Till We Are Vol. 3 Ch.12

Zaraz po zakończonym dyżurze Danny wziął szybki prysznic jeszcze w szpitalu i od razu skierował się do klubu, w którym pracował jego kochanek.
Jake kończył pracę o północy, a później mieli jechać razem do niego. Dan wolał zresztą bywać w jego kawalerce, bo była o wiele bardziej przytulna i chociaż mała, czuł się w niej świetnie – lepiej niż w swoim mieszkaniu, które pomimo tego, że  niewielkie, było zbyt zimne i puste. Szczególnie bez kochanka.
Nucąc pod nosem piosenki z radia, Danny zatrzymał się na parkingu przed klubem.
Gasząc samochód przetarł jeszcze ręką twarz i zabierając z siedzenia obok portfel wysiadł na zewnątrz.
Wieczór był chłodny, więc wyciągając z tylnego siedzenia kurtkę, Dan narzucił ją na siebie i sprężystym krokiem ruszył ku wejściu zalanemu niebieskawym światłem wiszącego nad nim neonu.
Nie mógł powstrzymać się przed szerokim uśmiechem, gdy mijając ludzi stojących w ogonku przy drzwiach, w końcu stanął przed ochroniarzem. Witając się z nim uściskiem dłoni i kilkoma słowami, przy akompaniamencie oburzonych jęków wszedł do środka.
Gdy zbiegł na dół po schodkach, od razu zalała go fala kolorowych świateł i dudniącej muzyki. Jak zawsze o tej porze w piątek było pełno ludzi i Dan stojąc na podwyższeniu, nadal jednak lekko skryty w cieniu wejścia, objął wzrokiem całą bawiącą się salę. Większość par tańczyła w niemożliwy sposób, w taki jaki i on czasami tańczył z Jake’m. Jakby na parkiecie byli tylko oni, tylko ich ciała i nikogo więcej. Dotykali się rozpalonymi rękoma, muskali swoją wilgotną skórę zeschniętymi wargami i wsłuchiwali w ciężkie oddechy. I chociaż nigdy Dan nie spodziewał się, że mógłby zachowywać się w ten sposób, szczególnie przy innych ludziach, nie znaczyło to, że teraz stało się to dla niego normą. Za każdym razem ekscytował się tym na nowo, i za każdym razem wszystko było tak bardzo intensywne.
Przesuwając wzrokiem po gościach w klubie, z krzywym uśmiechem dotarł w końcu do baru.
Stojący za nim przystojny Latynos zagadywał jednego z klientów z lekkim uśmiechem. Dopiero po ostatniej sytuacji z Trevorem, Dan nauczył się nie być o to zazdrosny, chociaż jak każdy, wolałby by te krzywe, pewne siebie uśmieszki, były serwowane tylko dla niego. Zresztą często przed wejściem wgłąb klubu, przyglądał się Jake’owi i chociaż nie wiedział na ile to jego pobożne życzenia, a na ile rzeczywistość, wydawało mu się że Latynos na niego patrzy zupełnie inaczej. Zupełnie tak, jak powinien.
Obserwując kochanka, zauważył jak ten niejednokrotnie zerka w stronę wejścia i chociaż na pewno go nie widział, uważnie studiował obszar, w którym stał. Po chwili jednak jakby z zawodem w spojrzeniu, odwracał wzrok ku siedzącemu przy barze mężczyźnie i kontynuował rozmowę.
Z szerokim uśmiechem Danny zbiegł po kilku schodkach i zaczął przeciskać przez tłum. Oczywiście mógł iść naokoło, nieco luźniejszym traktem, jednak za nic nie opuściłby tego przejścia. Przeciśnięcie się przez parkiet było jak przejście przez komorę, w której zostaje się całkowicie oczyszczonym z nastroju całego dnia i przesiąkniętym atmosferą Asylumu, seksu i muzyki. Chociaż niejednokrotnie Dan spotkał się ze zniecierpliwionym spojrzeniem, bądź jakimś burknięciem nie robił sobie z tego absolutnie nic, skupiając się raczej na tych podekscytowanych, nieco nieobecnych twarzach, które w świetle kolorowych jupiterów wyglądały zupełnie cudownie. Jak z innego świata.
Ocierając się o pobudzonych tancerzy, Dan siłą rzeczy sam już dosadnie wbił się w klubowy rytm. Czuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu i gorąco, które szybko zajęło jego ciało. Kiedy wypadł przed tłum, zatrzymał się na chwilę i wbił spojrzenie w Jake’a. Nie minęło kilka sekund nim Latynos podniósł na niego wzrok i rzucił zachęcające, pewne siebie spojrzenie, w którym Dan dostrzegł także ogromną dawkę podniecenia.
Oblizał lekko usta, patrząc na niego prowokująco i z uśmiechem skrytym w kąciku ust, podszedł do baru. Miał wielką ochotę, wychylić się przez kontuar i złapać wargi mężczyzny zębami, jednak widząc jego oczy, przełknął tylko ciężej ślinę.
Zatrzymując się przed wysokim stołkiem, ściągnął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez oparcie, po czym zajął miejsce. Przesuwając palcami po gładkiej ladzie, spojrzał wyczekująco na barmana.
Ten szybko odsunął się od poprzedniego klienta i stając przed nim, pochylił się w jego kierunku.
– Co podać? – zapytał, na co Dan tylko uśmiechnął się krzywo, obserwując jego wargi. Były tak bardzo seksowne i kuszące, że naprawdę wiele kosztowało go zmuszenie się do pociągnięcia tej gry.
– Whiskey z lodem. – powiedział zerkając mu w oczy i oblizując lekko wargi.
Jake skinął głową, patrząc na niego nieprzeniknionym spojrzeniem i wyciągając szklankę, sięgnął za siebie po butelkę.
– Chyba pierwszy raz w Asylumie? – zapytał, zerkając na niego krótko i wrzucił do naczynia kilka kostek lodu po czym zalał je alkoholem.
Lekarz obserwując jego twarz powoli skinął głową.
– Zupełnie pierwszy. – potwierdził i gdy barman podsunął mu szklankę, złapał za nią szybko, by zająć czymś drżące ręce – Ale słyszałem, że tutejsza obsługa jest bardzo… – zawiesił głos, przesuwając sugestywnym spojrzeniem po jego opiętym ciasnym t-shirtem torsie.
– Bardzo? – dopytał Latynos, opierając się ramieniem o blat i pochylając nad nim mocniej.
– Bardzo gorąca. – dokończył Danny biorąc łyk ze szklanki.
Jake zaśmiał się cicho i pokiwał głową.
– Jak widać. – odparł, patrząc mu w oczy intensywnie. – Zresztą nasza obsługa, obsługuje klientów na wiele sposobów. – powiedział z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy.
Lekarz zaśmiał się pod nosem i zerknął na niego pytająco.
– Tak? – zapytał – Jakich na przykład?
