Till We Are Vol. 3 Ch.07

Theo przeciągnął się i przetarł zaspane oczy. Czując, że obok nie ma jego kochanka odwrócił się zaskoczony i spojrzał na puste miejsce. Kiedy zerknął przez okno aż jęknął cicho, nie widząc za nim słońca i zdając sobie sprawę, że musi już być gdzieś około południa.
Szybko wyskoczył z łóżka i naciągnął na plecy koszulkę bez rękawów. Zmarszczył się czując ćmiący ból głowy. Chociaż wczoraj, po wyjściu z kuchni zdołał się opanować i nie pozwolił już sobie na łzy, ten ból sprawiał wrażenie jakby przepłakał całą noc. Gdy wciągnął jeszcze na tyłek ciemne dżinsy i poczesał włosy, splatając je w luźny warkocz, ruszył na dół.
Po drodze zaszedł jeszcze do łazienki i przemył twarz. Im bliżej był kuchni i spotkania z Anthonym i z rodzicami, tym bardziej ogarniało go dziwne uczucie. Kiedy wszedł już na schody prowadzące na parter, zwolnił nieco zastanawiając się jak ma spojrzeć teraz w oczy rodziców kochanka. Domyślał się, że blondyn powiedział im dużo i chociaż wiedział, że to dobrze, bardzo się wstydził.
W końcu niełatwo było tak się obnażać przed wszystkimi, zwłaszcza przed ludźmi takimi jak Mary i Patrick. Oboje byli tak mili, wykształceni, dobrze wychowani, że on, jako człowiek z takiej rodziny z jakiej pochodził, czuł się przy nich naprawdę dziwnie pod pewnymi względami. Jak ktoś niegodny ich uwagi, brudny i nic nieznaczący.
Starając się jednak otrząsnąć, przeszedł przez pusty salon i wszedł do kuchni. Przecież jego obawy były irracjonalne, bo właśnie oni, jak nikt inny na świecie, nie chcieli by tak się właśnie czuł.
– Dzień dobry. – rzucił cicho do Mary, stojącej przy stole i pochylającej się nad brytfanką.
Kobieta uniosła spojrzenie i zatrzymała je na chwilę uśmiechając się szeroko.
– Dzień dobry, Theo. – odparła wracając do obkładania kawałka mięsa warzywami – Jak się czujesz?
Theo pokiwał głową i odwzajemnił oszczędny uśmiech, odwracając zaraz spojrzenie.
– Dobrze. – odparł od razu – Anthony mógł mnie obudzić…
– Powiedział, że nie ma serca. – odparła od razu Mary – Zresztą też uważam, że powinieneś odpocząć. Tony mówił nam, że zacząłeś szkołę i w dodatku pracujesz do późna, więc jeżeli masz okazję, to powinieneś wypocząć. – uśmiechnęła się do niego i zerknęła za siebie – Mmm… na śniadanie są naleśniki. Odgrzejesz sobie?
Theo powiódł wzrokiem za spojrzeniem kobiety i skinął szybko głową. Od razu też podszedł do szafek i wyciągając jeden z talerzy, przełożył na niego kilka pulchnych placków i zaraz wstawił je do mikrofalówki.
– Mimo wszystko, chyba się przespałem. Strasznie boli mnie głowa. – powiedział, ciesząc się, że stojąca do niego tyłem kobieta nie widzi jego twarzy. Podchodząc do lodówki nalał sobie do szklanki mleka.
– Zaraz się rozbudzisz i będzie lepiej. – powiedziała łagodnie Mary – Patrick zresztą chciał cię dzisiaj zabrać na dłuższą przejażdżkę konno, więc lepiej żebyś był dysponowany, mmm? – dodała, a Theo aż przygryzł wargę.
– Więc to aktualne? – rzucił bezmyślnie, wyciągając z szafki syrop czekoladowy i talerz z mikrofalówki. Szybko oblał naleśniki dużą ilością słodyczy i odwrócił w kierunku stołu.
– No tak. – usłyszał od razu i zatrzymał się w pół kroku widząc patrzącą na niego w zaskoczeniu kobietę.
Zaciskając rękę na szklance i trzymanym talerzu, uśmiechnął się krzywo.
– Głuptasie… – westchnęła kobieta i pokręciła głową, domyślając się co trapi chłopaka – Uwierz w nas trochę – zaśmiała się – Nie będę cię już męczyć, bo pewnie Patrick ci trochę nagada i nie chcę mu wchodzić w paradę, – dodała, a Theo mimowolnie się uśmiechnął – ale musisz wiedzieć, że na przykład dla mnie liczy się tylko to, jaki jesteś dla mojego syna, a nie to, jaką masz przeszłość. A skoro Anthony świata poza tobą nie widzi i jest z tobą szczęśliwy, to wszystko inne jest chyba bez znaczenia?
Chłopak pokiwał głową i podszedł do niej, składając na jej policzku nieśmiały pocałunek.
– Kocham panią… – dodał, rumieniąc się lekko na policzkach i uśmiechając szerzej.
Mary jak zwykle poklepała go jakby zbywczo po ramieniu i wskazała głową miejsce przy stole.
– Czy mój mąż nie mówił ci już przypadkiem byś mówił do nas po imieniu? – rzuciła zerkając na Theo.
Chłopak pokiwał głową i przełknął to, co miał w buzi.
– Tak, ale jakoś mi dziwnie się do państwa tak zwracać… – westchnął.
– W takim razie mów mamo i tato, inaczej myślę, że się na ciebie pogniewa.
– Pan Patrick? – rzucił Theo, a kobieta z zabawną miną pokiwała głową.
– Mhm. Patrick. Jesteśmy rodziną Theo, nam jest dziwnie, jak mówisz do nas per pan i pani.
Brunet pokiwał głową i odetchnął z ulgą.
– Postaram się, – uśmiechnął się lekko – A gdzie w ogóle jest Anthony? – zapytał od razu, zdając sobie sprawę od jak dawna nie widział się już z kochankiem.
– Pomaga ojcu rąbać drewno. – odparła kobieta – Ale ty najpierw zjedz porządnie. – upomniała go i uśmiechnęła się, odwracając do piekarnika i wstawiając do niego brytfannę.
Po skończonym śniadaniu i rozmowie z Mary, Theo wyszedł przed dom i aż przeciągnął się z uśmiechem. Zatrzymując się na werandzie, by wsunąć na nogi trampki, pogłaskał po głowie dużego, starego bernardyna i zaśmiał się do swoich wcześniejszych wątpliwości. Przecież Anthony mówił mu, że tak będzie. Że jego rodzice nie odrzucą go ze względu na Sue i ten cały dawny koszmar.
– No chodź Barry, staruchu… – zaśmiał się ciągnąc psa za obrożę – Nie możesz reszty swojego psiego życia spędzić na tym posłaniu. – dodał, zerkając w wielkie brązowe oczy, które wyrażały maksimum znudzenia.
Po kilku kolejnych słowach zagrzewających do walki, pies w końcu uniósł się niechętnie i ruszył u nogi Theo za dom, skąd dochodziły ich odgłosy rąbania drewien.
Brunet okrążając budynek, ruszył w kierunku stojącej za nim wiaty, pod którą rodzice Anthonego trzymali drewno na zimę. Za nią znajdowała się też niewielka stajnia, w której Patrick trzymał konie.
Już z daleka, widząc mężczyzn pomachał im ręką, a widząc pracującego kochanka aż odetchnął. Lubił patrzeć na jego silne, naprężające się ramiona i tym razem, gdyby tylko nie starszy mężczyzna siedzący na pniu nieopodal, nie omieszkałby powiedzieć blondynowi, jak bardzo go ten widok podnieca.
– Dzień dobry. – powiedział, podchodząc do nich i uśmiechając się do Patricka.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i odrzucił na bok niedopałek papierosa.
– Wyspałeś się? – zapytał Anthony uśmiechając się szeroko i przystępując do niego o krok, by pocałować go lekko.
– Tak… w ogóle powinieneś mnie obudzić. – zauważył Theo, czując lekki rumieniec. Krępował się, zwłaszcza, gdy kochanek całował go przy ojcu. – Czuję się, jak jakaś królewna. – dodał, kucając do psa i głaszcząc go po grzbiecie.
– Oj tam, najwyżej królewicz. – odparł od razu Anthony, stawiając na szerszym pniu, mniejszy do rozrąbania.
Chłopak pokręcił tylko głową rozbawiony i sięgnął po jeden z patyków, podsuwając go pod nos Barry’emu. Po chwili odrzucił go na kilka metrów, a pies od razu nieco ociężale ruszył w tamtym kierunku.
– Zdradź mi Theo tajemnicę, – zaczął nagle Patrick – nieważne ile razy bym nie próbował, ten staruch już mnie wcale nie słucha. A jak tylko ty się zjawisz nagle budzi się w nim jakiś szczeniak. – powiedział wiodąc wzrokiem za psem.
Brunet wzruszył ramionami i wsunął ręce w kieszenie.
– Czy ja wiem, czy jest jakaś tajemnica. – zaśmiał się lekko – Straszę go tylko, że dostanie zakrzepów krwi, gdy będzie wiecznie leżał na werandzie. Zazwyczaj pomaga. – dodał, przyglądając się jak pies już żwawiej wraca do niego z patykiem w pysku – No, grzeczny. – poklepał go po łbie i zaraz pociągnął za kijek, by podroczyć się z nim.
Kiedy mu go wyrwał, pies już ożywiony, zamerdał żywo ogonem i ociężale podskoczył po uniesiony w ręku chłopaka patyk. Theo drocząc się z nim przez kolejną chwilę w końcu rzucił gałązkę na większą niż poprzednio odległość i zagryzł ze śmiechem wargę, widząc jak pies ku niej biegnie.
– Jakby mu odjęło z kilka lat. – rzucił Patrick i zaśmiał się tubalnie, obserwując Barry’ego.
Theo zerknął na rąbiącego drwa kochanka i oblizał lekko usta. Anthony stawiając przed sobą kolejny pieniek, podchwycił spojrzenie chłopaka na swoim ciele i uśmiechnął się krzywo, czując się przyjemnie połechtanym.
Po chwili jednak oparł siekierę o bok dużego pnia i przetarł spocone czoło, wierzchem dłoni.
– Na razie tato, koniec. Obiecałem mamie pojechać z nią do miasta jeszcze przed obiadem. – powiedział, siadając przy nim i klepiąc go lekko po kolanie. – Gdy wrócę to dokończę. – dodał, uśmiechając się do niego.
