Till We Are Vol. 3 Ch.05

Upadając na kanapę, Dan jęknął głucho, szybko unosząc zdziwione spojrzenie na kochanka.
– Ja nie mam w zwyczaju kłamać! – warknął, podnosząc się lekko.
Już po chwili Jake odwrócił się ku niemu i ze złością usiadł na jego biodrach. Wpatrując się w niego z furią w oczach, zacisnął mocno wargi.
– Kto jeszcze nie dalej jak wczoraj twierdził, że żałuje?! – wycedził, drżąc aż cały – Sam mówiłeś mi, że z nim byłeś szczęśliwszy!
– Do cholery, wcale nie byłem! – wyrzucił z siebie lekarz, czując jak kochanek, przesuwając dłonie na jego tors, przyciska go do kanapy. – Ale to, jak teraz się zachowujesz daje mi dużo do myślenia! – dodał, łapiąc go za nadgarstki, by oderwać je od siebie.
Jake sapnął przez nos przyciskając je jeszcze bardziej.
Był niemal pewien, że gdyby Dan go zdradził to nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nich. Rozwścieczony przesunął wzrokiem po jego twarzy, która nie wyrażała nic prócz złości.
– Jeżeli dowiem się, że mi przyprawiasz rogi, to…
– To co takiego?! – zakpił Danny, pomimo tego, że w obecnej sytuacji, znajdował się raczej na przegranej pozycji, a patrząc w oczy barmana wiedział, że może spodziewać się naprawdę wszystkiego.
Jake rozwścieczony, złapał go za poły szlafroka i ponownie warknął. Oddychając ciężko tylko jedne słowa cisnęły mu się na usta. Nie odważył się ich wymówić, więc ponownie z jego gardła wydobył się jedynie zduszony odgłos.
– Nie wybaczę ci tego nigdy! – wysyczał w końcu.
Danny prychnął tylko gorzko.
– Wydaje mi się, że to ty tutaj jesteś mistrzem od zdrad. – powiedział zimno.
Jake zamachnął się  jedną z rąk i zaraz uderzył w materac, tuż obok twarzy Danny’ego.
– Nigdzie kurwa, nie pójdziesz! – warknął, wpatrując się  w jego szeroko rozwarte oczy – Jesteś moim facetem i ja nie zgadzam się żebyś spotykał się ze swoim byłym!
Lekarz odetchnął chrapliwie.
– Ty ze swoim byłym pracujesz i ja jakoś nie mam nic na ten temat do powiedzenia! – powiedział, starając się uspokoić drżące ciało.
Przez chwilę bał się naprawdę, że Jake go uderzy. Jego pociemniałe  z gniewu oczy wydawały się być zupełnie obce.
– Ja to co innego…
– A niby dlaczego?! – przerwał mu Danny, czując jak przygniatają go pięści mężczyzny – Tak samo jestem zazdrosny i tak samo, mam prawo by cię o coś podejrzewać!
Jake zagryzł mocno wargi patrząc na niego pytająco.
– To ty ciągle kłamiesz! – warknął Dan nieco na wyrost i szarpnął się mocno – To ty uważasz, że można usprawiedliwić takie świństwo jak zdrada! Ale widocznie tylko wtedy, gdy dotyczy ciebie i gdy tobie będzie w ten sposób wygodniej!
Jake wyprostował się i pokręcił głową.
– Co ty pieprzysz?! – zapytał oblizując wargi – Nigdy bym ciebie nie zdradził!
– Pewnie wszystkim swoim byłym to mówiłeś. – syknął lekarz, starając się spod niego wysunąć.
Jake zesztywniał zaciskając wargi.
To była prawda wszystkim tak mówił. Wszystkich zapewniał o miłości, ale czy Danny nie widział, że dla niego był gotów na znacznie więcej?
Zaślepiony złością na kochanka, zsunął się z niego i posłał kolejne wściekłe spojrzenie.
– Jeżeli pójdziesz na to spotkanie, to z nami koniec, słyszysz?! – krzyknął, wstając i pochylając się na kanapą.
Danny podniósł się i odepchnął go od siebie.
– Pójdę na to spotkanie i już! – warknął, czując, że Jake nie może go w ten sposób szantażować. Nie na tym polegał prawdziwy związek, by kochanek zabraniał mu się spotykać z ludźmi!
– Doskonale! – roześmiał się Latynos, prostując się – Nigdy nie podejrzewałem, że zrobisz mi coś takiego!
– Co takiego, Jake? To tylko zwykła rozmowa!
– Zwykła rozmowa, tak? – zakpił barman, dysząc ciężej. Przed oczyma już stawały mu śmiałe sceny ich obu.
– Sugerujesz mi, że co? Że jestem jakimś puszczalskim dupkiem? – zapytał gniewnie lekarz – Że mógłbym ot tak, będąc z tobą przespać się z Aaronem?
– Ze mną jakoś to zrobiłeś bez większego problemu. – syknął i zaraz dostrzegł zranione spojrzenie kochanka.
– Wynoś się stąd… – wydusił Dan, czując jak wzbierają w nim łzy – Jak możesz mi to wypominać?! – zapytał, czując rosnącą gulę w gardle.
Nie zważając na to, Latynos pokręcił głową.
– Wybij sobie z głowy to pieprzone spotkanie!
– Pójdę na nie choćbyś miał zaraz trzasnąć drzwiami i więcej tu nie wrócić. – wycedził Danny, czując że nie może mu tak po prostu ulec. Nie po tym wszystkim co usłyszał.
Jake pokręcił tylko głową.
Cały ten wieczór był chory. Począwszy od wizyty u Trevora, kończąc na tej u Dana. Czy lekarz naprawdę był tak naiwny? Czy naprawdę miał go za głupka?
Wściekłość, która go ogarnęła zupełnie nie pozwoliła mu spojrzeć trzeźwo na całą tę kłótnię. Na to, że przecież to nie kto inny jak Danny był tak szczery, że Jake czasami się dziwił jak on właściwe przeżył na tym świecie. Na to, że przecież między nimi było coś, co tak cholernie ich do siebie przyciągnęło za pierwszym razem i co nadal sprawia, że lgną do siebie jak wariaci.
– No i świetnie! – warknął  zaciskając pieści – To koniec! I nawet nie myśl, że będę tęsknił! – rzucił wychodząc z salonu.
– Ja też nie będę! – krzyknął za nim Dan, lecz odpowiedział mu tylko głośny trzask drzwi wejściowych.
Kiedy w mieszkaniu zapadła cisza, zmarszczył się i rozejrzał dookoła.
Nie wierzył w to, co usłyszał i co zobaczył. Jake, tak wściekły, niemal go pobił, zarzucając mu jeszcze to wszystko – że mógłby go zdradzić, że po prostu się puszcza.  Najbardziej zabolało go jednak to, że jako argumentu użył tamtej nocy w szpitalu, gdy przyszedł do niego, gdy to wszystko między nimi na dobre się zaczęło. Czy później w nocy nie zapewniał go, że to co zrobili nie było złe? Że chemii jaką między nimi była, nie można tak po prostu zlekceważyć? A dzisiaj zniszczył to wszystko od tak, jakby to nic nie znaczyło. Jakby wtedy nie widział, jak ciężko było Danny’emu przed i po tym wszystkim.
Zaciskając mocno wargi, Dan otarł łzy z policzków. Dźwięcząca w uszach cisza, już teraz  sprawiała, że niemal wariował,  a przecież od wyjścia Latynosa minęło zaledwie kilka minut.
Po chwili położył się na wznak na kanapie i wpatrzył w  sufit, analizując cały ten nieszczęsny wieczór.
I nagle zdał sobie sprawę, że wbrew swoim zapewnieniom już za nim tęskni.