Jake pochylił się nad nim i spojrzał mu głęboko w oczy, na co Dan nabrał więcej powietrza w płuca.
– Na przykład pijącym, którzy przyjechali autem, zabieramy kluczyki, żeby nie narobili sobie kłopotów. – powiedział, ściszonym głosem.
Danny pokręcił lekko głową i po chwili wahania sięgnął do kieszeni po klucze. Oddał je mężczyźnie posłusznie i upił nieco alkoholu.
– Tylko takie macie usługi? – zapytał jeszcze i wzruszył ramionami – W większości klubów takie oferują.
Barman przygryzł lekko wargę i zaciskając palce na dobrze znanym breloku, schował go do kieszeni spodni, po czym pokręcił przecząco głową.
Widział rozpalone spojrzenie kochanka i chociaż lubił z nim pogrywać, to naprawdę wielogodzinne patrzenie się na nakręconych, podnieconych ludzi bardzo działało i na niego. Szczególnie dzisiaj. Miał ochotę pociągnąć Dana na blat i rozebrać go tu na miejscu. Był pewien, że wielu mężczyzn pozazdrościłoby mu takiego kochanka, zwłaszcza, że ten podczas seksu był tak niemożliwie gorący.
Przełykając ciężej, Jake zerknął w bok, by sprawdzić jak bardzo może sobie odpuścić obsługiwanie klientów i w końcu ponownie spojrzał rozognionym wzrokiem na Dana.
– Mamy też inne, ale musiałbyś pójść na zaplecze. – powiedział wbijając w niego spojrzenie.
Lekarz zastanowił się chwilę w dosyć teatralny sposób.
– To zależy co chcesz mi tam pokazać. – powiedział – Wolę wiedzieć co macie w karcie, żeby nie dać się naciągnąć.
Jake zaśmiał się i wyjął mu z ręki szklankę.
– Akurat za kilka minut mam przerwę, więc z przyjemnością wszystko ci wyjaśnię. – powiedział i wychylając się do niego, przyciągnął go stanowczym ruchem do mocnego pocałunku.
Lekarz sapnął tylko w jego wargi i gdy kochanek się od niego odsunął spojrzał za nim rozpalonym wzrokiem. Zakręcił lekko biodrami, nie mogąc już się doczekać kiedy w końcu minie te kilka minut i będą mogli sobie pójść i się kochać.
Siedząc przy barze, obserwował ruchy Jake’a, który co raz zerkał na niego, jakby się upewniał czy Dan nadal tam siedzi. Starając się mimo wszystko sprawiać wrażenie, lekarz po chwili przekręcił się na stołku i przesunął wzrokiem po tańczących na parkiecie osobach. W zasadzie, nim pójdą, mogliby się trochę o siebie poocierać, pomyślał z westchnieniem. Bardzo lubił to robić z Jake’m.
Czas do końca zmiany barmana zleciał mu bardzo szybko i już po kilku chwilach, gdy za bar wszedł zmiennik Jake’a, ten obszedł długą ladę i podszedł go niego. Dociskając go do kontuaru, przysunął usta do jego ucha.
– Może zanim pójdziemy, – zaczął – dasz się wyciągnąć na parkiet? Na małą… grę wstępną…? – zapytał wibrującym głosem, od którego Danny od razu dostał dreszczy. Wpatrując się w jego oczy i przełykając ciężej ślinę skinął głową. Gdy poczuł rękę kochanka wsuwającą się w jego dłoń, oderwał się od baru i wpatrując się w jego poskręcane włosy związane w kucyk, ruszył za nim.
Jake wcisnął się w tłum, wiedząc doskonale, że najprzyjemniej jest w samym jego centrum, gdzie atmosfera wprost iskrzy, a powietrze jest tak ciężkie, że niemal kręci się od niego w głowie. Kiedy już tam byli objął Dana w pasie i przycisnął do siebie, od razu zaczynając bujać biodrami. Pod naporem ludzi, musieli być bardzo blisko siebie tak, że ich ciała niemal się ze sobą ścierały.
Dan odetchnął ciężej, zakładając ręce na szyję mężczyzny i masując go po niej lekko. Bardzo szybko zresztą dostał rumieńców, gdy czuł przy kroczu sztywniejącego penisa Latynosa. Kiedy zerknął w dół, próbując dostrzec coś pomiędzy ich ciałami, jęknął cicho widząc, że przez to jak są blisko nie jest to zupełnie możliwe. Muzyka dudniła mu w uszach i rozgrzewała jego ciało, które szybko, instynktownie zaczęło ocierać się o ciało Jake’a. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jego uchylone lekko usta i spinając lekko pośladki, gdy tylko poczuł na nich silne dłonie, sam otworzył wargi. Łapiąc głębokie oddechy czuł na swoich wargach wydychane przez kochanka gorące powietrze i oblizał aż usta, przyciskając się czołem do czoła kochanka.
Jake okręcił go lekko i masując jego pośladki, wcisnął go bardziej w siebie. Przesuwając spierzchniętymi wargami po jego policzku, dotarł w końcu do jego ucha i musnął je czubkiem języka, oddychając głośniej.
– Ja… Jake… – jęknął lekarz, zsuwając dłoń z wilgotnego karku kochanka, na jego tors i masując go mocno.
Od razu usłyszał cichy śmiech Latynosa, który zupełnie bez skrępowania zaczął pieścić jego ucho, wsuwając w nie język. Doskonale wiedział jak bardzo w tym miejscu Danny jest wrażliwy, i że prawdopodobnie mógłby dojść tylko od tego. A przynajmniej takie miał wrażenie, gdy czuł jak zupełnie sztywnym członkiem ociera się o niemniej pobudzonego penisa mężczyzny. Oddychając ciężej i bardziej chrapliwie, zacisnął pięść na przodzie jego koszulki. Czuł jak z tyłu ktoś ociera się o jego plecy, a to w połączeniu z dłońmi kochanka, które wsunęły się na wnętrze jego ud, sprawiało, że miał wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu eksploduje. Nieobecnym spojrzeniem, wpatrywał się w parę ponad ramieniem Jake’a, która w niemniej zmysłowym tańcu, splatała się ciałami. Widząc ich nieobecne oczy i drżące usta, które dla niego wyrażały jedynie ekstazę, sam poczuł jak uginają się pod nim kolana.
Oddychając ciężko zsunął rękę po brzuchu partnera aż udało mu się ją wcisnąć między ich ciała. Od razu jęknął czując, jak Latynos miażdży ją pomiędzy ich ciałami. Gdy udało mu się skupić i zacisnąć nieco palce, z jego ust wyrwał się kolejny jęk, bo chociaż gruby materiał dżinsów nieco to uniemożliwiał, czuł go dokładnie. Przesuwając lekko ręką w bok po twardej wypukłości, poczuł jak mężczyzna mocno zaciska palce na jego udach, które zresztą, pod nogawkami, były już zupełnie wilgotne z podniecenia. Kiedy z kolejnym pulsującym ruchem, kochanek, przycisnął go do siebie, Danny niemal wbił zęby w jego ramię, a paznokciami ręki, którą obejmował jego plecy niemal przebił materiał koszulki. Wszystko co czuł i robił było tak intensywne i miał wrażenie, że to miejsce przenosi go w zupełnie inny wymiar. Zupełnie bezwstydny, wyuzdany i pachnący spoconym ciałem Jake’a, czyli samym czystym seksem.