– Dobrze, dobrze. – zbył go mężczyzna – Zresztą ja nie mam pojęcia o co jej chodzi, przecież czy ja chłopcy jestem taki stary? – dodał patrząc po ich twarzach – A ona mi ciągle: nie przemęczaj się, nie przemęczaj się. A wiecie na co ostatnio wpadła? – rzucił, aż kręcąc głową – Żebyśmy zatrudnili jakiegoś chłopca do pomocy. Też coś!
Anthony zerknął na Theo i zaśmiał się cicho.
– Tato, nie obraź się, ale najmłodszy nie jesteś. – powiedział – No, a mama się martwi.
– Ale ręce obie mam.
– Masz, masz. Ale lata swoje też. – dodał od razu architekt – Poza tym, po tylu latach małżeństwa jeszcze nie wiesz, że z kim jak z kim, ale z nią raczej nie wygrasz? – zaśmiał się, obserwując jak Theo znowu szarpie się z psem – A jak nie chcecie zatrudniać kogoś do pomocy, to zawsze możesz cięższe prace zostawiać nam. – powiedział jeszcze i zerknął na niego.
Mężczyzna pokręcił tylko głową.
– Macie swoje życie jeszcze tego brakuje, żebym wam głowę zwracał. – rzucił Patrick i zaraz roześmiał się głośniej – Ale skoro już tu jesteście, to Theo wskakuj w gumiaki. Trzeba wysprzątać stajnię.
Brunet oderwał się od psa i szybko skinął głową.
– Ale nie ma nic za darmo. – odparł od razu i wyszczerzył się do mężczyzny – Słyszałem coś o jakiejś wycieczce po skończonej pracy. – rzucił, a Patrick tylko pokręcił głową.
– Czyli wypaplała. – westchnął – Synu, ciesz się, że jesteś z mężczyzną . Bywają draniami, ale przynajmniej potrafią dochować tajemnicy.
Anthony roześmiał się i podniósł się z miejsca.
– Oj tato… – westchnął i poklepał go po ramieniu – Tylko nie zamęcz mi narzeczonego. – dodał, a Patrick machnął ręką.
– Prędzej to on zamęczy mnie. – rzucił i wstał również – Theo poradzisz sobie? Muszę iść się czegoś napić. – dodał i gdy chłopak zapewnił go, że się wszystkim zajmie, i że nie musi się spieszyć, ruszył w kierunku domu wołając za sobą psa.
– To powodzenia. – uśmiechnął się do niego Anthony i cmokając go w usta, odwrócił się z zamiarem odejścia.
Theo jednak złapał go za rękę, zatrzymując na chwilę.
– Przepraszam cię za wczoraj. – powiedział – W ogóle, dziękuję, że im to jakoś wyjaśniłeś. – dodał jeszcze, spoglądając w jego oczy.
Blondyn pokręcił tylko głową i uśmiechnął się szeroko.
– Theo… – westchnął pochylając się do jego ust i całując je czule – Przecież razem w tym siedzimy. Co twoje to moje. – dodał, głaszcząc go po policzku.
Brunet wychylił się i przytulił go mocno do siebie.
– Wracaj szybko. – uśmiechnął się lekko, całując go delikatnie.
Anthony zamruczał w jego usta i pokiwał głową. Po chwili oderwał się od niego i ruszył w kierunku domu, a Theo przeszedł do stajni, gdzie zmienił buty. Później zakładając na łeb konia ogłowie i wyprowadzając najstarszego z nich, Cedrika, uwiązał go przed stajnią, i zabrał się za czyszczenie boksu.
Kiedy wysprzątał wszystkie, zaścielił je nową słomą i zabrał się za czesanie koni. Podobało mu się to zajęcie. Za pierwszym razem trochę się bał, bo jednak koń był od niego dużo większy, ale po kilku razach przełamał się i teraz Patrick nie bał się już zostawiać go z nimi sam na sam. Co prawda w jeździe jeszcze nie był mistrzem, ale umiał już zapanować nad zwierzęciem, osiodłać je, dosiąść i szło mu coraz lepiej. Zresztą czy gdyby tak nie było, to czy ojciec kochanka zechciałby go zabrać na przejażdżkę?
Uśmiechając się do siebie, Theo cierpliwie przesuwał zgrzebłem po boku konia, a drugą ręką gładził go po nim uspokajająco. Swojego ulubionego, na którym zresztą uczył się jeździć zostawił na sam koniec. Miał piękną kasztanową sierść, ciemniejszą ponad kopytami i czarną grzywę oraz ogon. Oczywiście ten z koni umownie należał do Anthonego i został też przez niego ochrzczony mianem Tristana. W stajni oprócz Trsitana i Cedrika, należącego do Jamesa, były jeszcze dwa konie: klacz Amber i czarny ogier Oliviera.
– Szybko ci idzie. – usłyszał nagle za sobą tubalny głos Patricka i zerknął na niego przez ramię.
– Mam już wprawę. – uśmiechnął się do niego lekko i zaraz odwrócił się do konia, przygryzając nieco wargę.
Patrick odetchnął ciężko i oparł się przez drzwiczki boksu.
– Wiesz, tak sobie myślę, że te konie i stajnię przepiszę chyba na ciebie. – powiedział, a chłopak aż się na niego obejrzał, zaskoczony jego poważnym tonem.
– Na mnie? – zaśmiał się nieco skrępowany.
Mężczyzna pogładził się po siwej brodzie i pokiwał głową.
– Żadne z pozostałych dzieciaków nie interesuje się tymi moimi nietrafionymi prezentami. – powiedział – A ty masz rękę do zwierząt. Więc wydaje mi się, że to będzie rozsądne. – wyjaśnił i uśmiechnął się do niego szeroko – Dobrze, że chociaż jeden z moich synów się nimi interesuje. – dodał jeszcze i zaśmiał się widząc rumieniec na twarzy chłopaka.
Brunet odwrócił się do zwierzęcia, a Patrick wychylił się przez drzwiczki i poklepał Theo po ramieniu.
– Chociaż może powinienem ci kupić własnego? – rzucił nagle mężczyzna – W sumie dopiero w ubiegłym roku skończyłeś dwadzieścia jeden lat, więc to prawie akurat. – powiedział, a Theo obejrzał się aż na niego.
– Pan chyba żartuje. – dopytał, lecz i tak widział po mężczyźnie, że jest od tego bardzo daleki.
Patrick rozbawiony jego skrępowaniem przybrał poważny wyraz twarzy.
– Mmmm… od kiedy to moi synowie mówią do mnie per pan? – zapytał, a Theo poczerwieniał jeszcze bardziej i spuścił wzrok.
W końcu jednak pokręcił głową i uśmiechnął się do mężczyzny.
– Jest tata taki sam jak Anthony, on też wiecznie doprowadza mnie do takiego stanu. – powiedział w końcu, dotykając ręką gorącego policzka.
Patrick zaśmiał się głośniej.
– Myślę, że Tony to jednak trochę inaczej robi. – dodał unosząc brew, a Theo aż jęknął w duchu i odwrócił się z powrotem do Tristana.
Zawstydzony do granic możliwości odetchnął głęboko, czując jak palą go policzki. Pokręcił też głową i zaraz zaśmiał się głośniej.
– Tak, ale zamiłowanie do czerwonych policzków ma chyba po tacie. – dodał, wracając do szczotkowania sierści.
– To chyba przeszło na niego w genach. Och… Mary też wiecznie czerwieniła się tak przeuroczo i teraz też jej się zdarza. – powiedział, a Theo wyraźnie wyczuł w jego głosie cieplejszy ton. – To jak? Gotowy na obiecaną przejażdżkę? – zapytał i gdy chłopak się do niego odwrócił, uśmiechnął się szerzej na widok jego rumianej twarzy.
Brunet pokiwał żywo głową i odkładając zgrzebło na bok, podszedł do drzwiczek.
Kiedy stanął przed Patrickiem, mężczyzna spojrzał na niego poważniej, a on aż odetchnął płytko.
– Wiesz Theo, – zaczął – wracając do naszej wczorajszej rozmowy, bo pewnie nawet nie zdążyłeś o tym porozmawiać z Anthonym, my z Mary postanowiliśmy polecieć do Richmond. Wahałem się nieco, ale muszę przyznać, że Tony mnie przekonał. – dodał kładąc mu rękę na ramieniu – Nie chcę jednak żebyś myślał, że to co zrobiła twoja matka ma jakiś wpływ na to, co o tobie myślimy z Mary. Bo nie ma. Wyrosłeś na dobrego chłopaka. – powiedział, a Theo aż zaśmiał się cicho.
Pokiwał głową i uśmiechnął się krzywo.
– Teraz tak. – westchnął – Ale wiele bym dał, by to wszystko potoczyło się inaczej. Było tyle opcji, ale ani ja, ani Sue nie sięgnęliśmy do tej dobrej. – dodał, wzruszając ramionami – Mogłem poprosić o pomoc kogokolwiek innego, ona również…
Patrick poklepał go po ramieniu i posłał mu pokrzepiający uśmiech.
– To już przeszłość.
– Wiem, ale nie zmienia to faktu, że trochę żałuję. Ale tak widocznie musiało już być, żebym mógł tu trafić. – westchnął chłopak i spojrzał żywo w oczy mężczyzny.
Zaraz też przechylił się i objął go ramionami, a Patrick poklepał go po plecach i zaśmiał się tubalnie.
– No już, nie wiem jak Anthony, ale ja nie znoszę łez. – dodał, pociągając lekko nosem.
Theo odsunął się od niego i pokiwał głową.
– On też ich nie lubi.
– Dobrze, więc nie ma co się rozklejać. Idź po siodło i jedziemy. – dodał z uśmiechem, a Theo wyszczerzył się do niego i wyszedł z boksu. – Mary powinna niedługo wrócić, więc wyjedźmy nim to się stanie. – dodał Patrick, gdy chłopak wrócił z czaprakiem i siodłem, i zaczął je zakładać na grzbiet Tristana – Zaraz nas zagoni do obiadu i nigdy nie wyjedziemy. – powiedział i wszedł za Theo do boksu, by sprawdzić zapięcia. – Bardzo dobrze. – pochwalił jeszcze chłopaka i pociągnął konia za wodze na zewnątrz.
Theo uśmiechnął się zadowolony z siebie i przeszedł po drugie siodło. Wchodząc do boksu obok, założył je na czarnego ogiera, Demona, i jego wyprowadził ze stajni. Na zewnątrz Patrick ponownie sprawdził popręg i odczekawszy aż chłopak sam wsiądzie na konia, zaraz wsunął nogę w strzemiono i zwinnie zajął miejsce na grzbiecie ogiera.