Gdy wszedł do ich kawiarni i rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Aarona dostrzegł przy jednym ze stolików stojących pod ścianą i uśmiechnął się lekko, nie zauważając żadnej zmiany w byłym kochanku. Nawet siedział w podobny sposób, garbiąc się lekko.
– Hej… – podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
Aaron uniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się lekko.
– Cześć… Danny. – westchnął, wstając i wyciągając do niego dłoń.
Lekarz zmarszczył lekko brwi na takie oficjalne powitanie i oddał uścisk. Zaraz też usiadł naprzeciw niego i posłał pytające spojrzenie.
– Napijesz się czegoś? – zapytał kucharz pochylając się do niego.
Dan pokręcił przecząco głową i odetchnął cicho.
– Ciężki dyżur? – dopytał jeszcze Aaron, widząc zmęczenie na jego twarzy.
– Coś tak jakby… – zaśmiał się Danny i również pochylił się ku niemu – Aaron… po co chciałeś się spotkać? – zapytał, przyglądając mu się uważnie.
Wolał od razu przejść do sedna sprawy, zwłaszcza po wczorajszej ostrej kłótni z Jake’m, który był kategorycznie przeciw całemu temu spotkaniu.
Naprawdę Aaron zaskoczył go tym telefonem, zwłaszcza że od ostatniego ich spotkania nie zadzwonił ani razu. Chociaż Danny nie oczekiwał tego, było mu wtedy trochę przykro, bo przecież byli ze sobą dłuższy czas, a  kucharz tak po prostu pozwolił mu odejść. Chociaż nie mógł nie przyznać, że wtedy to wszystko ułatwiło mu życie, nie musiał roztrząsać czy decyzja o rozstaniu była zła, nie musiał za każdym razem przepraszać za zdradę, co niewątpliwie by robił. Zamiast tego mógł spokojnie oddać się nowemu związkowi i nie oglądać się już za siebie.
– Ja… ja pomyślałem, że może… – zaczął powoli Aaron, patrząc na niego niepewnie – Że może moglibyśmy do siebie wrócić? – powiedział w końcu – Przemyślałem to wszystko i wiem, że mogłem cię czasami ranić swoim zachowaniem. – wyznał w końcu.
Nie twierdził, że nie czuje gdzieś lekkiego żalu do Danny’ego, ale przecież tyle ze sobą przeżyli czasu, znali się doskonale. A on po przemyśleniu wszystkiego postanowił, że przecież mogą spróbować jeszcze  raz. Przecież jeżeli tylko Danny żałuje tamtej zdrady, to dlaczego nie mógłby mu wybaczyć? Żaden z nich nie był do końca w porządku ale czy to znaczyło, że nie mogą sobie ponownie zaufać? W końcu na tym polegała miłość, by dawać jej szanse.
Danny zmarszczył bardziej brwi.
– Po trzech miesiącach chcesz do mnie wracać? – zapytał, oblizując usta – Przecież… zdradziłem cię. Chcesz mi powiedzieć, że wybaczasz?
Aaron pokiwał głową.
– Dlaczego nie? Przecież cię kocham. – uśmiechnął się lekko, zerkając w jego oczy – Wiem, że też nie byłem idealnym facetem… – szepnął, przygryzając lekko wargę.
Dan pokręcił tylko głową.
– Nie wierzę… – westchnął w końcu, czując, że mu samemu ciężko byłoby wybaczyć zdradę – Ale ja… ja ciebie nie kocham Aaron, mam kogoś… – powiedział pochylając się bardziej do kucharza – Byliśmy długo ze sobą, ale… teraz wiem, że gdy minęło to pierwsze zauroczenie, byliśmy razem tylko dlatego, bo tak było wygodniej. Nie sądzisz? – zapytał.
Aaron pokręcił przecząco głową.
–  Po prostu przyzwyczailiśmy się do siebie i żaden z nas nie miał odwagi zerwać, bo czulibyśmy się samotni. – powiedział Danny.
Długo o tym myślał i wiedział, że taka była prawda. Aaron nigdy nie miałby odwagi poznać kogoś nowego, zmienić swojego życia. Znał go przecież na wylot. A zresztą czy to, że odezwał się do niego po trzech miesiącach nie jest tego dowodem? Każdy normalny człowiek poszedłby dalej, ale nie Aaron.
On zapewne rozpamiętywał wszystko, każdą rozmowę, każdy gest, ale oczywiście nie zdobył się na to, by o niego zawalczyć ponownie.
Ponownie? Przecie Aaron nigdy nie musiał się o niego starać. I teraz też zapewne liczył na to, że Jake był tylko jednonocną przygodą, a samotny Danny nie miał nikogo i liczył na jego znak.
Ale tak nie było. Dan czuł, że nie mógłby już być z kimś w taki sposób jak z Aaronem. Wypruwać sobie flaki, by się spotkać, by zachowywać się jak normalna para i w zamian dostawać tylko puste obietnice.
Przesunął wzrokiem po jego twarzy. Kucharz ze spuszczonym wzrokiem i pocierał kciukiem filiżankę z resztkami kawy. Dopiero po kilku minutach podniósł na niego spojrzenie lecz zaraz znowu je spuścił.
– Ten mężczyzna, z  którym jesteś… to z nim…? – zapytał, jąkając się lekko.
Danny pokiwał głową, zaraz jednak uświadamiając sobie, że kucharz nie ma szans tego zobaczyć.
– Tak. – szepnął i przygryzł wargę nie wiedząc co mógłby jeszcze dodać.
– I jesteś z nim szczęśliwszy? – usłyszał po kilku kolejnych chwilach ciszy.
Zaskoczony, nie wiedział co miałby powiedzieć. Był, ale czy mówiąc to nie zrani bardziej Aarona?
Z drugiej strony blondyn nie jest przecież dzieckiem, powinien wiedzieć, że życie nie jest zawsze  delikatne i usłane różami, a on, Dan, nie musi już o niego dbać i się troszczyć o jego samopoczucie.