W ciężkich oddechach ocierali się o siebie torsami, a po chwili Dan miał wrażenie, że nie słyszy już nic oprócz świszczącego oddechu wtulającego się w niego kochanka. Spinając pośladki po chwili wcałował się w jego słoną od potu szyję. Zupełnie tracąc kontrolę nad sobą, przesunął lekko dłoń do góry i palcami zahaczył o pas spodni. Ponownie jęknął czując już pod palcami włosy i gdyby tylko palcami poszedł ich śladem w końcu dotknąłby grubego, pulsującego penisa Jake’a. Wczepiając się palcami w plecy kochanka, tylko resztkami wstydu powstrzymał druga rękę i zadowolił się takim dotykaniem jego ciała.
– No… dalej… – szepnął po kilku minutach Latynos, kiedy sam już miał wrażenie, że niewiele mu trzeba by jednak zedrzeć z Dana ubranie i wziąć go tu i teraz. Zresztą był niemal przekonany, że absolutnie nikt nie zwróciłby na to większej uwagi, bo wszyscy jak w transie zajęci byli tylko sobą i swoimi partnerami.
Słysząc zduszony jęk kochanka, objął go silniej rękoma, mając nadzieję, że jeżeli Dan się waha jego uścisk zapewni go o tym, że są bezpieczni, że mogą robić wszystko, bo w gruncie rzeczy są tu sami. I już po chwili poczuł, jak jego gorące palce, po pokonaniu ostatniej bariery jaką była bielizna, wsuwają się w skręcone włosy łonowe. Odetchnął głośno do jego ucha i zaczął je pieścić jeszcze intensywniej.
Danny przesunął rękę lekko w bok i zadrżał gdy wiodąc palcami po jego penisie dotarł w końcu do wilgotnej główki. Miał wrażenie, że czuje już jego zapach i aż zaśmiał się cicho zauważając, że nagle resztki wstydu zupełnie z niego uleciały. Wciskając głębiej palce, ujął jego penisa i poruszając nimi na tyle na ile dawał radę zaczął go nimi pieścić. Ciężkie oddechy Jake’a nakręcały go jeszcze bardziej, a pulsujące światła, narzucały im rytm w jakim ich ciała dociskały się do siebie.
Barman dopasowując się do jego ręki, westchnął głośno i przez kilka chwil wydawało mu się, że jest zupełnie zaspokojony tymi pieszczotami. Szybko jednak okazało się, że naprawdę potrzebuje o wiele, wiele więcej.
Ocierając się policzkiem o jego policzek oblizał usta.
– Darkroom, magazyn czy dom? – zapytał chrapliwie.
Danny przełknął ciężej ślinę.
– Sa… samochód. – westchnął do jego ucha – Pamiętasz? Już dawno mieliśmy się w nim kochać.
Jake zaśmiał się cicho i skinął głową. Kilka razy jeszcze zafalował biodrami i w końcu odsunął się lekko. Kiedy Danny wyciągnął dłoń z jego spodni, przesunął ręce na jego szyję i przyciągnął go do namiętnego pocałunku. Penetrując jego usta głęboko, zamruczał z przyjemności. Między nimi zawsze była taka niemożliwa chemia, która zapierała mu dech w piersiach, gdy tylko go całował czy dotykał.
Kiedy po kilku chwilach odsunął się od pocałunku, pociągnął go z powrotem w stronę baru.
Danny ponownie, niemal nieobecnym spojrzeniem wpatrywał się w jego szerokie plecy i dawał mu się po prostu prowadzić, mając wrażenie, że naprawdę pójdzie za nim wszędzie. Po chwili sięgnął palcami do ucha, nadal wilgotnego od jego śliny i przesunął po nim opuszkami palców. Kiedy przysunął je do nosa, natychmiast poczuł znajomy zapach penisa barmana i uśmiechnął się do siebie.
Kiedy dotarli do kontuaru Jake odwrócił się do niego i objął ramionami.
– Pójdę tylko po kurtkę i podpiszę się na liście. – powiedział do jego ucha, przesuwając wargami po chrząstce.
Danny skinął tylko głową i oblizał wargi.
– I pilnuj go… – zaśmiał się jeszcze Jake, zerkając wymownie na wyraźnie odznaczający się w jego spodniach wzwód.
Lekarz skinął ponownie głową i wychylając się jeszcze do pocałunku puścił go w końcu.
Kiedy Jake odsunął się od niego i zniknął za wahadłowymi drzwiami prowadzącymi na zaplecze, Danny podszedł do stołka na którym nadal wisiała jego kurtka i przysiadł na nim.
Czuł jak jego ciało całe pulsuje, jak bardzo wilgotne jest od potu i podniecenia, i miał wrażenie, że już wieczność minęła odkąd Jake wyszedł na zaplecze.
Wiercąc się nieco na miejscu, nagle poczuł, że ktoś przysunął się do niego, obejmując lekko w pasie.
– Może zatańczymy? – usłyszał zupełnie nieznajomy głos i aż okręcił się szybko w jego kierunku.
Widząc przed sobą obcą lecz przystojną twarz nieznajomego, zmarszczył lekko brwi i odepchnął go lekko od siebie.
– Patrzysz tak tęsknie w stronę parkietu, że szkoda by było nie skorzystać. – dodał mężczyzna.
Dan uniósłszy brew zlustrował go spojrzeniem. Wysoki, barczysty blondyn o typowo amerykańskiej urodzie, wpatrywał się w niego rozpalonym lecz nieco zamglonym przez alkohol wzrokiem. Napotykając jego oczy, oblizał się lekko i ponownie przysunął dłoń do jego boku.
– Dziękuję za propozycję, ale mam już swojego partnera. – powiedział prosto z mostu Danny i wzruszając ramionami, przekręcił się do niego bokiem.
Mężczyzna jednak nie dając za wygraną, stanął przed nim i uśmiechnął się krzywo.
– Tego barmana? – zaśmiał się – Daj spokój, on już poszedł do domu. – powiedział, a lekarz szybko obejrzał się za siebie. Jake według niego długo nie wracał, jednak wolałby by nie zastał przy nim obcego faceta.
Wzdychając cicho, zerknął do góry na mężczyznę i pokręcił głową.
– Nie chcę. – uciął i nieco zdenerwowany zsunął się ze stołka. Szybko sięgnął po kurtkę i zarzucił ją na ramiona.
Nieznajomy rozłożył ręce i pokręcił głową.
– Nie bądź taki. – zaśmiał się – Jest piątek wieczór, wyluzuj się, zabaw się trochę. – dodał po chwili znowu sięgając do jego ramienia.
