty na obiad z wami, ani na mieszkanie z wami. – powiedział oschle – Przyszedłem tylko się przywitać, byś nie dręczyła ludzi z wolontariatu, by dali ci do mnie kontakt, albo w jakiś sposób na mnie wpłynęli bym wrócił do Stanów. Wróciłem, zadowolona? – rzucił, wzdychając głośno.
– Rozmawiałam z rodziną Natalie… – zaczęła nagle kobieta, ujmując go pod ramię – Oni i sama Natalie… Chcemy połączyć nasze rodziny. To cię uratuje, synku.
Ethan odskoczył od niej i spojrzał jak na wariatkę.
– Ja pierdolę, mamo! – warknął wściekły – Jestem gejem! Nie chcę ani waszej rodziny, ani waszych pieniędzy, ani nazwiska! Nie potrzebuję waszego ratunku! Jestem w końcu szczęśliwy, bez waszych nakazów i zakazów! Myślałem, że cokolwiek zrozumiałaś przez te pięć miesięcy! – rzucił wzburzony i ruszył w kierunku bramy.
Nie zamierzał zabawić tu długo, by nie narażać się na jej kolejne chore pomysły, ale jak widać w przeciągu zaledwie kilku minut matka był zdolna do zrujnowania całego jego życia.
Ale ślub?
Ethan nie wiedział już czy kobieta była aż tak naiwna czy głupia, ale zdecydowanie nic nie dotarło do niej podczas jego nieobecności. Wcale się nie zmieniła i nadal chciała zmienić właśnie jego.
W przypływie chwili Ethan zatrzymał się i wrócił do niej, wściekle przemierzając te kilka metrów, które od niej odszedł.
– Możecie mnie wydziedziczyć, zrobić co zechcecie, ale ja odcinam się od was! – warknął – Nie potrzebuję od was niczego! – dodał, przez zaciśnięte zęby – Natalie i jej rodzicom sama wyjaśnisz dlaczego nie będzie tego pieprzonego ślubu, skoro sama go zaaranżowałaś! A jeżeli nie, to sam chętnie to zrobię! Wytłumaczę im, że jestem gejem i zapewne prędzej to zrozumieją niż wy!
Catherine odetchnęła głęboko i pokręciła aż głową.
– Odrzucasz swoja rodzinę, Ethanie. – powiedział chłodno – Nie tak cię wy…
– Przestań już! – uciął chłopak unosząc dłoń – Całe szczęście, że nie jestem już taki jakim mnie wychowaliście, bo byłbym ostatnim chujem. – dodał, z satysfakcją  dostrzegając znajome drgnięcie powieki na jego przekleństwo. – I może mi się wydaje, ale to rodzina najpierw odrzuciła mnie, więc nie próbuj grać na moim sumieniu, ani poczuciu winy, bo nigdy nie uczyłaś mnie tego, by je w ogóle mieć. – syknął – Żegnaj. Mamo. – dodał twardo i ruszył podjazdem w kierunku bramy.
Mimo wszystko nie czuł się zbyt dobrze i jednak serce nieco go bolało, gdy po raz kolejny przekonywał się, że rodzice go nie zaakceptują.
Wychodząc przez bramę, uśmiechnął się do siebie krzywo.
Przecież to dobrze, że bolało.