Do domu wrócili dopiero gdy zaczynało się zmierzchać.
Jadąc powoli przez ogród, w końcu zatrzymali się przed stajnią, obok której Anthony wciąż rąbał drewno.
– A co ta twoja matka, tak cię zmusza do pracy!? – zaśmiał się do niego Patrick, a mężczyzna aż pokręcił głową.
– Po porostu chcę narąbać tyle, żebyś nie musiał tego robić aż do naszej następnej wizyty. – powiedział i w końcu podnosząc wzrok, zatrzymał go na Theo, który nadal krążył konno po ogrodzie. – I jak przejażdżka? – zapytał z żalem odrywając wzrok od kochanka. W jego oczach prezentował się naprawdę pięknie w siodle.
– Udana. Nie powiem. – zaśmiał się Patrick i zszedł z konia – Pogadaliśmy z Theo od serca.
– O. O czym takim? – zapytał Anthony, rozłupując siekierą kolejny pieniek.
– O kobietach. – zawołał Theo i podjechał do nich, również zeskakując z siodła.
– Kobietach?
– Tak. Wbrew pozorom, synu, kobiety i mężczyźni mają wiele wspólnego. – zaśmiał się ojciec i wprowadził Demona do stajni.
Anthony zmarszczył brwi i zerknął pytająco na bruneta, głaszczącego konia po szyi.
– Nie patrz tak na mnie. – zaśmiał się chłopak – To prawda.
– Aż się boję pytać. – westchnął blondyn, a Theo roześmiał się i zniknął we wnętrzu stajni.
Gdy pod nadzorem Patricka, rozsiodłał konie i nasypał im zboża do worków, obaj wyszli na zewnątrz. Po kilku chwilach na taras wyszła Mary, wołając męża i Theo na kolację. Anthony z racji, że zjadł już wcześniej, został chcąc rzeczywiście zrobić jak najwięcej.
Naprawdę martwił się o ojca, którego stan zdrowia nie był najlepszy, jak opowiadała mu matka. Rozmyślając o nim i Theo, oraz ich przyszłej podróży do Richmond, nawet nie zwracał uwagi na mijający czas i już nieco automatycznie rozcinał kolejne klocki.
– Już późno, Anthony. – usłyszał w końcu obok i uniósł spojrzenie znad siekiery.
Theo stojąc z rękoma w kieszeniach wpatrywał się w niego z lekkim uśmiechem.
– Nawet nie zapaliłeś światła. – dodał chłopak i wszedł pod wiatę, by włączyć zaczepioną na ścianie żarówkę.
Anthony aż zamrugał widząc mroczki przed oczyma i odłożył siekierę.
– Nie zauważyłem, że już taka pora. – dodał, zachylając koszulkę i ocierając jej krawędzią spocone czoło.
– Nad czym tak myślisz? – zapytał chłopak i przysunął się do kochanka, wdychając głębiej jego zapach.
– O ojcu trochę. I trochę o wyjeździe do Richmond. – odpowiedział od razu i przysiadł na leżących obok pniakach – Nie wiem jak to wyjdzie.
– Na pewno dobrze. – zaśmiał się chłopak i przysiadł obok.
Po chwili oblizując usta, przesunął dłonią po wilgotnym ramieniu kochanka i zerknął na niego szybko. Anthony dostrzegając jak ciemnieją chłopakowi policzki sam odetchnął płycej i pochylając się cmoknął go w usta.
– Pomożesz mi ułożyć drewno pod wiatą? – zapytał, uśmiechając się krzywo.
Theo skinął szybko głową i wstał z miejsca. Czując w podbrzuszu przyjemne mrowienie zaczął układać sobie na ramieniu połówki rozciętych pieńków. Anthony również wstał i wypytując kochanka o szczegóły przejażdżki, zaczęli nosić je pod wiatę. Po kilku minutach niemal wszystkie zostały ułożone pod dachem, a Anthony czekając aż chłopak położy ostatni z kawałków, przyglądał mu się uważnie. Kiedy w końcu Theo się wyprostował, podszedł do niego i pociągnął go pod jedną ze ścian.
Theo uśmiechnął się do niego, czując jak jego dłonie oplatają go w pasie i sam przesunął dłońmi po jego lekko naprężonych ramionach. Odetchnął przy tym, zwracając ku nim spojrzenie i przesunął też wzrokiem po powoli unoszącym się torsie kochanka, opiętym spraną bokserką.
– Podnieca mnie to spojrzenie. – zamruczał architekt, wspominając również z jakim zafascynowaniem Theo obserwował go przy pracy.
Brunet pokiwał głową i oblizał usta podniecony.
– A mnie… podnieca ten widok. – odparł szeptem i ponownie pomasował ramiona kochanka – Naprawdę… – westchnął, oddychając głębiej.
W Denver, zazwyczaj wpięty w garnitur i marynarki Anthony, prezentował się zupełnie inaczej. A tu, w domu, przy pracy, Theo miał okazję obserwować jak jego mięśnie naprężają się w taki niesamowity sposób. Jak podczas seksu, pomyślał i spłonił się bardziej.
Architekt widząc ten rumieniec przygryzł wargę i otarł się lekko o biodra kochanka. Połechtany słowami chłopaka, zsunął dłonie na jego pośladki, naprężając tym samym mięśnie i sam oblizał zeschnięte wargi, widząc podniecone spojrzenie chłopaka.
W jednej chwili pomyślał o tym, jak bardzo by chciał, żeby Theo w końcu zrobił to, co już dawno temu mu obiecał. Zacisnął aż lekko pośladki, na wspomnienie obietnicy, że mógłby nie wstać z łóżka po spędzonej z nim nocy. I zdecydowanie chciał nie wstać.
– A wiesz, co mnie jeszcze podnieca? – zaśmiał się cicho, pochylając się do niego.
Chłopak spojrzał na niego pytająco i uśmiechnął lekko.
– To jak wyglądasz na koniu. Jak władca. – zamruczał mu do ucha, owiewając je gorącym powietrzem.
Theo przygryzł wargę, czując dreszcz przyjemności spływający po jego plecach i wbił palce w ramiona kochanka.
– Tak? – westchnął, odchylając aż głowę i licząc na to, że Anthony w końcu wcałuje się w jego skórę. Wydawało mu się, że nie całowali się tak porządnie już od wieków.
– Tak. – pokiwał głową blondyn, niemal dotykając ustami jasnej skóry chłopaka – Aż chciałoby się… – zaczął, masując przez spodnie jego pośladki. – .. uch…
Theo odetchnął głośno, ocierając się o niego i oblizując nerwowo wargi.
– Mmmm? Czego? – dopytał drżącym głosem i odetchnął głęboko zapachem mężczyzny. Od razu też poczuł drgnięcie w spodniach i wypchnął biodra w krocze kochanka.
Anthony zaśmiał się cicho w jego skórę i z satysfakcją dostrzegł pojawiającą się na niej gęsią skórkę.
– Chodź na górę, to ci powiem. – zamruczał, skubiąc lekko płatek ucha.
Theo wciągnął głośniej powietrze i wtulił ucho w usta mężczyzny. Ten jednak tylko ponownie się zaśmiał i otarł mocniej o niego, przyciskając go do ściany.
Brunet jęknął z zawodem i pomasował ramiona mężczyzny niecierpliwie.
– Nnn… chodźmy. – westchnął w końcu i wychylił do jego ust.
Blondyn jednak posłał mu prowokujące spojrzenie i odsunął się sięgając do wyłącznika, by wyłączyć światło.
Ściskając kochanka za rękę pociągnął go w kierunku stajni. Wchodząc do niej i zamykając za sobą drzwi, poprowadził go krótkim korytarzem pomiędzy boksami i mijając ułożone na stercie kostki siana, weszli na wąskie schody prowadzące na poddasze.
– Anthony… – szepnął Theo, czując już jak serce galopuje w jego piersi. Był pewien, że wrócą do domu na górę, na strych i tam dopiero będą się kochać.
Nawet gdy robili to w domu, bał się, że śpiący na parterze rodzice ich usłyszą, a teraz będąc w stajni miał wrażenie, że są jeszcze bliżej nich, i że wszyscy usłyszą. Rodzice, a nawet mieszkający kilkaset metrów dalej sąsiedzi.
– Chyba nie chcesz… – dodał, przełykając ciężko ślinę.
Blondyn pociągnął go dalej pomiędzy kostki siana leżące ciasno przy sobie i zaśmiał się pod nosem. Po kilku metrach doszli do niskiego miejsca pod dachem, w którym leżało kilka rozwalonych kostek. Ojciec zawsze przykrywał je starymi płóciennymi workami, by nie zmokły podczas deszczu gdyby dach w tych miejscach przeciekał.
– Och, chcę! – zaśmiał się i odwrócił do chłopaka.
Od razu przyciągnął go do siebie i przesunął nosem po jego policzku.
– Tutaj…? – westchnął drżąco Theo i powoli położył dłonie na ramionach mężczyzny.
Ten pokiwał głową i przesunął drażniąco po torsie chłopaka. Nie musiał długo czekać nim poczuł stwardniałe sutki pod cienkim materiałem koszuli i spojrzał w mroku w jego twarz. Chłopak odwzajemnił rozpalone spojrzenie, przypominając sobie o sztywnym penisie schowanym w spodniach. Szybko zsunął rozbiegany wzrok na usta architekta i zagryzł swoje wargi mocno. Już na dole myślał tylko i wyłącznie o nich, o tym by je pocałować, by sprawić, by stały się tak seksownie napuchnięte i czerwone.