– Nie chcę się z tobą bawić. – powiedział twardo Dan – Czego nie zrozumiesz? – rzucił dostrzegając jego zniecierpliwione już spojrzenie. Naprawdę miał nadzieję, że blondyn pójdzie sobie nim wróci Jake.
Nieznajomy przysunął się do jego szyi, zaciskając mocno rękę na jego skórze.
– No hej… – zamruczał nieco bełkotliwie – Zauważyłem cię jak wszedłeś do knajpy. Jestem naprawdę dobry… Bardzo dobry, nie będziesz żałował. – zapewnił go solennie lecz on odepchnął go mocniej.
– Jestem już zajęty, więc znajdź kogoś innego. – rzucił odsuwając się na kilka kroków, by mężczyzna już go nie dotknął, i by Jake, gdy już wróci, nie skojarzył ich ze sobą.
Szybko jednak jego nadzieje legły w gruzach, gdy tuż przy sobie poczuł znajomy zapach kochanka.
– Jakiś problem? – zapytał Jake kładąc mu rękę na plecach w dosyć zaborczym geście.
– Nie, wszystko jest okej… – zaczął lekarz, lecz nieznajomy zamiast go poprzeć, przybrał wrogą minę.
Dan jęknął w duchu.
– Chodźmy, Jake… – dodał, zerkając na niego.
Barman wpatrywał się nienawistnie w oczy blondyna, co jeszcze bardziej go zaniepokoiło. Przecież wszystko ostatnio było tak dobrze. Zero kłótni, zero zazdrości. I nawet sam już nie myślał o agresywnym zachowaniu Jake’a, bo po prostu było im cudownie sielsko i spokojnie. Zero wspomnień o Aaronie, który zupełnie się nie odzywał, za co Dan był mu wdzięczny. Nawet on sam nie był aż tak zazdrosny o klientów klubu. W każdym razie starał się bardzo, by było okej.
Teraz jednak widząc jak obaj mierzą się wzrokiem, zagryzł mocno wargę i złapał kochanka za rękę.
– No co…? Jestem lepszy od tego gogusia… – rzucił blondyn i spojrzał na Latynosa kpiąco.
Jake czując ciepłą dłoń Danny’ego odetchnął głębiej. Naprawdę starał się zignorować to prowokujące spojrzenie blondyna. O ile jednak po wyjściu z zaplecza powstrzymał się widząc, jak nieznajomy przystawia się do jego faceta tak teraz był już naprawdę wkurzony. Bo on nie powinien tak na niego patrzeć.
– Daj spokój, Jake, jest pijany… – usłyszał z boku i oddychając ciężej skinął głową.
Naprawdę ciężko było mu zbyć ten nagły skok adrenaliny. Bardzo chciał w końcu jej ulec, tym bardziej, że przez taniec z kochankiem był tak bardzo pobudzony. Poza tym, przecież to nic złego, a facet sam się prosi. Nie mówi zbyt wiele, ale patrzy tak na niego. I w dodatku dotykał jego Dana.
Czując jak lekarz odciąga go do tyłu, odetchnął cicho i obejrzał się za nim.
Doskonale wiedział co myśli o tym wszystkim, że wcale nie podoba mu się to w jego charakterze. I nie mógł mu się dziwić. Jednak to było jak narkotyk, uzależnienie, które uparcie ciągnęło go w kierunku blondyna.
Czując opór, Danny obejrzał się za siebie, a widząc twarz Jake’a posłał mu niemal błagalne, lecz twarde spojrzenie. Całe podniecenie szybko z niego wyparowało i o ile do tej pory drżał właśnie przez nie, teraz po prostu bał się o Latynosa. O jego reakcję.
I jeszcze chwila, i Jake by mu uległ, jednak nim ochłonął do końca, poczuł jak coś ciągnie go do tyłu za kołnierz.
Kiedy się odwrócił, spojrzał na mężczyznę i odepchnął go mocno. Ten zatoczył się nieco na bar i w tym momencie Latynos mógł odejść. Odwrócić się, wziąć Dana za rękę i po prostu sobie pójść. W każdym razie tak to właśnie widział sam Danny.
W rzeczywistości jednak Jake oblizał tylko usta i już po chwili wyrywając się z uścisku kochanka, dopadł do ciała mężczyzny, przyszpilając go do baru.
– Jake! – rzucił Danny zduszonym głosem i dopadł do niego szybko łapiąc za uniesione ramię.
Nie mógł przecież mu pozwolić pobić tego typka. Czy Latynos wcale nie myślał? Przecież i tak miał zawiasy za pobicie!
Łapiąc go za rękę, Dan starał się go odciągnąć i chociaż nie należał do słabych, miał z tym duży problem. Nagle jednak jęknął głucho, czując jak barman zamachując się na blondyna, uderza go łokciem w policzek. Ignorując to jednak, pociągnął go mocno do siebie. Kiedy udało mu się ich rozdzielić spojrzał rozczarowany na kochanka, napinając nieco plecy, gdyby ten w złości chciał skoczyć również i na niego.
Jake oddychając ciężko, wpatrywał się w Dana wściekłym spojrzeniem.
– Do cholery, opanuj się! – warknął na niego lekarz, stojąc pomiędzy nim, a nieznajomym.
Kiedy z tłumu gapiów wypadł ochroniarz uspokoił go tylko skinieniem głowy. Mężczyzna podszedł do podpierającego się o bar blondyna i przyjrzał mu się uważnie. Dan również z racji tego, że widział że kochanek już się nieco uspokoił skierował swoje spojrzenie ku sprawcy całego zamieszania.
Chociaż tak właściwie przecież to Jake był wszystkiemu winien. Wcale nie musiał się na niego, do cholery, rzucać.
Przyglądając się jego twarzy Danny odetchnął uspokojony. Na szczęście Latynos nie zdążył go uderzyć, bo mężczyzna nie wyglądał na takiego, który odpuściłby i nie zgłosił pobicia na policję.
– Jesteś lekarzem, nie? – rzucił do niego ochroniarz.
– Tak, ale nie trzeba nim być, by stwierdzić, że facet jest po prostu pijany. – powiedział chłodnym tonem Dan i w końcu odsunął się od niego – Radziłbym go wyprowadzić z klubu…
– Nooo.. miałem na myśli raczej ciebie. – powiedział wymownie mężczyzna, zerkając na jego czerwony policzek.
Lekarz skrzywił się lekko i sięgnął do niego palcami. Faktycznie był bardzo gorący i pulsował nieznacznie, ale on sam uśmiechnął się tylko krzywo do mężczyzny.
– Poradzę sobie. – zapewnił go i oblizał usta.
Ten tylko wzruszył ramionami i pociągnął blondyna za ramię do góry.
– No, ty już kończysz imprezę. – rzucił do niego i zaraz poprowadził w kierunku wyjścia.
Danny odetchnął ciężko i odwrócił się w końcu do drepczącego w miejscu Jake’a. Zaciskając zęby podszedł do niego i ujął mocno za ramię.
– Wracamy do domu. – rzucił zimnym tonem i pociągnął go w tę samą stronę, w którą wcześniej podążył ochroniarz.
– Ale.. Dan… – jęknął jeszcze Latynos.