Wchodząc do klubu, już z daleka  Danny wypatrywał swojego kochanka. Jake pochylał się nad barem i mieszał drinki, zagadując jednego z klientów Asylumu.
Lekarz przeszedł szybko przez tłum i zatrzymał się przed barem.
Jake po chwili podniósł na niego spojrzenie i pochylił w jego kierunku.
– Hej… – uśmiechnął się krzywo, a  Danny wspiął się na bar i cmoknął go szybko w usta. – Jak po dyżurze?
Lekarz uśmiechnął się szeroko i posłał mu rozkochane spojrzenie.
–  A w porządku. – wyszczerzył się do  kochanka – Dzisiaj trochę nudno było…  żadnej operacji, ani nic. – uśmiechnął się.
Jake postawił przed nim szklankę z sokiem pomarańczowym i pokiwał głową.
– Przerażasz mnie, gdy tak mówisz… – zaśmiał się lekko – Jakbyś lubił kroić ludzi.
– Lubię. – wzruszył ramionami lekarz i zaśmiał się głośniej – Kiedy będziemy mogli iść? – zapytał siadając na stołku.
– Za jakieś kilka minut. Musze poczekać na zmianę. – uśmiechnął się Jake i posyłając mu przepraszające spojrzenie, odszedł do innego klienta.
Danny odprowadził go spojrzeniem i westchnął głęboko.
Odkąd był z Jake’m był naprawdę szczęśliwy. Co prawa byli ze sobą tylko kilka miesięcy, ale i tak, nadal czuł się adorowany przez barmana. I tak, jak dawniej mówił Jake, wracał do domu jak na skrzydłach, gdy wiedział, że mają się spotkać. Zresztą praktycznie zamieszkał już w kawalerce barmana, miał własny klucz, gdyby musiał czekać na niego dłużej.
Gdy był z Aaronem, często brał dodatkowe dyżury, by odciągnąć męczące go spotkania z kochankiem, ale teraz? Teraz unikał ich jak ognia, starając się nie dać wrobić w  żadne zastępstwa ani nadgodziny. I chociaż żaden z nich nie używał żadnych wielkich słów,  Danny czuł, że Jake’owi bardzo na nim zależy. Nadal porównywał obecny związek do związku z Aaronen i chociaż zdradził byłego kochanka, powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że podjął dobrą decyzję rozstając się z nim. Z Aaronem nigdy nie czuł się ‚tak’. Jakby był najważniejszy, najlepszy i po prostu atrakcyjny. To on musiał zabiegać o kucharza, okazywać mu zainteresowanie, teraz wszystko jakoś rozłożyło się po równi i Jake odwzajemniał komplementy czy miłe gesty. Sam inicjował seks, który wcale nie był grzeczny i często kończył się na twardych powierzchniach z wbijającymi się w plecy Danny’ego przedmiotami.
Czasami Danny był strasznie  zazdrosny o barmana. Zwłaszcza gdy przychodził do baru, by go odebrać z pracy. Widział, jak Latynos zagaduje klientów, jak do nich się uśmiecha, a przecież miedzy nimi wszystko zaczęło się tak samo. Od tego baru.
Często wręcz cudem powstrzymywał się przed zrobieniem kochankowi awantury, chociaż doskonale wiedział, że jako barman powinien być otwarty i miły dla gości. Przecież żył z tego, by siedzieli w klubie jak najdłużej. Albo był przewrażliwiony, ale niemal widział, jak klienci rozbierają jego kochanka wzrokiem. I przecież doskonale wiedział, jakie to uczucie, bo pamiętał jak był nim oczarowany podczas pierwszego spotkania. Zabawny, przystojny i przyjacielski Jake wydawał się być ideałem, który każdy chciałby zdobyć.
W głowie ciągle miał też słowa Latynosa, które napawały go niepewnością ‚To nie jest takie łatwe!’ – słyszał za każdym razem, gdy widział klientów widocznie z nim flirtujących. A przecież obaj posunęli się do zdrady i Danny wiedział już, że wcale nie jest łatwo się opierać, szczególnie gdy nie jest się szczęśliwym.