– Jestem. – powiedział w końcu i odetchnął płycej.
Aaron podrapał się po policzku, nadal nie patrząc na twarz lekarza, co bardzo denerwowało samego Dana. Wolał mieć kontakt wzrokowy z osobami, z którymi rozmawiał, a postawa kucharza zaczynała powoli działać mu na nerwy. Wiedział, że mężczyzna zawsze taki był –  cichy, małomówny i skrępowany niemal wszystkim, ale do cholery tylko rozmawiali, prawda? Odzwyczaił się od tego i faktycznie miał ochotę nim potrząsnąć. O ile na początku czuł jeszcze jakieś wyrzuty sumienia i zastanawiał się jak ma  z nim rozmawiać, by go nie urazić, tak teraz zaczynał się naprawdę irytować. Aaron miał trzydzieści sześć lat, a zachowywał się jak zawstydzony prawiczek i cały wyglądał bardzo… żałośnie? To chyba doskonale go opisywało. Jego przygarbioną sylwetkę, niepewne, krótkie spojrzenia, które mu rzucał i dłonie drżące nerwowo. W zasadzie wszystko Dan mógł przełknąć oprócz tego spojrzenia, którego nie mógł podtrzymać na dłużej.
– W czym jest lepszy? – rzucił nagle Aaron, a on otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się krzywo.
– Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? – rzucił, przesuwając żywszym spojrzeniem po jego twarzy.
Kucharz pokiwał tylko głową, na co Danny westchnął cicho, przywołując na myśl spotkania z barmanem.
– Czuję, że jemu naprawdę na mnie zależy, nawet jeżeli nie używa wielkich słów i sam nie jestem pewien, czy mnie kocha. – wytłumaczył w końcu – Przez te trzy miesiące sprawił, że nie wyobrażam już sobie bym mógł być z kimś innym. Nie zastanawiam się ciągle co jest nie tak, czemu sam nie czuję się dobrze, czemu ciągle czuję niedosyt. – dodał i aż przygryzł wargę, wracając do jednego z ostatnich wieczorów, gdy w przypływie gniewu powiedział Jake’owi coś zupełnie odwrotnego.
Żałował tamtych słów, bo prawda była taka, że Latynos zdominował cały jego świat. Wszystko z nim było lepsze i nie zamierzał z niego rezygnować, nie zamierzał pozwolić mu odejść. Wcale nie żałował, że z nim jest, że go poznał. Po raz pierwszy w życiu miał wrażenie, że jest szczęśliwy i że spotkał kogoś, kogo również mógł uszczęśliwić.
– Ze mną tak się czułeś? – usłyszał zduszony głos i oblizał usta, koncentrując spojrzenie na blondynie.
– Doskonale wiesz… – dodał, jednak szybkie spojrzenie, jakie mu rzucił były kochanek, upewniło go w tym, że mężczyzna nie ma zielonego pojęcia, co w ich związku było nie tak – Ja nie jestem… Bóg wie kim. Byliśmy ze sobą długo, ale nie potrafiłem cię w żaden sposób otworzyć i skoro tego nie potrafię, to widocznie nie pasujemy do siebie. – wyrzucił z siebie – Ciągle starałem się jakoś do ciebie dotrzeć, ale Aaron… zapewnienia o miłości to nie wszystko. Piękne obietnice też. – pokręcił głową, wpatrując się w jego twarz – One są ważne, ale jeżeli nie robisz nic więcej, by były one czymś podparte, to wybacz, ale nikt chyba na dłuższą metę tego nie wytrzyma. To nie był prawdziwy związek. Wiesz, jak się czułem? Jak chłopiec do towarzystwa, bo tylko w zamkniętym na głucho pokoju było cię stać na cokolwiek. A dokładnie na seks i słodkie słówka. – powiedział, odwracając w końcu spojrzenie od blondyna. – Ja rozumiem, że nie jesteś out i ja się też z tym nie obnoszę, ale nie wiem jak to się dzieje, że Jake… nawet jeżeli jesteśmy w jakimś publicznym miejscu i nie zachowujemy się w oczywisty sposób, on jest tak otwarty, że nie muszę trzymać go za rękę, czy bez przerwy szukać jego bliskości, by czuć się dobrze.
Aaron pokręcił lekko głową i przygryzł wargę.
Czuł się okropnie beznadziejnie. Może liczył na to, że Danny jest sam i do niego tak po prostu wróci? Że będą mogli żyć ze sobą tak, jak kiedyś, bo przecież było dobrze. Wygodnie.
I patrząc na niego widział, że Danny się zmienił. Był bardziej pewny siebie, mówił nawet nieco inaczej i tak prosto z mostu.
On sam czuł, że przez te trzy miesiące tylko czekał na moment, w którym naprawdę zabraknie mu czyjejś bliskości i będzie mógł zadzwonić do byłego kochanka. Że tak po prostu do siebie wrócą, jak gdyby nigdy nic. W końcu zawsze nieporozumienia między nimi jakoś rozchodziły się po kościach. Sam lekarz szczególnie w ostatnich miesiącach wiele razy wspominał o rozstaniu, ale to też jakoś mu mijało.
– Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś lepszego dla siebie. – westchnął Danny i pokiwał tylko głową, nie widząc żadnej reakcji ze strony kucharza. – Do zobaczenia. – rzucił w końcu, podnosząc się z krzesła i odchodząc pewnym krokiem.
Aaron odetchnął głęboko i przetarł twarz dłońmi. Po chwili dostrzegł, że wcale nie przejął się tym specjalnie. Gdy Danny z nim zerwał, czuł się trochę rozdarty i chociaż brakowało mu trochę seksu, i często wspominał ich wspólne noce, teraz nie czuł się za bardzo zawiedziony, a przez te trzy miesiące przywykł już do tego, że jest sam.