Widząc, że kochanek wcale nie zwraca na niego uwagi zacisnął mocno wargi idąc za nim posłusznie i mając nadzieję, że uspokoi się podczas drogi do auta.
Kiedy jednak wyszli przed klub i doszli do samochodu lekarza wysunął się z uścisku i jęknął cicho widząc jego puchnący policzek.
Danny pochylił się do niego i jednym ruchem wyszarpał z jego kieszeni kluczyli do auta. Zupełnie nie w głowie było mu to, że wcześniej trochę wypił, ani to, że przecież mieli się kochać. Wszystkie jego myśli zajęte były Jake’m i jego chorą agresją, tym, że o mały włos na kilka dobrych miesięcy mógł trafić do więzienia. Zresztą wolał nawet nie wiedzieć jak bardzo musiał pobić tamtego kolesia, że aż dostał za to zawiasy.
– Dan… – rzucił barman, starając się spojrzeć w jego oczy.
Mężczyzna jednak z uporem unikał jego spojrzenia.
– Danny! – warknął w końcu, głośno wypuszczając z płuc powietrze.
Lekarz uniósł na niego pytające i nieco wyzywające spojrzenie.
– Tak?
– Podobało ci się? – rzucił Jake, czując jak cała wściekłość do niego wraca.
– Co takiego miało mi się podobać? – zapytał faktycznie zaskoczony – To, że jak głupi gówniarz dałeś się sprowokować pijanemu facetowi? – zakpił, chociaż wiedział, że nie powinien jeszcze bardziej prowokować kogoś w takim stanie, w jakim był barman.
– To jak się do ciebie przystawiał! – rzucił Latynos popychając go na samochód.
– Co…? – wydusił z siebie Dan i pokręcił głową – Uspokój się i wsiadaj do środka. – polecił najbardziej stanowczym tonem jaki mógł z siebie wykrzesać.
Jake zaśmiał się ironicznie i skinął głową.
– Podobało, prawda? – rzucił – Pewnie gdybym nie wrócił, poszedłbyś się z nim pieprzyć. – dodał wpatrując się w niego niemal z furią.
– Cholera, Jake! – wydusił z siebie Danny – Co ty w ogóle opowiadasz…?
– A może nie, co? – zakpił i przycisnął go mocniej.
Dan ze złością starał się odepchnąć go od siebie.
– Nie! – rzucił, czując rosnące w nim rozczarowanie.
Przecież wszystko miało być już okej. Czy Jake mu tego nie obiecał? Mieli nie wracać już do tamtej kłótni, ani faktu, że zdradził Aarona. Tylko że, w takich sytuacjach jak zwykle kochanek zapominał o tym, że zdradził go z nim i ponownie mu to wypominał. To nie było fair. I chociaż Dan, rzeczywiście był winny to Jake chyba jest ostatnią osobą, która powinna go o tym uświadamiać i krytykować.
Jake widząc niechęć w oczach mężczyzny spuścił na chwilę wzrok napotykając nim nabrzmiały policzek mężczyzny. Szybko, czując w ustach gorycz, odsunął się od niego, czując jak złość natychmiastowo zamienia się w poczucie winy.
Czy nie obiecał mu, że nigdy go nie uderzy? Że będzie nad tym panował?
Kiedy wracał myślami do sytuacji sprzed chwili naprawdę nie pamiętał niemal nic prócz złości. Nawet nie wiedział kiedy uderzył Dana ani jak w ogóle mógł to zrobić.
W dodatku to jego rozczarowane spojrzenie. Nie chciał go widzieć. Nie tak miało być. Przecież kochał go, prawda?
Danny pokręcił głową w geście bezsilności.
– Domyślam się, że jesteś chory, ale skoro tak, może po prostu powinieneś pójść do lekarza, a nie wyładowywać się na innych? Jake… – powiedział miękko.
Wiedział, że o wiele więcej zyska jeżeli będzie dla niego łagodny, ale to było trudne, tym bardziej, gdy kochanek sugerował mu takie rzeczy. Że mógłby go od tak zdradzić na przykład z tym blondynem.
Czy biorąc pod uwagę chociażby ich wcześniejszy taniec nie dał mu dowodu, że widzi tylko jego? Że wprost szaleje na jego punkcie? Bardzo chciał mu pomóc i żałował, że wcześniej nie zaproponował mu żadnej terapii.
– Nie jestem wcale chory. – powiedział Jake, zakładając ramiona na piersiach – Po prostu…
– Po prostu? – westchnął Dan – Jake, jeżeli sobie z czymś nie radzisz to prosisz kogoś o pomoc. To logiczne.
Latynos spojrzał na niego sceptycznie i zacisnął mocno zęby, a Danny widząc to nieustępliwe spojrzenie ponownie poczuł falę bezsilności. Tak, jak poprzednio okazywało się, że gdy wszystko jest okej, Jake ufa mu, jest szczery i otwarty, a gdy nagle pojawiają się problemy, zupełnie zamyka się w sobie i odcina od niego, chociaż razem na pewno doszliby do tego jak sobie ze wszystkim poradzić.
Po kilku minutach, odwrócił się do samochodu i otworzył go pilotem.
– Jedziemy do domu? – zapytał cicho i spojrzał na niego.
Latynos przełknął ciężko ślinę i powoli pokręcił głową.
– Nie, Dan… Ja nie jadę. – powiedział.
Mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony i wyprostował się mocniej.
– Dlaczego nie? – zapytał ochrypłym głosem.
To nie mogło dziać się naprawdę. Czy Jake znowu w przypływie chwili chciał z nim zerwać? Przecież to było głupie, zupełnie nie było ku temu powodów.
– Wsiądź do auta i pojedziemy do domu, Jake. – powtórzył łagodnym, nieco drżącym głosem, przełykając gulę zaczynającą dławic mu gardło.
Kiedy kochanek ponownie pokręcił głową, Dany odetchnął głęboko i potarł brew. Uniósł na niego zupełnie bezsilne spojrzenie i skinął w końcu głową. Bez słowa już obszedł auto i wsiadł do niego. Wydawało mu się, że po zajęciu miejsca dłużej niż zwykle zapina pas, nagle też poprawił fotel i lusterka byleby dać mężczyźnie czas, by mógł jeszcze wsiąść. Kiedy jednak skończył ze wszystkimi przepisowymi rzeczami jakich nigdy nie robił, powoli uruchomił silnik. Ociągał się jeszcze przez chwilę, ale Jake nawet o krok nie zbliżył się do drzwi.
W końcu otwierając szybę, pochylił się w jego kierunku.
– Wsiadaj, Jake… – rzucił, patrząc na niego niemal błagalnie.
Barman odwrócił spojrzenie i cofnął się o kilka kroków. Widząc to, Danny wyprostował się na miejscu i zaciskając wargi odetchnął głęboko. Zupełnie nie rozumiał jego zachowania, a kiedy w końcu Jake odwrócił się do niego plecami, zamknął okno. Gdy ruszył z parkingu dostrzegł jeszcze w lusterku jak kochanek wyjmuje paczkę papierosów z kieszeni i zapala jednego ruszając wolnym krokiem w kierunku wejścia do klubu.