– Ziemia do Danny’ego! – usłyszał przy sobie śmiech kochanka i zamrugał kilka razy.
Uśmiechnął się powściągliwie do niego i popił ze szklanki, zerkając na niego pytająco. – Nad czym tak dumasz? – zapytał Jake mieszając drinki.
Lekarz wzruszył ramionami i przesunął spojrzenie po jego twarzy.
– A o tobie… – uśmiechnął się lekko i przygryzł wargę.
Zawsze wolał jasno stawiać sytuację, będąc z Aaronem nie zawsze mu się to udawało, jednak z Jake’m? On na pewno nie unikałby odpowiedzi, na pewno powiedziałby mu, gdyby coś było nie tak.
Odetchnął głęboko łapiąc na sobie pytające spojrzenie kochanka.
– Jesteś… ze mną szczęśliwy? – zapytał w  końcu, przekrzykując dudniącą muzykę.
Jake zatrzymał się w pół ruchu, przelewając drinka z shaker’a do szklanki i spojrzał na niego unosząc brew.
– Wyglądam na nieszczęśliwego? – zapytał w końcu, uśmiechając się lekko.
Czasami naprawdę bał się tego, co siedzi w głowie Danny’ego. Często zauważał w kochanku dziwną niepewność i wahanie, co za bardzo go nie cieszyło. Danny opowiadał mu dużo o swoim poprzednim związku i pewnie nawet nie zauważał, że sam często zachowuje się jak jego były. Gdy byli razem w jakimś miejscu publicznym, lekarz zawsze odsuwał się od niego zapobiegliwie, gdy Jake go dotykał wzdrygał się nieznacznie i dopiero po chwili uśmiechał się niepewnie. Na pewno nie był aż tak zaszczuty, jak jego ex ale i tak był. Latynos to rozumiał i starał się powoli wyciągać go z tej skorupy, ale i tak czasami łapał się na tym, że bał się myśli Dana, którymi wbrew pozorom lekarz nie dzielił się tak chętnie, jak zapewne uważał, że robi.
Odstawiając szklankę na blat, Jake stanął na jednej z niższych półek i wychylając się przez bar, przyciągnął Dannye’go do krótkiego lecz bardzo intensywnego pocałunku.
– Otóż jestem. – szepnął, patrząc mu z bliska w oczy i w końcu się odsuwając z powrotem.
Lekarz  pokiwał tylko głową, uśmiechając się krzywo i zasłonił się lekko szklanką, biorąc z niej duży łyk soku.
– Skąd w ogóle te wątpliwości? – zapytał Jake, stawiając drinki na tacy, a  tacę na wierzch baru.
– Nie… Nie. – zaśmiał się skrępowany lekko Dan – Tak tylko pytam. – uśmiechnął się, kątem oka zauważając kelnera, który zabrał przygotowane zamówienie.
Jake pokiwał tylko głową, nie mówiąc już nic o tym, że kochanek jest zbyt łatwy do przejrzenia.
Po chwili za bar wszedł kolejny mężczyzna i  Jake skinął do kochanka głową, odwracając się do przybyłego barmana.
Dan obserwował jak obaj mężczyźni rozmawiają i śmieją się z czegoś, czego on nie mógł usłyszeć..
Gdy kilka minut minęło, Jake podszedł do niego i uśmiechnął się szeroko.
– Skoczę jeszcze na zaplecze i będę cały twój. – zaśmiał się, przygryzając wargę.
Danny pokiwał głową i odprowadził  kochanka spojrzeniem.
Kiedy wstawał i wyciągał portfel, by zapłacić za swój sok, pochylił się do niego ten drugi barman i uśmiechnął lekko.
– Hej, nie musisz płacić. – powiedział, wyszczerzając się do niego – Kochankowie Jake’a zawsze piją za darmo. – dodał, gdy Dan już otwierał usta, by zaprotestować.
Lekarz uniósł aż wyżej brew i prychnął lekko pod nosem, przesuwając spojrzeniem po szerokiej twarzy barmana.
– Wolałbym jednak zapłacić. – powiedział w końcu wyciągając z portfela banknot i łapiąc przy tym dziwne spojrzenie mężczyzny.  – O co chodzi? – zapytał, marszcząc aż brwi.
Barman tylko pokręcił głową z dziwnym uśmieszkiem i wzruszył ramionami.