Kiedy wychylił się w ich kierunku, Anthony uśmiechnął się krzywo i uchylił nieco głowę, sukcesywnie masując jego ciało.
Mężczyzna odetchnął ciężej i sięgnął do włosów kochanka, rozplatając je z lekkim uśmiechem. Czuł jak chłopak chce się w końcu zbliżyć do jego ust, gdy na przykład pochylił się do niego by zdjąć z jego włosów gumkę. Nie dał mu jednak do nich dostępu i przesuwając po plecach bruneta, wsunął dłonie w jego spodnie. Zaśmiał się lekko do jego ucha, gdy chłopak jęknął zduszenie pod tym dotykiem. Masując stymulująco jego pośladki, zaciskał na nich dłonie i przyciskał krocze kochanka do swoich bioder. Chłopak odetchnął drżąco wbijając palce w jego ramiona i wypinając pośladki. Zasyczał, czując jak palce kochanka wpychają materiał jego bokserek w rowek między pośladkami i jęknął czując uczucie podniecenia przeszywające jego członek.
Anthony przygryzając lekko jego skórę na szyi, ściągnął z niego koszulkę i przesunął dłońmi po szczupłych bokach. Opierając czoło o czoło kochanka, spojrzał rozpalonym wzrokiem w jego oczy i oblizał wargi.
– Pamiętasz, co mi obiecałeś wtedy w samolocie? – zapytał przygryzając wargę i niemal przesuwając wargami po jego zeschniętych ustach.
Theo spojrzał na niego pytająco i po chwili spłonił się na policzkach, gdy mężczyzna wyciągając dłonie z jego spodni, ujął go za ręce i zsunął je na swoje pośladki. Pokiwał głową i odwrócił wzrok zawstydzony.
Nie żeby zapomniał o tej propozycji, jednak za każdym razem, gdy chciał już przejąć pałeczkę i spróbować, zawsze zaczynał mieć jakieś czarne wizje, jak katastrofalnie może to się skończyć.
– Pamiętam… – westchnął, oblizując wargi i rzucając mu krótkie spojrzenie. – Nie wiem jednak czy to dobry pomysł… – powiedział powoli.
Naprawdę nie chciał wygłupić się przed kochankiem, a nie miał absolutnie żadnego doświadczenia w topowaniu i już wyobrażał sobie zawiedzioną minę blondyna. Czasami nawet myślał, że Anthony o tym zapomniał, że też jednak doszedł do wniosku, że tak, jak jest, jest najlepiej. A Theo wystarczająco podniecał się wyobrażeniami ich w tej pozycji, mając wrażenie, że gdyby miał naprawdę to robić, jego ciało nie wytrzymałoby aż takiego napięcia.
– Dlaczego…? – zamruczał od razu blondyn i spojrzał na niego z uśmiechem – Czekam i czekam, a Theo nic nie robi. – dodał, przesuwając suchymi wargami po policzku chłopaka.
Brunet odetchnął i przekręcił głowę do jego ust. Jęknął z zawodem czując jak mężczyzna znowu ucieka.
Czy w ten sposób chciał go sprowokować? Jeżeli tak, to był na dobrej drodze, bo Theo już czuł przemożną ochotę, by przyciągnąć go mocno za kark i wpić się w te mięsiste wargi, wsunąć język do wilgotnego wnętrza.
– Nie mam zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać. – powiedział, mając świadomość jakim gorącem musi buchać jego czerwona twarz.
Przypominając sobie o tym, gdzie właśnie znajdują się jego ręce, przesunął palcami po dżinsach, opinających twarde pośladki mężczyzny. Przełknął przy tym nadmiar śliny i zerknął na twarz blondyna, zastanawiając się czy ten, w ogóle poczuł te minimalne ruchy.
Anthony spojrzał na niego bystrzej i spiął lekko mięśnie, czując gorąco w miejscach, po których bardzo delikatnie poruszały się palce chłopaka.
– Wiesz… hm… na to nie ma przepisu, musisz podążać za instynktem. – szepnął, powoli przesuwając ręce wzdłuż jego ramion.
– Uch… może mój instynkt mówi mi, że… – westchnął Theo, czując jak kciukami Anthony masuje jego sutki – że wolę, gdy ty jesteś… na górze – dodał, czerwieniejąc bardziej na policzkach i zaciskając dłonie na jego przedramionach.
– Niby nie mogę cię do niczego zmusić. – zaśmiał się Anthony owiewając jego usta gorącym oddechem, a Theo ponownie wychylił się spragniony ku jego wargom.
– Możesz… – szepnął po kilku chwilach i jęknął z zawodem, gdy jego usta wcałowały się w szorstki policzek blondyna – W zasadzie do wszystkiego. – dodał jeszcze – Tylko pocałuj mnie w końcu.
Architekt zaśmiał się nisko i otarł kroczem o twarde wybrzuszenie w spodniach kochanka.
– To ja czekam aż ty mnie pocałujesz. – szepnął schrypniętym głosem, drażniąc sterczące brodawki i uchylając się ponownie od jego ust. Napotykając rozpalone źrenice, posłał im prowokujące spojrzenie i przesunął ręce w dół brzucha chłopaka, zahaczając palcami o pas spodni.
Theo czując jak jego ciało drży, westchnął głośniej.
– Nie mamy… nawilżenia… – zauważył cicho, jednak jeden rzut oka na twarz mężczyzny uświadomił go, że ta wymówka była jedną z tych bardziej infantylnych.
– Więc sam będziesz musiał mnie nawilżyć. – odparł nisko blondyn i aż odetchnął, widząc stającą mu przed oczami scenę.
Theo jęknął podniecony.
– Przecież ja… – westchnął ciężko, czując jak płoną mu policzki – Ja nie robiłem ci nawet tego… – wydusił skrępowany.
– Czego? – Anthony zamruczał tylko powoli rozpiął pasek chłopaka.
– Nie… nie do… nie pieściłem go ustami. – westchnął, płonąc na twarzy – Nigdy…
– Dom rodziców to dobre miejsce na pierwszy raz. – zaśmiał się architekt – Ale najpierw musisz mnie w końcu pocałować… bo zwariuję… – jęknął, zsuwając dłoń na krocze kochanka i zaciskając ją zdecydowanie.
Chłopak odetchnął ciężko i spiął się, przyciskając rękoma do siebie ciało Anthonego.
W końcu zacisnął nieco zęby i drżąc na całym ciele popchnął go na ułożoną z kostek siana ścianę. Łapiąc za kark unieruchomił jego głowę i z jękiem wcałował się w ukochane usta. Wpychając głęboko język do ich wnętrza, otarł się o niego zdecydowanie. Był w końcu mężczyzną, pomyślał zaraz. Penetrując usta Anthonego, jedną z rąk przesunął po jego umięśnionym ramieniu, czując jak jeszcze bardziej się podnieca. W końcu wzięcie takiego mężczyzny, nie było niczym zwykłym. I nie powinien odrzucać tej okazji.
Pomimo lęku, że coś zepsuje, naparł dominująco na ciało przed sobą i przygryzł wargę kochanka, czując jak ten sięga dłonią do własnego rozporka i rozpina spodnie. Całując go z zapamiętaniem i czując się coraz pewniej, zsunął ponownie rękę na pośladek architekta i pomasował go zdecydowanie. Kiedy mężczyzna jęknął w jego usta, jego ciało również zadrżało. Nadal czując ruch między nimi, Theo wycofał się z pocałunku i zerknął w dół. Z głośnym westchnieniem ujrzał, jak mężczyzna masturbuje się powoli i spojrzał na niego szybko. W momencie, gdy architekt sięgał do jego spodni, Theo przysunął się znowu do niego i wcałował w gorącą szyję.
– Mhm… – westchnął drżąco Anthony, odchylając głowę na kostkę siana i sięgając dłonią do rozporka chłopaka. Już po chwili zaskoczony nieco, zadrżał, czując wsuwające się w jego bieliznę rozgrzane dłonie Theo. Śledząc jego palce na swoich biodrach, aż nimi podrzucił, wypinając do przodu krocze.
Po chwili jęknął ponownie czując, jak chłopak osuwa się przed nim i ściąga z niego ubranie. Powoli, trzęsącymi się rękoma, odsłaniał jego ciało, a on sam poczuł jak wszystkie włoski stają mu dęba, gdy czuł te delikatne palce.
Nie mogąc się powstrzymać zerknął w dół, oddychając szybko i zacisnął pięści łapiąc nimi za ubite za sobą siano.
O ile to możliwe jego członek zesztywniał jeszcze mocniej, gdy tylko w jego pobliżu znalazła się pociemniała z podniecenia twarz jego Theo.
– Och… Jest… – zaczął chłopak, rzucając mu szybkie spojrzenie i zaraz spuszczając je ponownie na prężącego się przed nim penisa.
Oblizując powoli usta, przesunął drżącymi palcami po porosłych jasnymi włosami udach. Wpatrując się w członek, wychodzący z kępki ciemnych blond włosów, powoli wsunął w nie palce. Z zafascynowaniem dostrzegł drgnięcie gdy tylko przez przypadek musnął palcami penisa. Powoli przepuścił przez palce grube włoski i odchylił na bok członek, uśmiechając się na widok nabrzmiałych jąder. Czuł też jak Anthony drga i spina się pod jego dotykiem, i po chwili, zerkając jeszcze na jego twarz, przysunął się bliżej.