Jake zebrał zirytowane spojrzenie chłopaka, z którym stał za barem i tylko pokręcił głową. Było dosyć wcześnie więc w klubie nie było zbyt wielu gości, a on jako kierownik mógł trochę wyluzować. Nie musiał przecież przecierać blatu ścierką co piętnaście sekund i oglądać się za siebie na przełożonego, który patrzyłby mu na ręce.
Przeszedł więc na zaplecze, a z niego ruszył w kierunku tylnego wyjścia.
Kiedy już był za klubem, zapalił papierosa i zaciągnął się nim mocno.
Niesamowicie zirytowany, myślał o całym wczorajszym wieczorze i Danny’m, który jak gdyby nigdy nic oznajmił mu, że idzie się spotkać z byłym. Tym facetem, który według ostatnich słów kochanka, zapewniał mu stabilny, normalny związek. Najgorsze było to, że nawet nie zapytał go o zdanie, a przecież do jasnej cholery, on też miał coś do powiedzenia w tej sprawie! Chociaż znał z opowiadań tego całego Aarona i wiedział, że prędzej nastąpiłby koniec świata niż on by zaciągnął Dana do łóżka, przed oczyma ciągle stawały mu obrazy, jak to do siebie wracają. Jak całują się stęsknieni i zaczynają się pieprzyć.
Jak Dany w ogóle mógł myśleć, że nie miałby nic przeciwko temu? Jak mógł zgodzić się na to chore spotkanie?
Ale to oczywiście nie było najgorsze. Najgorsze było to, że jak ostatni kretyn, zwyzywał go, niemal  się na niego rzucając, a później trzaskając drzwiami, zerwał z nim. W dodatku czuł palący wstyd, na wspomnienie tego, jak kochanek poczuł się, że on, Jake ma zamiar go zgwałcić, a później jeszcze powiedział to wszystko o tamtej nocy w szpitalu. Przecież sam żebrał o jakiekolwiek zbliżenie, a teraz tak po prostu to zgnoił, sprowadzając to do zwykłej zdrady. A to przecież nie była wcale prawda! Przecież to wcale nie było tak.
Barman jęknął głucho, kopiąc leżący niedaleko kartonowy kubek i zagryzł mocno zęby na filtrze papierosa.
Tęsknił za Danem, ale tak naprawdę. Zawsze kochanek wysyłał mu smsy z rana, albo on jemu, ale teraz nie miał odwagi tego zrobić. Gdy nie budzili się razem Jake dzwonił do niego, wypytywał o plany na cały dzień i nalegał by wpadł do niego do klubu, gdy będzie już po pracy.
A przecież znał dzisiejsze plany: spotkanie z byłym, seks z byłym, obiad z byłym, później znowu seks…
Zazdrosny Jake nie umiał wyrzucić sprzed oczu obraz tamtego faceta. Osobiście usunął z portfela kochanka jego zdjęcie i specjalnie poszedł do fotografa, by zastąpić je własnym, a teraz cały czas myślał o tym, że już niedługo to on ponownie zostanie wyrzucony. I to przez własną głupotę!
Był bardzo zaborczy i zazdrosny, i być może Danny nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy w co tak naprawdę się wpakował.
Kiedy po kilkunastu minutach Jake wrócił do wnętrza klubu było już nieco tłoczniej. Starając się odciąć od idiotycznych, powtarzających się myśli, mieszał drinki bądź gadał z klientami, którzy siadali na wysokich stołkach. Czasami w wolnych chwilach po prostu wpatrywał się w tańczących ludzi, którzy skąpani w niebieskim świetle ocierali się o siebie, zamknięci w swoich własnych światach.
Nim zdążył się powstrzymać, zdał sobie sprawę z tego, że zamiast obserwować ludzi, przesuwa wzrokiem pomiędzy nimi, szukając miejsca, z którego powinien wyjść Dan. Czekał na niego i to było tak bardzo oczywiste, że aż jęknął w duchu.
Z każdą upływającą godziną czuł, jak powoli ucieka z niego złość na siebie i na kochanka, a zastępuje ją raczej chory rozsądek, zaczynający podpowiadać mu dlaczego tak właściwie mógł zerwać wczoraj z lekarzem. I na pewno wcale nie chodziło tutaj o to całe spotkanie z Aaronem, ani o nic więcej jak o to, że był cholernym tchórzem.