– O nic. Miłej nocy wam życzę. – zaśmiał się lekko, a Dan już nie komentując przeszedł do wyjścia z zaplecza, by tam poczekać na kochanka.
‚Kochankowie Jake’a’ – prychnął pod nosem i oparł się o ścianę.
Latynos po kilku chwilach wyszedł z zaplecza i dostrzegając czekającego na niego mężczyznę, zatrzymał się przed nim.
– Mmm… tu jesteś… – zamruczał, pochylając się nad nim i skubiąc jego usta wargą.
Danny zaśmiał się  w jego usta i wpił w nie, obejmując mężczyznę za szyję.
– To co? – zapytał Jake, odsuwając się po chwili od pocałunku – Wracamy do domu? – powiedział, zsuwając dłonie na jego pośladki i uciskając je lekko.
Dan przygryzł wargę, wpatrując się w oczy mężczyzny i pokiwał po chwili głową.
Uwielbiał seks z Jake’m. Jego intensywność i częstotliwość z jaką to robili, a także to, że w porównaniu do jego poprzednich kochanków, Jake równie często chciał go brać jak i samemu się mu oddawać. I chociaż Danny wolał być na dole, to sam fakt, że jego kochanek był tak otwarty, sprawiał mu dużo przyjemności.
Barman oderwał go od ściany i razem ruszyli przez parkiet.
Idąc za nim, Jake przysunął się blisko  niego i bujając nieco biodrami, ocierał się o jego pośladki. Dan zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu i opierając ją na ramieniu kochanka. Przebijając się w ten sposób przez tłum, spostrzegł już, jak bardzo jest nakręcony i podniecony. Przecież dawniej zastanawiał się jakby to było tańczyć tak przy wszystkich ze swoim facetem, a Jake nawet krótkie przejście przez parkiet potrafił przemienić właśnie w burzący w  jego żyłach krew, krótki taniec. Jego dłonie, przesuwajcie się po jego biodrach, a jednocześnie dociskające jego pośladki do krocza mężczyzny sprawiły, że nim doszli do drzwi Dan czuł już wzwód napierający na rozporek i pokręcił tylko głową, odwracając się i całując Latynosa w usta.
Kiedy wyszli na rześkie powietrze, Jake pożegnał się z ochroniarzem i obaj ruszyli do samochodu lekarza, stojącego na parkingu.
Latynos oczywiście nie odmówił sobie wzięcia kochanka za dłoń i przyciągnięcia go do siebie.
– Mmm… – zaśmiał mu się do ucha – Zawsze potrafisz mnie tak podniecić, że mam ochotę wziąć cię tu a parkingu. – szepnął chrapliwie, skubiąc płatek jego ucha, a Dan poczuł gorąco na policzkach.
– Mogę powiedzieć to samo. – zaśmiał się, czując coraz większe podniecenie.
– Więc jak, numerek w samochodzie? – dopytał Jake, obejmując go mocno za szyję.
Lekarz pokręcił tylko głową rozbawiony i otworzył pilotem samochód, do którego dochodzili.
Latynos popchnął go na drzwi i wcałował mocno w jego usta.
– Mmm… no teraz się napaliłem na to… – wetchnął, przesuwając łapczywie dłońmi po jego bokach i wsuwając je pod koszulę mężczyzny – Może pojedziemy… gdzieś za miasto…? – zaproponował, przygryzając jego wargi.
Danny zaśmiał się odwzajemniając pieszczoty.
– Zwariowałeś…
– Chyba tak… – westchnął głośno Jake, uśmiechając się w jego usta. – Jedziemy?
Dan zastanowił się chwilę i odetchnął płycej podniecony.
– Wsiadaj. – rzucił w  końcu, nie będąc jednak do końca przekonanym.
Jake pocałował go mocno i obszedł  samochód, wsiadając na miejsce pasażera.
Danny usiadł zaraz obok niego i uruchomił silnik.
– Więc, masz jakieś propozycje? – dopytał, wyjeżdżając na ulicę i zerkając na niego rozpalonym wzrokiem – Dokąd moglibyśmy pojechać?
Jake oblizał wolno usta i zastanowił się chwilę.