21 uwag do wpisu “Till We Are Vol. 3 Ch.12

  1. Witam,
    jak dobrze, że zapisał się na terapię, na pewno razem dadzą radę… Jake nie chce go stracić…
    Dużo weny życzę Tobie…
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Trochę późno komentuję, ale jakoś się nie mogłam zebrać. A więc…
    Jake mnie denerwuje. Serio. Rozumiem, że jest zazdrosny, ale facet przekracza chyba wszystkie granice. Nie ma powodów, żeby nie ufać kochankowi, bo przecież ten zostawił dla niego swojego faceta, z którym miał stabilny związek (kij z tym, że nie był w nim szczęśliwy, nie o to chodzi). Dobra, wiem – Dan zdradził Aarona, ale zdradził go z nim. Nie powinien mu tego ciągle wypominać, zwłaszcza, że sam sprowokował całą sytuację. Tak w ogóle powinien iść do psychologa ze swoim problemem z przemocą, bo facet jest niebezpieczny dla otoczenia. Nawet dla kochanka, którego, choć nieumyślnie, uderzył. Nawet dla siebie, bo on też mógłby porządnie oberwać podczas jakiejś bójki, którą sprowokuje, bądź zostanie sprowokowany, a ponadto ma wyrok w zawiasach i może trafić do więzienia.
    Nie wiem, co ten Jake kombinuje i czemu nie chciał wrócić z Danem. Mam nadzieję, że nie uroił sobie w tej pokręconej główce, że sprawia lekarzowi same kłopoty i krzywdzi go, zamiast dawać bezpieczeństwo, którego oczekuje się w związku (dobra, może po części tak jest, ale jakby się postarał choć troszkę zmienić, to byłoby zdecydowanie lepiej) i nie postanowi z nim zerwać, bo uzna, że tak będzie lepiej dla Dana. Oboje się kochają i to powinno być najważniejsze. Powinni wspólnie rozwiązywać swoje problemy – a Jake zdecydowanie ma poważny problem – a nie zwyczajnie uciekać. Lubię tą parkę i chcę, żeby było między nimi jak najlepiej, a tu jak na złość, wszystko się wali przez niską samoocenę Jake’a i jego problem z utrzymaniem nerwów na wodzy. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko się między nimi wyjaśni i będą razem szczęśliwi.
    Trochę smutam, że nie będzie już Aarona, bo zapałałam do niego pewną sympatią, no ale jak go nie lubisz, to nie ma sensu się do niczego zmuszać, bo takie wymuszone teksty nie byłyby tak dobre jak coś, o czym pisać lubisz.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
    I serio już się zbliża koniec? Aż mi trudno uwierzyć. Będę za nimi tęsknić. A tak btw, to ile rozdziałów zostało do końca, tak mniej więcej?

    „Gdy zbiegł na dół po schodkach od razu zalała do fala kolorowych świateł i dudniącej muzyki.” – „go” nie „do” i przecinek przed „od razu”.
    „Oczywiście mógł iść na około, nieco luźniejszym traktem, jednak za nic nie opuściłby tego przejścia.” – „naokoło”.
    „Jake zaśmiał się wyjął mu z ręki szklankę.” – brakuje „i”.
    „Siedząc przy barze obserwował ruchy Jake, który co raz zerkał na niego, jakby się upewniał czy Dan nadal tam siedzi.” – „Jake’a” i przecinek po „barze” i chyba po „czy”.
    „Bardzo lubił to robić z Jakie’m.” – a nie „Jake’m” czy jakoś tak?
    „- Nie wszystko jest okej… – zaczął lekarz, lecz nieznajomy zamiast go poprzeć, przybrał wrogą minę.” – po „nie” chyba powinien być przecinek, bo brzmi to tak, jakby nie wszystko było w porządku. Chyba że tak miało brzmieć.
    „Po za tym, przecież to nic złego, a facet sam się prosi. Nie mówi zbyt wiele, ale patrzy tak na niego.” – „poza”.
    „Całe podniecenia szybko z niego wyparowało, i o ile do tej pory drżał właśnie przez nie, teraz po prostu bał się o Latynosa.” – „podniecenie” i chyba bez tego przecinka po „i”, tak mi się wydaje.
    „- Wracamy do domu. – rzucił zimnym tonem i pociągnął go w tę samą stronę, w która wcześniej podążył ochroniarz.” – „którą”.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny. I oczywiście powodzenia z sesją.