Prawda był taka, że chyba nigdy na nikim nie zależało mu tak, jak na Danie. Nigdy nikomu tak bardzo nie bał się słodzić i kłamać, ani ukrywać swoich wad, by tylko mieć jakieś szanse. By nie zbłaźnić się w jego oczach, nie powiedział mu o tym, o jakie bzdury umie być zazdrosny, by go nie straszyć, nie mówił mu jak bardzo jest zaborczy i porywczy, jak często puszczają mu nerwy. Tak naprawdę wydawało mu się, że tylko z nim mógłby być tak na dłużej, że tylko na niego od zawsze czekał. I to też go cholernie przerażało. To, że na niego czeka, że za nim tęskni, że czuje się tak, jakby czegoś mu brakowało, gdy nie widzą się dłuższy czas.
Ale z drugiej strony, czy Danny zasłużył na takiego faceta? Z wyrokiem na karku, niecierpliwego, impulsywnego, który nie wahał się używać pięści, prowokować, zdradzać i ciągle się narażać? Stanowczo nie zasłużył.
Jake zawsze chyba marzył o takim uczciwym i prostolinijnym mężczyźnie, ale gdy już go spotkał po prostu bał się tego. Bał się, że coś spieprzy, że mógłby zostać porzucony. W końcu chyba łatwiej było żyć tak, jak do tamtej pory, nim spotkał lekarza. Nie przejmować się za bardzo, nie angażować, nie myśleć i po prostu dać się ponosić chwilom. A z Danem wszystko było takie poważne i wbrew pozorom takie dobre. Inne niż to, co do tej pory dostawał i dawał innym.
Nim minęło kilka godzin Jake rozluźnił się i przestał to roztrząsać, upewniony w tym, że jednak dobrze się stało, i Danny zasługiwał na kogoś lepszego.
Kiedy skończył zmianę było już około północy. Nalał sobie więc szklankę whisky i przechylił ją jednym haustem, postanawiając wrócić do dawnego życia. Zbierając prześmiewcze spojrzenia od Trevora wypił kolejną, a po następnej postanowił wejść na parkiet.
Przepychając się przez tłum rozejrzał się uważnie i już po chwili upatrzył sobie faceta. Niewysoki, średnio umięśniony chłopak, miał może około dwudziestu dwóch lat i też wyraźnie zwrócił na niego uwagę. Krótkie czarne włosy, odbijały od siebie światło reflektorów, a migający stroboskop co chwilę bardziej rozświetlał jego szczupłą twarz. Uśmiechając się krzywo, Jake podszedł do niego i spojrzał mu głęboko w ciemne oczy. Zachęcony jego uśmiechem, położył dłoń na jego biodrze i przyciągnął go bliżej siebie, zaczynając bujać się w rytm dudniącej muzyki. Nie był pijany, ale czuł się bardzo rozluźniony i zapominając o byłym już facecie, objął chłopaka w pasie przyciskając go do swojego krocza. Zamruczał aż lekko i odwrócił go do siebie tyłem, po czym przesunął policzkiem po jego mokrej od potu szyi. Jego partner odchylił bardziej głowę, dając mu lepszy do niej dostęp i Jake, chowając w niej twarz zaczął całować jego gorącą skórę. Wdychając zapach rozgrzanego ciała przed sobą, zaśmiał się lekko do ucha chłopaka i po chwili złapał zębami za wbity w nie kolczyk. Brunet zachichotał tylko i wyciągnął dłoń do jego policzka. Głaszcząc go lekko, przycisnął jego usta do swojej szyi i przymknął oczy, nie przestając bujać się do rytmu.
Jake coraz bardziej podniecony, powoli masował jego twardy brzuch i skubiąc zębami jego usta, czuł jak ciało chłopaka drży przyjemnie z każdym mocniejszym ugryzieniem. Nie myśląc o niczym innym, otarł się mocniej o jego pośladki i już po chwili sam poczuł, usta chłopaka na swoim uchu. Zadrżał wyraźnie, czując na nim gorący oddech i delikatne wargi.
– Może pójdziemy do ciebie? – rzucił brunet, a Jake aż zaśmiał się pod nosem, zaraz wzdychając ciężej, gdy chłopak polizał go lekko po małżowinie.
– Mmm… – zamruczał nisko, wciskając półsztywnego penisa w jego pośladki i nim zdążył odpowiedzieć, poczuł jak nagle chłopak odrywa się od niego.
– Odczep się kurwa, od mojego faceta! – usłyszał tylko i dostrzegł jak Dan, przewala chłopaka na parkiet i siadając okrakiem na jego biodrach zaczyna okładać go pięściami.
W pierwszej chwili wpatrywał się w nich tępo, nie widząc nawet twarzy ludzi, którzy odsuwając się od nich, zerkali niepewnie na zajście. Gdy z tłumu wyłonili się dwaj ochroniarze i rozdzielili ich podnosząc z podłogi, spojrzał zaskoczony na Danny’ego, który zdążył posłać mu krzywy uśmiech, nim ochroniarz wywlókł go w kierunku wyjścia.
Jake od razu podążył za nimi, z bijącym sercem przepychając się przez ludzi w klubie.