– W zasadzie tak, pokieruję cię. Na razie prosto, aż za miasto… – westchnął – Ale kiedyś zrobimy to i w mieście. – obiecał mu, musując się lekko po udzie.
Danny  zaśmiał się pod nosem rozbawiony i oblizał wargi.
Jake był po prostu niesamowity i chociaż Dan wcześniej myślał, że jego fantazje są całkiem bezpruderyjne, to Latynos ze swoimi pomysłami  zaskakiwał go niemal na każdym koku.
– Mmm.. ten barman, który cię zmienił, od dawna tu pracuje? – zapytał nagle, wracając myślami do tamtej dziwnej rozmowy w klubie.
Jake wzruszył tylko ramionami i pokręcił przecząco głową.
– Jakiś miesiąc? Półtorej? – rzucił – A czemu pytasz?
Danny zamrugał aż zaskoczony i oblizał nerwowo wargi czując, jak ciśnienie zaczyna mu podskakiwać.
– A znałeś go wcześniej? – zapytał jeszcze nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, ale słowa mężczyzny zaczynały wywiercać mu dziurę w mózgu. Szczególnie jedno słowo.
Latynos zmarszczył brwi  i spojrzał zaskoczony na Dana.
– Nie. – pokręcił powoli głową – A co mnie tak wypytujesz? – zaśmiał się lekko.
Danny zacisnął mocno dłonie na kierownicy i zjechał na pobocze, oddychając ciężko.
– Dan? – pochylił się do niego Jake, gdy zatrzymywali się przy chodniku.
Lekarz odepchnął jego dłonie i posłał mu wystraszone spojrzenie.
– Zdradzasz mnie? – zapytał czując jak z trudem wymawia te słowa.
Latynos spojrzał na niego w dziwny sposób, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie.
Nie czekając na wyjaśnienia Danny odpiął pas i wysiadł z  samochodu.
Oddychając ciężko, odszedł kilka metrów przyciskając mocno dłoń do ust. Już po kilku chwilach poczuł, jak z piekących oczu płyną gorące łzy, a w jego gardle staje dławiąca gula.
A więc tak musiał się czuć Aaron, przeszło mu przez myśl, gdy zaczynał czuć, jak  coś dosłownie zaczyna mu wbijać się w serce.
Walcząc ze łzami zaczął krążyć po chodniku, nawet nie zerkając w  stronę siedzącego w aucie mężczyzny.
Czemu nie zaprzeczył? Czemu do niego nie wyszedł?
Dopiero po chwili Danny zatrzymał się i odetchnął ciężko, przecierając oczy.
Kiedy ponownie odwrócił się do barmana, ten stał opierając się o maskę i palił nerwowo papierosa.
– Co? Co mi powiesz? – prychnął, podchodząc lekko i szturchając go w ramię – To nie jest takie proste? – zakpił cytując go.
Jake uśmiechnął się krzywo i pokiwał głową.
– Bo nie jest. – powiedział cicho – Nie zdradziłem cię… Dan… – spojrzał na niego marszcząc brwi i wbijając w niego spojrzenie.
Danny wpadając w czarny humor, pokręcił tylko głową.
– Nie zdradziłeś? – prychnął – On twierdzi inaczej!
– On? – prychnął Jake kręcąc głową – Wierzysz obcemu facetowi, czy mnie?! – rzucił, odrzucając niedopałek na bok. – Zrozum, nie zdradziłem cię! – zapewnił jeszcze raz.
– Nie byłby to pierwszy raz, prawda? – warknął lekarz – Z kim?  Z kolejnym klientem, którego uznałeś za nieszczęśliwego? – rzucił ironicznie – Masz zamiar zbawiać wszystkich facetów? – zakpił, patrząc na niego z żalem.
Jake jęknął cicho, czując na sobie to palące spojrzenie.
– To nie tak… – westchnął – Danny…
– Żałuję, że cię spotkałem. Żałuję, że dla ciebie zostawiłem faceta, z którym mogłem spokojnie i szczęśliwie żyć! – powiedział nagle, czując jak głos mu drży – Jak mogłeś mi to zrobić…? – rzucił, chociaż miał dziwne przeczucie, że całkowicie na to wszystko zasłużył.
Odpychając go, ruszył do samochodu i wycofał go ze złością.
Zakręcając się na ulicy ruszył szybko w kierunku domu.