    1. Ja też wierzę, że między nimi się ułoży. Myślę, że Dan nie odpuści Jake’owi tak łatwo, nie tylko dlatego, że to dla niego zerwał z byłym, a po prostu dlatego, że go kocha. Danny nie jest raczej typem, który co chwilę się odkochuje i zakochuje. A Jake? Kto wie? Może już zaczął coś ze sobą robić? Mam nadzieję, że nieco wyjaśni się po kolejnym rozdziale. Myślę, że on też musi być zmęczony swoim zachowaniem i na pewno dojdzie też do wniosku, że czas trochę powalczyć ze swoimi wadami. Oby mu się udało.
      Uch, Aaron. Ja naprawdę, naprawdę nigdy nie wiązałam z nim większych planów. I to wcale nie tak, że go umyślnie zostawiłam czy cokolwiek jeszcze. W ogóle nigdy nie miał zagościć tu na dłużej a na początku też miał być bardzo złym panem. Dopiero po rozmowie z moją prawą ręką dałam się przekonać, by kucharz nie był czarnym charakterem. Bo oczywiście byłoby łatwiej gdyby był zły i wtedy zdrada Dana miałaby mniejszy wymiar, jeżeli mogę tak powiedzieć. To co dla Aarona szykowałam na pewno usprawiedliwiłoby ją w dużej mierze.
      Jak się zresztą okazuje, nie tylko Danowi byłoby łatwiej. :I
      Huuu… przyznaję, że od dłuższego czasu nie wchodzę już na bloga z niecierpliwością i przyjemnym dreszczykiem, ale cóż, są jeszcze ludzie, którzy na mnie liczą i heh… kusi mnie by skrócić ostatnią serię o dwa rozdziały, ale dla nich postaram się by tak, jak poprzednie, miała ich dziewiętnaście.
      Dziękuję za literówki! <3
      Pozdrawiam,
      ~~

  3. o rany, jak mnie dawno tu nie było – tyyyle rozdziałów do nadrobienia!
    strasznie szkoda mi Dana – nie ogarniam zachowania Jake’a. chyba jestem na to za głupia, albo to Jake ma jakiś problem większego kalibru. hej, w końcu DLA NIEGO lekarz dopuścił się zdrady, tak? czemu uważa, że teraz mógłby go zdradzić, od tak sobie?
    niemniej jednak – wciąż niezmiennie ich uwielbiam :3 chyba nawet najbardziej z całego opowiadania.
    pozdrawiam, życzę weny i (mam nadzieję…) do piąteczku <3

    1. Huuu… nie udało mi się w ubiegły piąteczek, ale na ten, rozdział już zamknięty i czeka na 12.00.
      Tak, Jake ma problem, ale wierzę, że z Danem sobie z nim poradzą. I miło mi, że ich lubisz, w ogóle, wszystko zmierza ku końcowi i dzisiaj ostatni rozdział z nimi. C:
      Zapraszam (:

  4. Kochana Ingo. Widzę że niektórzy psioczą na Jakea lub Dana i obu ich naraz ;) a ja kocham każdą postać w opowiadaniu. Nie oszukujmy się, w życiu tak właśnie jest. Każda para jest inna. Nie wszyscy mają tylko motylki tęcze i jednorożce w związku. Czasem mają gwałtowne burze i upały. ;) każda postać w opowiadaniu ma charakter i „powód”. Cos co mowi kim jest, jaki jest i dlaczego. I to nadaje im cielesności. I za to ich kocham. ;) nie pierdzą tęczą. ;) jake jest jak dynamit i dobrze. Bo z dynamitem nigdy nie wiesz co sie stanie. Ale to cenny i trudno dostępny materiał ;)

    Pozdrawiam ciepło ;)

    1. Chyba Dan jest podobnego zdania. I cóż, pomimo wszystko myślę, że nie żałuje rozstania z Aaronem, w końcu nie był z nim szczęśliwy. A każdy chce być. C:
      Bardzo się cieszę, ze ich lubisz. C: Aż dziwnie, że już niedługo koniec TWA, cuuu? heh

      Trzymaj się i dziękuję za komentarz.
      <33

  5. Jeju… Mam mieszane uczucia… z jednej strony z Jakiem jest coś nie tak i jego zachowanie w stosunku do Dana jest jak dla mnie poniżej normy, acz z drugiej, przecież właśnie ten problem powinni razem jakoś rozwiązać, bo w końcu to związek, a nie poddawać się jak to zrobił barman, a przynajmniej na to wyglądało.
    Ale co mogę powiedzieć? Dreszczyk emocji, smuteczek na moim pyszczku i w ogóle be, co nie zmienia faktu, że tęskniło mi się za tą parą i cieszę się, że w końcu coś z nimi się pojawiło. :)
    Przemyślenia były, coś pozytywnego było, to teraz standardowe pretensje: W takim momencie? Uh… To takie trudne… -koniec pretensji.
    I jeszcze niewielka dygresja, nie mogłam się nie zaśmiać, tak pozytywnie oczywiście, na powtórzenia w pewnym momencie. Ale przynajmniej wiedziałam, że na pewno chodzi o „palce” ^^
    Jak co piątek, niczym nałogowiec wyczekiwałam rozdziału, gdy ów się pojawił, nie miałam oczywiście kiedy go przeczytać, bo w ciągłym biegu jestem, ale udało się. Teraz, kochana Rzeczywistości, jestem twoja.. aż do kolejnego piątku, ma się rozumieć ;)
    Rozdział jak zawsze super :)
    Pozdrawiam! :)

    1. Powinni, ale jak na razie Jake jakoś hm… niezbyt potrafi się przełamać. Ale trzymajmy za niego kciuki. I za Dana, żeby w końcu udało mu się dotrzeć do kochanka.
      Hmmm… Dawno nie było końca w ‚takim’ momencie, więc pomyślałam, że czemu właściwie nie? >D
      Uch… myślę sobie, że kiedyś porządnie zabiorę się za poprawienie TWA… Kiedyś. Jak się podszkolę. C:

      Ha ha ha. Więc zapraszam po koleją dawkę TWA już za tydzień. C:
      Dziękuję i również pozdrawiam. C:

  6. Wehehehehehe @u@ D. Ten taniec był taki gorący Q^Q. Tak się wczułam w te klubowe klimaty, że jak się skończyło to było mi mało iiii musiałam sobie włączyć Queer as folk… xD.
    Jak się tak fajnie zaczęło, to w sumie liczyłam na seksy, ale w zestawieniu drama seksy chyba jednak wygrywa drama, więc jestem usatysfakcjonowana >D.

    1. Jesteś wariat, Jun. Kochany wariat. *^*
      A czo do seksów… myślę, że nie ma nic lepszego niż seksy po dramie, cuuu? C:

  7. Świetny rozdział! :3
    I zaskakujący. Zaczynając go czytać, a nawet będąc już w połowie, nie powiedziałabym, że sprawy potoczą się w ten sposób. Chociaż myślę, że mogłam to przewidzieć znając już po części charakterek Jake’a…
    Jak mógł…? :c Wolę trzymać się wersji Danny’ego, że po prostu ma ze sobą problem, który, łatwo bądź też nie, da się wyleczyć. To by oznaczało, że barman ma jakąś szansę na zyskanie w moich oczach. Nie lubię, kiedy nie lubię jakiejś postaci xD
    Prawdopodobnie piszę to pod każdym rozdziałem z lekarzem i Latynosem, ale napiszę jeszcze raz: czekam na rozdział z Aaronem!