– Boże… Theo! – jęknął Anthony, czując jak nogi zaczynają mu mięknąć. Rzucił chłopakowi błagalne spojrzenie, gdy tylko jego penis zapulsował mocniej. – Zrób coś… w końcu…
Oczy chłopaka, przyzwyczajone do mroku, doskonale widziały porastające mosznę krótkie włoski i ponownie oblizując piekące wargi, wcisnął nos między udo, a penisa mężczyzny. Zaciągnął się jego zapachem, czując dreszcz spływający po jego plecach. Jęknął cicho, powoli całując jego nogę, a palcami przyciskając do policzka twardy członek. Od razu też odetchnął ciężej, gdy usłyszał nad sobą ekstatyczne westchnienie. Ciepło, które biło od krocza kochanka i jego zapach zakręciły mu w głowie. W końcu, przekręcił się w drugą stronę i pocałował go nieśmiało po twardym penisie. Nagrodzony przeciągłym westchnieniem, oblizał usta i przesunął je na wilgotny czubek członka. Wystawiając lekko język polizał go i nagle odsunął się, czując rozchodzący się po jego ustach delikatny smak.
Anthony mając świadomość, jak palą go policzki obserwował kochanka, starając się ustać na nogach. Wiedział, że takie pierwsze zbliżenie, będzie niemałym przeżyciem, jednak to, co się z nim działo, sprawiało, że czuł się niemal jak niedoświadczony prawiczek. Delikatny dotyk niepewnych ust i dłoni Theo był czymś tak niecodziennym i podniecającym, że sam już nie był pewien, czy nie skończy przed czasem. Na dobrą sprawę mógłby i zaraz, pomyślał i zdusił w sobie przeciągły jęk, gdy chłopak polizał go po czubku penisa.
Obserwując go z góry, aż przełknął ciężej ślinę, widząc jak Theo nagle odsuwa się od niego. Łapiąc jego zaskoczone spojrzenie, poczuł się nieco niepewnie. Przyglądając się, jak chłopak jakby się w nim rozsmakowuje, przygryzł wargę czekając na dalszy ruch. Oddychając ciężko, już otwierał usta, by wydusić z siebie przypadkowe słowa, gdy Theo przypadł do niego i wziął go ponownie, zasysając się na penisie.
Chłopak zamruczał przeciągle, czując rozpływający się po nim smak kochanka. Obejmując go w pasie ramionami, przyssał się łapczywie do nabrzmiałego członka, żałując aż, że wcześniej tego nie próbowali. To było naprawdę przyjemne. Nie mógł jeszcze zdecydować jak naprawdę smakuje Anthony, czy bardziej słono czy słodko, ale ten smak, od razu chyba stał się jego ulubionym. Męskim, uzależniającym i silnym, a jednocześnie tak bardzo ulotnym, że mruknął rozczarowany, czując po chwili bardziej swoją ślinę niż smak kochanka.
Biorąc go płytko do ust, by się nie zakrztusić, zerknął do góry na mężczyznę i uśmiechnął się lekko oczyma, widząc jego zafrasowaną minę.
Anthony w końcu wyciągnął rękę i pogłaskał go z westchnieniem po głowie, czując sztywny język, otaczający żołądź jego członka. Oddychając szybko, odchylił się lekko i ściągnął z siebie lepiącą się do niego bokserkę. Kiedy ponownie oparł się o siano, poczuł jak jego drobinki, przyklejają się do jego mokrych pleców, a twarde źdźbła suchej trawy wbijają się w jego skórę. To jeszcze bardziej go podnieciło lecz zaraz oddychając ciężko, odsunął lekko Theo od penisa, mając świadomość, że naprawdę dojdzie nim przejdą do właściwego tematu.
Pochylając się ku niemu pocałował go mocno, zasysając się na jego wardze.
– Nie chcę skończyć, nim we mnie nie dojdziesz. – rzucił, ściągając z siebie do końca ubranie.
Zadrżał aż widząc rozpalone spojrzenie Theo, gdy stanął przed nim nagi. Po chwili, klęknął nad jego udami i objął mocno za szyję.
Theo czując nową falę pożądania, przycisnął go do siebie mocno i oddał z zaangażowaniem głęboki pocałunek. Po chwili zsunął usta na napięte ramiona kochanka i wcałował się w nie z błąkającym się na jego ustach uśmiechem.
Czuł jak Anthony zaciska rękę na jego twardym penisie i wyciąga go na wierzch.
– Co… teraz? – zapytał nieśmiało, ochrypłym głosem.
Blondyn zerknął na niego i napiął pośladki.
– Co tylko chcesz. – uśmiechnął się i złączył ich penisy, masując je mocno.
Brunet podrzucił biodrami i jęknął głośno, odchylając się do tyłu i podpierając dłonie na betonowej posadzce.
Przymknął aż oczy, wczuwając się w gorące dłonie i zmarszczył brwi, wciągając głębiej powietrze w płuca.
– Ooo… odwróć się… – wydusił z siebie i zacisnął drżące wargi. Chciał naprawdę spróbować wszystkiego, bo miał wrażenie, że do tej pory zbyt wiele go omijało.
Mężczyzna zerknął na niego zaskoczony i zaraz odsunął się od chłopaka. Zsuwając się z jego kolan, odwrócił się od niego i podpierając się dłońmi o przykryte zakurzoną narzutą siano, wypiął się lekko w kierunku kochanka. Czuł na sobie jego podniecone, zaciekawione spojrzenie i spiął lekko pośladki, nie przypuszczając nawet że aż tak będzie to stresujące.
Theo odetchnął głośno i ukląkł przed wypiętymi pośladkami blondyna. Oblizując usta, wytarł o spodnie spocone dłonie, do których nalepiły się mu źdźbła siana i przesunął ręką po własnym, bolącym już penisie.
W końcu, puszczając go, przysunął rękę do mężczyzny i pogłaskał go lekko po skórze. Słysząc głośniejsze westchnienie, sięgnął do niego drugą dłonią i zaraz masując nimi zdecydowanie pośladki kochanka, rozsunął je lekko, jak zazwyczaj robił to mu Anthony.
– Krzycz, gdybym… robił coś nie tak. – powiedział jeszcze, czując jak krew dudni mu w żyłach.
– Będę krzyczał. – wydusił z siebie podniecony architekt i napiął się w oczekiwaniu.
Brunet spojrzał w rowek kochanka i sam aż zakręcił biodrami. Widząc pomarszczoną, ciemniejszą skórkę zbiegającą się w jednym punkcie, zawahał się przez chwilę. Zaraz jednak, co chwilę tam zerkając, zbliżył usta do pośladka i pocałował go lekko. Pamiętał jak bardzo lubił, gdy tak właśnie robił mu Anthony i wcałowując się, i masując jego skórę, stopniowo zbliżał się do tego małego punkciku. Kiedy pod językiem ponownie wyczuł delikatne włoski, które rosły wokół niego, sięgnął dłonią do zwisających poniżej jąder i zaczął nimi przesuwać pomiędzy palcami. Zawsze, gdy dotykał kochanka lubił to robić właśnie tak. Jakby trzymał w dłoni dwie kuleczki i mógł się nimi do woli bawić. Nieco rozluźniony podmuchał w końcu na dziurkę i dostrzegł, jak ta jeszcze bardziej się zaciska.
Oddychający chrapliwie Anthony zagryzł mocno wargę.
– Nie rób tak… – jęknął w końcu – Nie wytrzymam już dłużej. – dodał, chcąc by Theo w końcu w niego wszedł. Naprawdę chłopak robił z nim jakieś nadzwyczajne rzeczy, a jego ciało już dawno nie dotykane w ten sposób aż kipiało. Miękkie włosy, przesuwające się pieszczotliwie po jego wrażliwej skórze łaskotały go delikatnie. To uczucie było wprost obłędne.
– Mmmm…. Mam okazję się zrewanżować. – uśmiechnął się w jego pośladek brunet, wspominając te wszystkie razy gdy Anthony przedłużał grę wstępną niemal doprowadzając go na skraj szaleństwa.
Zaraz jednak czując, jak sam bardzo jest podniecony, polizał go po szparce, przymykając oczy. Nowe doświadczenie ponownie zamroczyło na chwilę jego zmysły, lecz szybko rozsuwając pośladki przyssał się ustami do zaciśniętej dziurki. Wsłuchując się w jęki kochanka, w końcu wsunął w nią język i sam jęknął cicho, czując jak gładko wkracza czubkiem języka pomiędzy ciasny mięsień.
– Och tak…! – jęknął Anthony, opadając twarzą na narzutę i wciągając w gardło nieco kurzu. Nie zwracając jednak na to uwagi, zadrżał i sięgnął dłonią do tyłu. Chciał go natychmiast, a w ten sposób na pewno straci zmysły – Pa… palcami. – wydusił z siebie i sam sięgnął do dziurki, chcąc wsunąć w nią palce.
Kiedy to zrobił, Theo aż zagapił się na to na chwilę i w końcu polizał go po palcach, niknących w pulsującej szparce. Plując na nią lekko, sam w  końcu wsunął palec do środka i odetchnął chrapliwie, czując jak ociera się o palce kochanka w ciasnym, gorącym wnętrzu. Przysuwając rękę do ust, splunął na nią i rozsmarował ślinę na własnym penisie.
– Już… – jęknął po kilku chwilach Anthony i zabrał ręce, ponownie zamierając w oczekiwaniu.
Brunet zawahał się chwilę i przełknął ciężko ślinę.