16 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 3 Ch.03

  1. Witam,
    wspaniale, niech Ethan zawalczy, jak się okazuje Keith wciąż go kocha, matka Ethana wciąż się miesza, i jest okropna, a Danny w jakiś sposób mi go żal…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Keith i Ethan zawsze dostarczają nam moc wrażeń. ~
    Troszkę mi szkoda panicza Linwooda, ale jeśli naprawdę szczerze kocha rzeźbiarza to stanie na głowie, żeby na nowo zdobyć jego zaufanie, bo miłości nie musi, Keith nadal go kocha i pożąda. ~
    Matka Ethana jest okropna, nie do zaakceptowania. ~
    Cieszę się, że Danny oberwał po tyłku, bo zasłużył sobie po tym co zrobił swojemu byłemu partnerowi. Teraz już wie jak smakuje zdrada. I żadne głupie tłumaczenia, typu: „nie byłem szczęśliwy w tym związku” go nie tłumaczą. Karma wraca.
    Mam tylko nadzieję, że lekarz nie zapragnie wrócić do byłego, bo Aaron zasługuje na lepszego faceta, niż on. Po Dannym nie można się spodziewać niczego dobrego. Zaraz znajdzie powód do zdrady i zrobi skok w bok. O nie, nie, ja na tym facecie postawiłam krzyżyk. ~

  3. No nieeeeeeeee, czemu ten Keith jest taki uparty? :O Biedny Ethan. Może i przed wyjazdem nie zawsze zachowywał się tak jak trzeba, a ucieczką narobił sobie tylko problemów, ale nie zasłużył na to, żeby Keith miał o nim tak złe zdanie (że niby puszczał się na tropikach i popijał drogie drinki?! przesada!). Trzymam kciuki za Ethana! <3 Musi być teraz bardzo cierpliwy w stosunku do rzeźbiarza. Wierzę, że mu się to uda, bo odciął się od chorej matki i nikt już nim nie manipuluje. Ethan bardzo się zmienił, na plus, i taka zmiana musi w końcu zostać wynagrodzona :)

  4. ,,Kieth zesztywniał, czując dziwne gorąco wspinające się po jego szyi. Zaraz jednak prychnął cicho, starając się zbyć uczycie zawstydzenia”~,,uczucie”.
    Tak! Bardzo dobrze! Dobrze ci tak Danny. Glupi egoista. Teraz juz wie jak sie czul Aaron kiedy go zdradzil.
    Jak czytalem scene klotni Keitha z Ethanem to prawie sie poplakalem. Jeszcze z telewizji smutna piosenka leciala ;(
    Szkoda, ze rzezbiaz ma takie zdanie o chlopaku. Ze sie puszcza i w ogole. To takie smutne :<
    Pozdrawiam

    Damiann

  5. no, Ethan, bierz się do roboty! trzymam kciuki, c’nie.
    Jake..sama nie wiem, czy zdradził, czy nie…ale ja nie chcę żeby Dan z nim był. W ogóle go nie lubię, sama nie wiem czemu ;p
    za to polubiłam Aarona, bo mam słabość do takich postaci, więc czekam kiedy on się wreszcie pojawi ^^
    życzę weny i pozdrawiam ;)

  6. Jakoś nie potrafię uwierzyć w zdradę Jake’a. Może i mam błędne przeczucie, ale coś mi tu nie pasuje. W sensie wydaje mi się, że to nie takie proste;d

    Ethan…hmm biedny. Życzę mu szczęścia.