    Pozdrawiam i życzę weny <3 ^.^

    1. Oj, Jake jest wybuchowy. Nie umie się hamować.
      Um, wybacz no. Ja też bym oczywiście wolała, żeby wszyscy wszystkich lubili, ale tak się po prostu nie da. Ale kto wie… mało ma Jake czasu, ale może jednak jakoś zapunktuje u Ciebie? Chociaż troszeńkę?
      I się powtórzę, ale Aarona już nie będzie. Nie pojawi się już w TWA.

      Dziękuję i również pozdrawiam. C:

  8. ,,Oddychając ciężej i bardziej chrapliwie, zacisnął pieść na przodzie jego koszulki.” ~ ,,pięść”
    ,,- Jesteś lekarzem, nie? – rzucił go niego ochroniarz.” ~ ,,do”
    ,,- Nooo.. miałem na myśli raczej ciebie. – powiedział wymownie mężczyzna, zerkając na niego czerwony policzek.” ~ ,, na jego”
    ,,Wszystkie jego myśli zajęte były Jake’m i jego chorą agresją, tym, że o mały włos na kilka dobrych miesięcy mógł trafić do wiezienia.” ~ ,,więzienia”.
    Co kolwiek zrobisz i tak nigdy nie polubie Jake’a i Dannyego. No po prostu ich nienawidze! Moze tp przez to, ze Danny zdradzil Aarona (o rozdzial z nim bede prosil i tym razem! Prosze!)… A koncowka? Czyzby mial zamiar zdradzic lekarza?
    Nie chcialbym zeby taki lekarz mnie leczyl. Fu. Lape wkladal – w klubie gdzie jest tysiac osob – do spodni faceta. Ble…
    A ten moment jak on wkladal palec do ucha i go powachal mnie rozwalil :D Czyzby latynis wkladal Dannyemu penisa w ucho? XD
    Pozdrawiam

    Damiann

    1. Dziękuję za literówki.
      Na szczęście nie musisz ich lubić. Z drugiej strony pod jednym z rozdziałów, gdy pytałeś o Dana (a pytałeś), na moje stwierdzenie, że przecież go nie lubisz, odparłeś, że nigdy tak nie powiedziałeś. Teraz już wszystko jasne.
      W ogóle to ciekawe, że mówisz, że to ciebie obrzydza, ze dotykał tą ręką innego faceta. I ile się nie mylę każdy dotyka się w tych miejscach a nawet brudniejszych, niezależnie od tego czy jest lekarzem czy nie. To tak, jakby lekarze nie robili kup, nie pocili się, czy nie siusiali. Poza tym lecząc innych też dotykają ich spoconych ciał na przykład i tak dalej. Na przykład urolog może dziennie dotykać kilkunastu penisów, więc hm… wybacz, że wyrwałam Cię z idealnego, sterylnego świata?
      Hm… Może po prostu dotykał go tą samą ręką?
      I niewymownie mi przykro, ale Aarona już nie przewiduję w tym opowiadaniu. Bo osobiście go po prostu nienawidzę. Zresztą myślę, że każdy już sam na to po prostu wpadł, bo chyba pisałam już że go nie lubię.
      Pozdrawiam.

      1. Nie pamietan, ale tak, nie lubie ani Dana ani Jake’a. Nie wiem po co tworzylas Aarona skoro go nie nawidzisz. Bez sensu. Nie wiem czy zauwazylas, ale nikt PRAWIE nie lubi Jake’a i Dannyego. Chodzilo mi o to, ze lekarz go dotykal w publicznym miejscu.
        W opowiadaniu sie pisze o losach wszystkich bohaterow (bynajmniej ja w ksiazkach tak czytalem). Twoje zdanie rob co chcesz. Mnie to nie obchodzi.
        Pozdrawiam

        Damiann

        1. też to zauważyłam. radzę nie komentować rozdziałów z tą dwójką, bo swoją wrogością do tej pary denerwujemy autorkę opowiadania i pewnie dlatego Aaron się już nie pojawi. ja ogółem jestem zdania, że ta para jest w tym opowiadaniu zbyteczna. z opisu Till We Are można wywnioskować, że to będzie historia o dwóch parach. obie są na swój sposób ciekawe i naprawdę super (choć po stokroć wolę mojego Keitha i jego panicza <3). a Danny i Jake? jeden jest niezrównoważony, a drugiemu sprawia przyjemność, że ten go leje. widać Danny ma syndrom ofiary. nie mam nic przeciwko, żeby ta dwójka ulotniła się na Bahamy i już o niej nie usłyszeliśmy. lepiej się skupić na pozostałych parach, bo są o niebo lepsze i lubiane :)

          1. Jej. Ale macie problem. Inga pisze o wszystkich tych trzech parach wiec każdy znajdzie cos dla siebie. :) ja strasznie lubie Dana i Jake’a. Bardzo. Wiec dlaczego chcecie odebrać mi tę przyjemność ?! Bo wam sie nie podoba? Strasznie to egoistyczne… Kazdy moze poczytać o swoich ulubiencach bo Inga dba przecież o wszystkie pary. I nie zawsze w związkach pierdzą tęcza czizas.

  9. Chory czy nie, dalej nie lubię tego Jake’a, naprawdę nie masz w zanadrzu kogoś innego dla Dannego? Boję się, że on skrzywdzi. doktorka. I ciągle odnoszę wrażenie jakby łączył ich tylko seks, Ethana i Keitha miał łączyć właśnie tylko seks, a jednak od razu można było wyczuć jakieś , (trochę brakuje mi słowa, ale niech będzie) prądy, napięcie i można się było domyślić, że to coś więcej. Tutaj tego nie czuję, no chyba, że to tylko moje odczucia.
    Niemniej rozdział czytało się świetnie, jak zawsze zresztą :-)
    Pozdrawiam :-)

    1. Obawiam się, że Dan nawet nie chciałby kogoś innego. Myślę też, że raczej nie odpuściłby tak łatwo, skoro dla niego posunął się aż do zdrady. Bo Dan bardzo ją przeżywał.
      Hm… No nie wiem. xD Z drugiej strony, nie oszukujmy się – ta para traktowana jest przeze mnie trochę po macoszemu. I może dlatego nie do końca ich czujesz? No i poza tym nie musisz wszystkich lubić. Fajnie że lubisz pozostałych i czytasz opowiadanie. Dziękuję.
      Trzymaj się ciepło. <3

Dodaj komentarz