Kiedy wypadł na zewnątrz aż zaniemówił widząc rozemocjonowanego kochanka, który wyglądał jakby miał zaraz rzucić się na ochroniarza, byleby ten wpuścił  go z powrotem.
Barman podszedł szybko do nich i odciągnął na bok Danny’ego, żartując lekko do zirytowanego Jamesa.
Po kilkunastu krokach, gdy znaleźli się  za załomem wysuniętego do przodu wejścia, popchnął kochanka na ścianę i wcałował się mocno w jego usta.
Dan z jękiem, oddał głęboki pocałunek, przyciągając do siebie Jake’a za koszulkę.
– Chyba nie myślałeś, że tak po prostu pozwolę ci odejść…? – rzucił chrapliwie, gdy oderwali się od siebie na chwilę.
Jake pokręcił głową, opierając się czołem o czoło kochanka i pogładził go po ramionach, wzdychając głęboko spojrzał na rozciętą wargę lekarza.
– Właściwie myślałem, że… tak… – powiedział cicho, znowu zasysając się na wardze i oddychając ciężej.
Danny z zaangażowaniem wcałował się w mięsiste wargi Latynosa i po chwili zsunął ręce na jego pośladki, dociskając go do siebie mocno.
Po spotkaniu z Aaronem był już pewien, że nie mogą rozstać się z Jake’m. Kochał go i to tak mocno, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie zobaczył go na parkiecie z tamtym chłopakiem. W jednej chwili poczuł tak ogromną zazdrość i złość, że oczywistym było to, że rzucił się na przystawiającego się do niego chłopaczka. I co z tego, ile wczoraj nieprzyjemnych słów między nimi padło? Zresztą czy złość kochanka o Aarona, nie była dowodem na to, że też jest o niego zazdrosny? Że mu zależy, że chce, by byli tylko dla siebie?
Ocierając się o niego, westchnął drżąco w jego usta.
– Ko…kocham cię… – szepnął rozpalony, czując jak gorące ciało Latynosa, ściera go o chropowatą ścianę budynku –  Nigdy nie pozwolę… – dodał, przesuwając dłońmi po jego lędźwiach.
Czując rumieniec wstępujący na jego policzek, gdy Jake odsunął się od jego ust, spuścił na chwilę wzrok. Zaraz jednak podniósł go i spojrzał mu pewnie w oczy, czując jak serce wali mocno w jego piersi.
Jake odetchnął, marszcząc nieco brwi i zagryzł mocno wargę.
– Ja… też ciebie kocham… – powiedział w końcu tak cicho, że Dan ledwie mógł to usłyszeć. – Wybacz mi to wczoraj… i przedwczoraj…  – dodał, chłonąc wzrokiem jego twarz – To wszystko co pieprzyłem… Ja… to wszystko moja wina… – jęknął, czując, że jakakolwiek próba usprawiedliwienia się byłaby żałosną komedią.
Lekarz pokręcił tylko głową i uśmiechnął się wychylając się do jego ust i całując je mocno.
– To wszystko poszło nie tak, jak powinno. – szepnął, wracając myślami do wczorajszej nieprzespanej nocy.
– Nie wierzę, że się o mnie biłeś… – zaśmiał się po chwili Jake, skubiąc jego wargę – Ale mmm… chirurg powinien uważać na paluszki. – szepnął, masując do kciukami po szyi i odchylając lekko jego głowę.
Danny odetchnął, wpatrując się w jego oczy i oblizał powoli usta.
– Jak was zobaczyłem… – pokręcił głową – Ten szczyl ma szczęście, że tylko tak to się skończyło. – powiedział poważnie, na co Jake mocniej przycisnął go do ściany, miażdżąc jego wargi kolejnym pocałunkiem.
– Przepraszam… – jęknął tylko i kontynuował namiętną pieszczotę.
Z zapamiętaniem całował słodkie usta kochanka, żałując swoich wcześniejszych myśli, żałując tego, że tyle złego mu wczoraj powiedział. Przecież nigdy z nikim tak się nie czuł, nigdy nikomu z takim trudem nie wyznał tych dwóch głupich słów.
– Ja wcale nie żałuję, że jestem z tobą… – szepnął Danny, oddychając ciężej w usta Latynosa.
Czuł przy swoim kroczu wzwód kochanka i zasysając się mocno na jego wardze, sięgnął do niego dłonią. Masując twardego penisa przez materiał spodni, oderwał się od ust Jake’a i spojrzał na niego zamglonym wzrokiem.
– Jedźmy gdzieś… – dodał na wydechu, widząc już przed oczyma soczystego penisa kochanka. Po chwili wsunął dłoń lekko w spodnie barmana i westchnął, uśmiechając się krzywo do swoich wspomnień. – Jake… Kochaj się ze mną…