  7. Jake! Nie! Powiedz, że to nieprawda. Ja ci zaufałam. Dan ci zaufał. Jestem taka rozbita. Na początku byłam przeciw temu całemu ich związkowi, ale potem pomyślałam, że Danny nie jest szczęśliwy w swoim związku i może lepiej by było, jakby był z Jake’m. Mimo wszystko potępiam to, że zdradził Aarona. Mimo wszystko nie zasługiwał na coś takiego. Ciekawe, co u niego. Wracając do Jake’a… „To nie tak”? A jak, że tak spytam? Ten drugi barman z kosmosu sobie wytrzasnął tych „kochanków”? Dlaczego Jake nie zaprzeczył od razu, kiedy padło to pytanie? Staram się być obiektywna, więc poszukajmy argumentów na obronę Jake’a… Mogło go zaskoczyć to pytanie i od razu nie zareagował? Może rzeczywiście go nie zdradził? Chciałabym tak myśleć, ale to wyjątkowo trudne. Te flirty z klientami to wystarczający powód do zazdrości. Tak, wiem, to jego praca, ale przecież nie ma w kontrakcie, żeby flirtował z klientami? A ten tekst drugiego barmana, że „kochankowie Jake’a piją za darmo”, czy jak to tam szło… nie ważne. W każdym razie daje trochę do myślenia. To znaczy, albo Jake serio sypia z kimś na boku, albo barman zrobił to z zawiści… chociaż nie wiem, jaki miałby ku temu powód. Nie wiem. Szukam drugiego dna, a może to wszystko jest proste jak budowa cepa. Mam nadzieję, że wkrótce to się wyjaśni (chyba że wszystko jest już jasne i to ja mam jakieś złudne nadzieje). Ostatnie słowa lekarza były takie przytłaczające i na pewno zabolały Jake’a. Musiałby nie mieć serca, gdyby go to w ogóle nie ruszyło. Albo po prostu musiałoby nie zależeć mu w ogóle na Dannym. Grrrrr. Jake, jeśli naprawdę zdradziłeś Dan’a, to ja ci tego nie daruję. Nie po to ci zaufałam, żebyś go zranił ;( No, chyba że Danny ci wybaczy, to mogę to ewentualnie przemyśleć. Znaj moją łaskę XD
    Dlaczego przyszło mi do głowy, że Danny odwiedzi Aarona, żeby wypłakać mu się w ramię? Nie mam pojęcia, ale chciałabym się dowiedzieć, co się dzieje u kucharza i czy ułożył sobie już życie z kimś innym. W końcu trochę czasu już minęło. A gdyby Danny zobaczył, że jego ex ma już kogoś nowego, to czy poczułby się zazdrosny? Dobra, ja tu wymyślam, a Ty pewnie nie pominęłabyś tego, że Aaron zaczął się z kimś spotykać. Chyba że…
    Keitha wyraźnie ciągnie do Ethana, ale wyraźnie widać, że nie potrafi mu wybaczyć, że go zostawił, ma do niego żal. Ethan jednak pamięta całe swoje zachowanie zeszłej nocy. Ciekawe czy bardziej się wstydzi tego, co nawygadywał, czy żałuje, że wyznanie miłości nie nastąpiło w bardziej romantycznych(?) okolicznościach. Ok, przesadziłam z tymi romantycznymi. Może zwyczajnie innych, mając pełną kontrolę nad tym, co mówi. Spotkanie z matką mnie zasmuciło. Nawet nie wkurzyło. Zwyczajnie zasmuciło. bo jego matka nie potrafi zaakceptować syna takiego jakim jest, chce zmieniać go na siłę i angażuje w jakieś zaręczyny, mając, za przeproszeniem, w dupie to, co myśli i czuje jej syn. To CHORE.
    Jejku, jak ja już chcę, żeby Keith i Ethan się w końcu pogodzili… Wiem, że to jeszcze za szybko, ale smutno mi, jak im smutno.
    W ogóle rozdział był jakiś smutny…, ponury. Ostatnio to Anthony i Theo wywołują uśmiech, podczas gdy pozostałe pary przeżywają kryzys i ich związki wiszą na włosku (o ile już nie są zakończone).
    Ok. Przemówiłam. To chyba wszystko. Mam nadzieję, że nie zanudziłam komentarzem :) I że nie wyszły mi jakieś straszne brednie.