– Ale odwróć się do m-mnie… – szepnął drżącym głosem.
Architekt pokiwał szybko głową i przekręcił się na plecy, wzbijając wokół nich kolejną chmurę kurzu. Patrząc na kochanka rozpalonym, rozbieganym wzrokiem zadarł nogi do góry, rozkładając się przed nim i kiwając głową.
– No już… – westchnął ponaglająco, zsuwając stopą spodnie z bioder bruneta.
Theo po chwili przysunął się do jego dziurki i przytrzymując palcami penisa, otarł się jego główką o szparkę.
W końcu przełykając ciężko ślinę, pod rozognionym spojrzeniem kochanka, naparł na nią i jęknął głośno, czując jak powoli wsuwa się w ciasną obręcz. Gorącą i stale się na nim zaciskającą.
– O-och… ha! – zaskoczony zafalował biodrami, czując jak praktycznie same zaczynają mu chodzić. Szybko jednak zatrzymał go zduszony, niemal bolesny jęk blondyna, który przytrzymał go lekko dłonią. Chłopak zastygł w bezruchu.
– Prze… przepraszam… – wydusił z siebie, wycofując się z niego powoli.
Anthony zaśmiał się tylko i oddychając głęboko, pociągnął go na siebie.
– Zacznij… powoli. – wydyszał do jego ucha – Wiem, że to niełatwe, ale… uch… to jednak tylko ślina. – dodał, czując bijące od policzka chłopaka gorąco.
Brunet szybko pokiwał głową i starając się opanować drżenie bioder, zafalował lekko nimi. Przymykając aż oczy, jęknął mając wrażenie, jakby z każdym takim posuwistym ruchem przenosił się do zupełnie innego wymiaru. Odnajdując usta kochanka, wcałował się w nie mocno, czując jak ogarnia go coraz większe szaleństwo. Przeciągłe, tamowane odgłosy wydobywające się z gardła Anthonego, bardziej go rozkręcały. Jak melodia dla jego uszu, same narzucały mu coraz szybsze tempo, a on tylko zasysał się na wykrzywionej w rozkoszy wardze, jęcząc co chwilę imię kochanka. Ostatkiem silnej woli odsunął się i wyprostował nad nim. Spluwając na drżące palce ponownie otarł je o penisa i pulsującą szparkę kochanka. Opadając z westchnieniem z powrotem na gorące ciało, jęknął głucho i przymknął oczy.
Blondyn zadrżał i również jęcząc jego imię, przyciągnął go do siebie mocno, odpowiadając coraz szybciej na ruchy jego bioder.
– Głębiej… Theoooo.. – wyrzucił z siebie, czując jak penisem ociera się o napięty brzuch chłopaka. – Wo… wolniej i głębiej…
Każdy jego ruch, każde pchnięcie odcinało go od rzeczywistości. Zwalniając i wbijając się zamaszyście do końca, Theo z każdą sekundą był bliżej najczulszego punktu w jego ciele. Kiedy w końcu w niego uderzył, Anthony zagryzł mocno wargi, wyginając się pod szczupłym ciałem.
Brunet wyczuwając jego reakcję otworzył oczy i przyjrzał się jego twarzy, starając się znowu trafić w to samo miejsce. Gdy w końcu mu się udało, aż jęknął płaczliwie widząc milion emocji, jakie przebiegły po twarzy mężczyzny. Oddychając chrapliwie pochylił się nad nim, podpierając rękoma po obu stronach jego głowy. Wchodząc w niego mocnymi, pojedynczymi ruchami, przyglądał się jego ustom i zmarszczonym brwiom, które prosiły go o więcej. Gdy Anthony uchylił powieki, a jego wzrok padł na pociemniałe szare oczy, ponownie jęknął płaczliwie. Były nadal tak stanowcze, tak bardzo rozpalone i rozkochane właśnie w nim. Widział to dokładnie.
– Je… jesteś… – wydusił z siebie i nim zdążył cokolwiek dodać, jego ciało szarpnęło się, i przycisnęło mocno do jego pośladków. Penis, podrygując, wystrzelił obficie w jego wnętrzu. Theo jęknął nieco rozczarowany i dobijając się do niego ostatnimi pchnięciami, odpłynął na chwilę, czując jak załamują się pod nim ręce.
– Nie… nie przesta…waj… – rzucił Anthony, gdy chłopak zaczął zwalniać.
Czując rozlewające się w nim gorąco, sięgnął rękoma do jego pośladków, stanowczymi ruchami dociskając go do siebie. Po chwili jednak, gdy Theo zaczął ponownie się w nim poruszać, drugą dłonią sięgnął do własnego penisa. Dotykając się stanowczo, wcisnął twarz Theo w swoją szyję i wdychając zapach jego włosów masturbował się, oddychając płytko.
– Och… taaak…! – doszedł między ich ciała z kolejnym głębokim westchnieniem i przygryzał wargę, odchylając do tyłu głowę. – Theo, tak!
Theo słysząc to poderwał się do góry i ponownie jęknął, zawiedziony, że przegapił ten moment. Zaraz jednak pochylił się do jego ust i pocałował go mocno, nim wysunął się z jego szparki. Zsuwając się niżej, zaczął zlizywać spermę z jego dłoni, wciąż ściskającej penisa. Wylizując wszystko dokładnie, aż zaśmiał się cicho, czując ponownie ten smak. Idealny i przyjemnie słodkawy.
Kiedy upewnił się że na ciele Anthonego nie została już ani jedna biała plamka, uniósł na niego spojrzenie.
Blondyn przygryzając dolną wargę, sięgnął do jego ramienia i pociągnął do siebie.
Oddychając ciężko przywarł do jego ust i pocałował głęboko.
Chłopak podpierając się na łokciu przy jego głowie po kilkunastu sekundach opadł na niego, kładąc się na spoconym, niesamowicie pachnącym ciele kochanka. Zaśmiał się w rozgrzaną pierś, gdy Anthony objął go ramionami i docisnął do siebie, nadal ściskając jego biodra udami.
Kiedy po kilku minutach, architekt ochłonął, przytulił go czulej i rozprostowując nogi, przesunął ręką po leżącej pod nimi narzucie. Zaciskając na niej pięści pociągnął ją i zakrył ich ciała troskliwie.
Czując w nosie kurz, Theo kichnął i po chwili roześmiał się, zahaczając wargami o sutek kochanka.
– Jesteś niemożliwy… – szepnął po chwili i zerknął do góry.
Blondyn uchylił powiekę i spojrzał na niego czułym, zmęczonym wzrokiem.
– Ja? – zachichotał i sięgnął do jego policzka – Mam nadzieję, że ci się podobało i będziemy częściej tak robić. – dodał i odetchnął płycej, gdy Theo spuszczając głowę, wtulił ją w jego tors.
Pokiwał głową i oblizał usta.
– Na pewno. – powiedział, czując jak jego twarz, z której zaczynały już schodzić rumieńce, ponownie zapłonęła – Szczególnie jedno. – szepnął niemal bezgłośnie.
– Co takiego? – dopytał się Anthony, gładząc go lekko po ramieniu. Czuł jak czarne włosy łaskoczą jego usta i złapał je pomiędzy wargi.
– Mmm… twój… Twój smak. – wydusił z siebie Theo i uśmiechnął się lekko – Jest przyjemny. – dodał, gładząc go delikatnie palcami po brzuchu.
Mężczyzna zaśmiał się i przytulił go bardziej.
– No proszę… – westchnął i pokręcił aż głową – Wiesz… Kocham cię.
Theo pokiwał szybko głową i zaśmiał się w jego skórę.
– Wiem. – odparł szybko – Wiem. I ja ciebie też. Najmocniej. – dodał, ściskając go silnie. – Mmm… w ogóle, Anthony… spisałem się? – zapytał jeszcze, przegryzając aż wargi.
Sam uważał, że skończył zbyt szybko, jednak miał cichą nadzieję, że mimo wszystko kochanek go pochwali. Naprawdę lubił słyszeć z jego ust, że zrobił coś dobrze, a Anthony doskonale to wiedząc, zaśmiał się i przekręcił się na niego.
– Bardzo. – zamruczał, przesuwając nosem po jego twarzy – Jak na pierwszy raz, ma się rozumieć. – dodał od razu i zerknął w oczy Theo. Oczywiście od razu dostrzegł w nich błysk zawziętości.
Brunet zmrużył się lekko i zacisnął wargi.
– Następnym razem… – zaczął, a Anthony zamknął mu usta głębokim pocałunkiem. Theo jednak odsunął się od niego po chwili i sapnął lekko – Następnym razem już nie wstaniesz… obiecuję.
Architekt zaśmiał się i położył obok, przytulając go do siebie.
– Myślę, że już jutro może to wyglądać nieco zabawnie. – zaśmiał się lekko, nie mając już siły droczyć z chłopakiem – Dawno nie byłem na dole. Ale zachęcam, róbmy to tak często, jak tylko masz ochotę. – dodał jeszcze żartobliwie i przymknął oczy.
Chłopak wtulił się w niego, wpasowując się idealnie w jego ramiona. Pokiwał też głową i ziewnął lekko.
Naprawdę lubił seks z Anthonym. Nie miał co prawda wielkiego porównania, ale bez wątpienia był najlepszy. Namiętny i głęboki, i chyba za każdym razem inny, bo za każdym razem był tak niemożliwie podniecony, jakby robili to po raz pierwszy. Uśmiechając się do siebie, skupił się na palcach kochanka, które coraz wolniej gładziły jego ramię. Nie mógłby chyba być szczęśliwszy.