 

19 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 3 Ch.05

  1. Witam,
    Jake jest cholernie zazdrosny, ale według niego jego partner nie ma prawa spotykać się z byłym… powinni naprawdę szczerze porozmawiać..
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. „Zazdrosny Jake nie umiał wyrzucić sprzed oczu obraz tamtego faceta.” – „obrazu”.
    ” – Ale mmm… chirurg powinien uważać na paluszki. – szepnął, masując do kciukami po szyi i odchylając lekko jego głowę.” – „go” nie „do”.

    Skończyłam pisać rozdział, więc teraz mogę spokojnie skomentować (bo przeczytałam w dniu dodania).
    Jednak to Aaron zadzwonił… No cóż. Zaskoczył mnie, nie powiem, tą propozycją. W końcu tyle czasu już minęło… Ale chyba dobrze mu zrobiło to spotkanie. Dzięki temu już wie, że nie zależy mu na Dannym tak bardzo, jak jeszcze te parę miesięcy temu (ale czy w ogóle kiedykolwiek mu na nim zależało, czy był z nim z przyzwyczajenia, czy może ze zwyczajnej wygody?). No nic… Nie mogę powiedzieć, że go nie lubię, bo w pewien sposób wzbudza moją sympatię i chciałabym wiedzieć, co z nim będzie dalej, czy znajdzie sobie kogoś, z kim będzie szczęśliwy. Ale skoro sama nie pałasz do niego sympatią, to nie spodziewam się wiele. Na szczęście jest jeszcze Ethan i Keith, no i Anthony i Theo oczywiście. Nie wspominając o Jake’u i Dannym, choć moją ulubioną parą nie są. Jake mnie wkurzył w tym odcinku (w poprzednich też, ale mowa teraz o tym). Jednakowoż, jakby mi na nerwy nie działał, tak rozczulił mnie tym „kocham cię”. Wreszcie Danny to usłyszał i coś mi mówi, że to było jego najszczersze wyznanie z wszystkich dotychczasowych.
    Trochę dziwne, że oberwał tylko brunecik, skoro Jake sam się do niego przystawiał, no ale Ok. Ważne, że Dan wykazał jakąś inicjatywę. Chociaż mógł go walnąć w łeb, tak lekko, żeby sobie nie myślał, a co. No dobra, niby zerwał z Danem, ale przecież to było tak jakby jednostronne zerwanie i to do tego pod wpływem chwili. Jak dla mnie Jake był okropny w tym rozdziale i ratuje go jedynie to wyznanie i to, że żałuje. bo inaczej chyba bym go całkiem skreśliła.
    To tyle, co chciałam napisać. Czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

  3. Oni wszyscy są jacyś głupi…! o.o
    Na Jake’a już wystarczająco ponarzekałam, więc jego zachowanie w klubie przemilczę. Po prostu zirytował mnie i nie mam ochoty się nad tym rozwodzić, idiota ; – ;
    Ale żeby Danny…? Przecież to nie tego chłopaka powinien pobić na parkiecie, tylko barmana! T.T Ja rozumiem, że się stęsknił, że postanowił mu wszystko wybaczyć… Naprawdę. Ale jakbym była w jego skórze i zobaczyła co on zobaczył, to bym była co najmniej cholernie wściekła. W głowie mi się nie mieści, że tak po prostu się pogodzili o.O
    Myślę, że Danny jeszcze będzie miał spore problemy ze swoim nowym kochasiem…
    Więcej Aarona! On jest z tej trójki najlepszy, najbardziej poszkodowany, a tak go mało :<
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    1. Heeeee he….
      No cóż, myślę, że gdybym była facetem najpierw zaatakowałabym tego drugiego, a nie swojego mężczyznę… tak sądzę…
      Tak, Aaron. Nie wydaje mi się, by sobie nie zasłużył na zerwanie i tak dalej. Zobacz, teraz chciał wrócić do Dana, ale na co w sumie liczył? Że będzie okej, ze się po kościach rozejdzie? No ja nie uważam, by to było w porządku i nie wydaje mi się również, by ich związek wyglądał inaczej niż poprzednio, gdyby znowu się zeszli.

      Pozdrawiam, trzymaj się. C:

        1. Witaj Lianno,
          Uznam to za komplement. C:
          Po prostu Aaron jest takim żałośniakiem. Mogę go nie lubić, to, że go stworzyłam wcale temu chyba nie przeszkadza. Wkurza mnie swoim podejściem chociażby do Dana, tym, że nie potrafił o niego walczyć, że tak po prostu pozwolił mu odejść, tym że był dobry tylko w składaniu bezsensownych obietnic Danowi, których i tak nigdy nie dotrzymywał. Wiem, że mogłam go inaczej poprowadzić, sprawić, że nagle się zmieni i będzie takim odważnym i pewnym siebie facetem. Ale ludzie nie zawsze się zmieniają. I Aaron jest jednym z nich. Nie wszyscy muszą być idealni i lubiani. Nawet przeze mnie jako Autorkę, tym bardziej, że z Aaronem nigdy nie wiązałam wielkich planów, a nawet chciałam z niego zrobić pana mega złego. >D

          Serdecznie pozdrawiam;
          C:

    1. Nie ma nic o Dorothy, bo ciężko zacząć o niej pisać, jak rozdziały nie są o Tośku i Theo. xDDD
      A była całkiem niedawno, jak tak pomyśleć, bo pod koniec drugiej serii, w piętnastym rozdziale. C:

  4. Jestem na nie, nie lubię Jake’a. Nie trawię tego faceta irytuje mnie jego sposób życia bardzo żałuję, że Danny jest z nim. Jakoś Aaron mi bardziej odpowiadał. Niemniej Danny też nie jest w porządku, jak wiedział że do kucharza nie wróci to po kij się z nim spotykał. Niech się Aaronowi życie ułoży, a tej parce coś spierniczy, nie wiem happy endu im nie życzę, nie przepadam za nimi.