    „Jego dłonie, przesuwajcie się po jego biodrach, a jednocześnie dociskające jego pośladki do krocza mężczyzny sprawiły, że nim doszli do drzwi Dan czuł już wzwód napierający na rozporek i pokręcił tylko głową, odwracając się i całując Latynosa w usta.”- „przesuwające”.
    „- Mmm… – zaśmiał mu się do ucha – Zawsze potrafisz mnie tak podniecić, że mam ochotę wziąć cię tu a parkingu.”- „na”.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

  8. Wohoho..Okres sielanki u Jake i Dana minął, ale to chyba dobrze… w końcu zawsze tak bywa i teraz się obaj przekonają czy warto było by Dan zerwał z Aaronem, czy Jake poderwał Dana z powodu nie wiem, ambicji?
    Haha Też należę do teamu Ethan x Keith! Nie mogę się doczekać aż pozwolą by pragnienie zrodzone z tęsknoty wzięło nad nimi górę!

    1. Witaj,O. C:
      Mmmm… ja im osobiście kibicuję. xD
      Ethan też musi się bardzo postarać. Minęły czasy gdy to Keith o niego zabiegał i teraz to chłopak musi coś wymyślić. xD

  9. auć, Jake, no jak mogłeś?! nie spodziewałam się, że zachowa się… tak podle. wydawał się taki sympatyczny, ale to było wybitnie paskudne i w dodatku nieśmiertelne: „to nie tak…” – nie musiał się już nawet przyznawać. mimo wszystko liczę, że Jake kopnie się w dupę i będzie się starał jakoś to naprawić. tak jakoś to moja ulubiona para. byle tylko Danny nie był z powrotem z Aaronem, bo to by mi złamało serce.
    kibicuję Ethanowi, widać, że chłopak się zmienił.
    nie wiem, jak przeżyję do następnego piątku… weny! :3

    1. No nie…. Jedna z niewielu osób, która lubiła Jake’a i o… tak ją skrzywdziłam. Wybacz :C
      Mam nadzieję jednak że wiesz… jakoś uda mi się wynagrodzić to wszystko. C:
      <333
      Dzięuję, pozdrawiam! C:

  10. Zacznijmy od tego, że byłam przerażona, kiedy otworzyłam bloga o 12:30, a tu rozdziału ani śladu o.o Odświeżałam co pięć minut, do momentu aż się pojawił… xD
    Od początku chciałam, żeby Danny był z Aaronem, ale nie, bo po co… .__. Wiedziałam, że Jake nie może być tak cudowny jakby się mogło wydawać ; – ; Nie lubię gościa. Tyle.
    A Danny niech nawet nie próbuje się porównywać do Jake’a. Fakt, też zdradził faceta, ale przynajmniej nie starał się tego ukryć o.O
    Co do Ethana i Keitha… ^.^ Boli mnie serduszko, kiedy widzę jak Keith odrzuca Ethana ; ^ ; Nawet po takim cudownym przedstawieniu, jakie mu zafundował Linwood w poprzednim rozdziale… Ja bym nie mogła :c No ale jego zachowanie jest w pełni uzasadnione, nie ma co się oszukiwać.
    Ale już Ethan sobie z nim poradzi, ja tam w niego wierzę ;>>

    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny :3

    1. Przepraszam, wybacz. QuQ
      Mmmm… cóż, widzę, że Jake już definitywnie skreślony. :I Myślę, jednak że nie podda się tak szybko, nie on. C:
      Mhm, Keitha też serduszko bolało przez niemal pół roku. Nie wiem czy szybko ulegnie Ethanowi… Nie chcę straszyć, ale~~~xDDD

      Dziękuję i również pozdrawiam. C:

  11. Niby spodziewałam się, że tak to się skończy, ale mimo wszystko jestem zaskoczona. Danny na własnej skórze poczuł jak to boli…
    A jeśli chodzi o drugą parę to mocno trzymam kciuki za Ethana.
    W skrócie rozdział świetny, czekam na następny :-)

    1. Mhm, biedny Dan. Ale hmmm… Jake utrzymuje, że go nie zdradził. Myślisz, że kłamie?

      Dziękuję! I jeszcze raz przepraszam! C: <3

Dodaj komentarz