Przebudził się czując niesamowitą suchość w gardle, które drapały mu drobinki kurzu. Pełno zresztą miał go wszędzie – na szyi, w nosie, nawet między nogami. Rozbudzając się i kręcąc w rozbawieniu głową, powoli wysunął się spod ciała kochanka i sięgnął do spodni, które plątały mu się gdzieś w kostkach. Wpatrując się przez chwilę w drewniane krokwie i zwisające z nich pajęczyny, zachichotał cicho.
Po chwili przeciągnął się podciągając bieliznę i spodnie na biodra, po czym wychylił się do zakurzonego policzka blondyna i pocałował go lekko.
– Anthony… wstawaj. – zamruczał do jego ucha i sięgnął do szyi, drapiąc się mocno.
Kiedy po kilku chwilach architekt przeciągnął się z cichym jękiem, Theo usiadł i spojrzał po swoim ciele. Cały wierzch rąk, tors i brzuch miał pokryte warstwą siwego kurzu. Zerknąwszy na blondyna, upewnił się, że wygląda podobnie, a może nawet i brudniej, bo całe jego jasne włosy aż pociemniały od warstwy zalegającego na nim pyłu.
– Już tak późno? – zapytał cicho mężczyzna, widząc jak wokół nich jest jasno. Pokręcił głową, zachylając na siebie bardziej brudną płachtę. – Nigdzie nie wstaję… – dodał jeszcze, zamykając oczy. Po chwili jednak otworzył je szerzej i podrapał się po niemożliwe swędzącym boku.
– Nie bądź dzieckiem. Zresztą wiesz, mam cichą nadzieję, że znajdziemy się w domu nim twój ojciec przyjdzie poić konie. – powiedział Theo, czując, że tym razem naprawdę spaliłby się ze wstydu, gdyby nakrył ich w takim stanie – rozczochrani, brudni i półnadzy. No Anthony to zupełnie nagi i zupełnie brudny.
– Och… mój ojciec widział dużo gorsze rzeczy niż dwóch facetów na sianie. – zaśmiał się Anthony i podrapał za uchem – W każdym razie, tak myślę. – dodał od razu i przygryzł wargę, zerkając na plecy kochanka, niemal całe pokryte kurzem.
Po chwili wyciągnął dłoń i pogładził go po pokrytych bliznami łopatkach.
– Anthony… – jęknął błagalnie Theo i odwrócił się do niego – Proszę cię, chodźmy. – pochylił się i pocałował go soczyście – Naprawdę, nie masz dla mnie litości. – dodał, a blondyn objąwszy go ramionami za szyję wcałował się w niego mocno.
– Nie mam. – pokręcił głową – Niestety, te twoje czerwone policzki są warte każdej ceny. – zaśmiał się i po chwili Theo mu zawtórował, skubiąc jego wargi.
Widząc jak kochanek, zaraz się od niego odsuwa by się podrapać, uśmiechnął się przebiegle i sięgając w bok ręką, rzucił na jego brzuch garść kurzu i drobinek siana.
– To nie fair… – jęknął Anthony, czując jak wszystko nagle jeszcze bardziej zaczyna go swędzieć. – Okrutnik… – westchnął, strzepując z siebie brud i podnosząc do siadu. Od razu też zachichotał czując miedzy pośladkami oprócz swędzenia, oczywiście lekkie ukłucie.
Theo, który już stał obok i otrzepywał się z kurzu, zerknął na niego pytająco.
– Wszystko mnie boli. – wyszczerzył się blondyn i zaraz przygryzł rozbawiony wargę. Wstał z cichym syknięciem i pocałował szybko chłopaka – Więc twój pierwszy raz, oceniam, w skali od jednego do pięciu… na cztery i pół. Mhm, twarde cztery i pół. – dodał znacząco i pokiwał głową, całując go po brudnej twarzy.
Theo uśmiechnął się krzywo i zaraz podniósł spojrzenie.
– A czemu nie na… hm… idealnie twarde pięć? – zapytał i oddychając płycej, spojrzał w dół jego nagiego ciała.
– Bo jednak najbardziej, najbardziej lubię, jak się pode mną zwijasz i piszczysz… – zamruczał architekt do jego ucha i polizał je lekko. – I zaciskasz wokół mnie, jęcząc moje imię.
– Wczoraj też przecież je jęczałem. – zauważył od razu chłopak.
– Mmmm… jakoś mi to umknęło. – rzucił Anthony z krzywym uśmiechem.
– Więc chyba zasługuję na wyższą ocenę. – a widząc powątpiewające spojrzenie kochanka, dodał szybko – Za dodatkowe walory, dzięki którym zapomniałeś się do tego stopnia, hm?
– Hm… jeżeli ocena się waha w połowie, możesz przystąpić do ponownego zaliczenia. – odparł mężczyzna, z trudem opanowując rozbawienie.
Brunet roześmiał się głośno i poczerwieniał na policzkach.
– W jakim terminie?
– Jak najszybszym. Żebyś nie zapomniał przerobionego materiału. – pokiwał głową blondyn – Ale wiem, że jesteś bardzo ambitnym i pojętnym uczniem, i dlatego przystąpisz do poprawki.
– Na pewno. Nie zadowala mnie zwykłe cztery. – prychnął i kręcąc głową sięgnął po swoją koszulkę – Ubierz się i idziemy. – dodał jeszcze i całując go przelotnie ruszył pierwszy w stronę schodów – I nie drap się tak, bo cały będziesz w czerwone cętki. – rzucił przez ramię i wszedł na schody, przewracając koszulkę na prawą stronę.
– Okej, okej… – usłyszał jeszcze nim stanął jak wryty i jęknął cicho na widok, przewieszonego przez drzwiczki do boksu Patricka.
– Dzień… dobry… – wydusił z siebie i poczuł jak automatycznie zalewa go fala gorąca.
– Dzień dobry, Theo. – odparł szybko widocznie rozbawiony mężczyzna i pokręcił lekko głową.
Zawstydzony do granic możliwości chłopak, drżącymi rękoma zaczął wciągać na siebie koszulkę.
– Mmmm… akurat znaleźliście sobie najbrudniejsze miejsce w całej stajni. – powiedział Patrick, drapiąc się po brodzie i pochylając w stronę pijącego z metalowego wiadra konia.
– Uch… – jęknął brunet, nie mając pojęcia co mógłby odpowiedzieć i panicznie zastanawiając się jak dużo mężczyzna słyszał.
Nagle jednak aż ugiął się, gdy Anthony opadł na jego plecy.
– Cześć tato. – zaśmiał się mężczyzna i pocałował chłopaka w rozgrzany policzek. – Może i najbrudniejsze, ale za to najwygodniejsze.
Oczywiście nie mogąc się oprzeć, zaśmiał się głośno widząc w jakim stanie jest jego kochanek.
– Z tego co widzę i tak się chyba nie wyspaliście. Wyglądacie jakbyście całą noc tarzali się w tym kurzu… – powiedział Patrick z zawadiacką iskierką w oku – Matka to was do domu nie wpuści i wcale się nie będę dziwił. – pokręcił głową i w końcu wyciągnął wiadro z boksu.
Theo tylko zesztywniał nie łudząc się już, że mężczyzna nie ma pojęcia co tak naprawdę robili. Zresztą czy to nie było oczywiste? Spłonił się jeszcze mocniej i aż oparł się o ciało kochanka.
Kiedy ojciec Anthonego ruszył w kierunku wyjścia, sam architekt poszedł za nim ciągnąc Theo za rękę.
– Ale całkiem możliwe, że jest w kuchni, więc może uda wam się jakoś przemknąć przez taras. – powiedział Patrick, gdy wyszli przed stajnię i mężczyzna podszedł do kranu zamocowanego przy jednej ze ścian.
– Dzięki tato… – zaśmiał się Anthony i nie przestając się śmiać, odwrócił się w kierunku domu.
– No, ale jak będziesz tak się śmiał to raczej wam się nie uda. – zawołał za nimi ojciec. – Ja widziałem dużo gorsze rzeczy niż dwóch facetów po nocy spędzonej w sianie, ale nie jestem pewien czy ona jest na to gotowa. – rzucił jeszcze i Anthony wybuchnął głośnym śmiechem.
Theo tylko przytknął rękę do ust i zacisnął mocno wargi. Naraz jednak zdając sobie sprawę z tego, że fakt, że rodzice kochanka wiedzieli o jego nieciekawej przeszłości był niczym, w porównaniu do tego, że Patrick wiedział o tym, jak spędzili ubiegłą noc.
Kręcąc głową, odetchnął tylko czując jak Anthony obejmuje go ramieniem za szyję i drugą dłonią sięga, by wyjąć mu słomkę siana z włosów.
– Wyglądasz jak strach na wróble. – zaśmiał się – Pełno masz siana we włosach. – dodał, całując go w czerwony policzek.
Theo uniósł ku niemu rozbawione spojrzenie i pokręcił aż głową.
– Nie na wróble… – prychnął i wyszczerzył do niego.
– Mmm… więc na co?
Theo zachichotał pod nosem i przygryzł mocno wargę, starając się zdusić rosnący w sobie śmiech.