    Imoł weny moja droga i pozwól powrócić do Ethana i Keitha~!

    1. Haaaa… no nie każdy musi go lubić. xD He he, ja na przykład nie lubię Aarona, chociaż staram się być obiektywna… taaaa~~ xDDD

      Panicz i rzeźbiarz już niedługo~~ C:
      Dziękuję, pozdrawiam! C:

      1. To nie mam na co liczyć, że się więcej Aarona pojawi~? Smutam, no ale, jak się Keith i Ethan mają pojawić to Aarona w ogóle może nie być. Jestem wredna xD

  5. Super rozdział i jak rasowa Polka muszę ponarzekać na naszych facetów: Szkoda, że oni nie są tacy… tacy.. tacy… no TACY jak oni! Konkretna odpowiedź, prawda?
    Super ostatnie wpisy. Dreszczyk emocji, przemoc, wreszcie perfekcyjny-barman okazuje się nie-tak-perfekcyjnym-barmanem. I to mi się w twoich opowiadaniach podoba. Czysta rzeczywistość. Wyraźnie zarysowane postacie i w ogóle wszystko jest spoczo.
    Miałam trochę przerwy z komentowaniem. Nie ma czasu, problemy z internetem i wypadałoby trochę swoje życie ogarnąć. Mimo wszystko wiedz, że wszystko czytam. Tak łatwo sobie nie odpuszczę Till We Are. ;)
    Pozdrawiam! ;)

    1. Ha ha! Tak, chociaż ja bym chyba chciała Tośka takiego prywatnego. Ale rozumiem, rozumiem o co chodzi i się dołączam do tego narzekania. TACY chłopcy tylko w opkach, niestety. xD
      Oi, cieszę się, że mi się udaje wzbudzać te dreszczyki. C:
      Rozumiem, rozumiem. Miło jest czytać Twoje komentarze, ale każdy ma swoje drugie życie jeszcze do ogarnięcia, więc spokojnie. Są rzeczy ważne i ważniejsze. :D
      Och, nie odpuszczaj mimo wszystko! A ja trzymam kciuki za powodzenie w ogarnianiu. <33
      Trzymaj się i do zobaczenia.
      <333

  6. Jake i Danny niech wypierdalaja z tego opowadania! Oboje sa siebie warci. Jake sie ociera o tamtego ,,szczyla” a Danny nic sobie z tego nie robi tylko jeszcze zaczyna sie z nim lizac! Kretyni. Nech ida sie bzykac. Tylko do tego sie nadaja. Gada, ze Aaron zachowuje sie jak male dziecko, a sam poprzedniej nocy sie poryczal. Zdradzil i jeszcze nie ma wyrzutow sumienia, glupia krowa. Niech sie wala. Male dzieciuchy.
    Dobrze, ze Aaron juz nic nie czuje do tego lekarzusia. Nie powinien byc z takim frajerem. Zasluguje na kogos lepszego! Wiecej kucharza, wywal lekarza!:D
    Pozdrawiam

    Damiann

  7. Jake, Ty podły, wredny… ty tsundere, no! dlaczego mu nie powiedział, nie wyjaśnił, tylko dał się ponieść złości? a wyobrażałam sobie seks na zgodę na uchatym dywanie. no nie wyszło, sorry bardzo. ale oni będą razem, prawda? nie zrobisz mi tego?… bo ja się nie dziwię Jake’owi, że się wściekł: no spotykać się z byłym prywatnie? no niby po co?… „- Ja… ja pomyślałem, że może… – zaczął powoli Aaron, patrząc na niego niepewnie – Że może moglibyśmy do siebie wrócić?”… przepraszam, ŻE CO? czy tylko mi się wydaje, że Aaron jest tak żałosny, że szkoda nawet wyżywać się na klawiaturze i pisać o nim? nieważne, nawet nie chcę o nim myśleć. Jake wraca do starych przyzwyczajeń, bo „jestem taki zły i Dan zasługuje na kogoś lepszego”? …aha, nie mam więcej pytań. myśląc w taki sposób, to sama znalazłabym nową dziewoję swojemu facetowi, srsly XDDD
    ale ta bójka w klubie… awww! :3 tak, tak, tak, tak, tak, tak! :3 idę intonować pieśni pochwalne XD
    dziękuję za wspaniały rozdział*w* weny życzę i do następnego piąteczku^^

    1. Haaa… no niestety seksów nie było. xD Trochę się musieli poszarpać ze sobą.
      Ha ha ha, tak Aaron swoją naiwnością przewyższa wszystkich . No i żeby się chociaż jakoś zmienił się starała o Dana, a nie… ech~~
      Nom, jak się kogoś kocha to trzeba walczyć. No i Dan chyba jednak pokazał, że mimo wszystko mu zależy. C:
      Dziękuję! <3
      Do piątku, trzymaj się. C:

Dodaj komentarz