10 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 3 Ch.07

  1. Witam,
    och bardzo słodko, Theo na górze, i to zrobili na sianie, po tym to chyba Theo będzie chciał częstych powtórek ;]
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Przybywam z komentarzem. Trochę późno, ale co tam. To było mega słodkie. Theo na górze był taki nieporadny… No cóż. Wprawi się jeszcze. A Anthony na dole taaaaaaaaaaaki słodki <333 Ale… Jeeey. Nareszcie to zrobili. I to na sianie! I było gorące. Może jak Theo spróbował, to będzie chciał to robić częściej? Jestem za.
    Chcę Ethana. Stęskniłam się za nim. I za Keithem trochę też…
    Czekam na następny rozdział.
    Szczerze, to nie mam pojęcia, co też Theo chodzi po głowie co do tego stracha. Jak coś wymyślę, to napiszę.
    Sorki że tak krótko do tak długiego i cudnego rozdziału, ale cóż poradzić. Nie umiem powiedzieć nic więcej, jak tylko: było cudownie i chcę więcej.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    "- Nie mamy… nawilżenia… – zauważył cicho, jednak jeden rzut na twarz mężczyzny uświadomił go, że ta wymówka była jedną z tych bardziej infantylnych." – nie powinno być "rzut oka"?
    "- Zacznij… powoli. – wydyszał w do jego ucha" – bez "w".
    "- Głebiej… Theoooo." – "Głębiej".
    "Rozbudzając się i kręcą w rozbawieniu głową, powoli wysunął się spod ciała kochanka i sięgnął do spodni, które plątały mu się gdzieś w kostkach." – "kręcąc".
    "Po chwili jednak otworzył je szerzej i podrapał się bo niemożliwe swędzącym boku." – "po" nie "bo".

    1. Nic nie szkodzi, ja zawsze mam takie obsuwy z odpisywaniem na komentarze, więc… C: I tak fajnie, że chciało Ci się coś naskrobać. Oooo… podobał się Theo na górze i Tosiek przyciśnięty do siana. Dobrze! Długo siedziałam nad tym rozdziałem, by napisać tak bym była zadowolona, więc miło mi że to doceniasz. C:
      Mmmm… niby do północy jeszcze troszkę czasu. C:

      Dziękuję za literówki! <3
      Trzymaj się

  3. Tego to się nie spodziewałam po dzisiejszym rozdziale ;>
    Przyznaję, że wizja Theo w roli aktywnego z początku do mnie nie przemawiała… No nie pasowało mi to i nie potrafiłam sobie wyobrazić tej sceny o.O
    Nawet podczas czytania mój umysł automatycznie wrzucał go na dół…! xD Nie mogłam się przestawić, ale kiedy mi się już udało stwierdziłam, że to wcale nie taki zły pomysł… c:
    Anthony ostatnio zachowuje się bardziej uroczo niż dotychczas, czy mi się wydaje? ^.^
    Poza tym trochę się uspokoiło. Tu Theo odwiedza rodzinne miasto, tam Donny, Aaron i Jake mieszają sobie w życiacg, do tego jeszcze Ethan postanowiło wrócić… A od dwóch rozdziałów taki spokój o.O Hmm, co więcej klimat wydaje mi się trochę bardziej pozytywny :3
    Mam nadzieję, że nie planujesz jakiegoś dramatycznego zwrotu akcji, który zburzy tę harmonię o.o

    Pozdrawiam, życzę weny oraz wyczekuję kolejnego piątku C:

    1. Och, biedny Theo tak się wbił w tę rolę, no ale jak się jednak przekonałaś to mi jest bardzo miło. C:
      Hmmm… Czy zepsuję? Ciężkie pytanie. Statystycznie rzecz ujmując pewnie tak. Ale może nie tak szybko. C: Chociaż uważam, że chłopcy mieli już dużo złego u siebie i cóż… trzeba troszkę innych pomęczyć… Chyba?

      Dziękuję,
      do zobaczenia! C:

  4. ,,- Pomożesz mi ułożyć drewno pod wiatą? – zapytał, uśmiechając się krzywo.
    Theo skinął szybko głową i wstał miejsca.” ,,z miejsca”
    ,,Z zafascynowaniem dostrzegł, drgnięcie gdy tylko przez przypadek musnął palcami penisa.” ~ nie powinno byc bez przecinka?
    ,,Biorąc go płytko do ust, by nie się nie zakrztusić, zerknął do góry na mężczyznę i uśmiechnął się lekko oczyma, widząc jego zafrasowaną minę.” Za duzo nie :D
    ,,Theo słysząc to poderwał się do góry i ponownie jęknął, zwiedziony, że przegapił ten moment.” ~ a nie ,,zawiedziony”?
    Ojciec Anthonego jest super. Chcialbym miec takiego tate :D
    Theo na gorze? Niee. Bardziej mi pasuje na dole :D
    Pozdrawiam

    Damiann

    1. Bardzo dziękuję za literówki. Już poprawiam. C:
      Mhm, Theo też woli być na dole. Tak myślę. No ale musiał kiedyś mieć swój pierwszy raz. C:

      Pozdrawiam,

  5. O fuuuj, Theo na górze. Aż mnie zemdliła ta jego nieporadność :D

    Kiedy w końcu będzie Ethan i Keith? Tylko oni są normalni i tylko ich kocham <3

    Pozdrawiam i życzę weny :)

  6. Theo na górze*w**o**w**o* byłam aż taka grzeczna, że Miko przyszedł wcześniej z prezentami?:3 oh, to było… gorące… :3 i… oh, więcej.
    do następnego piąteczku :3

Dodaj komentarz